Po dwóch tygodniach przerwy spowodowanej chorobą i powikłaniami, kolejny tydzień chciałem zacząć bieganiem już w poniedziałek. Chciałem. Nie udało się. Dziecię zasnęło bardzo późno, a że ja zbyt późno biegać nie lubię, zadowoliłem się treningiem siłowym (trzy kwadranse bez dwóch minut). Gdy we wtorek, z tych samych powodów się nie udało, pomyślałem, że zerwę się wcześnie w środę. Budzik zadziałał - ja nie. Udało się wreszcie, za czwartym podejściem, w środę wieczorem. Godzina spokojnego biegu i dziesięć i pół kilometra.
W czwartek znów siłownia i pół godziny plus minuta. W kolejny dzień (wieczór właściwie) znów udało się wyjść na podobnie spokojną godzinę biegu, choć tym razem pokonałem jakieś trzysta czterdzieści metrów więcej. A po piątkowowieczornym bieganiu długie wybieganie mogło być tylko w niedzielę. Tylko, że plany rodzinne na to nie pozwoliły. A że plany rodzinne zostały z kolei pokrzyżowane przez kolejną chorobę starszej z moich córek, to już inna sprawa (że o problemach z zaśnięciem w sobotnią noc nie wspomnę). Łudziłem się jeszcze, że nadrobię to w poniedziałek przed pracą (zakładając wczesną pobudkę i późniejsze dotarcie do biura). Niestety starsze dziecko miało swoje plany - a tak konkretnie to miało w planach pobudkę o piątej i skupianie na sobie uwagi taty.
Źródło: www.facebook.com/TataToJa |
Prawie każdy ma takie problemy z treningami - tak zauważyłem, ja też mam ale jeszcze jakoś daję radę... Powodzenia i nie poddawaj się!
OdpowiedzUsuńGłowa do góry! Wielu zawodowców po niedotrenowaniu osiągało rekordowe wyniki.
OdpowiedzUsuńMając już rodzinę samo wyjście na bieganie to duży sukces. Ja ostatnio stwierdziłem, że moje treningi dają mi mniej radości(wychodzenie na bieganie w okolicach północy) ale więcej satysfakcji.
Pewnie, że nie jest łatwo znaleźć czas na treningi, zwłaszcza przy dzieciach. Tym większa satysfakcja, kiedy to się udaje!
OdpowiedzUsuńwidzę, że najlepiej nie jest. jednak głowa do góry. będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńtak jak pisze Mauser - kiedy jest rodzina i obowiązki z nią związane samo wyjście na trening to sukces a co dopiero 2-3 godzinne wybieganie. To już jest mega sukces. Ważne aby choroby i kontuzję były daleko a czas nie bieganie prędzej czy później się znajdzie.
Problemy z treningami - ha! Temat rzeka :( Styczeń to już w ogóle jakaś masakra. Pomijam czwarty miesiąc niedosypiania z powodu ciężkich nocy Ironmana, ale dodając do tego rozkrojenie stopy celem wyjęcia śrubek, przeziębienie i złamany paluch, trochę tego za dużo :( No nic - trzeba się trzymać, czego Tobie i wszystkim zmagającym się z przeciwnościami losu, serdecznie życzę!
OdpowiedzUsuńNie rozpieszcza styczeń biegaczy. Czasami sobie myślę, że praca , studia i bieganie to ciężkie zestawienie, ale dzieci (szczególnie małe), praca i treningi to już zestaw ekstremalny.
OdpowiedzUsuńwspomnisz kiedyś małe dzieci mały kłopot:)duże dzieci duży kłopot:)chociaż treningi łatwiej zaplanować;)
OdpowiedzUsuńAno, niestety, dzieciaczki (jak i psy, wiem o tym na przykładzie mojego kudłacza) na zegarku się nie znają i budzenie przed świtem zupełnie im nie przeszkadza ;) Bardzo fajny blog, będę zaglądać częściej :)
OdpowiedzUsuń