- Wczoraj biegłem w Poznaniu.
Cofnijmy się zatem do wydarzeń niedzieli pietnastego czerwca.
Dla wydarzeń niedzielnego przedpołudnia kluczowe jednak okazało się to, co nastąpiło poprzedniego dnia wieczorem. Już wtedy Poznania, wraz z obstawą czterech mężczyzn (czyli małżonka oraz trójki latorośli) zawitała Warszawska Część sztafety, czyli Agnieszka. Niemal w tym samym momencie przyszła krótka wiadomość tekstowa (czyli popularny esemes) od Ali. Problemy zdrowotne z dzieckiem - Ala najprawdopodobniej nie zdoła dotrzeć do Poznania. Wzrok Bartka od razu pada na Tibora (męża Agnieszki):
- Masz buty?
- A wiesz, że wziąłem - pada odpowiedź.
Sobotni wieczór kończy się dosyć późno. Głownie za sprawą rozochoconych nowymi towarzyszami zabaw dzieci, które udaje się zagonić do łóżek dopiero w okolicach godziny dwudziestej trzeciej.
Drużyna Blgaczy na XLPL Ekiden w pełnym składzie plus jedno dziecko (zdjęcie: MONBŻ) |
Krzysiek dystans pierwszej zmiany, czyli cztery tysiące trzysta dziewięćdziesiąt pięć metrów, pokonuje w dwadzieścia dwie minuty i cztery sekundy. Gdy po przekazaniu pałeczki Agnieszcze dotarł do obozu, tam toczyła się już w najlepsze zabawa (piątka dzieci, co się dziwić) oraz rozmowy okołodzieciowe (trzy matki - nalezy dodać wszystkie biegające - co się dziwić). Był też czas na kibicowanie, szczególnie, gdy obok przebiegali poszczególni Blogacze. Od razu, co wspólnie zaobserwowali Bartek i Krzysiek, dało się odczuć subtelną różnice atmosfery, w porównaniu do tej, którą zapamiętali z warszawskich sztafet maratońskich. Choć nad Maltą nie brakowało miejsca i biegacze bez problemu dzielili ścieżkę z rowerzystami, rolkarzami czy spacerowiczami, skutkowało to tym, ze i atmosfera biegowego święta rozkładała się na większej powierzchni, przez co była również mniej odczuwalna.
Tymczasem Agnieszka miała już do pokonania dwa pełne okrążenia wokół poznańskiego sztucznego akwenu znanego jako Malta, czyli dziesięć tysięcy osiemset metrów. Po pięćdziesięciu dwóch minutach i pięćdziesięciu dwóch sekundach (przypadek?) dotarła po raz drugi do strefy zmian by na kolejne dwa okrążenia mogła wyruszyć Maria. Ona z kolei dystans dziesięciu koma okiem kilometrów pokonała w pięćdziesiąt cztery minuty i trzydzieści jeden sekund, ba na trasię po raz kolejny mogła pokazać się ta sama niebieska koszulka. Startujący w zastępstwie Ale Tibor, postanowił bowiem dzielnie reprezentować barwy bloga prowadzonego przez matke jego trojga dzieci i pobiec w koszulce żony. Oprócz adresu uerel bloga na plecach niósł również (co zrozumiałe) imię jego autorki. Start z tzw. biegu okazał się bogosławiony w skutkach - Tibor boeiem pobiegł najszybciej z całego składu sztafety, pokonując dystans pięciu tysięcy czterystu metrów (czyli jednego okrążenia jeziora) w zaledwie dwadzieścia jeden minut i czterdzieści jeden sekund, ustanawiając tym samym nieoficjalną życiówkę na pięć kilometrów. Tego samego, czyli poprawienia rekordu życiowego, dokonała Kasia, która z kolei na jedno okrążenie potrzebowała minut dwudziestu ośmiu i sekund szesnastu. Z bojowym okrzykiem przekazała pałeczkę Bartkowi, który wyruszył na ostatnią już, również długości pięciu koma czterech kilometrów, zmianę.
Zabawa w przerwach od kibicowania i kreatywne wykorzystanie zawartości pakietu startowego (zdjęcie: MONBŻ) |
Medali niby sześć, a jednak jeden (zdjęcie: MONBŻ) |
Czytał dla Państwa Bogusław Wołoszański*.
*Autor bloga wyrażą cichą nadzieję, że tytuł posta oraz sposób narracji (zdając sobie jednocześnie sprawę, że jest to jedynie nieudolna próba naśladowania Mistrza) sprawiły, że w swej głowie czytelnik słyszał właśnie charakterystyczny głos pana Bogusława.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz