21 listopada 2010

Wszystkie Ryśki to porządne chłopy...

Ryszardowi Grobelnemu gratulujemy Poznańskiego (półtora) Maratonu i świetnego wyniku w wyborach: 49,24 wg sondażu Gemini telewizji WTK.
Dodam tylko, że gdybym nie biegał zapewne zagłosowałbym tak samo jak zagłosowałem.

A Ty, czy spełniłeś swój obywatelski obowiązek?

18 listopada 2010

Krok po kroczku, krok za krokiem...

Wszystkich Świętych i Święto Zmarłych dawno już za nami a ja jeszcze żadnej gwiazdkowej* kolędy nie widziałem w telewizji (a może przegapiłem - faktem jest, że zaniżam i do dosyć znacznie średni dzienny czas spędzany w narodzie przed szklanym przepierzeniem). Co gorsza, na tzw. Fejsie rozpoczęcie sezonu wałkowania piosenki Last Christmas zaplanowane jest "dopiero" na pierwszy grudnia. No jak nic święta się spóźniają w tym roku.

Mała dygresja - pamiętacie dowcip o rozmowie przedświątecznej dwóch blondynek**?
- Słyszałaś? W tym roku wigilia wypada w piątek.
- O bosze (sic!), mam nadzieję, że nie trzynastego.

Na szczęście jeden z portali dla biegaczy czuwa i już przygotował pierwszą z trzech części propozycji na "podchoinkowe" (i nie tylko, bo po drodze mamy jeszcze 6.12, a wtedy, w zależności od regionu, trzeba grzebać pod poduszką, w bucie i gdzie tam jeszcze) prezenty dla amatorów przebierania nogami. Nam nie pomoże to w wybieraniu podarków dla najbliższych, o ile nie należymy do tych szczęśliwców, którzy dzielą swoją pasję z mężem, żoną czy kuzynem, ale może warto zostawić, niby to przypadkiem, przedmiotową stronę otwartą na ekranie komputera.
Z podanego zestawu propozycji najbardziej spodobał się portfel na ramię z saszetkami na żele energetyczne. Chociaż, to prezent raczej na tę cieplejszą część roku. Na drugim miejscu umieściłbym zestaw czapka - rękawiczki - odblask. Ciekawy pomysł stanowią też pakiety z gratisem w formie torby świątecznej. Tylko dlaczego nikt nie pomyślał o najprostszym i najbardziej odpowiadającym na aktualne potrzeby biegacza upominku - bonie zakupowym do znanej sieci ze sprzętem sportowym?
A Wy, co ze wskazanej listy widzieliście by pod swoją "panną zieloną"?

*W pierwszym odruchu chciałem napisać "bożonarodzeniowej" ale to właśnie komercja tak skutecznie pozbawia te święta (a zwłaszcza czas oczekiwania na nie) ich właściwego im ducha.
**Aby uniknąć nieporozumień, darzę blondynki wielką atencją - dwie witają mnie, gdy wracam do domu.

15 listopada 2010

Weekend dwóch rekordów - cz. 2

Tak oto musiał minąć tydzień i kolejny weekend (kolejny długi), abym zasiadł wreszcie do opisywania drugiej części rekordowego weekendu. Ale tak to już bywa z długimi weekendami, zwłaszcza jeśli zaczynają się w środę po południu. Cofnijmy się zatem do wydarzeń z niedzieli, 7 listopada...

Półmaraton ten (Kościański, Szósty, Międzynarodowy) zaczął się szczególnie, nie tylko dlatego, że Małżonka postanowiła mi towarzyszyć. Zdecydował o tym fakt (w głównej mierze też o wspomnianym towarzystwie), że w Kościanie mamy rodzinę, do której udaliśmy się zaraz po odebraniu pakietu startowego (w którym znajdował się miedzy innymi... dyplom ukończenia biegu, z wolnym miejscem na nazwisko). Od progu przywitało mnie zapytanie Ciotki Ewy, co ja będę jadł i czy mam jakąś specjalną dietę. Posilony ulubionym daniem tramwajarza (choć w Kościanie nie ma tramwajów), czyli kanapką z "szyną" (a nawet dwoma) i herbatą mogłem czynić przygotowania do samego biegu. Na start udali się ze mną wspomniana Ciotka Ewa i jej syn, a mój przyszywany kuzyn, Mikołaj - Dziewczyny miały dołączyć na krótko przed spodziewanym czasem mojego pojawienia się na mecie. Przed startem ustawiłem jeszcze wirtualnego partnera w Gremlinie, by prowadził mnie na czas 1:45 (asekuracyjnie ustawiłem dystans 22 km), starter dał sygnał i ruszyliśmy na trzy pętle (i jeszcze kawałek) po siedem kilometrów każda.

