31 lipca 2010

Odpowiedź prawidłowa: Kazimierz

Pamiętacie to:

- Jak się nazywa miasto nad Wisłą? Dla ułatwienia dodajemy, że jest to imię króla,który zostawił Polskę murowaną.
- Ale jakie miasto?
- To ja się Pana pytam jakie miasto.
- To ja nie wiem.
Głos z widowni:
- Panie Kazimierzu ma Pan klucz od kabiny?
- Bardzo Państwa proszę nie podpowiadać. Bardzo proszę.
- Kluczbork
- Odpowiedź prawidłowa: Kazimierz
- Roman

Wybraliśmy się dziś do Kazimierza! Z tym, że nie nad Wisłą a nazwa pochodzi od imienia króla, który nosił przydomek Odnowiciel. Czyli, że wybraliśmy się do Kazimierza Biskupiego koło Konina, celem udziału w kolejnym biegu z mojego prywatnego pucharu maratonu. Tym razem przyszedł czas na dystans 15 km, czyli VI Bieg pod Tysiącletnimi Dębami. Kameralny bieg (na liście startowej znalazły się 144 osoby) ale za to miła atmosfera, oryginalne medale i przepiękna trasa. I życiówka poprawiona o prawie 10 minut (1:15:40).
Napisałbym więcej, ale po dniu pełnym wrażeń padam ze zmęczenia...

26 lipca 2010

Pogoda dla biegaczy

Tzw. "ślepy los" postanowił wziąć na mnie krwawą pomstę za moje ostatnie lenistwo. Gdy w czwartek, czyli w dniu zaplanowanego treningu tempowego, poczułem już na prawdę spory, spotęgowany dodatkowo wtorkowo-środowym postem, głód biegania, gdy byłem już w stu procentach gotowy (mentalnie, fizycznie i technicznie), i gdy stałem już w progu domu by ruszyć na ścieżki swych biegowych zmagań... właśnie w tym momencie z nieba zaczęły lecieć wielkie jak groch krople wody. Jako że nie należę do tych desperatów, którzy kaprysy pogody mają za nic, wróciłem w domowe pielesze, wypłakałem się (w tym miejscu nie bierzcie mnie proszę zbyt dosłownie) Małżonce w ramię i poszedłem wcześniej spać z mocnym postanowieniem tego, że wstanę wcześniej by nadrobić zaległości. A że dobrymi chęciami piekło jest ponoć wybrukowane (do końca pewien nie jestem - tam jeszcze Orbis nie wozi), to się przynajmniej wyspałem...
Na szczęście piątkowy wieczór był już bardziej sprzyjający realizacji treningowych zamierzeń. Nawet udało mi się wyjść na tyle wcześnie, że całość treningu minęła mi przy świetle dnia. Przez dziesięć minut truchtu i pięćdziesiąt tempa (z założenia 5:30/km, wyszło tyleż samo) nabiegałem 10,7 km.

W niedzielny poranek wstałem już bez problemów o założonej porze i wyruszyłem nad Rusałkę zrobić zaplanowane 20 km spokojnego wybiegania. Do absolutnej realizacji projektu zabrakło stu metrów ale postanowiłem zakończyć na czterech pełnych okrążeniach i "wyszło" 19,9 km.
Tu nalezy choć wspomnieć o zaletach i wadach (czy też jak mawiał mój wykładowca od materiałów budowlanych, waletach i zadach) zrywania się w niedzielę o świcie by pobiegać. Jest to na pewno jeden z najlepszych sposobów rozpoczęcia dnia w ogóle (a niedziela ma przecież swój dodatkowy urok) i choć przebyte kilometry nieco w nogach czuć (zwykle na weekend przypadają te długie treningi, więc jak to starzy ludzie mawiają, nie dziwota), to w moim przypadku jest to chyba najlepszy sposób by bez większych zgrzytów najdłuższy trening w weekendowy harmonogram poczynań rodzinnych jakoś wcisnąć. Wygląda więc na to, że narodziła się nowa świecka tradycja...

22 lipca 2010

Raz nie zawsze

Rzadko mi się to zdarza, ale odpuściłem sobie pierwszy z trzech zaplanowanych na ten tydzień treningów. We wtorkowy wieczór byłem prawie całkowicie pozbawiony energii, a że na środę miałem zaplanowany już od dawna dzień wolny postanowiłem przesunąć bieganie na środowy poranek. Ale i rano nic z tego biegania nie wyszło - leń tym razem zatriumfował. Mało tego, gdy wieczorem wracaliśmy z koncertu Jaromira Nohavicy, "zaliczyliśmy" jeszcze posiłek w McDonaldzie - a była godzina 23:15. Zatem jak widać, nie byłem wczoraj grzecznym biegaczem. Ale trzecią rocznicę ślubu ma się przecież raz w życiu...

