tag:blogger.com,1999:blog-78590396252484809372024-03-05T09:23:12.270+01:00Przebiec maraton - i jeszcze dalej...Czyli bieganie amatorskie w teorii i praktyce na przykładzie Bartka M.drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.comBlogger455125tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-37194657348705591722017-09-24T23:19:00.000+02:002017-09-24T23:19:31.542+02:00Wpis 455, czyli o kolejnej zmianie planów uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Do maratonu 195 dni. <i>Nie będzie kabaretu. Będzie chór!</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Miała być reaktywacja bloga - prawie dwa miesiące bez wpisu. Miała być odbudowa formy - jej poziom pozostaje niepokojąco niezmienny. Miał być powrót na trasę maratonu jesienią - niby będzie, ale nie w roli biegacza. Ale po kolei.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie ma co owijać w bawełnę. Od mojego <i>deedefu</i> w Rotterdamie nie mogę się biegowo ogarnąć. Treningi mi nie idą, a forma (co wynika z powyższego) nie rośnie. W pewnym momencie (będzie już kilka tygodni temu) dotarło do mnie, że nawet jak dobiegnę do mety jesiennego maratonu, to w żałosnym stylu i doszedłem do wniosku, że wolę jednak zacząć przygotowania do tego jesiennego. Wiem, po raz kolejny, ale odpuściłem...</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Przede mną kolejny cel. Kolejny maraton. I nawet (nie dalej jak przedwczoraj) już się zapisałem. I tak dnia ósmego, czwartego miesiąca (kwietnia czyli), roku kolejnego (czyli dwa tysiące osiemnastego) melduję się w południowo-zachodniej części Niemiec, w kraju związkowym Badenia-Wirtembergia, siedzibie rejencji Fryburg, regionu Südlicher Oberrhein oraz powiatu Breisgau-Hochschwarzwald, czyli w pięknym mieście Fryburgu, przez autochtonów Freiburgiem zwanym.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJno1Ccqvvra6xe8LWBpLKri_1UU8JLHcLiVYtKFFbinUe06hLPiPsTeSJ_wXWBMk78CoSCwvr2WeJIeIfNAloJiwqB9q1gO1joH6kWvfJMCvvlsKWDWKJdrL8C9GmB7WBrOAdE7933Lw/s1600/mein_freiburg_marathon.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="960" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJno1Ccqvvra6xe8LWBpLKri_1UU8JLHcLiVYtKFFbinUe06hLPiPsTeSJ_wXWBMk78CoSCwvr2WeJIeIfNAloJiwqB9q1gO1joH6kWvfJMCvvlsKWDWKJdrL8C9GmB7WBrOAdE7933Lw/s640/mein_freiburg_marathon.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="https://www.facebook.com/RunningDasLaufmagazin/photos/a.318494931583160.66050.318479408251379/1343768725722437/?type=3&theater" target="_blank">facebook.com/RunningDasLaufmagazin</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Czemu akurat tam? Trasa całkiem płaska (wprawdzie profil na pierwszy rzut oka trochę straszy - pierwsza i trzecia ćwiartka cały czas pod górę, ale pięćdziesiąt metrów na dystansie dziesięciu i pół kilometra daje nachylenie w okolicach pół procenta) - ale to nie to. Logistyka do bani - z Poznania dziesięć godzin samochodem a bezpośredniego połączenia lotniczego brak (można lecieć do Stuttgartu lub Bazylei) - więc to też nie to. Zapowiada się całkiem fajna impreza biegowa. Festiwal wręcz. Bo niby w nazwie oficjalnie jest maraton, ale wystarczy spojrzeć na statystyki z lat ubiegłych. Maraton w roku bieżącym ukończyły 734 osoby. Za to półmaraton dokładnie 7,34 razy więcej czyli 5386 osób. A oprócz maratonu i <i>połówki</i> jest również <i>dycha</i>, sztafeta maratońska (7 | 14 | 7 | 14 = 42,195), a nawet biegi dla najmłodszych. Ale to też nie to. Powód jest banalny - zaprosili mnie niezwykle mili autochtoni. No przecież nie wypadało odmówić!</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Także trzeba zakasać (znaczy się nogawki), pogonić precz demony, które mieszają mi szyki i wziąć się do roboty. Mam całe sto dziewięćdziesiąt cztery dni! A po drodze oczywiście kilka startów mniej lub bardziej kontrolnych. Najbliższy, pod patronatem osoby bliskiej ideowo niektórym przedstawicielom partii aktualnie rządzącej (ale ze mnie złośliwiec - swoją drogą ciekawe, czy ktoś zgadnie o kogo chodzi) już za tydzień. Ale ten i inne plany startowe to już temat na innego posta.</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-66943971359180575492017-08-09T21:25:00.000+02:002017-08-09T21:36:00.252+02:00Wpis 454, w którym tak jakby zaczynam od nowa<div style="text-align: justify;">
Do maratonu pozostało 66 dni. Do tej pory stawałem na jego starcie trzynastokrotnie. Dwanaście razy dotarłem do mety. Ostatni raz jesienią dwa tysiące piętnastego roku. Od tamtego czasu na tym blogu pojawiły się raptem dwadzieścia cztery wpisy, a moja forma sprzed dwóch lat jest tylko mglistym wspomnieniem. Tylko marzenia zostały...</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś, w tak zwanych starych dobrych czasach (sic!), gdy z sezonu na sezon coraz bardziej śrubowałem swoje życiówki, zastanawiałem się, co będzie jeśli trafi mi się kontuzja. W życiu bym na to nie wpadł, że może mi się trafić mentalna. Tak, tak - to co się działo ze mną przez minione kilkanaście miesięcy to kwestia przede wszystkim mojej głowy. Gdzieś zgubiłem motywację!</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
No właśnie - motywację! Założyłem tego bloga krótko po narodzinach Córki Starszej i podjęciu decyzji o rozpoczęciu przygotowań do pierwszego maratonu. Cel tego bloga był dosyć jasny - motywacja właśnie. Na początku był nieco siermiężny (wpis numer jeden widoczny poniżej), bowiem traktowałem go tylko jako dzienniczek biegowy. Suche fakty. Z czasem nieco, a potem całkiem mocno wyewoluował. Długo jednak dawał mi wiele radości. A potem...<br />
Nie chcę pisać, że umarł śmiercią naturalną. Ale faktem jest, że przestałem pisać. I ciekaw jestem bardzo, kto jeszcze oprócz mnie dostrzega już pewną prawidłowość. Odkąd przestałem w miarę regularnie pisać na bloga, moja biegowa forma poszła w dół (i cały misterny plan też - jak mawiał klasyk). Przypadek?</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9gAvWMMykvIXZpLQzxtrBLD034oXTJlLXAaaFgTlsYwcexLMLBxuPgauqC6f97s4sK3ylhXFxk00PM-Ui-_-1IkK-8aT1Ivzhm3D0RaZaRQXsrOj6Gv0mJpgRNvBOMma-59bVEs38Y9I/s1600/pierwszy.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="432" data-original-width="700" height="394" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9gAvWMMykvIXZpLQzxtrBLD034oXTJlLXAaaFgTlsYwcexLMLBxuPgauqC6f97s4sK3ylhXFxk00PM-Ui-_-1IkK-8aT1Ivzhm3D0RaZaRQXsrOj6Gv0mJpgRNvBOMma-59bVEs38Y9I/s640/pierwszy.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #444444;">Przybyło mi osiem lat, trochę włosów (w tym kilka siwych) i ... dwa kilo wagi :-/</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="text-align: justify;">
A zatem wracam do źródeł. Blog wróci do życia a ja do formy! Zobaczycie!</div>
<div style="text-align: justify;">
Wracam do źródeł, a więc blog ma być moim motywatorem i formą dziennika biegowego zarazem. Oczywiście nie w takiej siermiężnej formie jak sprzed ośmiu lat. A w jakiej konkretnie? A to trzeba będzie tu zaglądać, aby się przekonać.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
A teraz dosłownie dwa słowa o planach na przyszłość. Przede wszystkim (a to ci niespodzianka) wciąż zamierzam złamać barierę trzech godzin w maratonie (przy okazji reaktywacji blog otrzyma nowy podtytuł). Zdaję sobie jednak sprawę, że w roku bieżącym jest mało prawdopodobne. Będzie to zatem moim wyzwaniem na rok następny to jest A.D. 2018. Tymczasem zamierzam po prostu wrócić na trasę mojego ulubionego dystansu - i przede wszystkim znów, po dwóch latach, dotrzeć do mety. Niemal równo po dwóch latach, bo choć ostrzyłem zęby na stolicę, zdecydowałem się ostatecznie na własne podwórko i 18 Maraton Poznański. A potem się zobaczy...</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
A jako się rzekło, motywacja jest celem pisania tego bloga, a dobrze by było, gdyby ona nie tylko wewnętrzna był, kolejnego klasyka cytując zapytam: Pomożecie? </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">PS. Planu <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2016/10/o-szeroko-rozumianym-nowym-uwag-kilka.html">przebiegnięcia maratonu w każdym z województw</a> nie porzucam, ale na razie na jakiś czas odkładam.</span></div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-52990329002972973342016-10-24T23:09:00.000+02:002016-10-24T23:09:14.148+02:00O szeroko rozumianym nowym uwag kilka<div style="text-align: justify;">
To będzie dosyć krótki post. I konkretny również dość. Chciałbym bowiem jakoś podsumować ostatnie kilka miesięcy mojego biegania - miniony sezon w zasadzie. I chyba najlepiej to co się wydarzyło oraz co się nie wydarzyło, co udało mi się osiągnąć, a zwłaszcza czego się nie udało, podsumuje niniejszy obrazek:</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxtCyBbJovlRdh7ie6pJeGy5CIue3UAQJYzxej124LmIKqeCTB4fcZ8AZ3OifL4_Bo2dQpvg1-z95Pdiko24CGLPxoYVxs6GsxWWitSyxNn_FdE7H4eCmAyQVxdDIKqEc5LBXWkUUDMu4/s1600/6e.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxtCyBbJovlRdh7ie6pJeGy5CIue3UAQJYzxej124LmIKqeCTB4fcZ8AZ3OifL4_Bo2dQpvg1-z95Pdiko24CGLPxoYVxs6GsxWWitSyxNn_FdE7H4eCmAyQVxdDIKqEc5LBXWkUUDMu4/s1600/6e.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://marekraczkowskicartoons.blogspot.com/2012/12/audience-participation-special.html" target="_blank">marekraczkowskicartoons.blogspot.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Lepiej zapewne jest znana jego pełna wersja, ale ta pozwala mi na pozostawienie małego niedopowiedzenia (to raz) oraz spuszczenia zasłony milczenia (to dwa).</div>
<div style="text-align: justify;">
A zatem, pozostawiając to, co za mną, a dążąc do tego, co przede mną, postanowiłem ogłosić światu, za pomocą tegoż bloga (a jakże) moje dalekosiężne maratońskie plany.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otóż postanowiłem w ciągu najbliższych kilku lat <b>przebiec szesnaście kolejnych maratonów w każdym z województw naszego pięknego kraju</b>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Założenia do projektu są następujące:</div>
<div style="text-align: justify;">
Po pierwsze - trzymam się starej sprawdzonej zasady <i>nie więcej niż dwa maratony w roku</i>; jak więc łatwo policzyć owe kilka lat to minimum osiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po drugie - będę dążył, w miarę możliwości moich i maratonów, do tego, aby startować w biegach ulicznych i na atestowanej trasie, organizowanych w tzw. <i>podstawowym sezonie maratońskim</i> (w skrócie PSM), czyli wiosną (kwiecień-maj) i jesienią (wrzesień-październik).</div>
<div style="text-align: justify;">
Po trzecie - na pierwszy ogień idą (a może biegną) te imprezy, z którymi mam rachunki do wyrównania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po czwarte - na sam finał pozostawiam sobie maraton na własnym podwórku rzecz jasna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwzględniając powyższe założenia wstępny harmonogram przedstawia się następująco:</div>
<ol>
<li>Wiosna 2017 - Cracovia Maraton</li>
<li>Jesień 2017 - Maraton Warszawski</li>
<li>Wiosna 2018 - Maraton Łódzki</li>
<li>Jesień 2018 - Wrocław Maraton</li>
<li>Wiosna 2019 - Gdańsk Maraton</li>
<li>Jesień 2019 - Silesia Marathon</li>
<li>Wiosna 2020 - Maraton Dębno</li>
<li>Lato 2020 - Maraton Wigry</li>
<li>Wiosna 2021 - Maraton Opolski</li>
<li>Jesień 2021 - Lubuski Festiwal Biegowy</li>
<li>Wiosna 2022 - Maraton Mazury</li>
<li>Jesień 2022 - Toruń Marathon</li>
<li>Wiosna 2023 - PZU Maraton Lubelski</li>
<li>Jesień 2023 - Maraton Rzeszowski</li>
<li>Wiosna 2023 - Cross Maraton Przez Piekło do Nieba</li>
<li>Jesień 2023 - PKO Poznań Maraton</li>
</ol>
<div style="text-align: justify;">
Pod największym zapytaniem stoją póki co pozycje ósma, dziesiąta, jedenasta i piętnasta. A to z uwagi na termin, trasę lub jedno i drugie. Ale póki co, nie znalazłem w przedmiotowych województwach nic, co by w większym stopniu odpowiadało postawionym na samym początku warunkom brzegowym (zastanawiające jest na przykład, że w Kieleckiem jest organizowany raptem jeden maraton). Niemniej przez te osiem lat wiele może się zmienić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A cel najbliższy to urwanie godziny, dwudziestu jeden minut i czterdziestu jeden sekund z mojego maratońskiego debiutu, w tym mieście, w którym ów debiut miał lat temu niemal siedem miejsce. Tak, zamierzam (jak to mawia <i>Trenejro</i>) rozmienić trójkę w Grodzie Kraka.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://www.magazynbieganie.pl/wp-content/uploads/2014/04/300_il_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://www.magazynbieganie.pl/wp-content/uploads/2014/04/300_il_1.jpg" height="530" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://www.magazynbieganie.pl/jak-zlamac-3-godziny-w-maratonie/" target="_blank">www.magazynbieganie.pl</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Czeka mnie wprawdzie ciężka orka i trudne do formy powroty, ale...</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-5988531786860430282016-08-31T22:51:00.000+02:002016-08-31T22:51:42.160+02:00O tym, że zawsze trzeba widzieć jasną stronę życia, uwag kilka<blockquote class="tr_bq">
Pozytywnego coś, pozytywnego coś<br />
Tak bardzo chciałbym dać dziś...</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Sobie. Od kilku już tygodni zbieram się. Zbieram się by napisać posta, który rozpoczynać mógłby się od słów <i>pozytywnego</i>, tudzież <i>optymistycznego</i>. A tu ciągle coś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jutro kończą się wakacje. Wakacje, których biegowo na pewno nie będę wspominał dobrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Druga połowa czerwca jeszcze jako tako (jak to mówią). Wprawdzie wciąż goniłem własny ogon, wciąż nadrabiałem zaległości i wciąż przekładałem trening za treningiem.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCtoFjbmSnTJoSdwNUyRbTs5kT0uGwLYVFvl3eZ_1tc0qgoPJaClXK2_qYZ_jvWv14zUL8z4hB3NxLemg7rPVss6S9oTvkbc2rToheDGk5Mi3pejB7aSuGUpQ5K4svb1Wb5LgH78wGWT8/s1600/endo_201606.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="308" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCtoFjbmSnTJoSdwNUyRbTs5kT0uGwLYVFvl3eZ_1tc0qgoPJaClXK2_qYZ_jvWv14zUL8z4hB3NxLemg7rPVss6S9oTvkbc2rToheDGk5Mi3pejB7aSuGUpQ5K4svb1Wb5LgH78wGWT8/s640/endo_201606.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale gdzieś na początku lipca zaczęło to wreszcie wyglądać dobrze. Powiem więcej, wręcz zaczęło się rozkręcać. I choć siedemnastego na Nocnej Maniackiej Piątce nie nakręciłem wyniku który by mnie satysfakcjonował, zacząłem wreszcie czuć się dobrze ze swoim bieganiem.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglgukN2l_v813WeKLna_RoavrUW0QnY2hVypIaKUj8s2ak0_wkXnY0mVIUvgQULealano4pT3mTKLG8HWf0Njqt4u0xAjYc_Y6A0XxqE8GRFPBFz2hveElULi1fFzneNmFRFnZQ6Aif-0/s1600/maniackapiatka.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglgukN2l_v813WeKLna_RoavrUW0QnY2hVypIaKUj8s2ak0_wkXnY0mVIUvgQULealano4pT3mTKLG8HWf0Njqt4u0xAjYc_Y6A0XxqE8GRFPBFz2hveElULi1fFzneNmFRFnZQ6Aif-0/s640/maniackapiatka.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
A potem przyszedł tydzień, który chciałbym zapomnieć jak najszybciej. Wiele się działo rzeczy niefajnych. Dość powiedzieć, że na sam koniec odszedł mój Dziadek (Dziadziuś - tak się przecież do niego, dzieckiem będąc, ale i też już nie będąc, zwracałem).</div>
<div style="text-align: justify;">
Po pogrzebie dziadka wyjechaliśmy z Poznania, a ja znowu zacząłem szukać radości życia. W bieganiu między innymi. Dość powiedzieć, że pięć z siedemnastu biegowych dni lipca, to pięć ostatnich dni tegoż miesiąca.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcOuDCY5gwGOs314y_Iq4Oqw8O3IE0ZJZrC7vVXrYgJMYsCegOJz3NdC1BUKFIZMx3EPwFpwFnvCoZ8vtw4VCqXZt9x7VZgiQtmfqttK_d3802i77_wut4G5BtTDK-xqPw_5_C7dlfW8c/s1600/endo_201607.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="308" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcOuDCY5gwGOs314y_Iq4Oqw8O3IE0ZJZrC7vVXrYgJMYsCegOJz3NdC1BUKFIZMx3EPwFpwFnvCoZ8vtw4VCqXZt9x7VZgiQtmfqttK_d3802i77_wut4G5BtTDK-xqPw_5_C7dlfW8c/s640/endo_201607.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Sierpień też zaczął się <i>niczego sobie</i>. Zmieniliśmy tzw. miejscówkę, ale wciąż poza Poznaniem. A ja połykałem z coraz większą satysfakcją kolejne kilometry. Ale potem do Poznania powróciliśmy. Niby nic w tym złego - Poznań pięknym miejscem jest - ale wkrótce po naszym powrocie do stolicy <i>Pyrlandii</i> odwiedził nas gość. Tak zwana jelitówka. Najpierw dzieci, potem MBŻ, a na końcu ja. Czyli opieka nad domownikami plus chorowanie plus dochodzenie do siebie w ogólnym rozrachunku daje kolejne dwanaście dni bez biegania z rzędu.</div>