Pierwsza pętla - 0:35:18

Na początku było dosyć tłoczno, co poskutkowało tempem ok. 5:30 na pierwszym tysiącu metrów. Dalej udawało mi się utrzymywać tempo nieco poniżej pięciu minut na kilometr. Najbardziej zaskakujące na pierwszym okrążeniu było to, że na każdym kroku spotykałem Ciotkę Ewę i Mikołaja - wiadomo autochtoni. Mikołaj powiedział mi później, że gdybym biegł tak, jak oni chodzili, wygrałbym na pewno. Wraz z innymi biegaczami udało nam się ustalić przyczynę faktu, że Pani Parasolka zwykle przybiega jako jedna z ostatnich. Fakt jest taki, że wszyscy biedną panią Marię pozdrawiają i zagadują, ona się biedna musi odwzajemniać (wiadomo - dama) - i jak tu oddechu pilnować, no jak?
Na końcu okrążenia ustawiony był punkt odżywczy, a może raczej nieodżywczy, bo ku mojemu (pewnemu) zdziwieniu, oprócz wody i ciepłej herbaty nie uświadczyliśmy ani izotoników, ani czegoś "na ząb" (kawałka czekolady, banana czy chociażby kostki cukru). Ale cóż było robić, biegło się dalej.

Druga pętla - 34: 34

Pierwsza połowa drugiego okrążenia okazała się nieco (niewiele, ale) wolniejsza - tempo wahało się między 5:00 a 5:06/km. Silnym czynnikiem motywacyjnym dostarczonym w okolicach dziesiątego kilometra okazało się obejrzenie pleców elity. Nie to, żebym ich dogonił - rzecz jasna zostałem zdublowany. Udawało mi się utrzymywać dobre, równe tempo ale czułem, że kontrolka paliwa za chwilę zacznie świecić. Zbyt optymistyczne założenia odnoście punktów odżywiania zaczęły odciskać swoje piętno. Jednak póki co, biegłem jednak dalej.

Trzecia pętla (i kawałek dodatkowy) - 35:28

Na początku zwolniłem by się napić. Czułem też coraz bliższy koniec pokładów energii i przez chwilę zacząłem wątpić w sukces w realizacji ambitnych planów. Na szczęście w sukurs przyszli kibice, z którymi wychodzi się dobrze nie tylko na zdjęciu - Mikołaj zaopatrzył mnie w Snickersa (mam nadzieję, że nie dlatego, że wyglądałem jak własna babcia). Nadzieja i wiara wróciła. Nie odeszły nawet wtedy, gdy między osiemnastym a dwudziestym kilometrem przyszedł kryzys. Udało mi się zwalczyć go z sukcesem głownie dzięki (wzajemnemu) wsparciu współbiegaczy oraz oczywiście kibiców. Sił wystarczyło jeszcze na dosyć mocny finisz. Czas na mecie wg wskazań Gremlina 1:45:22 (brutto 1:45:49) - o włos a udałoby się złamać barierę 1:45. Ale jako sukces zapisuję sobie poprawienie życiówki o trzy i pół minuty.
Na mecie odebrałem całkiem ładny (acz z błędem ortograficznym) medal i zostałem jeszcze (nie do końca świadomie) sfotografowany z wirtualnym znajomym, którego nie rozpoznałem w tzw. realu, czyli Kubą. Jak się później okazało Kuba i Mikołaj są kolegami z czasów licealnych.

Po powrocie do "bazy" pozostało mi jeszcze oddać cześć najlepszym kibicom na świecie czyli Ciotce Ewie i Mikołajowi. Do Ciotki Ewy powędrował wspomniany wcześniej dyplom - za duchowe ukończenie biegu oraz najlepsze na świecie kibicowanie.

I tak zakończyłem swój sezon biegowy 2010. Teraz czas na odpoczynek, a może przyjdzie i czas na odrobinę podsumowań.

9 listopada 2010

Weekend dwóch rekordów - cz. 1

Dwa dni, dwa biegi, dwa rekordy - choć słowo "rekordowy", jak się za chwilę przekonamy, może mieć różnorakie znaczenia.

Pierwszym sobotnim sukcesem było to, że w ogóle dotarłem nad Rusałkę, gdzie miał odbyć się pierwszy bieg z cyklu II Grand Prix Poznania w biegach przełajowych. Pospałem dosyć długo jak na ostatnie standardy (powinienem może napisać: Mała wstała dosyć późno), ale powitała mnie niemiła nowina. Otóż moja Ślubna obudziła się z bólem gardła i wszystko wskazywało na to, że i tym razem na mnie spadnie obowiązek pójścia z dzieckiem na zajęcia na basenie. Zjadając śniadanie, nie chcąc pogodzić się z tą myślą, że przepadnie mi kolejny bieg GP (nie to, żebym nie lubił chodzić z córką na basen) zacząłem myśleć... i wymyśliłem. Załatwiłem wsparcie w osobie znanej dobrze w poznańskim świadku muzycznym Celiny K., której nawiasem mówiąc muszę kupić tabliczkę dobrej czekolady.