Ale w zeszłym tygodniu wszystko było w normie - byłem zorganizowany i poważny, uczesany i przezorny! We wtorek 60 minut plus 8 dwudziestosekundowych przebieżek (razem 10,5 km). W czwartek 10 minut truchtu i 50 minut w tempie maratonu (również 10,5 km). Natomiast w niedzielę, korzystając z chwilowej nieobecności ekstremalnych temperatur pozwoliłem sobie na długie wybieganie w godzinach popołudniowych nad Jeziorem Maltańskim - 18 km w 1:50:44.
Moje dziewczyny zażywały wówczas spaceru (młodsza również drzemki) i zaszalały nieco między regałami w centrum handlowym.

15 lipca 2010

Columbia Ravenous Trail

Test męskich butów do biegania w terenie Columbia Ravenous Trail z kolekcji Wiosna 2010

Przedmiot i charakter testu 
  • Model: Columbia Ravenous Trail, męskie
  • Przebieg: ok. 110 km,  w tym trzy starty w biegach przełajowych (dwa biegi I Grand Prix Poznania w biegach przełajowych oraz Malta Trail Running)
  • Gdzie testowane: drogi leśne i parkowe, drogi szutrowe, piaszczyste i kamieniste, trawa, tereny pagórkowate, a także podłoża asfaltowe i betonowe
  • Warunki pogodowe podczas testu: buty testowane w okresie wiosennym, w zakresie temperatury od +8 do +28°C, zarówno w warunkach suchych jak i wilgotnych, a także podczas intensywnych opadów atmosferycznych
Wrażenie ogólne

Po założeniu but doskonale przylega do stopy, za wyjątkiem okolicy pięt – w pierwszym momencie odniosłem wrażenie, że pięty są luźne. Wrażenie to jednak minęło krótko po rozpoczęciu biegu (o czym szerzej w dalszej części tekstu). Przednia część buta zapewnia odpowiednią ilość miejsca na palce.
Buty z wyglądu sprawiają wrażenie lekkich i szybkich, natomiast profilowana podeszwa nadaję butom pewnej drapieżności (hasło, którym producent promuje model, „Twoje drapieżne buty”, wydaje się zatem jak najbardziej trafne). Wrażenie to potęgowane jest przez „efekt osy”, czyli czarno-żółtą kolorystykę (model męski dostępny jest również w wersjach szaro-zielonej oraz szaro-czerwonej). Ciekawym elementem jest wykonany z przezroczystego tworzywa wspornik pięty, który wyjątkowo umieszczony został na zewnątrz buta.
Cechy biomechaniczne

Amortyzacja

Podeszwa wykonana z lekkiej dwuskładnikowej pianki Techlite, dość twarda w obrębie pięty oraz umiarkowanie miękka w śródstopiu, charakteryzuje się bardzo dobrą amortyzacją, przy czym nie izoluje całkowicie od podłoża. But zapewnia komfort biegania nawet na podłożu kamienistym – nierówności są odczuwalne dla stopy, nie powodując jednak żadnych nieprzyjemnych doznań. O ile nie mamy kłopotów ze stopami (takich jak np. odciski), but pozwala cieszyć się nie tylko biegiem ale i kontaktem z podłożem (określiłbym to jako „naturalną amortyzację”).
Mimo że są to buty przeznaczone do biegania w terenie, gdy zachodzi potrzeba pokonania krótkich odcinków po nawierzchniach asfaltowych lub betonowych, również zapewniają wysoki komfort biegu.

Stabilizacja   

System wsparcie pięty, również wykonany w technologii Techlite, zapewnia nie budzącą zastrzeżeń stabilizacje i pozwala cieszyć się z biegu w praktycznie każdych warunkach.
Cechy użytkowe

Dopasowanie cholewki

But doskonale trzyma się stopy – noga nie jest ani zbyt mocno opięta, ani też nie jest zbyt luźna. Wszyty język zapewnia dodatkową ochronę przed wpadającymi do środka kamykami. Jedyne zastrzeżenie mogą budzić sznurowadła, które (gdy nie przyłożymy szczególnej uwagi do ich zawiązania) mają tendencję do rozwiązywania się podczas biegu.
Jak już napisałem wcześniej, bezpośrednio po założeniu odniosłem wrażenie, że pięty są zbyt luźne. Wrażenie to jednak znika prawie natychmiast po rozpoczęciu biegu. Materiał Technilite, z którego wykonano system wsparcia pięty, charakteryzuje się tzw. termoformowalnością, co oznacza, że pod wpływem ciepła dopasowuje się do kształtu pięty.