<div style="text-align: justify;">
I wtedy coś we mnie pękło. Napisałem do <i>Trenejro</i>,
że muszę po prostu na jakiś czas przestać się spinać. Trochę poluzować - naciągnąć sprężynę. I że nie będę zmieniał planów startowych, niemniej chcę, również na zawodach, pobiegać na tzw. luzie. I jeszcze, że chciałbym też na jakiś czas zredukować ilość treningów w tygodniu do czterech. I że myślę, że to pozwoli mi trochę przewietrzyć głowę (przede wszystkim głowę).</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhL2OgnbwXZuJBuh4RLLW-pkFtf3eEDQWJ3u5WVb59lx9gmVAZ_nCxBbJ0egMZcs36TRrViqYm58z3UdH06ObvLE9Jz26NnHZQh_gwNUT159RemLJdJF5AY2FYXUiqqfrOLMVtPLVgjXLU/s1600/endo_201608.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="308" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhL2OgnbwXZuJBuh4RLLW-pkFtf3eEDQWJ3u5WVb59lx9gmVAZ_nCxBbJ0egMZcs36TRrViqYm58z3UdH06ObvLE9Jz26NnHZQh_gwNUT159RemLJdJF5AY2FYXUiqqfrOLMVtPLVgjXLU/s640/endo_201608.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Tak sobie myślę, że jak trochę odpuszczę, to odnajdę raz jeszcze radość biegania. A potem znów będzie mi się chciało dążyć do lepszego siebie. I owszem, złamię tę trójkę. I kiedyś, parafrazując pewien dowcip o Jasiu, który wraca do domu z niezbyt satysfakcjonującą cenzurką, jeszcze będziemy się śmiali patrząc na żniwo tegorocznych wakacji.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9PLyUWwlX9fAkyxeqqrMONBQ4SaVVwQbj4uOFXhFqt0ac0oyfflHoASvo0IgP2f5YsLJzXIIL8-6Q6-XdEWyL76CerOSau6JURxmjbhNN5ZGeM0etafokgfkTYOcOszNpyrSgT7TvR_s/s1600/endo_201608_stat.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="206" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9PLyUWwlX9fAkyxeqqrMONBQ4SaVVwQbj4uOFXhFqt0ac0oyfflHoASvo0IgP2f5YsLJzXIIL8-6Q6-XdEWyL76CerOSau6JURxmjbhNN5ZGeM0etafokgfkTYOcOszNpyrSgT7TvR_s/s640/endo_201608_stat.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
A tak w ogóle to najlepszego z okazji Dnia Bloga (3108 Day)!</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-16475894374160265512016-06-26T09:13:00.000+02:002016-06-26T09:13:31.916+02:00O bieganiu kontra reszta życia uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Tak mniej więcej od jesiennego maratonu w Poznaniu wciąż i nieodmiennie mam wrażenie, że gonię własny ogon. Wciąż i wciąż nie idzie (a może powinienem napisać <i>nie biegnie</i>) mi niestety. Wciąż nie mogę złapać własnego rytmu. Postaram się wytłumaczyć to na przykładzie ostatnich trzech tygodni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W drugim tygodniu czerwca spędziłem prawie cały tydzień na delegacji na Podkarpaciu w Małopolsce. Była to poniekąd świetna okazja do biegania w nowych lub mało znanych miejscach. I tu akurat mogę się pochwalić, że z tej okazji udało mi się skorzystać. Najpierw był Sandomierz. A był we wtorek, czyli (aktualnie) dzień podbiegów. Kto zna Sandomierz, ten wie, że o podbiegi tam nie trudno. Właściwie centrum tego miasta to jeden wielki podbieg. Tak więc zwiedziłem sobie w miarę dokładnie rynek i okolice, a zamiast podbiegów był kros pasywny po utwardzonym.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEj-JskHZ-9kabtcMq_IZvVsbN9SRqMNnBvXLkhSDfIGutCdyPKbOvGCjRz5CE6ZC8A_JR-M7CoSPzFYbBY9EUnqkfS6XXMvrohtFuoeHI2mgSN5f6MO17QOs_Lmy9hGibispJIQkvXR4/s1600/sandomierz.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEj-JskHZ-9kabtcMq_IZvVsbN9SRqMNnBvXLkhSDfIGutCdyPKbOvGCjRz5CE6ZC8A_JR-M7CoSPzFYbBY9EUnqkfS6XXMvrohtFuoeHI2mgSN5f6MO17QOs_Lmy9hGibispJIQkvXR4/s640/sandomierz.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wykres tętna i wysokości podczas wycieczki po Sandomierzu (źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Nazajutrz nocowałem (dla odmiany) w Krakowie. Ponieważ jednak Kraków to miasto nieco większe od Sandomierza, nocowanie w hotelu na przedmieściach w tym wypadku utrudniało bieganie po starówce. Postanowiłem jednak sprawdzić jak daleko, metodą <i>na hobbita</i> uda mi się dobiec. Udało mi się dotrzeć do Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, a do samego Wawelu miałem już tylko tzw. kawałek. Ale co robić - jak <i>na hobbita</i>, to jest jeszcze <i>z powrotem</i>.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgf9aPCCa1Nbgt3rvWJm3NjxUaramkurai5W3rRivfuBh3VcI2y6yyCwNuKFGUOWT-mb2C63V1lX-U9TyF4D00iBPlwpbDVA0HiQ22dDzI1tWWG49Ze-NrmKFPgVEYj8ddvI8Oht4rayiY/s1600/krakow.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgf9aPCCa1Nbgt3rvWJm3NjxUaramkurai5W3rRivfuBh3VcI2y6yyCwNuKFGUOWT-mb2C63V1lX-U9TyF4D00iBPlwpbDVA0HiQ22dDzI1tWWG49Ze-NrmKFPgVEYj8ddvI8Oht4rayiY/s1600/krakow.png" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Niezbyt skomplikowana trasa wycieczki po Krakowie (źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
A propos powrotów, to gdy wróciłem do siebie do Poznania, życie postanowiło mi przypomnieć, że nie składa się wyłącznie z biegania. Po trzech dniach posuchy biegowej, udało mi się zaliczyć niedzielne wybieganie, więc sobotni trening odrabiałem w poniedziałek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W kolejnym tygodniu miało być oczywiście lepiej. Ale tu, nie pamiętam już który to już raz, spadło na mnie z wielką mocą coś, co zwykłem nazywać <i>ciągiem niefortunnych zdarzeń</i>. Zdarzenia związane były głownie z pracą, ale i życie rodzinne, a nawet zdrowie (ale to akurat wynikało z mojego zachowania w postępowania w pewnych kwestiach) dołożyło trzy grosze. Dość powiedzieć, że przez kolejne osiem (tak tak, osiem) dni nie udało mi się założyć butów do biegania ani razu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz staram się raz jeszcze zrealizować te plany, które miałem na drugi (podkarpacko-małopolski) tydzień czerwca. Już wiem, że w stu procentach mi się nie uda. Ale gonie ten ogon dalej. Jakoś dobiegnę do końca czerwca. A może lipiec w końcu będzie lepszy?</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-50877935942219678832016-06-08T23:09:00.000+02:002016-06-08T23:09:15.298+02:00O powrotach do źródeł uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Jeśli co miesiąc dostajesz mejla od producenta znanej aplikacji, to wiedz, że coś się dzieje. Że się Endomondo tobą (niczym pewna <a href="https://youtu.be/wYywQoJHB9A" target="_blank">sieć sklepów wielkopowierzchniowych</a>) interesuje! Zasadniczo i pobieżnie (cytując klasyka), miło że się mną endomondo interesuje. Ale sęk w tym, że za dużo się nie dzieje. A mejl informujący, że to był aktywny miesiąc, gdy w miesiącu owym pokonałem niecałe siedemdziesiąt kilometrów, jest co najmniej nadużyciem. Semantycznym, ale zawsze.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2640Aa1xkKL-Z4rIeer58FBQcWUJC1GymjztHCHatsdWFg2LtdlkKFMMAGETcKM8kui-mky-czotHTkosaYmv2aA-v9CSsw1-9OV64a-guj-EZBfJofdXy_FCALeeNih_ERCO9JlP8gk/s1600/endo_201605_stat.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="207" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2640Aa1xkKL-Z4rIeer58FBQcWUJC1GymjztHCHatsdWFg2LtdlkKFMMAGETcKM8kui-mky-czotHTkosaYmv2aA-v9CSsw1-9OV64a-guj-EZBfJofdXy_FCALeeNih_ERCO9JlP8gk/s640/endo_201605_stat.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ech, gdzie te misące z trzystoma kilometrami na liczniku? (źródło: <a href="http://endomono.com/">endomono.com</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Fakty są następujące. Wciąż wychodzę z dołka. Niestety dołek jest wielopłaszczyznowy, co wychodzenia nie ułatwia. Ale jestem niemal pewien, że widać już światełko w tym tunelu (a metafora goni metaforę). Pocieszające jest jednak to, że ponoć tzw. efekt falowania jest immanentną cechą bytów ludzkich. Nie może przecież ciągle być dobrze. Ale na pewno może być lepiej. Teraz będzie lepiej – to jest moja wersja i jej będę się trzymał. Jeszcze zobaczycie – w czerwcu nabiegam więcej niż od marca do maja razem wzięte. Tak będzie!<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tym czasem coś z zupełnie innej beczki (niczym u innego – innego niż ten przywołany w pierwszych zdaniach niniejszego postu – klasyka). W Dzień Matki miałem okazję (okazję zawdzięczam trzymającej podówczas rękę na pulsie innej matce, czyli MBŹ) obejrzeć w drugim programie telewizji publicznej (czy tam narodowej) krótki reportaż, którego bohaterką była <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2015/06/kwestionariusz-blogacza-rzezniczka.html">koleżanka po blogu</a>, czyli <a href="http://www.matkabiega.pl/" target="_blank">Agnieszka</a>. Agnieszka wspomniała w reportażu również o swoim blogu (ciekawe jak mocno skoczyła jej liczba wyświetleń?) i powiedziała, że traktuje go jako swój biegowy pamiętnik (albo jakoś tak – nie potrafię sobie teraz przypomnieć jakich dokładnie słów użyła). Ta myśl musiała mi prze kilka dni kołatać się gdzieś po podświadomości, po czym wróciła wraz z refleksją, że przecież ja też tak zaczynałem. A potem trochę mi się to wszystko rozmyło. Wciąż miałem nowe pomysły na tego swojego bloga i odnoszę wrażenie, że zaprowadziło mnie to wszystko w ślepy zaułek (to jedna z warstw wspominanego dołka.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zatem rzecz jest taka, że postanowiłem wrócić do źródeł (ależ to poważnie brzmi). Więc pewne rzeczy się zapewne zmienią. Inne zaś niekoniecznie. Na pewno nazwa bloga pozostaje aktualna – zamierzam przebiec maraton. Z tym że kolejny, co oczywiste. A co mniej oczywiste (choć nie jest też zaskoczeniem) ten najbliższy zamierzam przebiec w czasie krótszym niż trzy godziny. Zatem żegnam się tradycyjnym <em>Do roboty!</em>
</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-1765747672381370782016-05-27T07:27:00.000+02:002016-05-27T08:27:41.225+02:00O tym, że drużyna daje kopa, uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Od czego by tu zacząć? Jak mawiała noblistka, pierwsze zdanie jest najtrudniejsze. Czyli powinno być już łatwo, bo w zasadzie właśnie piszę trzecie. Ale wcale łatwiej nie jest. W zasadzie nadal nie wiem co napisać. No może poza tym, że czuję się niemal jakbym po raz pierwszy miał napisać relację zawodów. Pisanie, że to mój powrót do startów, byłoby znacznym nadużyciem semantycznym, ale tak trochę się czuję. Jakbym wrócił z podróży. Może nie dalekiej. Ale podróży.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie w miniony weekend, konkretnie w niedzielę, pobiegłem najdłuższą zmianę w sztafecie maratońskiej <a href="http://www.xlplekiden.pl/" target="_blank">XLPL Ekiden</a>, której czwarta edycja odbyła się w tzw. Mekce poznańskich biegaczy (ja akurat tego zdania) czyli nad Jeziorem Maltańskim. A tak konkretnie to wokół tegoż jeziora, które aby obiec, należy pokonać 5400 m. Ale jeśli je obiec niecałe osiem razy, pokona się (tak tak) pełny maraton. Caluśkie czterdzieści dwa kilometry i sto dziewięćdziesiąt pięć metrów. I tak właśnie zrobiliśmy (już śpieszę donieść, co za <i>my</i>).</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCL3TRtOfrXtxk_KzswVtgZzSsr48iVKKPeWOTqOkBzEOVB3XtK69ajhDBCMhv3NTf8HW6zN4zO_7VGFxJwsTIXtq4jy_zO7pucxdkk_4gXIzDo8r2xNmJrvSuhu2xiggjVzcTg2dtBpY/s1600/XLPL+Ekiden+2016.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCL3TRtOfrXtxk_KzswVtgZzSsr48iVKKPeWOTqOkBzEOVB3XtK69ajhDBCMhv3NTf8HW6zN4zO_7VGFxJwsTIXtq4jy_zO7pucxdkk_4gXIzDo8r2xNmJrvSuhu2xiggjVzcTg2dtBpY/s640/XLPL+Ekiden+2016.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Sztafeta maratońska to bieganie... (źródło: <a href="https://www.facebook.com/FotografiaTomaszSzwajkowski/photos/a.1072122046190885.1073742769.201276353275463/1072123882857368/?type=3&theater" target="_blank">Fotografia Tomasz Szwajkowski</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Idea wspólnego startu w maratońskiej sztafecie zrodziła się w gronie rodzinnym, w którym biegaczy ostatnio jakby coraz więcej. Wstępnie do składu wytypowani zostali: Moja Biegająca Żona, Takoż Biegająca Szwagierka oraz moja skromna osoba. Kolejnym murowanym kandydatem był Brat Mój Przyrodni. Jeszcze kolejnym Biegająca Koleżanka (nazwijmy ją na potrzeby tej opowieści Marta – nie powinna się obrazić, bo faktycznie ma tak na imię) oraz jej Ślubny (z imienia Mariusz), który wprawdzie nie biega, ale na to jedno okrążenie Malty postanowił się porwać. Nazwa drużyny nasunęła się sama – skoro ja, Brat i Żona nosimy to samo nazwisko na <i>em</i>, Szwagierka wprawdzie inne, ale również na <i>em</i>, a do tego Marta i Mariusz, ochrzciliśmy się <b><i>emenemsy</i></b>. Problem pojawił się dopiero, gdy z zespołu wykruszył nam się Mariusz (bo nie dość, że brak szóstej osoby, to jeszcze trzeba ją dobierać według klucza). Ale poradziliśmy sobie, zachowując przy tym tak zwaną twarz. Dołączyła do nas znana i lubiana (no ba!) biegaczka, która wprawdzie imię nosi na <i>ka</i>, a nazwisko na <i>wu</i>, ale szerzej znana jest jako <a href="http://www.biegajacamatka.pl/" target="_blank">Biegająca Matka</a> (matka – na <i>em</i>).</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje1JuFUuzaICMwYO9-iKF88QKe6lkGbQDkgfIn3_OlASYbaHsLPeulnM5-cuhAnm-TWgJflyrSF7tMt6y1vIR5OUL5SgGlk7drr7uzG09y0zPib8ig2TkIiWre03mT0_kJxGVSUKfQSJ0/s1600/DSC02757.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje1JuFUuzaICMwYO9-iKF88QKe6lkGbQDkgfIn3_OlASYbaHsLPeulnM5-cuhAnm-TWgJflyrSF7tMt6y1vIR5OUL5SgGlk7drr7uzG09y0zPib8ig2TkIiWre03mT0_kJxGVSUKfQSJ0/s640/DSC02757.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">kibicowanie...</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Sztafeta maratońska ma to do siebie, że o ile nie zbierzesz ekipy biegaczy, takich że krew, pot i łzy, więcej w tym pikniku niż czystego biegania. Aura zapowiadała się zatem obiecująco – dżdżu wcale, za to słońca owszem. Jak się okazało było aż za ciepło i nawet biwakująca część ekipy (wliczając osoby towarzyszące, w większości dzieci) pożądała cienia, niczym kania (nomen omen) dżdżu. Biegacze na cień nie mogli liczyć już prawie wcale. A szukaliśmy go jeszcze zanim biec zaczęliśmy. My, czyli ja i Brat, któremu to przypadła pierwsza zmiana (niecałe dwa okrążenia), którzy stawiliśmy się na miejscu jako pierwsi. Brat ruszył na start, potem na trasę, ja zaś odebrałem resztę tzw. ekipy, która w międzyczasie przybyła. Pomogłem im się przemieścić, a następnie sam począłem się gotować do swojej zmiany. Choć też za bardzo nie musiałem bo mieszanka aury (zewnętrznej) i emocji (wewnętrznej) sprawiła, że gotowałem się, zanim jeszcze dostrzegłem czerwoną koszulkę najmłodszego członka (nie dalej jak dzień wcześniej ukończył dwadzieścia sześć wiosen) naszej radosnej drużyny. Gdy ten ukończył swój bieg, pałeczkę (w równie radosnym, jak nasza grupa, kolorze fioletowym) – dosłownie i w przenośni – przejąłem ja.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxWqBExnx_lgEbLaq5aLuXT3FWMItHJJ4Xj5n6MZncw9Nmh3_mK7CF7SsgUUk1CdcgysWhcMlrHdSsXhyvicMCTu1_nX-Zeu_cApUeXhPRvoOm3H4Y5nfjqEBtIN75Q5glk_O_MuZNJlI/s1600/DSC02922.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxWqBExnx_lgEbLaq5aLuXT3FWMItHJJ4Xj5n6MZncw9Nmh3_mK7CF7SsgUUk1CdcgysWhcMlrHdSsXhyvicMCTu1_nX-Zeu_cApUeXhPRvoOm3H4Y5nfjqEBtIN75Q5glk_O_MuZNJlI/s640/DSC02922.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">niepowtarzalny <i>multimedal</i>...</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Cel nie był nazbyt ambitny – niezbyt wolne, ale spokojne rozbieganie (nie mam ostatnio za wiele kilometrów w nogach). I tak też starałem się zacząć – spokojnie. Jakież było moje zaskoczenie (całkiem pozytywne), że owo spokojnie przełożyło się tempo około 4:45/min. Tak mniej więcej do trzeciego kilometra, gdy upał już naprawdę zaczął dawać się we znaki, a tempo zaczęło spadać (najpierw w okolice 5:00/km). Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wcześniej na czwartym kilometrze dziesięciokilometrowej trasy z takim wytęsknieniem oczekiwał jej końca. Na szczęście pod koniec pierwszego okrążenia otrzymałem nieco (a nawet sporo) mentalnego wsparcia, z którym ruszyłem na kolejne okrążenie. Upał dawał się we znaki ostro, ale ja robiłem swoje. Tym razem nie pilnowałem tempa. Pilnowałem samopoczucia. Kiepskiego, ale pilnowałem. Chwytałem tez każdej okazji, aby się ochłodzić. Cienia wprawdzie jak na lekarstwo, wiatr bardziej przeszkadzał, niż pomagał. Ale były na trasie trzy punkty z wodą. Mogły być wprawdzie lepiej rozmieszczone, ale przyznać trzeba, że były trzy. Choć dodać także należy, że (jak słyszałem) późniejsze zmiany nie miały już do dyspozycji takiej ilości wody jak chociażby ja. A ja, skoro mogłem, korzystałem garściami (żeby nie było, żem samolubny – woda była z kranu, więc nie mogłem wiedzieć, że mogą być braki): łapałem wszystkie możliwe kubki, ale wypijałem jeden. Reszta (a właściwie jej zawartość) lądowała na głowie. Pod koniec po prostu krzyczałem do wolontariuszy, że mają lać (nomen omen za metą wypiłem dopiero trzeci z kubków, które wziąłem do ręki). Niewiele jednak to pomagało. Upał za to pomógł mi pobić pewien osobisty rekord. Na ostatnim kilometrze. Przy tempie około 5:15/km odnotowałem tętno 185. Na finiszu 188 przy tempie 5:00/km.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBkvar2k4aiDYhKiFNN8QR8DeFBk0NTI9dQOBvLE0mzjdwc3AMf5eAwqiNOV9BkERH5HW3x5JhNIFdR_KJoEBdEs2Sd6mXE1BqsVJWqzVlXJfUh6vbWcKMSazDTTznlwZFeKgI37q96T8/s1600/DSC02916.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBkvar2k4aiDYhKiFNN8QR8DeFBk0NTI9dQOBvLE0mzjdwc3AMf5eAwqiNOV9BkERH5HW3x5JhNIFdR_KJoEBdEs2Sd6mXE1BqsVJWqzVlXJfUh6vbWcKMSazDTTznlwZFeKgI37q96T8/s640/DSC02916.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">ale przede wszystkim tzw. <i>timspiryt</i>* :-D</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Ostatecznie swoją zmianę pokonałem w czasie 0:54:35. Jako drużyna 3:48:45 i 178 na 286 sztafet które dotarły do mety. Są jednak rzeczy ważniejsze od wyniku. Jak bardzo górnolotnie by to nie zabrzmiało, liczy się przecież duch zespołu. I jeszcze jedno – dla połowy tegoż zespołu był to maratoński debiut. Póki co jeszcze nie indywidualny (to samo ja mogę powiedzieć o sobie, jeśli chodzi o łamanie trójki w maratonie – też mi się udało, choć jeszcze nie indywidualnie), ale na jesień zapowiada się co najmniej jeden osobisty (to się również tyczy mojego łamania trójki). Reasumując, uznaję tę sztafetę jako optymistyczny prognostyk na nadchodzące jesienne (nie tylko moje) starty. I tego się będę trzymał!<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">*Na zdjęciu od lewej: Szwagierka, Marta, Marty Córka Młodsza, Brat, Moja Córka
