27 lipca 2011

Podsumowanie tygodnia - 13tdMP

Wreszcie nadszedł pierwszy z tygodni, w którym przyszło mi zmierzyć się z dystansem jedynie o 10 km i 195 m krótszym od samego maratonu. Dodatkowo był to tydzień wydłużony o "dodatkowy" poniedziałek, bo właśnie w poniedziałek kolejnego tygodnia, udało mi się zrealizować weekendowe plany treningowe.

Poniedziałek: trening siłowy
Tak na dobry początek czterdzieści minut "machania" hantlami plus brzuszki i grzbiety, czyli dwa obwody ćwiczeń ze sztangielkami.

Wtorek: 20 minute warm-up, 5 x 1K (400 m RI), 10 minute cool-down
Jednokilometrówki zgodnie z założeniami powinienem biegać w tempie 4:10 do 4:20/km. Tym razem w praktyce wyszło 4:15, 4:14, 4:17, 4:07 oraz 4:18/km. O dziwo najgorsza była nie ostatnia, a środkowa - miałem poważny problem z utrzymaniem tempa: najpierw było za szybko, potem zbyt gwałtownie zwolniłem, w wyniku czego pod sam koniec musiałem mocno gonić. Być może właśnie dlatego kolejna wyszła zdecydowanie za szybka.
Dodatkową "atrakcję" treningu stanowiły trzy "panny", których zachowanie sprawiła, że ich przeze mnie postrzegania można by podsumować pewną ciętą ripostą Jacka Sparrow'a z czwartej części Piratów z Karaibów.

Po wtorkowym treningu nastąpił trzydniowy przelotny (momentami intensywny) opad atmosferyczny, w związku z czym na kolejny trening udało mi się wyjść dopiero w sobotnie przedpołudnie.

Sobota: 11K run: 1,5K easy, 7K @ MT pace, 1,5K easy
Może dlatego, że po trzech dniach przerwy, a może dlatego, że o nietypowej jak dla mnie porze, pierwsza połowa treningu składał się głownie z kryzysu. Druga to już sama przyjemność z biegania. A samo bieganie wyciągnęło mnie wreszcie z melancholii spowodowanej trzydniową ulewą.

Poniedziałek: 32K @ MP + 37 sec/km
Korzystając z wolnego poniedziałku, mogłem natychmiast odrobić zaległości z weekendu. Zerwałem się zatem o piątej, szybko posiliłem, założyłem ekwipunek i ruszyłem na sześć pętli (z dodatkiem) po Lesie Marcelińskim. Cel ambitny udało się osiągnąć nawet z pewnym nadmiarem, bowiem w okolicach czwartego kilometra Gremlin nieco zbzikował i zaczął skracać - na dwóch trzech krokach traciłem po 10-20 m do wirtualnego partnera. W rzeczywistości ostateczne wyniki (dystans i tempo) są niechybnie nieco zaniżone.

Podsumowując, tydzień z przeszkodami. Tylko jeden trening "pozabiegowy", ale przede wszystkim cieszy stuprocentowa realizacja kilometrowa, czyli "okrągłe" (sic!) 53,5 km.

25 lipca 2011

Podsumowanie tygodnia - 14tdMP

Tak oto po raz kolejny (że tak patetycznie zacznę) przychodzi mi się zmierzyć z zaległościami - na szczęście zaległości dotyczą "raportowania" z biegania, a nie samego biegania (chociaż ostatnia "przelotna" - czytaj trzydniowa - ulewa trochę mi namieszała w grafiku, ale o tym następnym razem). A ja wciąż winien jestem sprawozdanie z tygodnia, który stał pod znakiem biegania po ziemi czeskiej, a konkretnie po mieście Beroun.

Wtorek: 20 minute warm-up; 1200, 1000, 800, 600, 400, 200 m (all with 200 m RI); 10 minute cool-down
Na pierwszy trening (interwałowy) upatrzyłem sobie wcześniej (za pomocą Google Earth, jak nietrudno się domyślić) większy kawałek zieleni w środku miasta, niedaleko hotelu, w którym nocowałem. Jednak coś co miało być parkiem, parkiem się okazało, ale i solidnych rozmiarów wzniesieniem przy okazji też. Już przy rozgrzewce pomyślałem sobie, że łączenie interwałów z biegami górskimi, to chyba niezbyt dobry pomysł, zwłaszcza dla kolan. Łudziłem się jeszcze, że na wyżej znajdę jakąś pętle o odpowiednio małej różnicy wysokości po drodze, ale trochę się przeliczyłem. Więc zanim się na dobre rozpędziłem zbiegłem do miasta, którego ulicami i uliczkami obiegłem kilka razy rzeczone wzniesienia (a i tak bez lekkich pofałdować się nie obyło). Dopiero na koniec, w ramach schłodzenia wbiegłem sobie na szczyt. Ładne schłodzenie powiecie mi - faktycznie utrzymanie tętna w założonym pierwszym zakresie było naprawdę trudne, a momentami wręcz niemożliwe. Ale przynajmniej trening można było zaliczyć do tych nie tylko mocno męczących, ale i bardzo ciekawych. Żałuje tylko, że w niedźwiedziarium, które znajduje się na wzniesieniu, nie było lokatorów - spały albo wyszły do znajomych...