Nad Rusałkę zatem dotarłem, a radość z tego faktu musiała być wymalowana na mojej twarzy, bo nawet pan wydający mi numer w biurze zawodów (a propos, udało mi się zachować swój numer z poprzedniej edycji, czyli 21, za co gorąco dziękuję organizatorom) skomentował mój szeroki uśmiech. Otuchy dodawała też pogoda, która w końcu dopasowała się do trwającego miesiąca - jak jest listopad, to ma być mokro i zimno, a nie piętnaście stopni o szóstej rano, jak jeszcze dzień wcześniej (mam nadzieję, że wyczuliście lekką ironie, której nijak nie da się niebezpośrednio wyrazić na piśmie). Przed biegiem jeszcze kilka wolnych uwag zamienionych ze znajomymi, drużynowa fotka, jako że (jak już wcześniej zapowiadałem) zadebiutowałem w tym biegu w czerwonej koszulce Drużyny Szpiku i ruszyli(śmy)...
Przy czym ja ruszyłem powoli i wcale nie "najpierw". Moim założeniem było ukończyć ten bieg na całkowitym luzie, najlepiej nie wychodząc z pierwszego zakresu. To pierwsze się udało, drugie nie - mimo, że średnie tempo biegu wyniosło nieco ponad 6 min/km, tętno szalało w drugim zakresie momentami wkraczając nawet w trzeci. Czyżby to adrenalina (jednak) związana z zawodami? A może za ciepło się ubrałem (fakt, grzałem się w wiatrówce, którą spokojnie mogłem zostawić w samochodzie)? W każdym bądź razie, na całkowitym luzie dobiegłem do mety jako trzystaosiemdziesiąty zawodnik spośród czterystu dziewięciu, którzy bieg ukończyli, z czasem 0:30:20 i tym samym ustanowiłem rekord w najwolniejszych 5 km (oczywiście na zawodach, bo zakładam, że na treningu raz czy dwa udało mi się pokonać ten dystans jeszcze wolniej). Na szczęście na bicie rekordów szybkości powinna nadarzyć się jeszcze nie jedna okazja - wszakże do końca GP zostało jeszcze siedem biegów z "kawałkiem".

cdn...

8 listopada 2010

Reebok Premier SF Ultra KFS VII

Test męskich butów do biegania Reebok Premier SF Ultra KFS VII

Przedmiot i charakter testu
  • Model: Reebok Premier SF Ultra KFS VII, męskie
  • Przebieg: ok. 235 km, w tym 32 Maraton Warszawski
  • Gdzie testowane: głownie nawierzchnie utwardzone typu: asfalt, beton, kostka brukowa, ale również drogi leśne i parkowe
  • Warunki pogodowe podczas testu: buty testowane w okresie letnio-jesiennym (od sierpnia do października), w zakresie temperatury od +3 do +25°C, zarówno w warunkach suchych jak i wilgotnych
Wrażenie ogólne

Na pierwszy rzut oka buty wyglądają nieco… „kosmicznie” (to chyba najczęściej używane słowo, przez naprawdę wiele osób, przy pierwszej ocenie butów), głównie z uwagi na charakterystyczną „harmonijkę” umieszczoną pod pietą, a także elementy z przezroczystego plastiku na środku podeszwy oraz na pięcie.
Po pierwszym założeniu buty doskonale opinają stopę i dają poczucie lekkości. Nieco myląca jest zaniżona (o ok. pół numeru), w stosunku do innych firm, numeracja obuwia.

Cechy biomechaniczne

Amortyzacja

Podeszwa wykonana przy wykorzystaniu systemu DMX Shear jest umiarkowanie miękka pod piątą i dosyć twarda w obrębie śródstopia. Dodana przez konstruktorów buta warstwa specjalnie uformowanego tworzywa sztucznego zapewnia doskonałą, a przy tym „nienachalną” (nie ma uczucia biegania po gąbce) amortyzację i pozwala cieszyć się komfortowym bieganiem, zwłaszcza na twardym podłożu.

Stabilizacja

Sprężysta podeszwa zapewnia komfortowe przetaczanie stopy i pozwala nadać stopie odpowiedni kierunek przy wybiciu z palców.

Cechy użytkowe

Dopasowanie cholewki

Początkowe wrażenie doskonałego opięcia stopy, w moim przypadku, niestety mijało w miarę pokonywanych kilometrów. O ile nie przyłożyłem odpowiedniej staranności przy sznurowaniu butów, momentami odnosiłem wrażenie, że biegam w zbyt dużych butach (dotyczy to zwłaszcza przedniej części stopy). Po pokonaniu ok. 200 km dodatkowo pojawił się problem obtarć prawej pięty (czyli stopy, którą de facto mam nieco krótszą).