Dynamika

Pierwsze wrażenie lekkości i szybkości całkowicie potwierdza się biegu. Buty są sprężyste dzięki czemu w dużym stopniu oddają energię zaangażowaną w ruch i doskonale przetaczają się po podłożu. Na płaskim terenie wręcz zachęcają do szybkiego biegu, co odczułem zwłaszcza podczas szóstego biegu Grand Prix Poznania w biegach przełajowych.

Przyczepność

Bieżnik Omni-Grip wykonany z dwóch rodzajów gumy zapewnia doskonałą przyczepność w praktycznie każdych warunkach, zarówno na ścieżkach ubitych jak i luźnym piasku, ale również pozwala pokonać strome podbiegi i zbiegi, a także przeszkody terenowe takie jak powalone konary drzew. Bieżnik zachodzi na czubek buta na ok. 2 cm, co dodatkowo chroni stopę przed uderzeniem w kamienie lub korzenie drzew.

Wodoodporność

Buty nie zostały wykonane jako wodoodporne, więc po wbiegnięciu w głębszą kałużę lub wysoką mokrą trawę prawie natychmiast zamakają. Jednak równie szybko woda odprowadzona jest na zewnątrz buta. Pozwala to na komfortowe bieganie nawet w warunkach intensywnych opadów deszczu.

Oddychalność

Konstrukcja buta zapewnia bardzo dobrą wentylację stopy. Dodatkowo wkładka posiada właściwości antybakteryjne. Sprawiło to, że po przebiegnięciu ponad stu kilometrów w temperaturze otoczenia zbliżającej się niekiedy do 30°C, but pachnie „nowością”.
Na jedyną krytyczną uwagę (poza przytoczoną powyżej, mimo wszystko drugorzędną, kwestią sznurówek) zasługuje to, iż umieszczenie przezroczystego elementu wspierającego pietę na zewnątrz buta sprawia, iż za wspomnianym elementem z biegiem czasu gromadzi się trudny do usunięcia brud.
Mimo tego drobnego niuansu, buty Columbia Ravenous Trail należy uznać za doskonałe buty dla amatorów biegania w terenie, a biegaczy, który dotychczas biegali głownie po utwardzonych trasach może wręcz zachęcić do porzucenia utartych szlaków i wyruszenia na leśne drogi i bezdroża. Pozwalają cieszyć się nie tylko biegiem, ale również pełnym kontaktem z przyrodą.

Opis techniczny buta

Buty terenowe Ravenous charakteryzuje nowy system podparcia pięty wykonany w technologii 3D Techlite, zapewniający pełne dopasowanie i stabilność stopy nawet w trudnym terenie. Wygodę gwarantuje profilowane podbicie buta z wykorzystaniem technologii Techlite. Doskonała przyczepność to z kolei zasługa podeszwy zewnętrznej wykonanej z dwuskładnikowej gumy, wykorzystującej technologię Omni-Grip. Profilowana wkładka wewnętrzna Contour Comfort zapewnia idealną amortyzację pięty, wsparcie łuku stopy oraz zapobiega tworzeniu się brzydkich zapachów. Wszywany język zabezpiecza przed wpadającymi do buta kamykami.
W tekście wykorzystano zdjęcia własne, pochodzące z materiałów producenta oraz fotografię wykonaną przez Piotr Kosmalę podczas Malta Trail Running.
Test przeprowadzono dla portalu eTrampki.pl.

