24 września 2017

Wpis 455, czyli o kolejnej zmianie planów uwag kilka

Do maratonu 195 dni. Nie będzie kabaretu. Będzie chór!

Miała być reaktywacja bloga - prawie dwa miesiące bez wpisu. Miała być odbudowa formy - jej poziom pozostaje niepokojąco niezmienny. Miał być powrót na trasę maratonu jesienią - niby będzie, ale nie w roli biegacza. Ale po kolei.
Nie ma co owijać w bawełnę. Od mojego deedefu w Rotterdamie nie mogę się biegowo ogarnąć. Treningi mi nie idą, a forma (co wynika z powyższego) nie rośnie. W pewnym momencie (będzie już kilka tygodni temu) dotarło do mnie, że nawet jak dobiegnę do mety jesiennego maratonu, to w żałosnym stylu i doszedłem do wniosku, że wolę jednak zacząć przygotowania do tego jesiennego. Wiem, po raz kolejny, ale odpuściłem...

Przede mną kolejny cel. Kolejny maraton. I nawet (nie dalej jak przedwczoraj) już się zapisałem. I tak dnia ósmego, czwartego miesiąca (kwietnia czyli), roku kolejnego (czyli dwa tysiące osiemnastego) melduję się w południowo-zachodniej części Niemiec, w kraju związkowym Badenia-Wirtembergia, siedzibie rejencji Fryburg, regionu Südlicher Oberrhein oraz powiatu Breisgau-Hochschwarzwald, czyli w pięknym mieście Fryburgu, przez autochtonów Freiburgiem zwanym.
Źródło: facebook.com/RunningDasLaufmagazin
Czemu akurat tam? Trasa całkiem płaska (wprawdzie profil na pierwszy rzut oka trochę straszy - pierwsza i trzecia ćwiartka cały czas pod górę, ale pięćdziesiąt metrów na dystansie dziesięciu i pół kilometra daje nachylenie w okolicach pół procenta) - ale to nie to. Logistyka do bani - z Poznania dziesięć godzin samochodem a bezpośredniego połączenia lotniczego brak (można lecieć do Stuttgartu lub Bazylei) - więc to też nie to. Zapowiada się całkiem fajna impreza biegowa. Festiwal wręcz. Bo niby w nazwie oficjalnie jest maraton, ale wystarczy spojrzeć na statystyki z lat ubiegłych. Maraton w roku bieżącym ukończyły 734 osoby. Za to półmaraton dokładnie 7,34 razy więcej czyli 5386 osób. A oprócz maratonu i połówki jest również dycha, sztafeta maratońska (7 | 14 | 7 | 14 = 42,195), a nawet biegi dla najmłodszych. Ale to też nie to. Powód jest banalny - zaprosili mnie niezwykle mili autochtoni. No przecież nie wypadało odmówić!

Także trzeba zakasać (znaczy się nogawki), pogonić precz demony, które mieszają mi szyki i wziąć się do roboty. Mam całe sto dziewięćdziesiąt cztery dni! A po drodze oczywiście kilka startów mniej lub bardziej kontrolnych. Najbliższy, pod patronatem osoby bliskiej ideowo niektórym przedstawicielom partii aktualnie rządzącej (ale ze mnie złośliwiec - swoją drogą ciekawe, czy ktoś zgadnie o kogo chodzi) już za tydzień. Ale ten i inne plany startowe to już temat na innego posta.

9 sierpnia 2017

Wpis 454, w którym tak jakby zaczynam od nowa

Do maratonu pozostało 66 dni. Do tej pory stawałem na jego starcie trzynastokrotnie. Dwanaście razy dotarłem do mety. Ostatni raz jesienią dwa tysiące piętnastego roku. Od tamtego czasu na tym blogu pojawiły się raptem dwadzieścia cztery wpisy, a moja forma sprzed dwóch lat jest tylko mglistym wspomnieniem. Tylko marzenia zostały...

Kiedyś, w tak zwanych starych dobrych czasach (sic!), gdy z sezonu na sezon coraz bardziej śrubowałem swoje życiówki, zastanawiałem się, co będzie jeśli trafi mi się kontuzja. W życiu bym na to nie wpadł, że może mi się trafić mentalna. Tak, tak - to co się działo ze mną przez minione kilkanaście miesięcy to kwestia przede wszystkim mojej głowy. Gdzieś zgubiłem motywację!

No właśnie - motywację! Założyłem tego bloga krótko po narodzinach Córki Starszej i podjęciu decyzji o rozpoczęciu przygotowań do pierwszego maratonu. Cel tego bloga był dosyć jasny - motywacja właśnie. Na początku był nieco siermiężny (wpis numer jeden widoczny poniżej), bowiem traktowałem go tylko jako dzienniczek biegowy. Suche fakty. Z czasem nieco, a potem całkiem mocno wyewoluował. Długo jednak dawał mi wiele radości. A potem...
Nie chcę pisać, że umarł śmiercią naturalną. Ale faktem jest, że przestałem pisać. I ciekaw jestem bardzo, kto jeszcze oprócz mnie dostrzega już pewną prawidłowość. Odkąd przestałem w miarę regularnie pisać na bloga, moja biegowa forma poszła w dół (i cały misterny plan też - jak mawiał klasyk). Przypadek?
Przybyło mi osiem lat, trochę włosów (w tym kilka siwych) i ... dwa kilo wagi :-/

A zatem wracam do źródeł. Blog wróci do życia a ja do formy! Zobaczycie!
Wracam do źródeł, a więc blog ma być moim motywatorem i formą dziennika biegowego zarazem. Oczywiście nie w takiej siermiężnej formie jak sprzed ośmiu lat. A w jakiej konkretnie? A to trzeba będzie tu zaglądać, aby się przekonać.

A teraz dosłownie dwa słowa o planach na przyszłość. Przede wszystkim (a to ci niespodzianka) wciąż zamierzam złamać barierę trzech godzin w maratonie (przy okazji reaktywacji blog otrzyma nowy podtytuł). Zdaję sobie jednak sprawę, że w roku bieżącym jest mało prawdopodobne. Będzie to zatem moim wyzwaniem na rok następny to jest A.D. 2018. Tymczasem zamierzam po prostu wrócić na trasę mojego ulubionego dystansu - i przede wszystkim znów, po dwóch latach, dotrzeć do mety. Niemal równo po dwóch latach, bo choć ostrzyłem zęby na stolicę, zdecydowałem się ostatecznie na własne podwórko i 18 Maraton Poznański. A potem się zobaczy...

A jako się rzekło, motywacja jest celem pisania tego bloga, a dobrze by było, gdyby ona nie tylko wewnętrzna był, kolejnego klasyka cytując zapytam: Pomożecie?

PS. Planu przebiegnięcia maratonu w każdym z województw nie porzucam, ale na razie na jakiś czas odkładam.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...