Dynamika

Mimo opisanych powyżej problemów z dopasowaniem, należy podkreślić, że but daje poczucie lekkości oraz doskonale sprawdza się przy wykonywaniu szybszych odcinków.

Przyczepność

W początkowym okresie użytkowania, przy szybszym tempie, podeszwa traci przyczepność na mokrym podłożu. W późniejszym okresie problem znika (można powiedzieć, że podeszwa wymaga „dotarcia”).
Uformowanie bieżnika sprawia, że dostaje się do niego duża ilość małych kamyków – w rowku pod pietą „udało” mi się raz przynieść do domu ćwierć orzecha włoskiego.

Wodoodporność

Buty nie zostały wykonane jako wodoodporne, zapewniają jednak komfort przy bieganiu w warunkach umiarkowanie wilgotnych. Nie miałem niestety okazji sprawdzić butów przy intensywnych opadach atmosferycznych.

Oddychalność

Konstrukcja buta zapewnia dobrą wentylację stopy i komfort termiczny.

Ogólnie butom Reebok Premier SF Ultra KFS VII można wystawić mocną „czwórkę”- jest to solidny sprzęt, bez fajerwerków ale odpowiadający na podstawowe potrzeby biegacza. Poleciłbym go jednak amatorom biegania z wyższych kategorii wagowych, a przede wszystkim o wyższym łuku stopy.

Opis techniczny buta

Reebok Premier SF Ultra KFS VII to obuwie, które gwarantuje idealną amortyzację i stabilizację w każdych warunkach. Wprowadzony w tym bucie system DMX Shear zarządza uderzeniami przyjmowanymi na stopę oraz spowalnia i rozkłada horyzontalnie siłę uderzenia pięty. Przy zetknięciu z podłożem system absorbuje część uderzenia i pozwala stopie na kontynuację ruchu. Dzięki technologii DMX Shear ochronisz swoje stopy przed bolesnymi przeciążeniami, a nawet kontuzjami.
Test przeprowadzono dla portalu eTrampki.pl

5 listopada 2010

Tu biec, or nat tu biec

Mam dylemat - z jednaj strony chcę już iść spać po dosyć męczącym dniu, z drugiej mam nieodpartą ochotę napisać tutaj coś więcej niż  te dwa zdania wczoraj... Zmuszę się, bo w obliczu rozpoczynającego się weekendu, muszę się odnieść do poprzedniego, czego przez trzy i pół dnia nie-weekendu nie udało mi się zrobić. Otóż stwierdziłem, że długie weekendy są do... niczego. Niepotrzebnie wybijają człowieka z rytmu, a czasem "po" poziom zmęczenia jest wyższy niż "przed". Spójrzmy na miniony trzydniowy weekend w aspekcie biegania: gdyby nie to, że wyszedłem w piątek wieczorem nie byłoby go w ogóle, bo (jak to w weekend) zabrakło czasu. No dobra, jakby było trochę więcej samozaparcia zapewne by się udało. Ale się nie udało i wyszło na to, że ostatni dłuższy trening przed półmaratonem, zamiast w niedziele, ostatecznie miał miejsce we wtorek. Summa summarum wyszło na to, że był to nie tylko ostatni dłuższy, ale ostatni trening w ogóle, o czym pisałem już wczoraj.

A jutro i pojutrze zamknięcie sezonu i pierwsza przymiarka do następnego, bo tak by trzeba potraktować jutrzejszy bieg GP Poznania, który będzie jednocześnie moim debiutem w koszulce Drużyny Szpiku. Ale esencją weekendu (wyjątkowo nie długiego) będzie oczywiście Półmaraton w Kościanie. Waham się tylko jaką strategię przyjąć - kusi mnie by spróbować dobiec na 1:45, ale jakiś głos wewnętrzny (anioł czy diabeł?) podpowiada, że nie jestem w szczytowej formie i można by nieco poluzować. I co tu robić - rzeczywiście potraktować ten start bardziej rekreacyjnie, czy jednak działać w myśl zasady "jak spaść, to z wysokiego konia"? A może przyjąć tzw. "złoty środek" pobiec np. na 1:50 i, o ile sił stanie, przyspieszyć pod koniec?

Tak czy inaczej, od poniedziałku urlop od biegania.

4 listopada 2010

Mało c(z)asu

Mało casu (sic!) kruca bomba... Dziś zabrakło go nawet na przedostatni trening (luźny, bo luźny - ale zawsze) przed półmaratonem w Kościanie (już w niedzielę) - ostatnim będzie pierwszy bieg II Grand Prix Poznania w biegach przełajowych (oczywiście w tempie treningowym).

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...