Ale zacznę od końca, czyli od wydarzeń najnowszych, bo niemal rzutem na taśmę, prosto znad polskiego morza, porzucając (na krótko, ale zawszę) po drodze Małżonkę oraz Pociechy, zawitałem dziś na krótko do stolicy naszego rozbieganego coraz bardziej kraju*. A wszystko to za sprawą eventu (napiszę wprost: nie znoszę tego słowa - naprawdę nie ma w naszym pięknym, acz trudnym, języku słowa, którego można by tu użyć?) zorganizowanego przez firmę kojarzoną ostatnio raczej z crossfitem niż z bieganiem (chodzi oczywiście o Reebok), na który to zaproszono kilkudziesięciu dziennikarzy i bloggerów związanych z bieganiem, aby im zaprezentować innowacyjną serię butów performance dla biegaczy - Reebok One Series.
Prezentacja rozpoczęła się dosyć nietypowo, bo na powitanie wręczono nam po parze wspomnianych butów wraz z odzieżą do biegania i zaproszono do szatni. Następnie podzielili nas na dwie grupy i jedną pod opieką niejakiej Lidii Chojeckiej (tak tak, tej Lidii Chojeckiej), drugą zaś pod czujny okiem Tomasza Brzózki (do tej trafiłem i ja, a jak to skomentował Marcin: Czyli my wracamy karetką...) pogonili na warszawskie deszcz i pluchę. Związki firmy na R. z crossfitem ukazały się naszej grupie w sposób jak najbardziej odczuwalny ponieważ pan Tomasz (wyrażający otwarcie podziw nad stanem łydek biegającej braci) zaprezentował nam coś co nosi nazwę spartańskiego treningu biegowego, a sprowadza się w moim skromnym odczuciu do crossfitu przeplatanego bieganiem (dość wspomnieć, że już podczas rozgrzewki moje tętno weszło w trzeci zakres). Po godzinie takiego tarzania się w błocie (dosłownie - trochę błota z Parku Saskiego przywiozłem ze sobą na odzieży do Poznania), zaproszono nas z powrotem pod dach, gdzie mogliśmy ochłonąć nieco, posilić się i wysłuchać nieco teorii na temat butów, które już zdążyliśmy pobrudzić.
Czego się dowiedzieliśmy zatrzymam na razie w tajemnicy (jakby to była tajemnica - jak nie ode mnie dowiecie się przecież z internetów), aż do czasu aż pobiegam w One Series na tyle dużo by móc je całościowo ocenić.
Blogaczowa cześć Braci Biegającej w Reebokach (zdjęcie zapożyczone z facebook.com/pawelbiega.blog) |
Kurczę no naprawdę wolałbym zapamiętać ten dzień z uwagi na pozytywne jego aspekty...
*Jak się dziś dowiedziałem 30% Polaków deklaruje, że uprawia sport, z czego 36% biega.
Przypomnij się może organizatorom, by zamailowali dla wszystkich. Ja wciąż wierzę, że Twój garmin przypadkiem wylądował w jakiejś torbie...
OdpowiedzUsuńKurczę ale żałuję że mnie Reebok nie zaliczył do biegających blogerów, same znajome twarze na zdjęciu! Fajna ta prezentacja (pasuje chyba i ładniej brzmi niż iwent ;) )
OdpowiedzUsuńOby szybko się znalazł. Jeśli w takim towarzystwie ktoś "pożyczył" sobie Twojego garmina to ja już naprawdę nie wiem.
OdpowiedzUsuńOdnośnie samego buta to ciekawi mnie na czym polega ta innowacyjność. Za ostatnią Reebok musiał przepraszać (EasyTone - jędrne pośladki)
Wg nich innowacja polega na tym, że but jest budowany od tyłu do przodu, a nie od dołu do góry. Na dodatek podeszwa nie jest klejona ani zszywana, tylko spajana jakoś inaczej. Dla mnie to wszystko zupełnie bez znaczenia, liczy się to, jak się w bucie biega;)))
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żeby Garmin do Ciebie wrócił jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńNie do uwierzenia, żeby jakiś dziennikarz / bloger "Pożyczył" Garmina. Mam nadzieję, że się znajdzie.
OdpowiedzUsuńps. Z tym sprawdzaniem po kilka razy też tak mam, ale w ferworze postartowym zdarzyło mi się raz zostawić w szatni pas do biegania.
I jak? Garmin się znalazł?
OdpowiedzUsuń@Paweł, niestety nie :-(
OdpowiedzUsuń