12 lipca 2010

To już czas powrotów

To już czas powrotów, z „czegoś”, co nie wiem czy można by nazwać daleką podróżą. Ale wracam, między innymi do pisania o swoim bieganiu (samo bieganie nie sprawia mi już takiej przyjemności, gdy nie doprawię go szczyptą swej refleksji). Ale zanim wrócę na dobre, gwoli kronikarskiej dokładności, telegraficzny skrót ostatnich dwóch tygodni:

Wtorek, 22 czerwca: Pierwszy trening „właściwy” z szesnastotygodniowych przygotowań do maratonu. Z założenia miało być 50 minut biegu. Biegło mi się na tyle dobrze, że nie hamowałem się z szybkością i postanowiłem dopuścić  zakończenie biegu wg kryterium treningu w drugim zakresie wytrzymałości. Przyjąłem zatem, że biegnę 50 minut lub do momentu, gdy tętno wejdzie w trzeci zakres – weszło po czasie 40:26. Po krótkim odpoczynku przebiegłem jeszcze osiem dwudziestosekundowych przebieżek. Razem przebyłem tego dnia 8,4 km.

Środa, 23 czerwca: Ceremonia zakończenia I Grand Prix Poznania w biegach przełajowych. Każdy sklasyfikowany (czyli miedzy innymi ja) otrzymał jednostronny medal – jak to określiła Moja Ślubna, niskobudżetowy. Ale jak na imprezę z wpisowym 6 zł za bieg, to i tak super. W klasyfikacji końcowej GP zająłem 122 miejsce i 34 w kategorii M30.

Piątek 25 czerwca: W planie również 50 minut. Wyszedłem nieco poza plan, by ostatnią pętlę wokół Parku Raszyńskiego przebiec w całości. Wyszedł czas 0:53:03 i przebieg 9,1 km.

Niedziela 27 czerwca: Zamiast treningu miał być I Cross na Dziewiczą Górę. Niestety, sytuacja ogólna nie pozwoliła na tą „wycieczkę”. Zamiast tego było 12 km w 1:12:58.

Środa, 30 czerwca: Trening wyjazdowy w Otominie pod Gdańskiem. Dwa okrążenia (choć nieco inny przebieg) wokół Jeziora Otomińskiego. Mimo że to pomorze, świetna górska trasa z dużą ilością podbiegów, zbiegów i nawet jedno czy dwa powalone drzewa się znalazły – zabrakło jedynie takiego, które trzeba by pokonać dołem. W czasie 0:50:03 przebiegłem 9 km,  w tym sześć 20-sekundowych przebieżek.

Piątek, 2 lipca: Pierwszy trening w tempie maratonu. Na początek było 10 minut truchtu a potem 40 minut tempa. Z założenia miało być tempo 5:30/km, ale średnio wyszło 5:43/km. Łącznie zaś wyszło 8,5 km.

Niedziela, 4 lipca: Nocne bieganie (w ciągu dnia nijak czasu nie znaleźć nie zdołałem). Ruszyłem po 21-wszej i w 1:33:41 przebiegłem 14 km.

Wtorek, 6 lipca: Przydzielono mi numer startowy w 32 Maratonie Warszawskim – pobiegnę z 6256 na piersi. 

Środa, 7 lipca: Tym razem z sowy przerodziłem się w skowronka. Chociaż nie musiałem się szczególnie wcześnie zrywać by pobiegać przez 50 minut i na koniec „dorzucić” osiem 20-sekundowych przebieżek. Razem wyszło 0:58:23 i 11,4 km.

Piątek, 9 lipca: Znowu tempo – 10 minut wstępu w truchcie i 50 minut celowania w 5:30/min. Wyszło prawie idealnie, 5:31/km. Łącznie w godzinę przemierzyłem 10,6 km

Niedziela, 11 lipca: Tym razem zerwałem się bladym świtem (ale pół godziny po tym, jak budzik zadzwoniła) nie tylko dlatego, by „wcisnąć” gdzieś niedzielny trening, ale również by przed upałem zdążyć. A słonko i tak zdrowo prażyło. Na szczęście zdecydowana większość niedzielnej trasy przebiegała w cieniu drzew z Marcelińskiego Lasu. 16 km w 1:35:42.

2 lipca 2010

Nieopisanie

Wiem, że ostatnio coś tu cicho. Ale przez ostatnie dni nie miałem ani siły, ani ochoty, ani nawet głowy by opisywać to co się działo oraz to co się nie działo wokół moich biegowych aktywności. Zawsze trudno jest pogodzić się ze śmiercią kogoś bliskiego, ale jest o wiele trudniej gdy jest to dziecko...
Basia odeszła w minioną sobotę - dziś ją pożegnaliśmy. I choć wierzymy, ze jest już po tej lepszej stronie, gdzie nie towarzyszy jej ból ani cierpienie, dziś łączymy się w bólu z rodzicami Basi.

PS. Za jakiś czas nadrobię "kronikarskie" zaległości, ale jeszcze nie dziś...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...