Młodsza, Biegająca Matka, Matki Córka Młodsza, Moja Córka Starsza, Moja
Biegająca Żona oraz ja. Z kadru uciekli: Syn Szwagierki, Marty Córka Starsza oraz Marty Małżonek Mariuszem Zwany, zdjęcie wykonujący.</span></div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-16101682461229760242016-05-08T22:58:00.000+02:002016-05-08T22:58:28.210+02:00O sytuacji, gdy Endomondo za mną teskni, uwag kilka<div style="text-align: justify;">
<i>W kwietniu wydarzyły się dwie rzeczy, które nigdy wcześniej nie miały miejsca. DNF na maratonie oraz to, że przez cały miesiąc nie opublikowałem nawet jednego posta na blogu. Na szczęście ten miesiąc właśnie się skończył.</i> Taki samomotywujący wpis na lajkpejdża ułożyłem sobie w głowie układając się do snu ostatniego dnia kwietnia. Chciałem go przelać na klawiaturę następnego dnia rano. Nie zdążyłem. Nad ranem dnia następnego obudził mnie paskudny ból pleców. Kolejne kilka dni spędziłem w łóżku w towarzystwie silnych leków przeciwbólowych. w tym czasie dostałem mejla, w którego tytule wyczytać można <i>Bartek Monczyński, brakuje nam Ciebie</i>. Mejl przyszedł z adresu service@endomondo.com.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizPO9tdrrv4vNmXPNQbfP7MF83AAZI-ySsk_uAM7_D9Oz0MpAzClkb6McyadNVTChwb1OOMwEc8jpcYsMibcOAyO2jL2WWMIlp9IDt2yuztEkumtwYbnJLtDN1kaTHTzd9l1X7VVVas6c/s1600/9pm.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizPO9tdrrv4vNmXPNQbfP7MF83AAZI-ySsk_uAM7_D9Oz0MpAzClkb6McyadNVTChwb1OOMwEc8jpcYsMibcOAyO2jL2WWMIlp9IDt2yuztEkumtwYbnJLtDN1kaTHTzd9l1X7VVVas6c/s640/9pm.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ten specyficzny uśmiech nie gościł na ojej twarzy zbyt często przez ostatnich kilka tygodni (meta 9 Półmaratonu Poznańskiego - źródło: <a href="https://www.facebook.com/SandraAfekPhotography/photos/t.100000114000719/447321148791584/?type=3&theater" target="_blank">Sandra Afek Photography</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Spróbujmy (liczba mnoga wydaję się tu być naturalna, choć oczywiście to ja spróbuję) podsumować co się wydarzyło przez ostatnie 59 dni (tak tak, pięćdziesiąt dziewięć - słownie - dni). Wszystko zaczęło się w piątek jedenastego marca. Wieczorem wybrałem się na (zległy nomen omen, bo pierwotnie zaplanowany na środę) trening. Miał być drugi zakres łamany z trzecim. Czyli ciężki trening. Ale nie było ciężko - było nie do zniesienia. Okazało się, że objawy przeziębienia, które objawiły się po raz pierwszy o poranku dnia poprzedniego, a które początkowo zbagatelizowałem, okazały się nie jaskółką zapowiadającą wiosnę (której już podówczas wyczekiwaliśmy), ale początkiem okresu, który będę chciał jak najszybciej zapomnieć (najlepiej zaraz, jak skończę pisać niniejszego posta). Najpierw ten niedokończony trening. Kilka dni później praktycznie straciłem głos. A przecież w sobotę miała być Maniacka - jedyny bieg, w którym startowałem regularnie co roku od siedmiu już lat. Niestety nie wydobrzałem. Gorzej, mijały kolejne dni, a nawet tygodnie, a mnie wciąż się nie poprawiało. Aż wreszcie - na tydzień przed planowanym maratonem - sięgnąłem po broń dużego kalibru. Antybiotyk. Pomógł. Ale nie zbyt wielka była to pociecha.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do Holandii jednak z MBŻ polecieliśmy. Spędziliśmy tam kilka naprawdę miłych dni i mimo wszystko przed południem dnia 10 kwietnia na starcie Marathon Rotterdam stanąłem. Do dziś nie wiem, czy to była dobra decyzja. Na pewno dobrym nie mogę nazwać tego co się stało. Pierwsze w życiu DNF (ang. <i>did not finish</i>).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Było minęło</i>, pomyślałem po powrocie. <i>Za miesiąc jest Wings for Life - tam się odkuję</i>. Po drodze był jeszcze Półmaraton Poznański, na którym, jak pozwoliłem sobie zażartować, miałem dokończyć maraton sprzed tygodnia. Nie chciałem biec całego (wierzcie mi, to nie byłby dobry pomysł), postanowiłem więc pozającować szwagierce (MBŻ nie chciała nawet o tym słyszeć), biegnąć z nią od szóstego kilometra. Szwagierce złamać dwóch godzin (taki był plan maksimum) nie udało, choć było blisko. Dla mnie był to miły, niezbyt wyczerpujący bieg. Tylko pozornie - po południu czułem się jakbym nie <i>dokończył</i>, a przebiegł z półtora maratonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To (już w nieco innej formie, ale jednak) wyczerpanie towarzyszyło mi przez kolejne dni. Aż napisałem byłem wiadomość do Trenejro, że przez najbliższe dwa tygodnie nie widzę się w innych treningach niż spokojne biegi. Wiedziałem już, że ósmego maja (czyli dzisiaj) już nie powalczę. Liczyłem tylko na dobrą zabawę. Aż do poranka 1 maja (a propos, miałem w podstawówce koleżankę, która miała na imię Maja - wszyscy chłopaki w klasie się w niej durzyli). A dziś wejście na <i>twarzaka</i> sprawiało mi niemal fizyczny ból - wszyscy tylko Wings for Life i Wings for Life...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jutro, po tygodniu <i>el-cztery</i>, wracam do pracy. Wciąż jestem osłabiony (po lekach), więc do biegania zapewne wrócę dopiero pod koniec tygodnia. Forma jest taka, że w sumie zaczynam z dosyć niskiego poziomu. Ale plan jest ambitny, a ja nie mam zamiaru odpuszczać. Nie wiem czy krew i łzy, ale pot będzie na pewno. Dużo potu.</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-73887731953415737812016-03-31T22:36:00.000+02:002016-05-05T12:11:47.635+02:00O tym, że czasem trzeba odpuścić, kolejnych uwag kilka<div style="text-align: justify;">
<i>Bartek, nie chcę Ci psuć planów maratońskich, ale chyba rodzę. </i>W te słowy odezwała się do mnie nie biegająca jeszcze MBŻ o piątej nad ranem, trzydziestego marca roku dwa tysiące dwunastego. Właśnie tego dnia przyszła na świat Córka Młodsza i w ciągu kilkunastu najbliższych godzin moje plany maratońskie (i startowe w ogóle) <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2012/03/czesem-trzeba-odpuscic.html">uległy gruntownej zmianie</a>. Dziś, cztery lata później, historia w pewnym sensie się powtarza. Plany ulegają zmianie.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlT0Iv0y_tEv8LUlutpr_E-OKyNf2yGv4IdfF1kfl5bTcD8U96UZ1dZoeaqatI5ecZMYN5m5uNKSl-ciu6RpHQwPw2-oSKmZG8kWX06gIja67lJLYT5LVCXmmUD__WWIMliNokrHFDAZ4/s1600/tortnalesnikowy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlT0Iv0y_tEv8LUlutpr_E-OKyNf2yGv4IdfF1kfl5bTcD8U96UZ1dZoeaqatI5ecZMYN5m5uNKSl-ciu6RpHQwPw2-oSKmZG8kWX06gIja67lJLYT5LVCXmmUD__WWIMliNokrHFDAZ4/s640/tortnalesnikowy.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Lata lecą, a historia się powtarza. Ale za to zostałem nadwornym specjalistą od tortu naleśnikowego. O!</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie, nie zostałem po raz trzeci tatą. Nawet się tego nie spodziewam. Powód jest o wiele bardziej błahy, za to, w odróżnieniu od Córki Młodszej (chociaż ona też potrafi zaleźć za skórę), niezmiernie irytujący. Infekcja gardła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niby nic wielkiego. Żadnej temperatury, czy łamania w kościach. Ot, chrypka, kaszel i trochę bólu. A jednak właśnie mija trzeci tydzień, jak nie jestem w stanie biegać (niby takie <i>nic</i>, a ciągnie się, jak przysłowiowa guma w gaciach). Tymczasem do maratonu w Rotterdamie pozostało dziesięć dni. Jest już bardziej niż jasne, że ani nie będzie łamania trójki, ani tym bardziej poprawiania wyniku Krasusa. Szczerze mówiąc nie wiem czy w ogóle pobiegnę. MBŻ uważa, że powinienem pobiec, chociażby przeczłapać. I tak sobie myślę, że to nie jest może i najgorszy pomysł. Niemniej mam pewne wątpliwości. I co Wy byście zrobili na moim miejscu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To oczywiście nie koniec zmian. Skoro maraton nie wypali, ktoś (a właściwie coś) musi wziąć na siebie ciężar głównego startu wiosny. Jak się łatwo (a może wcale nie) domyślić, będzie to <a href="http://www.wingsforlifeworldrun.com/pl/pl/poznan/" target="_blank">Wings for Life</a>. Może przez ten miesiąc z wąsem, jaki został do ósmego maja (nomen omen, dzień zwycięstwa), coś się da zrobić z moją formą i może nawet uda się zostać ultrasem (takim przez małe <i>u</i>, ale zawsze). Po drodze są jeszcze <a href="http://halfmarathon.poznan.pl/" target="_blank">Półmaraton Poznański</a> (który, wbrew wcześniejszym założeniom, może i będzie sens pokonać w całości) i <a href="http://kb-kosynier.pl/xxxiii-bieg-kosynierow/" target="_blank">Bieg Kosynierów</a> (dycha), ale też do końca nie wiadomo, co z nich wyniknie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niemniej zmiany planów sięgają nieco dalej. Pierwotnie drugi w tym roku maraton planowałem na sierpień. Bez parcia na życiówkę. Ale przecież wiedząc, że właśnie przepadła druga szansa na połamanie tej ukochanej i znienawidzonej zarazem trójki, nie mogę nie mieć parcia na wspomnianą życiówkę. Wniosek - jeszcze się znajdzie okazja na start w <a href="http://www.maratongdansk.home.pl/" target="_blank">Maratonie Solidarności</a> (XXV edycja będzie jak znalazł). W tym roku chcę jednak jeszcze o coś zawalczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tutaj mały chichot historii. Gdy cztery lata temu pojawiła się Córka Młodsza, zrezygnowałem ze startu w maratonie, który podówczas odbywał się wiosną. Od kilku lat natomiast startuje jesienią (pod koniec października). A to, że gdy dziś wszedłem na jego stronę, okazało się, iż właśnie mija ostatni dzień obowiązywania najniższej opłaty startowej, można by wręcz uznać za znak (Palec Boży, jak kto woli). Także klamka zapadła, słowo się rzekło, kobyłka u płotu i w ogóle, i właśnie. 23 października roku bieżącego zamierzam przebiec kolejny maraton. <a href="http://torunmarathon.pl/" target="_blank">Toruński Maraton</a>.</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-15535371110394480612016-03-15T22:23:00.000+01:002016-05-05T12:11:47.609+02:00Halo Panie Jacku: O nałogach uwag kilkaHalo Pnie Jacku!<br />
<br />
Ależ temat Pan (jak to młodzież, do której już od jakiegoś czasu niestety się nie zaliczam, mawia) zapodał. No bo żeby tak o nałogach? Publicznie? Nie to, żebym nie miał. Mam, a i owszem. Zresztą, jak mawiał ksiądz, który błogosławił moje małżeństwo (to znaczy jeden z dwóch, bo dwóch ich było - tych księży), <i>liczba nałogów musi się zgadzać</i>. A mówił to zazwyczaj, odpalając właśnie papierosa. Dobrze już, weźmy zatem tego byka za rogi, żeby wilka z lasu nie wywoływać. Oto, niekompletna rzecz jasna, lista moich nałogów.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEip_gKA-ZxyhG1wu8yGsbr47MNsnvHc3_NSvhLZpxd753smJQ0YWp7JfpoXhHkx94oi9wxrGZvUodyFIIAeLPKV7LOXUAZWR2v98UJvInduG9l0zhXSiveOs9Pi8C8UEfLbLv4y1WFyYcE/s1600/what-my-friends-think-I-do-what-i-actually-do-blogger.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEip_gKA-ZxyhG1wu8yGsbr47MNsnvHc3_NSvhLZpxd753smJQ0YWp7JfpoXhHkx94oi9wxrGZvUodyFIIAeLPKV7LOXUAZWR2v98UJvInduG9l0zhXSiveOs9Pi8C8UEfLbLv4y1WFyYcE/s1600/what-my-friends-think-I-do-what-i-actually-do-blogger.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Już to gdzieś kiedyś <i>wrzucałem</i>, ale świetnie pasuje (źródło: <a href="http://whatmyfriendsthinkido.net/">whatmyfriendsthinkido.net</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Nałóg nr 1 - Prokrastynacja<br />
No niby mam bardzo ładny i bardzo funkcjonalny, efektowny i nowatorski planer. I nawet go używam. Przeczytałem też dużo książek o samoorganizacji, zarządzaniu sobą w czasie i w ogóle o samorozwoju. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że wybierając z tych różnych książek elementy, które najbardziej mi odpowiadają, stworzyłem własny, w pewnym sensie unikalny, dopasowany szczególnie do mnie system planowania i tychże planów realizacji. A jednak wciąż są rzeczy, które notorycznie przekładam na mityczne później (zazwyczaj na jutro). Najlepszy przykład - tenże post. Pierwotnie chciałem go napisać jeszcze w lutym. A tu mamy piętnasty marca.<br />
Zmieniając na chwilę temat. Skoro dziś piętnasty, to wczoraj był czternasty marca, jeden z moich ulubionych dni w roku - dzień liczby pi (3.14 pisane z amerykańska). A wie Pan, kto zna wszystkie cyfry po przecinku liczby pi? Chuck Norris oczywiście. Mało tego, ma je wszystkie wytatuowane na bicepsie.<br />
<br />
Nałóg nr 2 - Niniejszy blog<br />
Zacząłem go pisać jeszcze w poprzedniej dekadzie (ależ to brzmi), w roku 2009. Czyli zanim jeszcze pisanie blogów biegowych stało się modne (kiedyś nawet jedna moja znajoma, również blogerka biegowa, żeby nie było, napisała nawet o czasach, gdy blogów biegowych było bardzo mało i mój podówczas między innymi przywołała). Zaczynałem, gdy postanowiłem przygotować się do swojego pierwszego maratonu - stąd jego tytuł. Jak do tej pory maratonów ukończyłem dwanaście, a tytuł bloga pozostał. Blog też. I przez te wszystkie lata wciąż wraca do mnie pytanie, czy ktoś to w ogóle czyta. Co jakiś czas przychodzą też kryzysy wynikające z nałogu numer jeden, a wraz z nimi pytanie, czy tego całego blogowania w diabły nie rzucić, i nie zająć się jakimiś poważniejszymi zajęciami tak dla odmiany. Ale nie potrafię. Już nie ważne już, czy ktoś to czyta, czy nie. Mój ci on, ten blog, i będę go pisał dalej. Bo jak mawiał klasyk, <i>twardym trzeba być, a nie miętkim!</i><br />
A propos, wiedział Pan, że Chuch Norris przekroił nóż miękkim masłem?<br />
<br />
Nałóg nr 3 - Bieganie<br />
No a jakże. Biegam przecież dłużej niż bloguję. Bo choć z różną (zazwyczaj mierną) intensywnością, a zwłaszcza (zwłaszcza mierną) systematycznością, to biegałem już jakieś dwa lata przed narodzinami Córki Starszej (po której narodzinach właśnie, maraton przebiec postanowiłem, bo skoro nie syn i nie dom, to może córka i maraton). Tutaj dopiero mogę powiedzieć, że biegałem, zanim bieganie stało się modne. I przez te lata nałóg wciąga mnie coraz bardziej. Najpierw biegałem, żeby się w ogóle ruszać. Ponieważ jednak osobowość mam taką, że bez celu i bez planu brak mi motywacji, zacząłem ściągać z internetów tak zwanych najróżniejsze plany treningowe. Potem sobie ten maraton (i tego bloga) wymyśliłem. A potem kolejny. Najpierw biegałem trzy razy w tygodniu. Potem zacząłem trenować pod okiem <i>Trenejro</i> i już przyszło cztery razy na tydzień buty biegowe obuwać. Potem się zachciało jeszcze życiówkę poprawić i jeszcze jeden trening w tygodniu dołożyć. I tak końca nie widać. A przez większość tego czasu bieganie było w domu moim wrogiem publicznym numer jeden. Bo choć mnie dawało wiele radości, to mojej Ślubnej (że tak użyję eufemizmu) niekoniecznie. A dziś Ślubna nosi ksywę Mojej Biegającej Żony (najpierw była Moją Od Niedawna Biegającą Żoną - w skrócie MONBŻ - ale biega już na tyle długo, że zostało samo MBŻ). I doszło do tego, że na majową sztafetę maratońską w Poznaniu, zebraliśmy drużynę, która się składa z rodziny i znajomych, ale takich znajomych, których znamy jeszcze sprzed czasów, gdy zacząłem biegać.<br />