Czwartek: 11K run: 1,5K easy, 8K @LT pace, 1,5K easy
Tym razem postanowiłem wybrać się na trening metodą "przed siebie i z powrotem", ale trochę nie wyszło. Zacząłem bowiem nad rzeką Berounką i postanowiłem biec wzdłuż jej wschodniego brzegu ścieżką dla rowerzystów, rolkarzy i biegaczy też (tak mi się przynajmniej wydaje, bo przez te cztery dni żadnego nie spotkałem - ale za to jeden rowerzysta pozdrowił mnie charakterystycznym "ahoj"). Ruszyłem na północ i... ścieżka zaraz się skończyła. Przemieściłem się zatem na nieco oddaloną od brzegu osiedlową uliczkę, aż trafiłem na bardzo ładną (o konstrukcji podwieszanej) kładkę dla pieszych. Przebiegłem na zachodni brzeg i pobiegłem dalej na północ, gdzie natrafiłem na coś na kształt dzielnicy domków letniskowych. Wkrótce asfalt się skończył, ustępując miejsca ścieżce kamienistej, która również wkrótce się skończyła. A zaraz potem natrafiłem na ścianę lasu - bez ścieżki. Wróciłem zatem do kładki, ale swoją podróż postanowiłem kontynuować zachodnią stroną rzeki, na której wkrótce natrafiłem na morderczy podbieg i... znalazłem się z powrotem w mieście. Nie chcąc "pętać" się po mieście, pobiegłem tak, gdzie trening zaczynałem i tym razem ruszyłem na południe. I powtórka z rozrywki: asfalt zmienił się w ścieżkę kamienistą, ta w gruntową, aż wreszcie znikła w ogóle. Ja zatem na najbliższą uliczkę i przyjąłem już kurs na hotel. Ale jak do niego dotarłem, brakowało jeszcze kilometra - więc ja znów (jeszcze 500 m) przed siebie i jeszcze raz, azymut hotel.

Niedziela: 27K @MP + 28 sec/km
Weekend na szczęście spędzałem już w kraju, więc w niedzielę było już standardowe długie wybieganie po Lasku Marcelińskim - 27 km w średnim tempie 5:44/km.
Wieczorem Małżonka uratowała sytuacje pod katem aktywności nie-biegowych wyciągając całą naszą trójkę na krótką (10,1 km) przejażdżkę rowerową.

Podsumowując, 48 km w trzech wyjściach, czyli 100% planu. Wciąż kuleje niestety uzupełnianie innego rodzaju aktywnościami.

18 lipca 2011

Podsumowanie tygodnia - 15tdMP

Ostatni (ten zakończony wczoraj) tydzień był dla mnie dosyć trudny, zwłaszcza pod kątem sportowym. Zdecydowaną jego większość spędziłem w kraju, w którym wciąż jeszcze oficjalnym środkiem płatniczym jest korona (to tak w nawiązaniu do kolekcjonowania halerzy). Był to pobyt firmowy, który sprowadzał się do spędzania czasu na szkoleniu, wypijaniu kolejnych kaw zagryzanych nierzadko ciasteczkami. A wieczorem oczywiście integracja, czyli obfita kolacja i czeskie piwo (mówcie co chcecie, ale nasze się niestety nie umywa). Skutek - przytyłem co najmniej kilogram... Dobrze, że udało się choć "wcisnąć" dwa treningi biegowe. Ale już nic więcej. O czeskim bieganiu napiszę za dzień lub dwa, ale najpierw nadrobię zaległości w pisaniu z czeskiego tygodnia, czyli podsumuję tydzień pod znakiem "15"

Wtorek: 1600 m warm-up, 4 x 800m (2 min. RI), 10 minute cool-down
Osiemsetki wg planu powinny się mieścić w zakresie 4:10 do 4:20/km. Co przyniosło życie? 4:19, 4:16, 4:08 i 4:15/km, czyli przesadziłem tylko w jednej (trzeciej). Ciekawy jaki to miało wpływ na to, że ostatnią biegłem również na ostatnich, ale nogach?

Czwartek: 11K run: 1,5K easy, 8K @MP, 1,5K easy
Tak miało być. Z tym że zaraz po starcie ścieżka skrzyżowała się ze ścieżką innego (dotychczas mi nieznanego) "okolicznego" biegacza (czyli pozdrowienia dla Krystiana) i tak nam się miło rozmawiało, że plany poszły nieco w odstawkę. I ostatecznie wybiegałem te 11 km, ale pierwsze półtora w tempie maratońskim (MP), kolejne osiem w zbliżonym (średnio, bo większość była jednak chyba w LT) i dopiero ostatnie 1,5 km było naprawdę "easy".

