30 października 2013

Klucz do sukcesu

Snuję i snuję. Snuję plany na kolejny sezon. Nie biegam (roztrenowanie z infekcją w pakiecie), wiec sobie marzę i zastanawiam się jak marzenia przekuć w rzeczywistość - oto idea(ł) planowania - więc zapewne już wkrótce będzie tu można wyczytać cóż takiego zaplanowałem. Ale zanim to nastąpi czeka mnie jeszcze garść podsumowań (garść, czyli jeszcze ze dwa posty). Dziś postanowiłem porozważać trochę (właściwie rozważam już od jakiegoś czasu, dziś postanowiłem to ostatecznie przelać w internety), co właściwie spowodowało, że mój start w Maratonie Poznańskim zakończył się aż tak dobrze - będę powtarzał to do znudzenia, ale mój wynik na mecie przewyższył najśmielsze z moich oczekiwań, marzeń i wyobrażeń.
Co zatem zdecydowało (rzecz jasna w moim subiektywnym odczuciu), że na ostatnim starcie na dystansie maratońskim poszło mi (aż) tak dobrze?
Źródło: playyourbusiness.pl
Po pierwsze dopisało zdrowie. O ile mnie pamięć nie myli, były to moje pierwsze przygotowania do maratonu, podczas których nie wypadł mi co najmniej jeden cały tydzień przygotowań, z powodu choroby lub tym podobnego zdarzenia. Jakieś mini infekcje lub że coś pobolewało się zdarzało, ale nigdy nic poważnego.

Po drugie w dniu zawodów była idealna wręcz pogoda. Nie za ciepło i nie za zimno. Nie padało - padało w nocy przed biegiem, przez co nawierzchnia trasy była mokra, ale podczas samego biegu ja nie odnotowałem ani kropli opadu atmosferycznego - ani nie wiało. Po prostu wymarzona pogoda do łamania życiówek, a i kibice, jak sądzę, nie mieli na co narzekać.

Po trzecie odżywianie na trasie. Miałem ze sobą ten sam zestaw kanapek (to moje pieszczotliwe określenie na to, czym posilam się podczas startów i dłuższych treningów, choć z tradycyjną kanapką ma to niewiele wspólnego), co na poprzednich dwóch maratonach, tylko nieco rozbudowany. W rozmowie z jednym z krajowych dystrybutorów dowiedziałem się bowiem, że stosowany przeze mnie dotychczas zestaw przygotowany został na bieg trwający ok trzech godzin.

Po trzecie podbiegi (pojawia się pierwszy element treningu). Jak już wspominałem tu swego czasu, nie wiedzieć jak do tego doszło, we wcześniejszych przygotowaniach nie stosowałem tej jednostki treningowej. Nie mam oczywiście twardych dowodów, ale czuję w kościach (a może lepiej będzie napisać w mięśniach), że wpłynęły one znacząco na poprawę mojej formy.

Po czwarte tzw. carboloading, czyli specyficzna dieta stosowana w tygodniu przedmaratońskim, polegająca najpierw na ograniczeniu, a wręcz wyłączeniu węglowodanów z diety, by potem spożywać je w dużych ilościach. To wszystko ma na celu zgromadzenie jak największej ilości paliwa na maraton (to paliwo to oczywiście glikogen). Proces ten osobiście porównuję do tzw. formatowania baterii w telefonie, czyli ładowania po uprzednim całkowitym rozładowaniu. Dodam jeszcze, że przed dotychczasowymi moimi startami stosowałem jedynie drugą część powyższego procesu.

Po piąte objętość (inaczej mówiąc kilometraż). Jak na początku patrzyłem na rozpiski, które przesyłał mi Trenejro, bolały mnie zęby (i oczywiście mięśnie - tak awansem). Tygodnie, w których przebiegałem po sześćdziesiąt kilometrów należały do najlżejszych, a wcześniej były na pewno rekordowe. Apogeum osiągnąłem w tygodniu (de facto urlopowym, bieganym nie u siebie), w którym do przebiegnięcia dziewięćdziesięciu kilometrów zabrakło mi raptem dwieście metrów. Efekt być musiał.

Po szóste - i moim zdaniem najważniejsze - plan skrojony pode mnie. Nie korzystałem z gotowej rozpiski ani ze schematu do tworzenia rozpiski. Mogłem się za to oprzeć na wiedzy, kogoś kto o bieganiu wie dużo więcej ode mnie - zawsze mogłem liczyć na poradę, czy korektę gdy coś poszło nie tak jak pójść miało. Dlatego też muszę tu po raz kolejny (bo wszakże uczyniłem to już osobiście) raz jeszcze podziękować mojemu Trenejro, że mnie tak ładnie pokierował. Sława mu i chwała!