Niemniej mój nałóg biegania różni się nieco od Pańskiego. O ile Pan biega na zapas i wciąż jest do przodu, o tyle ja (przynajmniej ostatnimi czasy) mam wrażenie, że wciąż gonię własny ogon. A na domiar złego się przeziębiłem i od kilku dni nie biegam w ogóle. I właśnie chyba zaczynają mi się ręce trząść. Więc kończę.<br />
A propos, wiedział Pan, że Chuck Norris... nigdy nie ukończył maratonu?<br />
<br />
Łącze tradycyjne pozdrowienia od CMcMH.<br />
Bartek M. drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-40450881805563584762016-02-29T23:39:00.001+01:002016-05-05T12:11:47.624+02:00O drugiej szóstej edycji uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Oczywiście, można napisać relację z zawodów, w których się brało udział, dzień lub dwa po. Ba, można nawet i tego samego dnia wieczorem. Ale czy nie lepiej spojrzeć na wszystko z perspektywy, dajmy na to, ośmiu dni. Przecież osiem to biblijny symbol doskonałości, nieskończoności oraz obfitości. A jeśli owo osiem dodamy do dnia zawodów, czyli nomen omen mojej ulubionej liczby dwadzieścia jeden, otrzymamy dwadzieścia i dziewięć (<i>einundzwanzig</i>, jak mawiają Niemcy), a dwudziesty dziewiąty lutego jest niczym maraton na igrzyskach letniej olimpiady - trafia się raz na cztery lata.</div>
<div style="text-align: justify;">
No dobrze napiszę już prawdę (z tym że niecałą i niekoniecznie prawdę najprawdziwszą). Nie mogłem nic napisać, tak bardzo dławiło mnie napięcie w oczekiwaniu na to, czy boski (no ba!) Leo dostanie w końcu tego Oskara, czy też nie dostanie. Na szczęście dostał. Dzięki temu już można.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUcyedtQophlKt_u2yQL7Gkj6JLvA-5zS1BzG-h_3QHze_ugk5KnVQnpuuptrWlt24bl6MxIRVqN9bIZlbN1tPHOo-u4Z9hu0LmRkFFitiPpHFvXAVGUnP6Y74igrkXIzyCRH7mvj_XeI/s1600/vi_wildecka_dycha_365sportu.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUcyedtQophlKt_u2yQL7Gkj6JLvA-5zS1BzG-h_3QHze_ugk5KnVQnpuuptrWlt24bl6MxIRVqN9bIZlbN1tPHOo-u4Z9hu0LmRkFFitiPpHFvXAVGUnP6Y74igrkXIzyCRH7mvj_XeI/s640/vi_wildecka_dycha_365sportu.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Przełaj w środku miasta wyrasta (źródło: <a href="https://www.facebook.com/365sportu.sklep.triathlonowy/photos/t.100000114000719/956685994413575/?type=3&theater" target="_blank">facebook.com/365sportu.sklep.triathlonowy</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Co łączy Wildecką Dziesiątkę z Dziesiątą Maniacką (poza dziesiątką w nazwie). Oba biegi organizowane są na tym samym dystansie (a to ci niespodzianka) i w tym samym mieście (ale nie, nie ma w Poznaniu dzielnicy Maniak). W obu też debiutowałem dopiero w szóstej edycji. Tu podobieństwa się kończą. Maniacka jest biegiem masowym (druga największa <i>dycha</i> w Wielkopolsce A.D. 2015 i pierwsza dziesiątka biegów na tym dystansie w Polsce), Wildecka kameralnym. Maniacka finiszuje w miejscu określanym <i>mekką poznańskich biegaczy</i>, Wildecka na terenie Rodzinnych Ogrodów Działkowych im. Jana Mazurka (kimkolwiek ów był). Maniacka jest szybkim biegiem ulicznym, Wildecką, moim skromnym zdaniem (w opozycji do informacji na stronie biegu o nawierzchni <i>z przewagą dróg asfaltowych</i>) należałoby zakwalifikować jako bieg przełajowy. Mimo tego, że rozgrywany jest w tzw. samym środku miasta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nawiasem mówiąc, podejrzewam, że w poprzednich edycjach, kiedy mnie na tym biegu zabrakło, miał on swój klimat. Zakładam, że jeśli nie leżał śnieg, to było chociaż nieco chłodniej i nie trzeba się było <i>taplać</i> w błocie, jak w tym roku. Nie zdziwiłbym bym się , gdyby miał <i>zimowa</i> w nazwie. Zapewne w poprzednich edycjach był trochę podobny do Zimowego Biegu Trzech Jezior. Oby globalne ocieplenie nie galopowało tak bardzo i dane nam było tegoż klimatu jeszcze posmakować. Bo ja miałem dylemat jak się na ten bieg ubrać i w stroju późno-jesiennym (wcześnie-wiosennym względnie) nieco, przyznam się, zgrzałem.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDaGOA79hXXB4Idc4uswhHOPaJ-3pVdGhEcY8Zzgo41K32heMi_fyd46dH4GrD5fxosi89YZNzq5fzq7zrEr-jXf-SCso1puS9DBspPBY9y8SDUr63EEWPvC9ZZdaUeD4LcsLaTOs2NoU/s1600/vi_wildecka_dycha_trenujmy_razem.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="424" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDaGOA79hXXB4Idc4uswhHOPaJ-3pVdGhEcY8Zzgo41K32heMi_fyd46dH4GrD5fxosi89YZNzq5fzq7zrEr-jXf-SCso1puS9DBspPBY9y8SDUr63EEWPvC9ZZdaUeD4LcsLaTOs2NoU/s640/vi_wildecka_dycha_trenujmy_razem.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Czy ja aby na pewno żelazko wyłączyłem? (źródło: <a href="https://www.facebook.com/trrazem/photos/a.432291253630009.1073741891.260669270792209/432292660296535/?type=3&theater" target="_blank">facebook.com/trrazem</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
A teraz o samym biegu. Podobnie jak <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2016/02/o-niezimowym-parku-narodowym-uwag-kilka.html">Zimowy Forest Run</a> (tak samo <i>zimowy</i>), bieg miał być przetarciem przed wiosennymi (choć pierwszy jeszcze kalendarzową zimą - 19 marca) startami. W odróżnieniu jednak od <i>Foresta</i> nie miał być mocnym treningiem, a bardzo mocnym treningiem. Czyli bez oszczędzania się. I chyba na początku nieco za bardzo w owo nie oszczędzanie się wczułem. Bo choć o życiówce nawet nie śmiałem marzyć, pierwszy kilometr pobiegłem prawie tak szybko, jakbym ową życiówkę atakować zamierzał. I tu znów podobieństwo do <i>Foresta</i>. Pierwszy kilometr najszybszy (no dobrze prawie najszybszy; najszybszy był ten z ostrym finiszem, o którym za chwilę). Tylko że w Wielkopolskim Parku Narodowym było mocno z górki. Na wildeckich ogródkach działkowych trochę mnie poniosło. A może po prostu mi się wydawało, że uda mi się utrzymać takie tempo przez dziesięć kilometrów. Późniejsze tempo zależało też zależało też od fragmentu trasy. Po twardym było szybciej, po błocie i trawie wolniej. Momentami wiatr też dawał się we znaki. O podbiegach <i>okołowiaduktowych</i> nie wspominając (na szczęście zaraz potem były zbiegi).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mniej więcej pod koniec szóstego (albo na początku siódmego - ale to w zasadzie to samo) zrównał się ze mną inny biegacz, po czym ustaliliśmy w krótkiej (chciało by się powiedzieć <i>żołnierskiej</i>, ale może lepiej pasowało by <i>biegowej</i>) wymianie zdań, że dalej walczymy dalej. Udało nam się to przez kolejne dwa kilometry z okładem, bowiem na podbiegu <i>odszedł</i> mi nieco i choć cały czas miałem go w zasięgu wzroku, już do końca oglądałem tylko jego plecy. Podjąłem wprawdzie dramatyczną (dramatyczna była szczególnie moja mina, z grymasem walki o śmierć i życie) próbę wyprzedzenia go na mocnym finiszu, ale nie dał się zaskoczyć. Mam nadzieję, że pobił chociaż swoją życiówkę (jak się później okazało, dzieli nas dziesięć lat życia i to ja jestem ten starszy, co, nie powiem, nieco mi osłodziło smak porażki). Niemniej już za metą wyściskaliśmy się po przyjacielsku.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7gQFwurj9UXYVKS-neU9URCD_Kmzc7Vq-0FLXEcuPhjsU3OhVIztNNN0ZY9gomTX2I5VgQjUSekkz5gLt91wVKYg7eNP7pu8LlaATSFg8lofFYZuXj5KK6Xz1e2IIm2neyjPdWII-dAw/s1600/vi_wildecka_dziesiatka.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7gQFwurj9UXYVKS-neU9URCD_Kmzc7Vq-0FLXEcuPhjsU3OhVIztNNN0ZY9gomTX2I5VgQjUSekkz5gLt91wVKYg7eNP7pu8LlaATSFg8lofFYZuXj5KK6Xz1e2IIm2neyjPdWII-dAw/s640/vi_wildecka_dziesiatka.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ten kształt trasy kogoś/coś przypomina mi (źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Mimo całkiem pozytywnego (jak mi się wydaje) wydźwięku kilku powyższych akapitów, przyznać muszę, że nie jestem zbytnio podbudowany swoim wynikiem. Wiem, że nie nazbyt <i>szybka</i> trasa (zawsze mnie nieco bawi to określenie - szybka trasa - jakby to trasa biegała), że błoto, że wiatr i że podbiegi. Ale jednak spodziewałem się po sobie choć odrobinę więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Byłbym zapomniał. Chyba rodzi się nowa świecka tradycja. Znów po pakiet wybrałem się biegiem. Następnym razem to już się raczej nie uda. No chyba, że przeniosą biuro Maniackiej gdzieś bliżej.</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-41612233742508766172016-02-19T09:32:00.002+01:002016-05-05T12:11:47.626+02:00Kwestionariusz Blogacza - Skonkretyzowany<div style="text-align: justify;">
Przejrzałem na szybko wszystkie <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/search/label/Kwestionariusz">Kwestionariusze</a> (a było ich piętnaście), które sie dotychczas na niniejscym blogu ukazały. I cóż sie okazało? Że zdecydowana większość (sześćdziesiąt procent konkretnie) przepytywanych biega w koszulkach <a href="https://www.facebook.com/SmashingPapkins/" target="_blank">Smashing Pąpkins</a> (przypadek?). Wśród tej piętnaski zagościli już <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2014/05/kwestionariusz-blogacza-podwojny.html">Marcin</a> (zwany Krasusem) i <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2014/09/kwestionariusz-blogacza-nie-sasza-mu-na.html">Błażej</a> (zwany Błażejem), czyli dwaj z trzech <i>Ojców Założycieli SP</i>. Dziś pora na trzeciego - Rafała. Rafał jest autorem bloga <a href="http://wybiegany.blogspot.com/" target="_blank">Wybiegany</a> i, jak się przekonacie za chwilę, okazał się konkretny, niczym oficer starej daty.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyvvt9j1LGvwsdAJsjdXj5AZKMa1FfxXCvRWPLzRV_p2OhGCPsQk5-G-bB-T3qmkHM2ownJKzAV4MNE_2q16-KJmrQF0x2yJhKtlOjvpjeqZe80BwdifoxcOoXN3NL1-3YShzEW81Fixk/s1600/wybiegany.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="363" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyvvt9j1LGvwsdAJsjdXj5AZKMa1FfxXCvRWPLzRV_p2OhGCPsQk5-G-bB-T3qmkHM2ownJKzAV4MNE_2q16-KJmrQF0x2yJhKtlOjvpjeqZe80BwdifoxcOoXN3NL1-3YShzEW81Fixk/s640/wybiegany.png" width="640" /></a></div>
Niemniej najpierw tradycyjna <i>przypominajka</i> zasad:<br />
<blockquote class="tr_bq">
Odpowiedz na każde pytanie. Staraj się nie analizować, lecz – jeśli to możliwe – odpowiadać intuicyjnie. Gdy odpowiesz na wszystkie pytania, możesz (ale nie musisz) dopisać do listy kolejne pytanie, na które będą odpowiadać przyszli uczestnicy zabawy.</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
A teraz do konkretów:<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>1. Jaki jest Twój ulubiony dystans?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Połówka</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>2. Jaki jest Twój ulubiony rodzaj treningu?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Bc2</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>3. Co Cię motywuje do wyjścia na trening?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaplanowany cel</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>4. Twoje pierwsze zawody?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Poznań Maraton</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>5. Wymarzony start w imprezie biegowej?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
UTMB</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>6. Jaka jest Twoja ulubiona książka o bieganiu?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dogonić Kenijczyków</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>7. Dlaczego biegasz?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Bo lubię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>8. Dlaczego blogujesz?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Bo nie zawsze mi wychodzi to bieganie, a to daje możliwość uczenia się na moich błędach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>9. Jeśli nie bieganie, to?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Tenis</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>10. Co uznajesz za swoje największe sportowe osiągnięcie?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Zadowolenie na mecie (niestety, nie często).</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>11. Co byś zmienił, gdybyś jeszcze raz zaczynał swoją przygodę z bieganiem?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozpocząłbym wcześniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>12. W jakim miejscu na świecie najbardziej chciałbyś pobiegać?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Bieszczady - ciągle nie mam okazji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>13. Najbardziej niesamowita sytuacja, jaka spotkała Cię w trakcie treningu lub zawodów?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Zabrała mnie karetka z trasy maratonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>14. Jak jest z tymi endorfinami? Istnieją?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Istnieją, najwięcej po ciężkim treningu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zapytany o to, co mu w duszy gra, Rafał odpowiedział, że gra mu, jak Krasus śpiewa. Jednak jako muzyczną dedykację dla czytających te słowa wskazał utwór następujący:</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="https://www.youtube.com/embed/DjLCYdN9IeU?rel=0" width="640"></iframe>
<div style="text-align: justify;">
<br />
No, to pora na pytania. Byle krótkie...</div>
</div>
</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-20054493421388048712016-02-14T14:19:00.000+01:002016-05-05T12:11:47.615+02:00O styczniu z ogonem uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Był taki miesiąc w tym roku, który zaczął się dosyć nietypowo, jak na obecnie nam panującą zimę. Śniegiem i mrozem. Tak tak, mowa o styczniu.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVkZEBoQWBuiGHA4zMavlwy-TTdLm1nqBDcl9VM9cYQZ-and3tezltyVfnNSSNkvG3ijBmn5vR51nZFvIjAFi86OPz2JAUwD95pqpl20eqPcnvwzkGrzqhgtrABA1uA-yolTrNWCXzfeU/s1600/endo_201601.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="308" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVkZEBoQWBuiGHA4zMavlwy-TTdLm1nqBDcl9VM9cYQZ-and3tezltyVfnNSSNkvG3ijBmn5vR51nZFvIjAFi86OPz2JAUwD95pqpl20eqPcnvwzkGrzqhgtrABA1uA-yolTrNWCXzfeU/s640/endo_201601.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Było tak zimno, że nie miałem najmniejszej ochoty wychodzić na dłużej na zewnątrz. Nawet na okoliczność biegania (i pomyśleć, że ledwie kilka dni wcześniej <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2016/01/o-biegu-na-ktory-tak-czekaem-uwag-kika.html">biegałem po mieście</a> w koszulce na ramiączkach). Za pierwszym razem (w sobotę po Nowym Roku) <i>nie chcę mi się</i> wzięło górę. Na szczęście w niedzielę znalazł się motywator zewnętrzny (wszakże w tamten weekend <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2016/01/halo-panie-jacku-o-naszych-hankach-uwag.html">biegaliśmy dla Hani</a>), wbiłem się więc w trzy warstwy (miejscami cztery) i w mroźną noc ruszyłem w miasto.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczął się kolejny tydzień a mróz nie odpuszczał. Ja zaś byłem bliski odpuszczenia właśnie. Postanowiłem jednak pójść na mały kompromis (bynajmniej nie zgniły) z samym sobą. Ten jeden raz zamiast dwunastu kilometrów rozbiegania był niemal maraton (czyli przekroczyłem barierę czterdziestu kilometrów), z tym że na rowerze. I to stacjonarnym. Niemniej, mimo tego nietypowego początku, był to mój najlepszy treningowo tydzień od dawna. Aż do niedzieli wieczorem wydawało się, że zrealizuję plan w stu procentach. I nawet niedzielno-wieczorne komplikacje mnie nie załamały, bowiem zaplanowane na ten dzień dwadzieścia kilometrów <i>dokręciłem</i> w poniedziałek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Potem zaczęło się niestety coś, co nazwałbym gonieniem własnego ogona. Już kilka razy wydawało mi się, że łapię wiatr w żagle, że się rozkręcam, a tu albo w domu, albo w pracy, przysłowiowe <i>coś</i> i trening lub dwa w plecy. Najgorszy był tydzień numer trzy (ten między 18 a 24 stycznia). Do czwartku udało mi się wyjść na trening raz (powinienem był trzy). W piątek napisałem do <i>Trenejro</i>, ten przeprogramował mi weekend, by wycisnąć z niego jak najwięcej, czyli trzy porządne treningi, po czym wyszedłem... raz (w niedzielę).