Jest lepiej. Co niestety nie znaczy, że jest dobrze. Plany na poniedziałkowe bieganie wylądowały w koszu na śmieci razem z zasmarkanymi chusteczkami. Wciąż łudzę się nadzieją, że uda mi się wyjść w środę. A termin mojego planowanego debiutu w maratonie coraz bliżej (pozostało 20 dni). Wygląda na to, że jeśli uda mi się uzyskać formę, jaką miałem podczas poznańskiej połówki, będzie dobrze. Ale myślę też, że w tej formie poradzę sobie z dystansem 42,195 km. A zatem, mimo przeciwności na samym finiszu moich przygotowań, pozostaję dobrej myśli...
A propos przeciwności - oto co dziś wyczytałem w "Biegiem przez życie". Jerzy Skarżyński pisze: Tych kilka tygodni końca zimy i początku wiosny w szczególny sposób odciska bowiem swe piętno na biegaczach (...) Jeżeli tradycyjnie podjąłeś przygotowania do nowego sezonu w listopadzie (...) to do przesilenia wiosennego masz w nogach cztery i pół miesiąca biegania jesienno-zimowego. (...) Jednak gdy tylko dotrą do nas pierwsze, cieplejsze promienie słoneczne, zaczynają się fizyczne problemy, "doły", których typowymi objawami są: (m.in. - przypis BM) skłonność do zachorowań. Organizm osłabiony monotonnym, kilkumiesięcznym treningiem akumulacyjnym, wyjałowiony brakiem części naturalnych witamin w pożywieniu, ma znacznie obniżony próg odporności na infekcje. Bywa, że "łapie" wtedy jakąś chorobę. I jest problem.
No właśnie, problem...
O, o, to o mnie i moim, ekhm, przesileniu.
OdpowiedzUsuńZdrowiej!
Będzie dobrze! 20 dni to kupa czasu, polecam na noc pić miętę z rumiankiem słodzoną miodem i jak już ostygnie wyciśnij w nią dużo cytryny - Midi mi to kiedyś poradziła, mnie to skutecznie stawia na nogi.
OdpowiedzUsuńPzdr
Mateusz run.blog.pl