I wreszcie po siódme, nie bez znaczenia była ogólna atmosfera związana z uczestnictwie w programie pod nazwą Wyzwanie Runner's World. Nie chodzi już nawet o pewne poczucie luksusu (nie mylić z vipowaniem) jak choćby możliwość zostawienia przekazania komuś okrycia wierzchniego tuż przed startem, czy masaż bez kolejki, ale właśnie o ową ogólną atmosferę, świadomość uczestnictwa w czymś niepowtarzalnym (pomijając również ów drobny fakt, ze każdy maraton jest czymś niepowtarzalnym) z niesamowitymi ludźmi (niniejszym pozdrawiam gorąco pozostałych uczestników oraz organizatorów Wyzwania, którzy być może czytają te słowa). Fajnie było i warto było - polecam kolejne edycje!

Na koniec muszę dołożyć łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Nie jest tak, że wszystko poszło tak super jak sobie wymarzyłem. Muszę się publicznie przyznać, że do jednej rzeczy, którą i trener zalecał, nie przykładałem się za mocno. Otóż nie realizowałem w stu procentach (a tak naprawdę zrealizowałem bardzo niewielki odsetek) wpisanych w mój grafik ćwiczeń siłowych. Czy było by jeszcze lepiej gdyby się do nich jednak przykładał? Nie wiem i już się nie dowiem. Ale obiecuję - przede wszystkim sobie - poprawę.
I tu wracamy do snucia planów na sezon kolejny. Ale o tym już nie dzisiaj...

8 komentarzy:

  1. Ja bym dopisał jeszcze jeden punkt: systematyczność - w takim sensie że biegasz już kilka lat a ta wytrzymałość biegowa która daje utrzymanie tempa na ostatnich 10km maratonu moim zdaniem jest czymś czego nabywamy wraz z latami treningu.
    Nie jestem przekonany co do tej diety, ale skoro masz odczucie że to pomaga to mam zamiar też spróbować - zobaczymy :)
    Gratulacje raz jeszcze!
    P.S. A co tam tak naprawdę bolało: żeby czy zęby :) :) ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak. Żeby zrobić wynik marzeń musi przypasować naprawdę wiele czynników, z których tylko na część mamy wpływ. Można na siebie chuchać i dmuchać, a i tak nie wykluczymy jakiegoś syfka, który się przypałęta. Że o pogodzie nie wspomnę.

    Ja wypluwania się z węgli nie stosowałem, może kiedyś na próbę coś takiego zrobię, zobaczymy..:)

    OdpowiedzUsuń
  3. W jaki sposób znalazłeś trenera? Myślisz, że przygotowując się do startu w maratonie na amatorskim poziomie porada specjalisty jest konieczna, wskazana?

    http://biegambobiegam.blox.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mało kto sobie zdaje sprawę ile składa się na końcowy sukces. Przecież to niby takie proste pójść i przebiec :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Leszek, dziękuję raz jeszcze :-) A co do wytrzymałości biegowej na ostatnich kilometrach, to chyba trzeba ją ćwiczyć jak wszystko inne. Na moich poprzednich dwóch maratonach - w Berlinie i w Łodzi - tego mi właśnie zabrakło najbardziej: wystarczająco siły by nie zwolnić na końcówce.A tak w ogóle, to jeszcze trochę i zostaniesz Nadwornym Wyłapywaczem Literówek. Ostrzegam, praca to niewdzięczna i słabo płatna - oj, będziesz jeszcze musiał do tego interesu dokładać, zdaje mi się ;-)
    @Krasus, mówiąc w skrócie na sukces składają się ciężka praca i odrobina szczęścia ;-)
    @BiegamBoBiega, trenera "znalazłem" przez dostanie się do Wyzwania RW. Ale wystarczy poszukać w internetach a na pewno coś znajdziesz. Wsparcie specjalisty w przygotowaniach do maratonu nie jest niezbędne (do siedmiu poprzednich przygotowywałem się przecież sam), ale jest na pewno bardzo pomocne.
    @Błażej, no właśnie - pójść i przebiec :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę że na sukces złożyło się też to, że przebiegłeś wcześniej już siedem maratonów :) czyli jesteś wygą i masz w temacie doświadczenie. Ale oczywiście wszystko co wypunktowałeś w poście miało kluczowe znaczenie i sądzę że takie podsumowanie to rzecz bardzo ważna, podobnie jak podsumowanie po nieudanym czyli "co nie poszło", tyle że w Twoim przypadku robiłeś to z uśmiechem na ustach :) Zgadzam się z każdym z elementów sukcesu które wymieniłeś - zdrowie, pogoda, jedzenie, składowe treningu :) Ech ten maraton to naprawdę złożona historia i dopiero jak się go przeanalizuje to widać ile drobnych z pozoru rzeczy wpływa na końcowy wynik

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też myślę, że na Twój sukces przełożyło się jeszcze dodatkowo doświadczenie. Do tego trafione bodźce treningowe i - nic tylko pokonywać kolejne bariery :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Podbiegi to coś fenomenalnego w poprawie formy, polecam wszystkim!

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...