</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjllthyphenhyphensGvt46we6gmeTYv7mO-KNBDfbd2uaOcfGZgEsW44LJZvJDAnSTAfw8AXxoQ1SrQZ9ehz6Ai4aJFSE0-KrHQnMlIuNRgQ8-F5I2QBmBQvxJJcVdWm5Vhao2HW6IkpK4x_yB7LVVg/s1600/endo_201601_stat.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="206" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjllthyphenhyphensGvt46we6gmeTYv7mO-KNBDfbd2uaOcfGZgEsW44LJZvJDAnSTAfw8AXxoQ1SrQZ9ehz6Ai4aJFSE0-KrHQnMlIuNRgQ8-F5I2QBmBQvxJJcVdWm5Vhao2HW6IkpK4x_yB7LVVg/s640/endo_201601_stat.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Na szczęście jeśli popatrzeć na liczby, można nabrać nieco optymizmu. Udało się wszakże (nie licząc tych czterdziestu <i>kaemów</i> w miejscu) pokonać prawie dwieście osiemdziesiąt kilometrów (dwieście siedemdziesiąt osiem dokładnie rzecz ujmując), czyli o ponad sto kilometrów więcej niż w grudniu, a nawet o dziesięć więcej niż w styczniu roku ubiegłego. Choć z drugiej strony ponad osiemdziesiąt kilometrów zabrakło do realizacji całego styczniowego planu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Trening miesiąca</b>*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Było kilku zacnych kandydatów do tego miana, bo mimo opisanych powyżej perturbacji, kilka ciekawych i jakościowych zarazem jednostek udało się zrealizować, że choćby wspomnę dwa solidne krosy na mojej stałej, acz nie pozwalającej na nudę krosowej pętli (to jedyne miejcie, do którego <i>jeżdżę biegać</i>). Niemniej do ścisłego finału przeszły dwa długie niedzielne wybiegania. <a href="https://www.endomondo.com/users/165125/workouts/652040937" target="_blank">Dwadzieścia pięć kilometrów</a> przy kilkunastostopniowym mrozie oraz <a href="https://www.endomondo.com/users/165125/workouts/658161336" target="_blank">trzy kilometry więcej</a> po Lasku Marcelińskim. Za drugim razem mróz nie był nazbyt dokuczliwy, ale dokuczał o tyle, że wcześniej zdążył sobie pójść, a potem wrócić. Przez co las zmienił się w lodowisko. Ale dałem radę - powtarzałem sobie, że to świetne ćwiczenie na nogi. A jednak palmę pierwszeństwa uzyskuje mroźne 25K. Raz, że nie co dzień udaje się wyhodować własnego sopla na buffie. Dwa, był to bieg w szczytnym celu. A w dodatku (to będzie trzy) zrobiłem przy tej okazji rekonesans <a href="http://halfmarathon.poznan.pl/strefa-zawodnika/trasa/" target="_blank">nowej trasy</a> Półmaratonu Poznańskiego.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://scontent.fwaw3-1.fna.fbcdn.net/hphotos-xpl1/t31.0-8/12466059_1093712253972861_6214523264506114571_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="360" src="https://scontent.fwaw3-1.fna.fbcdn.net/hphotos-xpl1/t31.0-8/12466059_1093712253972861_6214523264506114571_o.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jam ci, nie chwaląc się, to wyhodował...</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">*Postanowiłem wprowadzić taką mini kategorię, by urozmaicić nieco moje comiesięczne podsumowania</span></div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-57627366083508686952016-02-12T20:44:00.000+01:002016-05-05T12:11:47.629+02:00O (Nie)Zimowym Parku Narodowym uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Chcesz rozśmieszyć trenera, opowiedz mu o swoich planach startowych (że tak sparafrazuję znaną wypowiedź jeszcze bardziej znanego filmowca). Miało zimą nie być żadnych startów. <i>Trenejro</i> jednak nalegał (no dobrze - dobitnie sugerował) by w lutym zrobić jakieś przetarcie (jak to ładnie nazwał). Nie za bardzo miałem ochotę, dopóki nie dowiedziałem się, że jest okazja by pobiec w zimowej edycji Forest Run (ok. 22 km).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podkreślenia wymaga przede wszystkim miejsce, gdzie bieg się odbywa. Ciekaw jestem ile osób spoza Poznania zdaje sobie sprawę, co my (poznaniacy) posiadamy tuż za granicami naszego pięknego, nomen omen, miasta. Zaryzykuję stwierdzenie, że znalazłoby się również całkiem sporo autochtonów, nie zdających sobie sprawy z tego, co mają pod przysłowiowym nosem (sam pamiętam swe zdziwienie, gdy znajomy, przy okazji wizyty w pobliskiej Mosinie, pierwszy raz wyciągnął mnie tam na spacer; na swoje usprawiedliwienie mam to, że byłem podówczas świeżo upieczoną ludnością napływową). Otóż mamy ponad siedem i pół tysiąca (a licząc ze strefą ochronną, to prawie piętnaście tysięcy) hektarów dzikiego niemal lasu, czyli Wielkopolski Park Narodowy. Nic tylko biegać. Aż sobie teraz myślę, że trochę szkoda, iż tak bardzo nie lubię "jeździć biegać" i tak naprawdę biegłem tam po raz pierwszy (choć to już pewne, że nie ostatni).</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoQ00hCqnYS6N6yYPqMGtd4V7cEdKeBZqmgYll7ryJ5qSV_GDOtTRtu1M4vbhFCIQMblGGWMtCmvj49nazJ7gumS_8Iwm7p9vgsilBIA4I1FRxP1Md97l0-ItBTRAcbfymn-kBf0hVqSU/s1600/ZFR_W+oczekiwaniu+na+finisz+taty.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoQ00hCqnYS6N6yYPqMGtd4V7cEdKeBZqmgYll7ryJ5qSV_GDOtTRtu1M4vbhFCIQMblGGWMtCmvj49nazJ7gumS_8Iwm7p9vgsilBIA4I1FRxP1Md97l0-ItBTRAcbfymn-kBf0hVqSU/s640/ZFR_W+oczekiwaniu+na+finisz+taty.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">W oczekiwaniu na finisz Taty (zdjęcie: MBŻ)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Pierwsze co zrobiłem, po podjęciu decyzji o starcie, było (za wyraźną namową Mojej Biegającej Żony, której akurat biegać po WPN zdarzyło się już nie raz) zamówienie antypoślizgowych nakładek na buty. Jak się nietrudno domyślić (złośliwi twierdzą, że było cieplej nić podczas jesiennej edycji) nakładki nierozpakowane wylądowały w szufladzie, by czekać na lepsze (dla siebie - ja tam nie narzekam) czasy. A ja za to swoje bieganie w ramach Forest Run zacząłem już w sobotę. Jako że tego dnia chciałem odebrać swój pakiet, a można to było uczynić w hostelu Poco Loco, który znajduje się jakiś pięć tysięcy metrów od mojego domu, szkoda było tego nie wykorzystać. Szczególnie, że w planie na sobotę miałem akurat jakieś dziesięć kilometrów biegu (przypadek?).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz wyjaśnienia wymaga to, co się ukrywa pod słowem "przetarcie". Bieg właściwy (w odróżnieniu od sobotniego biegu po pakiet) miał być (tym razem) po prostu mocnym treningiem. <i>Trenejro</i> nawet zalecił mi tempo, jakiego mam się trzymać, ale trasa, a właściwie jej ukształtowanie, szybko te założenie zweryfikowało. Najpierw <i>in plus</i>, bo pierwszy kilometr prowadził niemal wyłącznie z górki (gdybym sam siebie nie hamował, tempo wyszłoby poniżej czterech minut na kilometr). Później zaś <i>in minus</i>, jako że podbiegów, w tym tych morderczych, na trasie naprawdę nie brakowało. Jeśli chodzi o mordercze podbiegi, to trafił się też taki, na którego widok stwierdziłem, że ani myślę pokonywać go biegiem. Na szczęście na szczycie ustawili się spece od uwieczniania rzeczywistości, więc głupio było maszerować. Ale tamten podbieg to nic, w porównaniu z tym, co organizatorzy przewidzieli na sam finisz. No klękajcie narody, że tak klasyka zacytuję.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXq2cOujt9Kf6YtLBL2qqldns1W4LlNU82tuerHIa3omhgY0KW-PC1r3aAF2u1eTCaqP7pYHNDiex-GfK0pmFYaxzOWfHla2lJZWLtscJlYZ4GbyzdtHkqmH0ZI2iuDAUd63FlGAQSoPk/s1600/ZFR_Najlepsze+Kibicki+%25C5%259Awiata.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXq2cOujt9Kf6YtLBL2qqldns1W4LlNU82tuerHIa3omhgY0KW-PC1r3aAF2u1eTCaqP7pYHNDiex-GfK0pmFYaxzOWfHla2lJZWLtscJlYZ4GbyzdtHkqmH0ZI2iuDAUd63FlGAQSoPk/s640/ZFR_Najlepsze+Kibicki+%25C5%259Awiata.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Najlepsze Kibicki Świata (zdjęcie: MBŻ)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Niemniej, cieszę się, że nie biegłem w przysłowiowego trupa (dochodzę do wniosku, że raz na jakiś czas po prostu tak trzeba). Po pierwsze mogłem się cieszyć samym biegiem. Po drugie mogłem chłonąć piękne (i tego, i niepowtarzalne) okoliczności przyrody. A po trzecie pełnymi (niemal dosłownie) garściami czerpałem z rozstawionych przy trasie bufetów. Zazwyczaj łapię kubek lub dwa wody, czasem kawałek banana i pędzę dalej. Tym razem z pełną premedytacją delektowałem się miejscowym menu. A czego tam nie było - szaszłyki, kanapeczki, koreczki. No dobrze - teraz trochę ukoloryzowałem. Ale były banany, pomarańcze, wafelki, ciastka i czekolada, a do picia woda, izotonik a nawet gorąca herbata (piwo dopiero na mecie).</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgunZxbRmmiUsKKgDWaiiUui86VUZqV05sPOXYDV42s00IgC2OevawbUCSoxL_LazOwFCiAE088Y4vk_isxx6KS3XBbSmVUGDKjdlu-vXA-cU3S3F7tZkA5ag1rr33gXXCQXaGyQEZ4dUU/s1600/ZFR_Tort+Jedyny+w+Swoim+Rodzaju.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgunZxbRmmiUsKKgDWaiiUui86VUZqV05sPOXYDV42s00IgC2OevawbUCSoxL_LazOwFCiAE088Y4vk_isxx6KS3XBbSmVUGDKjdlu-vXA-cU3S3F7tZkA5ag1rr33gXXCQXaGyQEZ4dUU/s640/ZFR_Tort+Jedyny+w+Swoim+Rodzaju.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Tort Jedyny w Swoim Rodzaju (zdjęcie: MBŻ)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najlepsze (i wcale nie chodzi o rzeczone piwo) czekało właśnie na mecie. Jak już uporałem się z najbardziej upiornym z upiornych podbiegów, udało mi się zrobić coś, czego przez wszystkie te lata startów w zawodach jakoś uczynić się nie zdarzyło. Przekroczyłem metę w obstawie Córek Dwóch. Są czasem w życiu rzeczy ważniejsze niż kolejna urwana z wyniku sekunda.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Pogoda zupełnie nieadekwatna do nazwy biegu okazała się bardzo pomocna w tzw. integracji. Z racji obecności wszystkich trzech Moich Dziewczyn oraz całej masy biegowych znajomych, atmosfera zrobiła się niemal piknikowa. Był nawet improwizowany na szybko, wyposażony w świeczkę narysowaną markerem na kawałku tektury, tort urodzinowy. I chyba to wspominał będę najlepiej. Jak się okazuje w tym całym bieganiu, bieganie nie jest najważniejsze (ale mi się napisało!).</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8GSvA857ULGNWcR0giUDunaoF2D99Umae6oVvFOPPiQNDkOtdxHwoTJ7VCq4BWZOGcLP1wzQZuS1Anzdq3uJlVpokj4UOUoenMrp4Ov7tEd8VtDbCjBvy8iG-raeb9YeC0SwVqBJs8LE/s1600/zimowyforestrun.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8GSvA857ULGNWcR0giUDunaoF2D99Umae6oVvFOPPiQNDkOtdxHwoTJ7VCq4BWZOGcLP1wzQZuS1Anzdq3uJlVpokj4UOUoenMrp4Ov7tEd8VtDbCjBvy8iG-raeb9YeC0SwVqBJs8LE/s640/zimowyforestrun.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Relacja napisana dla <a href="http://www.aktywniebardzo.pl/Biegi/Biegi/Morderczych-podbiegow-nie-brakowalo-.-Zmagania-na-Winter-Forest-Run" target="_blank">aktywniebardzo.pl</a></span> </div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-61628245249418148052016-01-31T17:58:00.000+01:002016-05-05T12:11:47.632+02:00Halo Panie Jacku: O plaży, klimatyzacji i nowoczesności uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Halo Panie Jacku!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chyba właśnie znalazłem sposób, by napisać do Pana na przełomie stycznia i lutego, kiedy to nie ukazuje się miesięcznik dla biegaczy, a skoro się nie ukazuje, próżno w nim szukać Pańskiego felietonu. Mam przecież pewne zaległości wynikające z mojej jesiennej niemocy blogerskiej (tzw. syndrom JNB). Chociaż kiepski to sposób, nie pisać, gdy można, by pisać gdy nie można. Z drugiej strony, jak mawiał pewien (gadający) osioł, gdy jest wola, znajdzie się i sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
Naszła mnie też taka myśl, że jest jeszcze jeden powód, który spowodował brak mojej reakcji na trzy kolejne Pańskie felietony - wyjątkowo nie zgadzam się z postawionymi w nich tezami. To znaczy zgadzam się, ale się nie zgadzam. Albo częściowo się zgadzam, a częściowo niezupełnie.To może ja wyjaśnię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwoMcVbTz1Zsad0vMu-ejkLU0kR4mgwSH8iZGZSnLDsGH_cjQjff-jvIGkhWEcNiXIHjs1OeIZdUJWVxeocDzAU-19EIoU79JofwHJi0ulhaYJiPf-7mq5WZjLc9UHiuTvK0Sq-Vyd_ow/s1600/Stawa_M%25C5%2582yny_%25C5%259Awinouj%25C5%259Bcie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwoMcVbTz1Zsad0vMu-ejkLU0kR4mgwSH8iZGZSnLDsGH_cjQjff-jvIGkhWEcNiXIHjs1OeIZdUJWVxeocDzAU-19EIoU79JofwHJi0ulhaYJiPf-7mq5WZjLc9UHiuTvK0Sq-Vyd_ow/s640/Stawa_M%25C5%2582yny_%25C5%259Awinouj%25C5%259Bcie.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bieganie po plaży najlepiej o wschodzie słońca. Inaczej to... walka z wiatrakami. (źródło: <a href="http://wikimedia.org/">wikimedia.org</a>)</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Bo na ten przykład, jeśli chodzi o bieganie po plaży, to mam taką małą świecką tradycję, że podczas urlopu nad morzem co najmniej raz biegam po plaży właśnie. W tym roku (jak na złość) akurat nic z tego nie wyszło, ale nadrobiłem to już po wakacjach, we wrześniu, podczas podróży służbowej do Świnoujścia. Tylko że ja zawsze biegam w butach. Owszem, po tym cienkim pasie <i>zafalowanego</i> piasku, ale w butach. I w normalnym stroju sportowym (to znaczy w takim, w jakim normalnie biegam o danej porze roku). Ale też nie mam problemu z tzw. zwykłymi plażowiczami (niektórzy powiedzieliby <i>Januszami</i>). Po prostu, gdy ja biegam, oni jeszcze smacznie śpią. Biegam bowiem wczesnym rankiem. Z zakopywaniem nadprogramowej odzieży radzę sobie z koeli w ten sposób, że bądź zaczynam bieg w miejscu noclegu (tak było w Świnoujściu, gdzie hotel był kilkaset metrów w linii prostej od plaży), bądź dojeżdżam najbliżej jak się da.</div>
<div style="text-align: justify;">
Biegając po plaży na granicy Polsko-Niemieckiej miałem też kilka mini przygód, o których chciałbym wspomnieć. Po pierwsze muszle. Było tam mnóstwo muszli. Tak dużo, że bieganie bez butów mogłoby się naprawdę źle skończyć. Po drugie zacieśnianie stosunków. Miałem okazję zamienić kilka słów ze starszym panem narodowości niemieckiej, również biegaczem. Po trzecie wreszcie, widoki. Był to już wrzesień, więc wschód słońca był na tyle późno, że zamierzałem uczynić go elementem treningu. Niestety, chmury nie pozwoliły. Dostałem za to inne doznania wzrokowe, o których nie napiszę bo przecież mogą czytać to dzieci (okazuje się, że biegacze to nie jedyni <em>dziwacy</em>, którzy nawiedzają plażę nad ranem).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W temacie klimatyzacji jest tak, że wykonując zawód wymagający częstych podróży służbowych, zazwyczaj samochodem niestety (czasem wolałbym pociągiem, bo to i książkę można poczytać i człowiek jakoś mniej zmęczony po całym dniu w drodze), nie wyobrażam sobie życia bez klimatyzacji. Z drugiej jednak strony, budowlańcem będąc, wiem, że temperatura na jaką nastawiona jest klimatyzacja nie powinna się różnić o więcej niż o sześć stopni w stosunku do temperatury na zewnątrz. No dobrze, tylko w ekstremalnych przypadkach, musiałbym tzw <i>klimę</i> w samochodzie nastawiać na trzydzieści stopni. Tak czy owak, przesadzić da się ze wszystkim. Z koleją, o której Pan wspomniał, mam nieco odmienne doświadczenia. Otóż na początku listopada zeszłego roku jechałem pociągiem relacji Wrocław-Gdańsk do Pana rodzinnego Trójmiasta. Niech mi Pan wierzy, największe sierpniowe upały, to przysłowiowe <i>małe miki</i> w porównaniu z temperaturą jaka panowała w wagonie w ten chłodny (może nawet i mroźny, choć ostatnio to rzadkość) listopadowy poranek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może mi Pan wierzyć lub nie ale nigdy nie biegałem ze smartfonem. Mam tu na myśli używanie aplikacji dla biegaczy. No dobra, raz mi się zdarzyło, jak mi ukradli Gremlina (tak pieszczotliwie nazywam mój zegarek popularnej marki, z <i>dżipiesem</i>). Ale efekt był taki, że przez przypadek go wyłączyłem i nic nie pomierzył. Telefon na trening zabieram owszem, ale w celach bezpieczeństwa (mojego, bo mogę przecież na ten przykład skręcić nogę lub wpaść pod samochód, lub innych, bo może trzeba będzie wezwać jakoś pomoc), tudzież aby MBŻ mogła zadzwonić z sakramentalnym pytaniem, czy <i>daleko jeszcze</i> lub też z informacją, że dziecko (pardon) rzyga i mam wracać do domu najkrótszą drogą. A i tak nie da się na nim zainstalować żadnych aplikacji, bo mam taki normalny, z guzikami. Nie ma ekranu dotykowego, ma za to inną niebagatelną zaletę. Jest mały i łatwo go schować.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze a propos guzików (przepraszam, przycisków - wciąż zapominam, że może to czytać ktoś bez znajomości <i>poznańskiego</i>). Podobnie jak Pan jestem piewcą wyższości stoperów nad smartfonami. Także jeśli chodzi o mierzenie ilości przebiegniętych okrążeń. Przycisk <i>Lap</i> jest w tym wypadku niezastąpiony!<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Łącze tradycyjne pozdrowienia od CMcMH.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bartek M.
