Foto: Jennoit |
W niedzielę (2 czerwca) wylegiwałem się w wyrze do piątej. Mało tego w domu byłem już o siódmej. Dawno nie biegałem w niedzielę tak krótko. Jedynie dziesięć kilometrów spokojnego biegu, które wykorzystałem na pierwsze rozeznanie terenu w temacie poszukiwania optymalnego podbiegu. We wtorek (4 czerwca) sytuacja podobna - spokojne dziesięć kilometrów i dalsze poszukiwania wzniesienia w terenie nizinnym. Jedna zasadnicza różnica była taka, że tym razem na koniec treningu czekało mnie dziesięć stumetrowych przebieżek z przerwami w truchcie na odcinku tej samej długości. W czwartek kolejna dycha - tym razem bez przebieżek, ale wciąż kluczyłem po okolicy rozglądając się sumiennie dookoła. Na tyle sumiennie, że w pewnym momencie wylądowałem na terenie ogródków działkowych i dobrą chwilę zajęło mi znalezienie nie zamkniętej (poznaniacy mawiają czasem nie zakluczonej) furtki, przez którą mogłem się z tychże ogródków wydostać (pocieszające jest to, że gdybym się nie wydostał, raczej nie umarłbym z głodu, chyba...). I dopiero w poniedziałek (10 czerwca) - który miał być niedzielą - kilometraż wzrósł do dwunastu kilometrów zakończonych pięcioma przebieżkami 100/100 m. Te dwanaście kilometrów sprawiło mi największą trudność w porównaniu z poprzednimi treningami - biegło mi się jakoś tak niekomfortowo. Ale tłumaczyłem sobie to tym, że ten jedyny raz w tym tygodniu wylądowałem na pętli zamiast biec gdzie nogi i oczy poniosą i z powrotem, żeby skończyć gdzieś blisko domu.
Reasumując tydzień zamknąłem z wynikiem czterdzieści pięć kilometrów na koncie (lub - jeśli ktoś się by te osiem dni rozbić jednak na dwa tygodnie - dziesięć i trzydzieści pięć), a zajęło mi to łącznie cztery godziny i trzydzieści siedem minut.
W przyszłym tygodniu czeka mnie dalsza rozbudowa kilometrażu i jedno istotne urozmaicenie w postaci debiutu w dyscyplinie znanej szerzej jako triatlon (względnie triathlon, jeśli kto woli). Ale o tym przy innej okazji.
No to widzę że podobnie do mnie - też zacząłem od tego spokojnego tłuczenia i też tak około 11km na jedno wyjście... Powodzenia życzę w tym triathlonie, spróbuj płynąć do przodu a nie jak niektórzy co zawracają w połowie :)
OdpowiedzUsuńNo ciekawa jestem jak ci pójdą przygotowania wg nowego planu :) A znalazłeś w końcu ten podbieg?
OdpowiedzUsuńps. powodzenia w TRI :)
@Leszek, spróbuję ;-) Pianki raczej na odwrót nie założę, bo płynę bez :-)
OdpowiedzUsuń@Ava, też jestem ciekaw... O podbiegach jeszcze będzie ;-)
Przygotowywałem się wg Skarżyńskiego do zeszłorocznego Maratonu Warszawskiego. Chociaż plan jak dla mnie jest trochę monotonny, to muszę przyznać, że dał wymierne efekty - złamane 3:30. Powodzenia w triathlonie.
OdpowiedzUsuń