</div>
</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-16840985456149688832016-01-26T19:01:00.001+01:002016-05-05T12:11:47.612+02:00O biegu, na który tak czekałem, uwag kika<div style="text-align: justify;">
<i>26 stycznia 1919 żołnierze Armii Wielkopolskiej, wraz z gen. Dowborem-Muśnickim, złożyli uroczystą przysięgę na placu Wilhelmowskim, przemianowanym wówczas na plac Wolności w Poznaniu.*</i> Tak, to już dziewięćdziesiąt siedem lat minęło od tego wydarzenia. A nie doszło by do tego, gdyby nie wydarzenia 27 grudnia roku 1918, kiedy to wybuchło jedno z nielicznych zwycięskich powstań zbrojnych naszego narodu - Powstanie Wielkopolskie. Dziewięćdziesiąt siedem lat później na ulicach ścisłego centrum Poznania, w wielu miejscach z Powstaniem związanych, odbył się Bieg Powstania Wielkopolskiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pod wieloma względami dziwny był to bieg. A może nie - może nie dziwny. Lecz na pewno nietypowy. Po pierwsze pora. Zdecydowana większość biegów odbywa się w godzinach przedpołudniowych, a nawet porannych. Najczęściej w myśl zasady, im dłuższy bieg tym wcześniej start. Ale i tzw. piątki i dychy startują z reguły (od której, pamiętajmy, wyjątki występować muszą, by w ogóle reguła regułą była) nie później niż o jedenastej, dwunastej. A tu nie dość, że start ok. 16:40, to jeszcze (a właściwie już) nie za dnia, bowiem pod koniec grudnia to już ciemno. Ale przecież godzina startu nie wzięła się znikąd. 16:40 to domniemana godzina wybuchu powstańczych walk, a co za tym idzie samego Powstania.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHKw0LaYxgpRtMKhx3Z6GQ2AYoTM-elFLsNehoDgzr-pGNzWi9jer67LUI0aLspPqjtOU038zrrecVs5vjjRxszEzfeLQfQI7iKJAHQAbg-ANzO1B-jU1ObEvaEvDJm3w9Z32mm8c7MDE/s1600/1BPWlkp_start.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHKw0LaYxgpRtMKhx3Z6GQ2AYoTM-elFLsNehoDgzr-pGNzWi9jer67LUI0aLspPqjtOU038zrrecVs5vjjRxszEzfeLQfQI7iKJAHQAbg-ANzO1B-jU1ObEvaEvDJm3w9Z32mm8c7MDE/s640/1BPWlkp_start.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="https://www.facebook.com/FotografiaTomaszSzwajkowski/photos/t.100000114000719/979896942080063/?type=3&theater" target="_blank">Fotografia Tomasz Szwajkowski</a><u> </u></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Po drugie miejsce, a właściwie miejsca. Start i meta znajdowały się na Placu Wolności, tuż obok budynku Arkadii, czyli tam gdzie walki się rozpoczęły i gdzie poległ pierwszy powstaniec, Franciszek Ratajczak. Ale na trasie biegu znalazły się również ulica Święty Marcin, gdzie w początkowym etapie Powstania swoją siedzibę miało Dowództwo Główne. Była ulica Święty Wojciech, przy której znajduje się cmentarz zasłużonych Wielkopolan (nomen omen najstarszy istniejący cmentarz w Poznaniu), gdzie spoczywa pierwszy dowodzący Powstaniem, generał Stanisław Taczak. Była też sama ulica Powstańców Wielkopolskich.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tu mała dygresja. Przez kilka lat mieszkałem na osiedlu Powstań Narodowych. Wielokrotnie korespondencja przychodziła zaadresowana na osiedle Powstańców Narodowych. Na szczęście dochodziła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po trzecie oprawa. Bieg wpisany był niejako w główne obchody rocznicy. W okolicach startu panował więc atmosfera nie do końca taka, jaka zazwyczaj biegom masowym towarzyszy. Dość, że oprócz przedstawicieli płci obojga odzianych w stroje sportowe, można było spotkać nie tylko tzw. zwykłych mieszkańców, ale i osoby w strojach historycznych. Biegowi towarzyszyły również odśpiewanie hymnu oraz minuta ciszy tuż przed startem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tu przemyślenie, którym przy tej okazji wręcz muszę się podzielić. Ja rozumiem (przynajmniej się staram) i szanuję (jak wyżej), że patriotyzm różnie może być rozumiany i różnie manifestowany (taka złota myśl mnie naszła, że patriotyzm nie polega na odpalaniu rac). Lecz braku szacunku dla hymnu i minuty ciszy zrozumieć i zaakceptować nie potrafię.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRWEH1ihOeNkKCPg5Hfl8JeUCwcFdP-JKj7NPg2ETHmfvRieMv_mSIjFLHgaQB960fYthgSTJFx3DcsJPcDnVKJfukZUXoyTsMF7b8FUTsoAoNixaPLvofm-VLEd47YAt5xH4Uus2uAbs/s1600/1BPWlkp_finisz.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRWEH1ihOeNkKCPg5Hfl8JeUCwcFdP-JKj7NPg2ETHmfvRieMv_mSIjFLHgaQB960fYthgSTJFx3DcsJPcDnVKJfukZUXoyTsMF7b8FUTsoAoNixaPLvofm-VLEd47YAt5xH4Uus2uAbs/s640/1BPWlkp_finisz.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="https://www.facebook.com/FotografiaTomaszSzwajkowski/photos/t.100000114000719/979916858744738/?type=3&theater" target="_blank">Fotografia Tomasz Szwajkowski</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Po czwarte uczestnicy. Nie mam być może zbyt dużego doświadczenia w tym temacie (w startach w biegach z akcentem historyczno-patriotycznym w tle), ale odniosłem silne wrażenie, że mamy zdecydowanie szerszy przekrój startujących, co zaobserwować można było między innymi za sprawą strojów, jak i zachowania przed i tuż po starcie. Zdziwiła mnie na przykład ilość osób, które mnie wyprzedzały na pierwszych metrach biegu, a które na stałych bywalców biegów ulicznych nie wyglądały. Dla jasności - nie jest moim zamiarem deprecjonowanie kogokolwiek, dzielę się jedynie własnymi obserwacjami (to co się wydarzyło na kolejnych kilkuset metrach, zdaje się owe obserwacje potwierdzać). Cieszy mnie wręcz fakt, że ludzie, którzy (być może) na co dzień nie żyją bieganiem tak mocno jak ja i mnie podobni, postanowili uczcić ten dzień akurat w taki sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po piąte (przez dziesiąte - nie mogłem się powstrzymać) pogoda. Blisko dziesięć stopni w ostatnich dniach grudnia i strój startowy lżejszy niż na październikowym maratonie nie wymagają chyba szerszego komentarza (tydzień później biegałem już w trzech warstwach i soplach na buffie).</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOlqmAhuDcKMqJiCRA8Y4nk6tgpC8jrRIMkxbhpJccy2HLhmbfgRCik-eZwUCmZGwZwr7k1Pl9oyl-AKzDJFXshbkjeniZYZhmFZBUaC_dez69w5J23-6tw8rFUxFFoxsbzJb2-u3xBco/s1600/1BPWlkp.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOlqmAhuDcKMqJiCRA8Y4nk6tgpC8jrRIMkxbhpJccy2HLhmbfgRCik-eZwUCmZGwZwr7k1Pl9oyl-AKzDJFXshbkjeniZYZhmFZBUaC_dez69w5J23-6tw8rFUxFFoxsbzJb2-u3xBco/s640/1BPWlkp.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
A sam bieg (w sensie jak mi poszło)? Chciało by się rzec, rzecz drugorzędna. Trasa niełatwa (pagórkowato i sporo kostki brukowej - tej historycznej), a i formy nie było, więc i cudów się nie spodziewałem. A może trochę szkoda. Bo gdybym pobiegł w okolicach swojej życiówki, to mógłbym liczyć nawet na pierwsze w życiu pudło (ale nic, kiedyś się przecież doczekam). Tak czy owak, za rok pobiegnę znów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS1. Jeśli chcielibyście zrobić sobie powtórkę (no, ewentualnie lekcję) z historii, gorąco polecam Historię bez cenzury.</div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/L0szPkk6bbE?rel=0" width="640"></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
PS2. Teraz czekam na Bieg Poznańskiego Czerwca.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">*Źródło: <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Powstanie_wielkopolskie" target="_blank">Wikipedia</a> </span></div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-33788117316896752632016-01-16T16:47:00.000+01:002016-05-05T12:11:47.621+02:00Kwestionariusz Blogacza - Nie lubi, ale to robi<div style="text-align: justify;">
Znajoma Blogaczka (chociaż dziś nie o niej), <a href="http://sportowamama.blogspot.com/" target="_blank">Asia</a>, opublikowała ostatnio na swoim blogu cykl wywiadów z <i>Biegającymi Mamami</i>. Mam było sześć. Pięć z nich znam osobiście. Cztery (<a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2015/03/kwestionariusz-blogacza-matka-jest.html" target="_blank">Kasia</a>, <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2015/06/kwestionariusz-blogacza-rzezniczka.html" target="_blank">Agnieszka</a>, <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2014/01/kwestionariusz-blogacza-w-poziomie-i-w.html" target="_blank">Ewa</a> i<a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2014/05/kwestionariusz-blogacza-przyjemnosci-z.html" target="_blank"> Emilia</a>) były już bohaterkami <i>Kwestionariusza</i>. Sami rozumiecie do czego to zmierza, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
A zatem bez zbędnych wstępów przedstawiam czytającym te słowa autorkę bloga <a href="http://alasiesciga.blogspot.com/" target="_blank">Ala się ściga</a>, czyli Alę, co się ściga.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5MbX-Q7KOkjRs2hsleVoKKslsUfPW5NgBDIbLDZ0U4PLjCpDur9lkOmZj2vHzvDkq-CKZdxTkP1vXsIzKb5pVjopjpFc9Fz6fXu5ZicAv4KdKnpnGTYR1vfBJDFo48ORXeN93ekWqb4Y/s1600/alasiesciga.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="348" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5MbX-Q7KOkjRs2hsleVoKKslsUfPW5NgBDIbLDZ0U4PLjCpDur9lkOmZj2vHzvDkq-CKZdxTkP1vXsIzKb5pVjopjpFc9Fz6fXu5ZicAv4KdKnpnGTYR1vfBJDFo48ORXeN93ekWqb4Y/s640/alasiesciga.png" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Jako że Kwestionariusz również padł ofiarą mojej jesiennej niemocy blogerskiej (tzw. syndrom JNB) tym bardziej przypomnę zasady (chociaż i tak zawsze to robię): </div>
<div style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
Odpowiedz na każde pytanie. Staraj się nie analizować, lecz – jeśli to możliwe – odpowiadać intuicyjnie. Gdy odpowiesz na wszystkie pytania, możesz (ale nie musisz) dopisać do listy kolejne pytanie, na które będą odpowiadać przyszli uczestnicy zabawy.</blockquote>
</div>
<div style="text-align: justify;">
A teraz oddajmy już głos kolejnej z <i>Biegających Mam</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>1. Jaki jest Twój ulubiony dystans?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Na asfalcie półmaraton, bo paradoksalnie wcale nie lubię się ścigać. W górach, jak na razie dystans około maratoński, w ciągu najbliższych miesięcy okaże się, czy lubię jeszcze dłużej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>2. Jaki jest Twój ulubiony rodzaj treningu?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Taki, w którym się dzieje np. bieg z narastającą prędkością, piramidki i zabawy biegowe, chyba, że biegam w górach wtedy wiadomo jak najdłużej i jak najspokojniej, żeby był czas nacieszyć się tym, co dookoła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>3. Co Cię motywuje do wyjścia na trening?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Cel, który mam do osiągnięcia, a ostatnio plan, który dostaję każdej niedzieli. Czekam na każdego maila z planem jak lata temu na niedzielne bajki Disney’a.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>4. Twoje pierwsze zawody?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegnij Warszawo 2009, udało mi się przebiec 10 km kilka sekund poniżej godziny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>5. Wymarzony start w imprezie biegowej?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Bieg Ultra Granią Tatr.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>6. Jaka jest Twoja ulubiona książka o bieganiu?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Biec albo umrzeć</i> Kiliana Jorneta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>7. Dlaczego biegasz?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Bo mogę. Bo tylko wtedy jestem sama ze sobą i nikt nic ode mnie nie chce. Bo stale przekraczam swoje granice. Bo chcę nauczyć moich chłopaków jak to jest żyć z pasją.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>8. Dlaczego blogujesz?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Bieganie to dla mnie kolekcjonowanie chwil idealnych, bardzo lubię do nich wracać. Prowadzenie bloga jest też dodatkowym motywatorem do działania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>9. Jeśli nie bieganie, to?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Góry.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>10. Co uznajesz za swoje największe sportowe osiągnięcie?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Mam nadzieję, że to wciąż jeszcze przede mną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>11. Co byś zmieniła, gdybyś jeszcze raz zaczynała swoją przygodę z bieganiem?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz wracam do biegania po kilkunastomiesięcznej przerwie i kilka rzeczy robię inaczej. Przede wszystkim słucham swojego organizmu i odpuszczam kiedy jestem zmęczona, nic nie robię na siłę. Nie odpuszczam za to treningu uzupełniającego, polubiłam rozciąganie, dużo czasu poświęcam stabilizacji i zaprzyjaźniłam się z pulsometrem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>12. W jakim miejscu na świecie najbardziej chciałabyś pobiegać?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Marzę o Himalajach i starcie Tenzing Hillary Everest Marathon, ale do tego jeszcze długa droga przede mną. Może na 40 urodziny?</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>13. Najbardziej niesamowita sytuacja, jaka spotkała Cię w trakcie treningu lub zawodów?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Spotkania z dzikimi zwierzętami na górskich wybieganiach, ostatnio na przykład był to dorodny jeleń, z którym moja ścieżka przecięła się kilka razy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>14. Jak jest z tymi endorfinami? Istnieją?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Chyba tak, bo jak inaczej określić samozachwyt po upodleniu się na treningu czy szczerzenie się do obcych ludzi biegających jak ty w strugach deszczu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No! To pora na dedykację muzyczną od Ali (domyślacie się, skąd taki wybór?):</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="480" src="https://www.youtube.com/embed/BoZC-qPSJZs?rel=0" width="640"></iframe></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
A jeśli by były dodatkowe pytania, proszę się nie krępować...</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-18431979232070533592016-01-09T23:44:00.001+01:002016-05-05T09:32:24.958+02:00O piekielnym grudniu uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Podobno dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło (tylko kto by chciał to sprawdzić?). Zaryzykuję stwierdzenie, że sumiennymi postanowieniami poprawy również.</div>
<div style="text-align: justify;">
Grudzień zacząłem z mocnym postanowieniem poprawy. No, bo teraz (to znaczy wtedy) to już nie ma lipy, jest nowy miesiąc, a ja się biorę do roboty, wióry będą lecieć i w ogóle.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7OByv53jgDLr_D0TcWLD4OaHQw72Yulj6oGuZpnlU_v_t_skInEMVqM9ZD8lWahZ4OTnxMkYRuc62EGRPsqzTe9-ivpjrlNnC9PrzAN32-334ULf-dQ2sCXb4DSFTX5tmopk8KEOQ9nw/s1600/endo_201512.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="308" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7OByv53jgDLr_D0TcWLD4OaHQw72Yulj6oGuZpnlU_v_t_skInEMVqM9ZD8lWahZ4OTnxMkYRuc62EGRPsqzTe9-ivpjrlNnC9PrzAN32-334ULf-dQ2sCXb4DSFTX5tmopk8KEOQ9nw/s640/endo_201512.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Tydzień pierwszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nowy miesiąc w pracy zaczynamy spotkaniem podsumowująco-wigilijnym. Grafik napięty, ale wszystko wskazywało na to, że bieganie się zmieści. A tu klops. <i>Dyskusja się przeciągła</i> (sic!), jak mawiał klasyk i pierwszy trening przepadł. Kolejnego dnia nie było lepiej. Niby syndromu dnia następnego (w jego klasycznym wydaniu) po firmowej wigilii (no bo co się robi na firmowych wigiliach?) nie było, ale był syndrom niewyspania (rozrywkowy współlokator mi się trafił). Generalnie czułem się fatalnie. Co się stało w czwartek, już nawet nie pamiętam. Skończyło się na tym, że biegałem jedynie w weekend - na pocieszenie, w oba weekendowe dni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tydzień drugi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tydzień bardzo podobny do pierwszego, choć zupełnie inny. We wtorek miały być podbiegi. Były w środę. Tak więc pierwotnie planowane na środę bieganie, samoistnie (nie dosłownie oczywiście), przesunęło się na czwartek. A czwartkowe miało być w piątek. Sęk w tym, że nastąpił chyba jeden z najgorszych weekendów jaki pamiętam. Znacie określenie-klucz <i>ciąg niefortunnych zdarzeń</i>? W tamten weekend mógłbym z takich <i>ciągów</i> spory bukiet upleć. Skutek: dwa dni w tygodniu na biegowo. Żaden weekendowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tydzień trzeci.</div>
<div style="text-align: justify;">
No ten w końcu jakoś się w historii zapisał. Stu procent realizacji planu jeszcze nie było, ale było już więcej treningów z bieganiem niż bez (kto zgadnie ile, przy uwzględnieniu faktu, że planowo mam pięć treningów biegowych w tygodniu?). A propos planu, to tydzień de facto od zmian planu zacząłem. Wyjeżdżałem za granicę i nie wiedziałem, czy będzie gdzie zrealizować podbiegi. A, jak się okazało, <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Fulda" target="_blank">Fulda</a> to całkiem mocno pofałdowane miasto (warto zapamiętać).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tydzień czwarty - świąteczny</div>
<div style="text-align: justify;">
Tragedia. Chyba właśnie dlatego nie lubię wszelkiego rodzaju świąt. Tak zwana atmosfera (przed)świąteczna udzieliła mi się tak bardzo, że pierwszy raz buty do biegania odziałem wieczorem pierwszego dnia świąt. Za to zakończyłem tydzień miłym akcentem - Biegiem Powstania Wielkopolskiego (kilka słów więcej o nim samym za kilka dni).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tydzień piąty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niepełny. Ostanie trzy dni tygodnia to już nie tylko nowy miesiąc, ale i całkiem nowy rok. Ale całkiem owocne te cztery dni. Środowy trening niby przepadł. Ale przepadł za sprawą szesnastu godzin ciężkiej fizycznej pracy (takie hobby - doktorat), których efekty osłodziły brak odpowiedniego zapisu w biegowych annałach Bartka.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3hLcb6zmvjztx5aUC88q_J1p28UkGqOlSTf3X1j4D1D0aV1kzrtNy0MES2l6UEOX01CE186eJzwqUvLEzjBYqkutUGEYbltPtgFJP4uYhMVOGsfQhFfcFGWAumAK2xICm1eawS1CNBDs/s1600/endo_201512_stat.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="206" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3hLcb6zmvjztx5aUC88q_J1p28UkGqOlSTf3X1j4D1D0aV1kzrtNy0MES2l6UEOX01CE186eJzwqUvLEzjBYqkutUGEYbltPtgFJP4uYhMVOGsfQhFfcFGWAumAK2xICm1eawS1CNBDs/s640/endo_201512_stat.png" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Reasumując, z zaplanowanych na ostatni miesiąc roku dwustu siedemdziesięciu kilometrów pokonałem o sto dziesięć mniej. Gaci niby nie urywa, jak mawia pewien mój biegający kolega, ale <i>Trenejro</i> stwierdził, że nie jest tak źle, więc i ja szat nie rozdzieram. A z drugiej strony to niemal tyle, co w październiku i listopadzie razem wzięte. A nawet więcej niż w grudniu roku ubiegłego. Także, jak widać, zawsze człowiek jakoś tam sobie humor poprawi. O!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-55397771355349451142016-01-01T12:49:00.001+01:002016-05-05T09:32:25.034+02:00Halo Panie Jacku: O naszych Hankach uwag kilka<div style="text-align: justify;">
Halo Panie Jacku!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak minęły sylwestrowe szaleństwa? Bo u mnie bez szaleństw (nomen omen). Ot, Córka Młodsza, czyli Moja Hanka, krótko po północy stwierdziła, że mam się z nią położyć, więc się położyłem. I mimo kanonady za oknem (nigdy nie zrozumiem fenomenu noworocznych fajerwerków - o północy w porządku, ale strzelanie od zmierzchu do świtu, że o <i>przedskoczkach</i> na tydzień przed nie wspomnę?) zasnąłem również.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A propos Hanki - dziś będzie trochę nie a propos ostatniego Pana felietonu (na koniec wtrącę jedno zdanie). Dziś będzie o Hankach, a konkretnie o jednej. No właśnie - Pan ma Swoją, ja mam Swoją. Ale jest jeszcze jedna Hanka, która również bez wątpienia jest czyjaś - ma Wspaniałych Rodziców (duże litery użyte celowo).</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: 0px; margin-right: 0px; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguKOb0EK99AOPHaQmKxpx_3znfWJhRn1wIPAqDOnsVG8iwDY3oQUEH-7RodAdB8ZXQodkOhkLLnqy-NhboXhDk4-GfZ03ggsKvU039NDTjdchwaNGgOiE4h4O38z2CzXBLZUtywCd3GIQ/s1600/zlotynakilometr.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguKOb0EK99AOPHaQmKxpx_3znfWJhRn1wIPAqDOnsVG8iwDY3oQUEH-7RodAdB8ZXQodkOhkLLnqy-NhboXhDk4-GfZ03ggsKvU039NDTjdchwaNGgOiE4h4O38z2CzXBLZUtywCd3GIQ/s640/zlotynakilometr.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://www.facebook.com/marta.mielec.7" target="_blank">facebook.com</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Hania Mielec, o której mowa, urodziła się w maju (konkretnie szóstego) 2008 roku. Niestety urodziła się z wrodzoną wadą serca, która przyjęła postać wspólnego kanału przedsionkowo-komorowego oraz hipoplazji lewej komory. Gdy Hania miała trzy miesiące, zamknięto jej przetrwały przewód tętniczy oraz przełożono tętnicę błądzącą. Kolejną operację Hania przeszła w czwartym roku życia, kiedy dokonano zespolenia systemowo płucnego (wszystko po to, by poprawić jej komfort życia). Całkowita korekta wady serca nie jest niestety możliwa w tym momencie, za sprawą skomplikowanej budowy serca oraz naczyń je otaczających oraz ogromnego ryzyka niepowodzenia. Opiekujący się Hanią zespół lekarzy planuje podjęcie próby trzy-etapowej korekty, co (jak nie trudno się domyślić) wiąże się z jeszcze co najmniej trzema operacjami. Hania na stałe przyjmuje szereg leków i niestety rozwija się nieco wolniej, niż jej rówieśnicy. Dlatego też jej Rodzice za priorytet wyznaczyli sobie wspomaganie jej w poznawaniu świata oraz usamodzielnianiu się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety również łatwo się domyślić, że leczenie i rehabilitacja Hani związana jest z niemałymi wydatkami. I dlatego jest taka akcja, kryjąca się pod nazwą <b>Noworoczne biegi dla Hani Mielec #złotynakilometr</b>, czyli chytry plan, żeby wspomóc Hanię pokonanymi kilometrami. Założenia planu są następujące:</div>
<div style="text-align: justify;">
1. W pierwszy dzień nowego, dwa tysiące szesnastego roku, czyli w Nowy Rok, uprawiamy spalanie skutków szaleństw (tudzież grzechów) sylwestrowej nocy. Tym samym włączmy się we wsparcie małej Hani.</div>
<div style="text-align: justify;">
2. A to za sprawą tego, że za każdy przebiegnięty, ale również przejechany czy przespacerowany (bądź jakiejkolwiek innej formie - nie jesteśmy przecież biegowymi ortodoksami) w Nowy Rok kilometr wpłacamy jeden złoty polski na pomoc dla Hani.</div>
<div style="text-align: justify;">
3. Z związku z powyższym powstało <a href="https://www.facebook.com/events/973584882715412/975975545809679/" target="_blank">wydarzenie na Fejsbuku</a> oraz rywalizacja (przy czym to słowo zupełnie tu nie pasuje) <a href="https://www.endomondo.com/challenges/26350150" target="_blank">Pomaganie przez bieganie</a> na Endomondo, a wpłat można dokonać za pośrednictwem <a href="https://pomagam.pl/haniamielec" target="_blank">podstrony w portalu Pomagam.pl</a>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tyle o Hani. Teraz dwa słowa usprawiedliwienia. Muszę się bez bicia przyznać, że, choć doprawdy nie wiem jak to się stało, zupełnie przeoczyłem premierę Pańskiej nowej książki. Jak poszperam w pamięci, to kojarzę, że coś tam w jedynie słusznej stacji mówili o tym wydawnictwie, ale niestety fakt jest faktem. Umknęło mi. Niemniej, choć ta lektura wciąż jeszcze przede mną, niech Pan nie myśli, że mimo mojego (relatywnie) młodego wieku, postać Kolegi Kierownika jest mi nieznana. Na szczęście istnieje przecież wspomniana powyżej jedynie słuszna stacja, a w niej chociażby taka audycja jak Powtórka z rozrywki (a propos, niejako na cześć przygód młodej lekarki, założyłem niegdyś bloga Będąc (Nie)Znanym Inżynierem). Z drugiej zaś strony, przypomnienie, jakie znalazłem w pierwszych zdaniach Pańskiego felietonu, stało się dla mnie pretekstem, by jeszcze w starym roku nabyć metodą kupna (oczywiście internetowego) kolejną książkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To tyle na dziś - nieco krócej, choć mam nadzieję treściwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Łącze tradycyjne pozdrowienia od CMcMH, jak również życzenia wszelkiej pomyślności w nowym roku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bartek M.
</div>
drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-92028980877717914772015-12-25T18:12:00.001+01:002016-05-05T09:32:25.126+02:00O kalendarzu innym niż wszystkie uwag kilka<i>To jakie macie plany?</i> - zapytał wczoraj teść przy wigilijnym stole. <i>Chciałbym skończyć doktorat</i> (nie zarzekam się, że uda mi się to przez najbliższe dwanaście miesięcy, ale koniec widać coraz wyraźniej), odpowiedziałem. <i>To dobrze. Ale to twoje plany. A jakie macie wspólne?</i> - ciągnął teść. <i>W kwietniu jedziemy do Rotterdamu</i>, odparła MBŻ.<br />
<br />
Tak, święta Bożego Narodzenia to dobry moment na snucie planów. Chociaż jeśli chodzi o te biegowe na rok dwa tysiące szesnasty, ja snuję już od jakiegoś czasu. Część jest już pewna od dawna. Inne wyklarowały się dopiero co. Jeszcze inne wciąż wiszą pod znakiem zapytania. Jedno co najważniejsze to to, że wiem już jak chcę, aby ten sezon z grubsza wyglądał (a będzie wyglądał nieco inaczej niż poprzednie). A skoro wiem to mogę się pochwalić.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgloniZCxOdq33otr87LmaOxFWFAwW-C_06qWhF5c54055hJndqUrenrKrpSkVdHfvPP0O2WxTHBDwtXA0eidEpk4vHoSIiLubligX1TFy_am_kjbk9mKZRm96kU4-mRTOLcH42ic2klJk/s1600/2016.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="309" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgloniZCxOdq33otr87LmaOxFWFAwW-C_06qWhF5c54055hJndqUrenrKrpSkVdHfvPP0O2WxTHBDwtXA0eidEpk4vHoSIiLubligX1TFy_am_kjbk9mKZRm96kU4-mRTOLcH42ic2klJk/s640/2016.jpg" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ostatnio listonosz przyniósł dwie pozycje przydatne w planowaniu i monitorowaniu poczynań biegacza.</td></tr>
</tbody></table>
<b>Zima</b><br />
Zima treningiem będzie stała. Zakładam (i nastawiam się), że ciężkim, ale tylko treningiem. Nie planuję żadnych startów. Odpuszczam nawet cykl City Trail. Opuściłem już trzy biegi (te tegoroczne z bieżącego cyklu), z uwagi na drugie zdanie niniejszego posta. Odbywałem podówczas trening siłowy w hali politechniki (tak tak, w moim przypadku doktorat to w dużej mierze ciężka praca fizyczna - piasek, cement, betoniarka i takie tam) i gdy będą się odbywały kolejne trzy, ja również będę zapewne zajęty czymś innym. Ale na treningach... Na treningach nie ma zmiłuj. Bowiem po zimie jest wiosna, a wiosną...<br />
<b> </b><br />
<b>Wiosna</b><br />
Punkt kulminacyjny wiosny przypada 10 kwietnia. Wtedy to stanę na starcie <a href="http://www.nnmarathonrotterdam.org/runners/" target="_blank">NN Marathon Rotterdam</a>. Cel jest prosty. Rozprawić się z barierą, z którą nie udało mi się uporać jesienią na własnym fyrtlu. Z trójką z przodu. Ale żeby cel był choć trochę ambitniejszy niż podczas mojego poznańskiego startu, postanowiłem podnieść poprzeczkę nieco wyżej. Zatem <b>planuję pobiec w Rotterdamie szybciej niż <a href="http://www.biecdalej.pl/2014/04/ten-w-ktorym-maraton-trwa-25901-a-mi-leca-lzy.html" target="_blank">pobiegł Krasus w Rotterdamie</a></b> (dwa lata wcześniej).<br />
Stały punkt programu to oczywiście <a href="http://maniacka.kbmaniac.pl/" target="_blank">Maniacka Dziesiątka</a> (oczywiście, bowiem startuję w niej nieprzerwanie od 2010 roku). Ale jako że Maniacka jest w tym roku dosyć późno (19 marca), maraton dosyć wcześnie (10 kwietnia), a po drodze jest jeszcze Wielkanoc (27 marca), Maniacka będzie najprawdopodobniej jedynym startem kontrolnym przed królewskim dystansem. Prawdopodobnie, bo dopuszczam jeszcze jakiś start w okolicach Wielkanocy (myślałem nad <a href="http://www.nowasol.kapucyni.pl/index.php/aktualnoci/bieg-do-pustego-grobu" target="_blank">Biegiem do Pustego Grobu</a> w Nowej Soli, ale to jednak kawałek). Na pewno jednak przed wyjazdem do kraju tulipanów i wiatraków nie wystartuję już w półmaratonie.<br />
Półmaraton widnieje w moim kalendarzu pod datą 17 kwietnia. Nie wiem jeszcze czy pokonam całą trasę <a href="http://halfmarathon.poznan.pl/" target="_blank">Półmaratonu Poznańskiego</a> (w końcu to ledwie tydzień po dwukrotnie dłuższym dystansie), ale na pewno się na niej (na tej trasie) pojawię. Szczególnie, że w tym (czyli przyszłym) roku przebiega niemal pod moimi oknami.<br />
Kolejny punkt kulminacyjny wiosny, to start, który sam dla siebie określam jako ten o priorytecie <i>A minus</i>. A nastąpi nie w długi weekend majowy jak w latach ubiegłych, lecz 8 maja. Mowa rzecz jasna o <a href="http://www.wingsforlifeworldrun.com/pl/pl/poznan/" target="_blank">Wings for Life</a>. Czy będzie to mój pierwszy start na dystansie ultra? To się zobaczy. Jeśli uda mi się przez sto dziewięćdziesiąt dwie minuty (lub dłużej) utrzymać średnie tempo 4:27/km (lub szybsze), to pewnie tak.<br />
Ostatni punkt (jak widać całkiem napiętego) programu wiosennego to nadrabianie zaległości z roku bieżącego. Choroba uniemożliwiła mi debiut w <a href="http://polmaraton.murowana.pl/" target="_blank">Półmaratonie Weteranów</a>. W tym roku zamierzam to nadrobić. <br />
<br />
<b>Lato</b><br />
Najgorętsza część roku ma wyglądać zupełnie inaczej niż zwykle. Dlatego liczę po cichu, że nie będzie aż taka gorąca tym razem. Bowiem jak słowo się już jakiś czas temu <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2015/08/halo-panie-jacku-o-mrzezynie-i.html">rzekło</a>, w sierpniu wybieram się na <a href="http://www.maratongdansk.home.pl/" target="_blank">maraton do Trójmiasta</a>. Biorę oczywiście pod uwagę, że raczej trudno liczyć na warunki idealne do bicia życiówek, ale po prostu chcę w tym maratonie pobiec. I pobiegnę, najlepiej jak tego dnia będę potrafił. Tym razem tzw. <i>personal best</i> najważniejszy na świecie nie będzie.<br />
<br />
<b>Jesień</b><br />
Długo zastanawiałem się, czy w związku z podjętymi już planami na lato, zakładać kolejny start w maratonie jesienią. I postanowiłem, że jesień tym razem będzie bez maratonu. Zamierzam za to pobiec mocną połówkę w październiku (najpewniej w Szamotułach). Ale taką naprawdę mocną. W końcu nie będzie to start kontrolny, a ten o priorytecie A (na jesień). Kontrolna to będzie zapewne jakaś dyszka, gdzieś we wrześniu (ale jeszcze nie wiem gdzie dokładnie).<br />
<br />
Tak to właśnie wygląda. Kalendarz jeszcze ciepły, a już pełen startów. To oczywiście tylko plany i jak będzie wyglądać ich realizacja okaże się za jakieś dwanaście miesięcy. Niemniej są. A jak tam Wasze plany?drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-4822458537436419242015-12-15T21:35:00.000+01:002016-05-05T09:32:25.016+02:00O historii z brodą uwag kilkaPrzez przypadek otworzyłem dziś kalendarz na grudniu 2014 (mam taki kalendarz, który nie zaczyna się w styczniu). I przypomniałem sobie, że 16 grudnia byłem na szkoleniu w Środzie Śląskiej. Dlaczego to takie ważne? Bo wracając ze Środy zahaczyłem o Zieloną (Górę oczywiście), gdzie w Moim Ulubionym Sklepie drogą kupna nabyłem nową parę butów treningowych. A to oznacze, że niemal dokładnie rok temu, po wywrotce na rowerze, kłopotach z kolanem i tygodniu spędzonym w łóżku z powodu neuralgii, wracałem do regularnego biegania.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9o_3hzU6RLg8_irXZSEIaDQIp8cVPfBJKgWABpqwvJaO_7rpa_IlBJZcajQ2xDHGa5qpi707dYRo8sToWiZlaUF5TpnNfRkTdTrc-GEqmAc37nMptfiX8FVW49yeNPBMmZomY0hEUijQ/s1600/endo_201511.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9o_3hzU6RLg8_irXZSEIaDQIp8cVPfBJKgWABpqwvJaO_7rpa_IlBJZcajQ2xDHGa5qpi707dYRo8sToWiZlaUF5TpnNfRkTdTrc-GEqmAc37nMptfiX8FVW49yeNPBMmZomY0hEUijQ/s640/endo_201511.png" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
W tym roku nie spadłem z roweru, nie boało mnie kolano, ani nie byłem na zwolnieniu lekarskim (no dobra, całkiem zdrowy nie byłem, ale na dłużej w łóżku nie lądowałem). A mimo to listopad był tak kiepski, że gdy endomondo przysłało mi standardowego mejla, że niby widać jak ciężko trenowałem, miałem ochotę sie od nich wipisać.<br />
<br />
Wyglądało to mnie więcej tak. Siedem treningów biegowych, jeden siłowy. Sześć i pół godziny biegania i pokonane niecałe sześćdziesiąt cztery kilometry. Więcej grzechów nie pamiętam (znaczy się spuszczam zasłonę milczenia).<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGfQ07OFmg0KFXqE8bZeKGlMwkQPDWhILgyJy-jm6hBLMmbwgflOBO5viGY-ZdgPDtcTf4Dtf-rRI1EL678pI0V_FaW7NuikpqcAq3e4UrvdGSkRqu7b-si0S7xptJlYzo6X07XQgbJxE/s1600/endo_201511_stat.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGfQ07OFmg0KFXqE8bZeKGlMwkQPDWhILgyJy-jm6hBLMmbwgflOBO5viGY-ZdgPDtcTf4Dtf-rRI1EL678pI0V_FaW7NuikpqcAq3e4UrvdGSkRqu7b-si0S7xptJlYzo6X07XQgbJxE/s640/endo_201511_stat.png" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
Żeby choć trochę pozytywnie było na koniec: Przed tym szkoleniem w Środzie Śląskiej ostatni raz ogoliłem się na gładko.drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-22024508658851568742015-11-30T23:29:00.000+01:002016-05-05T09:32:24.970+02:00Halo Panie Jacku: O gwiazdorzeniu uwag kilkaHalo Panie Jacku!<br />
<br />
I pomyśleć, że ostatni post nawiązujący do Pana felietonu zacząłem słowami <i>Dawno mnie tu nie było</i>. A rzecz się działa w sierpniu. Teraz dopiero mogę napisać, że dawno mnie tu nie było. Ale dobra wiadomość jest taka, że właśnie wychodzę z niebytu logo-biegowego (bo ostatnio ani jedno, ani drugie nie za bardzo). A przynajmniej próbuję, czego najlepszym dowodem jest to, że właśnie zmagam się z klawiaturą (w mozole poprawek, jak Pan to kiedyś napisał). Także przede mną (<i>sensu stricto</i> obok mnie - przede mną klawiatura) leży kupka magazynów, a w każdym felieton Pańskiego pióra, o których ani słowa na niniejszym blogu. Cztery numery. Tak, cztery. Niemniej chwilowo odniosę się na tę chwilę tylko do tego ostatniego (pozostałe trzy zostawię sobie na inną okazję).<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizg6mIPSndk6i2SdY-HJunTcgrYzIEOpez3hW83NQ0o7ctYhHWtWVOTa0dJ1LHdP_A59ZzLjBCdUvuG-p63FiM25LrQ9d5UaLUQUSm-WfoNDJ1qsbbj2rLnMgoPFgvIt1s-LObLWGp_9w/s1600/joulupukin.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="276" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizg6mIPSndk6i2SdY-HJunTcgrYzIEOpez3hW83NQ0o7ctYhHWtWVOTa0dJ1LHdP_A59ZzLjBCdUvuG-p63FiM25LrQ9d5UaLUQUSm-WfoNDJ1qsbbj2rLnMgoPFgvIt1s-LObLWGp_9w/s640/joulupukin.png" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A jakby co, zawsze można wejść na odpowiednią stronę w Internecie (źródło: <a href="http://santaclauslive.com/">santaclauslive.com</a>)</td></tr>
</tbody></table>
Pisałem już kiedyś, że czasem lubię się z Panem nie zgadzać? Tak dla sportu (nomen omen). A trochę z przekory. Zatem mamy właśnie moment, w którym się zgodzić nie mogę (a może nie chcę). Choć uważam, że pomysł napisania felietonu, który to niby przypadkiem pozostawiony na widoku gdzieś w okolicach niebiegających krewnych i znajomych królika, może tychże krewnych odpowiednio natchnąć i w odpowiednią stronę popchnąć, jest absolutnie genialny, to nijak zgodzić się nie mogę, że to co komu kupić pod choinkę (czy też, jak mawiamy w Wielkopolsce, <i>na Gwiazdora</i>) jest problemem. A przynajmniej być nie musi. Jest bowiem rozwiązanie, które wprawdzie nie każdemu może się podobać, to w moim prywatnym odczuciu jest równie genialne (a może nawet <i>genialniejsze</i>) niż Pański pomysł. A na pewno skuteczne (sprawdziłem, działa). Owo rozwiązanie polega na tym, że każdy potencjalny (czyli przyszły) obdarowany sam deklaruje, czego od Gwiazdora oczekuje. I mus się to potem kupuje. Mało tego, czasem wręcz sam to kupuje - zadanie pozostałej rodziny polega podówczas na tym, aby prezent ładnie zapakować (no i w taki czy inny sposób się potem z tego całego prezentowego misz-maszu porozliczać).<br />
W zeszłym roku, na ten przykład, oznajmiłem wszem i wobec, iż pragnę zostać obdarowany odzieżą sportową. Konkretnie tą do biegania. A jeszcze konkretniej, tą do biegania w zimie. Bo o ile zestawów letnich, przez te kilka lat uklepywania okolicznych (i nie tylko okolicznych) chodników, ulic oraz ścieżek, już mi się kilka zebrało (o koszulkach rzecz jasna nie wspominając, bo, jak wszyscy wiedzą, choć nikt chyba nie wie dlaczego, co drugi organizator biegu ulicznego w Polsce stawia sobie za punkt honoru wyposażyć pakiet startowy w koszulkę techniczną zwaną), to przez kilka lat (a właściwie to zim) zestaw do biegania w temperaturze <i>minusileś</i> miałem jeden jedyny (a każdy trening wiązał się nierozłącznie z praniem zestawu). Tak więc pod choinką znalazłem kawałek plastiku, który już po świętach w pewnym sieciowym (a nawet wielkopowierzchniowym) sklepie sportowym wymieniłem na ciepłe (choć oczywiście bez przesady) wdzianka. W tym roku chciałem pójść tą samą drogą. MBŻ zasugerowała mi jednak nieco inne rozwiązanie. Otóż zaproponowała bym kupił te rzeczy wcześniej. Potem się je tylko zapakuje, a ja jeszcze w święta, czyli zanim przestanie obowiązywać zakaz handlu, będę mógł je wprowadzić do tzw. obrotu. I tak też zamierzam zrobić.<br />
<br />
Tak, tak, wiem. Taka koncepcja nie każdemu przypadnie do gustu. Już nawet słyszę głosy oburzenia, że to psuje całą magię świąt. Ale ja wcale nie twierdzę przecież, że każdemu musi to odpowiadać, czy u każdego działa (a propos, zna Pan ten dowcip o informatyku, który skarży się lekarzowi, że mu wątroba wysiada - na co ten drugi: <i>U mnie działa</i>?). Ale ja w ogóle mam specyficzne podejście do świąt. Nie uważam na przykład, aby była w nich jakakolwiek magia (tę wymyślili specjaliści od marketingu zapewne - a propos, ukończyłem kiedyś szkolenie, po którym wręczyli mi certyfikat takież specjalisty właśnie). A swoim córkom od początku tłumaczę kto komu kupuje prezenty i kim jest ten prawdziwy św. Mikołaj.<br />
Ale jeśli jednak komuś moja (i nie tylko moja) koncepcja do gustu nie przypadnie, mogę zasugerować jeszcze jedno rozwiązanie, oprócz niby to przypadkowego pozostawienia, otwartego akurat na czterdziestej stronie, magazynu kolorowego dla biegaczy tuż obok deski do krojenia (ewentualnie pilota do telewizora, kluczyków do samochodu, kosmetyczki, smartfona, czy innego przedmiotu, bez którego współczesny człowiek obejść się nie może i którego co najmniej kilka razy dziennie usilnie poszukuje). Można zrobić tak. Zacząć pisać bloga (niekoniecznie o bieganiu) i na tymże blogu popełnić posta o tym, co można kupić jakiemuś bliżej nie określonemu biegaczowi. Ja <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2012/12/pieciu-wspaniaych.html">tak zrobiłem</a> trzy lata temu. I wie Pan co? bardzo sobie te opaski kompresyjne chwalę.<br />
<br />
Łącze tradycyjne pozdrowienia od CMcMH, jak również (w tym roku wyprzedzone nieco) najserdeczniejsze życzenia świąteczne.<br />
Bartek M. drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-9816956310558653422015-11-22T22:13:00.000+01:002016-05-05T09:32:25.130+02:00O stanie polskiej blogosfery uwag kilkaZaczynam używać tanich chwytów, <a href="https://www.youtube.com/watch?v=E9JoOh9fBR0" target="_blank">motyla noga</a>. Musiałem jednak jakoś przyciągną uwagę. A jeśli to czytasz, to albo (mimo wszystko) zaglądasz tu regularnie, albo zadziałało!<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/b/b6/Felis_catus-cat_on_snow.jpg/1024px-Felis_catus-cat_on_snow.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="366" src="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/b/b6/Felis_catus-cat_on_snow.jpg/1024px-Felis_catus-cat_on_snow.jpg" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Aby podkreślić, jak mało ma treść posta z jego tytułem, wstawiam tu zdjęcie kota (źródło: <a href="http://wikipedia.org/">wikipedia.org</a>)</td></tr>
</tbody></table>
A zatem, nie - nie będzie o polskiej blogosefrze. Przynajmniej nie w całości. Nie będzie też o biegowej blogosferze. Niemniej będzie o jej wycinku. Małym, ale zawsze. Tak naprawdę to bardzo małym. Będzie o niniejszym blogu.<br />
<br />
Bo sprawa wygląda tak. W ustawieniach poukładałem tak, że po wejściu na bloga widać pięć ostatnich wpisów. A w chwili, gdy piszę te słowa, najstarszy widoczny datowany jest na dziewiąty dzień września bieżącego roku. Dwa i pół miesiąca temu. Przez dwa i pół miesiąca napisałem pięć postów. Istne szaleństwo, nieprawdaż? Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Nie idzie mi ostatnio z tym blogowaniem. Czemu, nie wiem. Może mają na to wpływ zmiany, jaki ostatnio zaszły w moim życiu, może coś innego, nie wiem. Ale muszę się przyznać, że doszło do tego, że przeszła mi przez głowę myśl, by (jak to się ładnie, albo i nie, ujmuje) rzucić w diabły to całe blogowanie. Ale szybko ją przegoniłem. Po pierwsze bowiem, zbyt mocno kocham to moje dziecko, czyli bloga. Po drugie, robię to już tyle lat, że chyba by mi po prostu czegoś brakowało. Po trzecie, po prostu to lubię. Więc choć nie mam ambicji zostania znanym blogerem, blogować będę i już. Choćby dal samego siebie (chociaż nie da się ukryć, że jest to całkiem miłe uczucie, gdy ktoś to czasem przeczyta). O!<br />
<br />
No, to postanowione. Wracam do gry. Pewnie powoli, ale mam zamiar znosu się rozkręcić. Wrócą stare <i>elementy stałe</i> bloga i będzie fajnie. Tak, mam zamiar dobrze się bawić blogowaniem. Chyba właśnie teraz, pisząc te słowa, zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi tego brakowało!<br />
<br />
I jeszcze jedno. Idą zmiany!drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-49642747104730875772015-11-08T22:03:00.000+01:002016-05-05T09:32:25.020+02:00O dwóch miesiącach ciężkiej pracy uwag kilkaTak, to były dwa miesiące naprawdę ciężkiej pracy. Z tym że praca pracy nie równa i pod kątem biegania wrzesień oraz październik wyglądały diametralnie różnie.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxMA8-LntDFoLP3JG8my0Sm8KnsMXJuE-BAPIEVHgJ6vWWmdWDSJ95Fc8QmQoC3XkacCSNqkfFHOlkzCWA9ji7VOwmLU1QGliateRBWAwUuzJXVn2qvY6FzRTVQmDthN3gzddbOHdJwE0/s1600/endo_201509.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxMA8-LntDFoLP3JG8my0Sm8KnsMXJuE-BAPIEVHgJ6vWWmdWDSJ95Fc8QmQoC3XkacCSNqkfFHOlkzCWA9ji7VOwmLU1QGliateRBWAwUuzJXVn2qvY6FzRTVQmDthN3gzddbOHdJwE0/s640/endo_201509.png" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
Wrzesień, był już niby miesiącem pewnego luzowania (przynajmniej pod kątem kilometrażu - wiadomo, tappering). Nabiegałem podówczas 286 km - o całe osiemdziesiąt pięć mniej niż w sierpniu i o dwadzieścia osiem mniej niż w lipcu (ale już o szesnaście więcej niż we wrześniu zeszłego roku). Ale trochę działo, nie powiem. Były przecież dwa starty - całkowicie nieudana <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2015/09/o-deja-vu-i-tym-ze-nazwa-zobowiazuje.html">połówka w Zielonej</a> i super udana sztafeta w Warszawie (z tej wciąż jestem winien kilka słów relacji). Ale był też drugi zakres i podbiegi. Były biegi tempowe krótkie (te na dwa okrążenia - w moim przypadku wirtualne - stadionu lekkoatletycznego), były też i długie (te na dwa-ka). Były nawet moje ukochane (tak, to ironia - nienawidzę tego treningu) dwusetki. Że o klasyku, czyli pierwszym zakresie nie wspomnę - w czymś przecież trzeba było poupychać te wszystkie opisane powyżej rodzynki. I to wszystko w zaledwie osiemnaście (z trzydziestu) dni, gdy wychodziłem biegać. Trzeba przyznać (nieskromnie oczywiście), że w dzienniczku biegowym wygląda to całkiem przyzwoicie.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVgZ99VsNJOaxPjFQ03g-nmVTxxCUy7QxxNU0XKV0r-VrL3v1fY-Xo_jghoGsZw0UFmhqkWQ2KEr8OcIEtgUyAR76RRUGrDFE_wfPk8p2MJftPwgVsbqJd2ZK-UGGfc-UX0i_aBBFJT-4/s1600/endo_201510.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVgZ99VsNJOaxPjFQ03g-nmVTxxCUy7QxxNU0XKV0r-VrL3v1fY-Xo_jghoGsZw0UFmhqkWQ2KEr8OcIEtgUyAR76RRUGrDFE_wfPk8p2MJftPwgVsbqJd2ZK-UGGfc-UX0i_aBBFJT-4/s640/endo_201510.png" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
I wtedy przyszedł październik. Czas na naprawdę ostatnie szlify. Na początek moje ukochane (przypominam - ironia) dwusetki. Bolało, ale - jak to mówią - cuda dzieją się przecież poza strefą komfortu. W przedmaratoński weekend był jeszcze drugi zakres - też zakończony dwusetkami (na szczęście tylko pięcioma). Potem niby już coraz mniej, ale przecież najcięższy trening w cyklu przygotowań do maratonu to pierwszy trening w tygodniu maratońskim. Niby tylko dyszka - ale na rezerwie paliwa. Żadne dwusetki i żadne trzydziestki tak bardzo nie dają w kość. Ale (z drugiej strony) warto trochę pocierpieć, by w następnych dniach mieć tyle dobrego (ja to nazywam wtórnym masochizmem - kiedyś opowiem Wam jak ukułem to określenie). Najpierw wyżerka na całego, a potem to na co czekałem od pół roku. <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2015/10/o-dwunastu-groszach-uwag-kilka.html">Maraton</a>.<br />
A po maratonie? Po maratonie też była bardzo ciężka praca. Tyle że, jak już napomknąłem w poprzednim poście, nijak z bieganiem nie związana, a przez swoją intensywność wręcz bieganie uniemożliwiająca. Tak więc październik zamknąłem pięcioma treningami i jednym startem, w wyniku czego przebiegłem okrągłe sto cztery kilometry. Jest tu jednak pewna prawidłowość, bo w październiku 2014 przebiegłem ich sto jeden, a dwa lata temu (tu poszalałem) sto trzydzieści sześć.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6m4QQR54LjeHROStw0_dTTpJIjYstBL1PEe-sFxNqYBsmyLn45W2psFpH4sC5i84TihF4OKVh3kPsZpJRSIyJMb5x6XXEzZct_JLl6rkeeHIJ1DL8TVNu7k5UYQJ8nuargDRAposVDa4/s1600/endo_201510_stat.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="177" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6m4QQR54LjeHROStw0_dTTpJIjYstBL1PEe-sFxNqYBsmyLn45W2psFpH4sC5i84TihF4OKVh3kPsZpJRSIyJMb5x6XXEzZct_JLl6rkeeHIJ1DL8TVNu7k5UYQJ8nuargDRAposVDa4/s640/endo_201510_stat.png" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Źródło: <a href="http://endomondo.com/">endomondo.com</a></td></tr>
</tbody></table>
Dobra wiadomość jest taka, że w wigilię święta zmarłych (nie mylić z 1 listopada) rozpocząłem proces powrotu do świata żywych. drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7859039625248480937.post-35256099245287455292015-10-31T23:38:00.000+01:002016-05-05T09:32:24.989+02:00O przepracowaniu rozbiegania uwag kilkaOd maratonu minęło dwadzieścia dni. Dwadzieścia dni. Niemal trzy tygodnie. A ja przez ten czas nie biegałem ani razu. Szok i niedowierzanie. Podobno nie samym bieganiem biegacz żyje - w ostatnich dniach odczułem to na sobie niczym skutki efektu cieplarnianego (który de facto w ostatnich dniach bardziej zaprząta mój umysł niż wszelkie kwestie okołobiegowe). Bowiem po maratonie w padłem w natłok pracy (istna kumulacja tzw. spraw). I czasu na bieganie po prostu nie stawało.<br />
Niemniej widać już światełko w tunelu. Niedługo znów włożę przykurzone nieco buty. I już snuję plany na kolejny sezon. Ale zanim je w całości zdradzę (cześć już <i>wyciekła</i>, choć są to wycieki w pełni kontrolowane), pomyślałem, że warto by jakoś zgrabnie podsumować to co już za mną. W tym celu sięgnąłem do <a href="http://www.przebiecmaraton.pl/2014/12/o-duzym-sowie-na-ty-uwag-kilka.html" target="_blank">posta</a> z grudnia z zeszłego roku. I o to co mi wyszło.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkF-dOrJGWdzKDjieGTdEyUo9c74ThpVNUv5yE43ajfo0evpIOX9b1uwQVGP_ik6Xuj9mk2h5IIiPrU9N3-AK3fuF0hEwz6mF25FptIVx-erJcmTXSQkxAMdFfavL3J6tyZEayG7koBHQ/s1600/Messschieber.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="550" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkF-dOrJGWdzKDjieGTdEyUo9c74ThpVNUv5yE43ajfo0evpIOX9b1uwQVGP_ik6Xuj9mk2h5IIiPrU9N3-AK3fuF0hEwz6mF25FptIVx-erJcmTXSQkxAMdFfavL3J6tyZEayG7koBHQ/s640/Messschieber.jpg" width="550" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">A jak <i>wygooglałem</i> swoją aktualną życiówkę w maratonie, to mi Wujek pokazał suwmiarkę (źródło: <a href="https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/94/Messschieber.jpg" target="_blank">wikimedia.org</a>)</td></tr>
</tbody></table>
<span style="color: blue;"><b>Część I - Starty</b></span><br />
<br />
<b>Niemal pewne są starty w dwóch maratonach (czyli biegach o priorytecie A) – Orlen Warsaw Marathon na wiosnę oraz Maraton Poznański jesienią.</b><br />
Tak właśnie było, tak też się stało. <br />
<br />
<b>Roił mi się jakiś czas temu taki pomysł, by oba maratony A.D. 2015 pobiec w stolicy, ale ostatecznie zawitam do Warszawy tylko w kwietniu.</b><br />
A tutaj niespodzianka! Wprawdzie na trzeci maraton w sezonie się nie zdecydowałem, ale sztafetę udało się skompletować i spełnić marzenie o finiszu na Narodowym. Ale na ten temat i tak jestem winien osobny wpis.<br />
<br />
<b>Przed obu maratonami mam oczywiście w planach starty kontrolne, zwane również startami o priorytecie B. Tu jest, jak na razie, jeden pewniak – Maniacka Dziesiątka.</b><br />
Pewniak nie zawiódł.<b> </b><br />
<br />
<b>Wciąż waham się gdzie pobiec połówki. Wiosenną chciałbym pobiec jeszcze w marcu. W grę wchodzą Ostrów Wielkopolski (niestety, wciąż nieznana jest data kolejnej edycji), Pabianice oraz (ewentualnie) Warszawa.</b><br />
Padło na Ostrów. Warszawa jednak trochę daleko. A Pabianice (właściwie termin <i>Pabianic</i>) kolidowały z urodzinami Córki Młodszej.<br />
<br />
<b>Jesienią biorę pod uwagę Zbąszyń i Piłę.</b><br />
Ostatecznie padło na Zieloną Górę.<br />
<br />
<br />
<b>Co do jesiennej dychy, również pomysłów jeszcze brak.</b><br />
Pomysł na szczęście się pojawił i nie tyle jesienią, co jeszcze latem (połówka też formalnie miała miejsce latem) pobiegłem z pompą (choć bez życiówki) w Międzychodzie.<br />
<br />
<b>Jest jeszcze jeden pewniak - Półmaraton Weteranów w Murowanej Goślinie. Bo mogę!</b><br />
Tu nie tyle pewniak, co zdrowie zawiodło i do Murowanej pojechać nie pozwoliło. Odbiję sobie (mam nadzieję) w przyszłym roku.<br />
<br />
<span style="color: blue;"><b>Część II - Trening</b></span><br />
<br />
<b>Po pierwsze: objętość. Będę zmierzał do tego, by biegać pięć razy w tygodniu.</b><br />
Tu w zasadzie mogę ogłosić sukces. Oczywiście, były tygodnie, gdzie nie wszystko szło zgodnie z planem<b>,</b> ale co do zasady na dobre przeszedłem na pięciodniowy tydzień treningowy.<br />
<br />
<b>Po drugie: siła. Co najmniej raz w tygodniu (wyłączając okres bezpośrednio poprzedzający start w biegu o priorytecie A) siłowy trening obwodowy i co najmniej dwa razy w tygodniu gimnastyka siłowa.</b><br />
Tutaj w zasadzie postanowiłem opuścić zasłonę milczenia. Ten temat wciąż zalicza się do kategorii <i>muszę coś z tym zrobić</i>.<br />
<b> </b><br />
<b>Po trzecie: masa. Masa ciała oczywiście. Jeszcze przed wiosennym maratonem chcę zredukować zawartość tkanki tłuszczowej poniżej poziomu 12,5%. A potem dalej iść tą drogą.</b><br />
W tym wypadku też w zasadzie nie ma o czym pisać. No może przepisać. Jako cel na kolejny rok.<br />
<br />
<span style="color: blue;"><b>Część III - Cele</b></span><br />
<br />
<b>Wiosną chciałbym zejść poniżej czterdziestu minut na dychę i godziny trzydzieści w połówce.</b><br />
Tu się udało. Zszedłem do 0:39:14 i 1:28:49.<br />
<br />
<b>Jesienią planuję urwać kolejne półtorej minuty na 10K, natomiast dystans 21,095 km pokonać w godzinę i minut dwadzieścia pięć lub szybciej.</b><br />
A tu nie. Nawet wiosennych życiówek nie poprawiłem.<br />
<br />
<b>A jeśli chodzi o to, co najważniejsze, w Warszawie chciałbym zrobić co najmniej to, czego nie udało mi się dokonać w Katowicach. Zejść poniżej trzy dziesięć.</b><br />
W tym wypadku udało się nawet z okładem. Bowiem zszedłem (choć biegłem) o trzy minuty i dziesięć sekund poniżej. I o siedem minut i pięćdziesiąt siedem sekund poniżej poprzedniej życiówki. Do poziomu 3:06:50. <br />
<br />
<b>Zaś jesienią, już po przekroczeniu linii mety na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, chcę zobaczyć taki obrazek: (2:59:59)</b><br />
Spóźniłem się o minutę z wąsem. Niemniej nowa życiówka - 3:01:05 - cieszy niezmiernie.<br />
<br />
A teraz idę spać. Bo jutro intensywny dzień, a zamierzam (tak, tak) pobiegać.drproctorhttp://www.blogger.com/profile/17228291347559191284noreply@blogger.com5