Sobota: trening siłowy
Niecałe pół godziny podnoszenia ciężarów, a konkretnie delikatnie obciążonej sztangi (w myśl zasady: niskie obciążenie, szybkie ruchy, wiele powtórzeń) w zestawie ćwiczeń na nogi.

Niedziela: 24K @ MP + 28 sec/km
Tym razem nie pomyliłem się w obliczeniach, ale za to momentami mnie nogi ponosiły i średnie tempo wybiegania wyszło tylko o dwie sekundy szybsze od planowanego.

Podsumowując, cieszy, że już drugi raz dało się wypełnić założenia stricte biegowe w 100% (przebieg w trzech wyjściach: 42,4 km). Niestety tylko jeden trening uzupełniający - tu wciąż jest co nadrabiać. W kolejnym tygodniu miało być jeszcze ciężej w ty aspekcie, ale o tym już następnym rzem...

17 lipca 2011

Adidas Response Stability (Cz. II)

Test męskich butów do biegania Adidas Response Stability - Część II


Cechy użytkowe

Dopasowanie cholewki
Bezpośrednio po założeniu, prawie za każdym razem miałem wrażenie, że but jest nieco za luźny. Podczas biegu zapewniał mi jednak całkowity komfort. Bez względu na to, jak mocno przyłożyłem się do sznurowania buta (podkreślenia wymaga również fakt, że sznurówki prawie nigdy nie rozwiązują się samoistnie), przylegał on bardzo dobrze do stopy - ani nie uciskał, ani nie był zbyt luźny. Wyjątkiem były najszybsze treningi – przy tempie zbliżającym się do 4:00 min/km noga zaczynała „tańczyć” wewnątrz buta.

Dynamika
Jak już wspomniałem powyżej, mimo naprawdę niewielkiej wagi (ok. 320 g), buty raczej zawodzą przy szybkim bieganiu.

Przyczepność
Pod względem również nie można powiedzieć złego słowa, ale tylko wtedy gdy nie pada. Na mokrym asfalcie nogi „rozjeżdżają” się na wszystkie strony.

Wodoodporność
Trzeba naprawdę się przyłożyć (czyli znaleźć odpowiednio głęboką kałużę), aby woda dostała się do środka. Niestety, nieco wolniej niż w przypadku innego obuwia dochodzi do odprowadzenia wilgoci na zewnątrz. Uczucie dyskomfortu towarzyszy również podczas biegania po nieutwardzonym podłożu po obfitych opadach deszczu – do wnętrza dostają się wówczas drobinki gruntu i inne zanieczyszczenia znajdujące się na podłożu.

Oddychalność
Duże oczka siateczki pokrywające cholewkę zapewniają doskonałą wentylację, również w naprawdę ciepłe dni.

Podsumowując, poleciłbym te buty każdemu miłośnikowi biegania, ceniącemu sobie komfort – ale na te treningi i zawody, podczas których tempo nie jest zbyt forsowne i raczej na podłoża utwardzone, niż w teren (zwłaszcza ten „urozmaicony”).

8 lipca 2011

Sto dni dla Piotrka

Za sto dni planuję przebiec swój kolejny maraton - 12 Maraton Poznański. To będzie już piąty w moim życiu, o ile "po drodze" wszystko pójdzie zgodnie z planem i uda mi się ukończyć również Maraton Wrocławski. Kocham biegać, a maraton ma w sobie coś co daje dodatkową radość z biegania. Czego chcieć więcej?
Już jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że robiąc to, co kocham, mogę"przy okazji" zrobić coś dobrego dla innych. To właśnie dlatego jesienią zeszłego roku postanowiłem przyjąć barwy Drużyny Szpiku. Pozostała jednak we mnie chęć by swoim przebieraniem nogami, w czasie żmudnych przygotowań oraz podczas samego maratonu spróbować pomóc komuś konkretnemu. A nie muszę szukać daleko...
Piotrek jest moim kuzynem (mama Piotrka jest siostrą mojego taty) - gdy byliśmy dziećmi przerabialiśmy piaskownicę na basen, chodziliśmy do Pevex'u oglądać niedostępne wówczas dla nas zabawki, a Piotrek czytał mi książki przez ramię. Jednak on nie miał w życiu tyle szczęścia co ja - jego życie zmieniło się w marcu 2005 rok, gdy w wyniku nieszczęśliwego wypadku Piotrek wypadł z okna mieszkania na szóstym piętrze.

Po przewiezieniu do szpitala lekarze szanse na przeżycie Piotrka określali na 1%. Jego rodzice i najbliżsi nie przyjmowali tego do wiadomości. Później jego stan określono jako "wegetatywny" - ta informacja również nie została zaakceptowana. Tylko dzięki zaangażowaniu najbliższych Piotrek żyje, a jego stan, choć bardzo powoli, wciąż się poprawia. Piotrek wymaga jednak ciągłej rehabilitacji, która wymaga nie tylko wielkiego zaangażowania rodziny, ale również nakładów finansowych, które znacznie przekraczają możliwości rodziców Piotrka.
Najbliższe sto dni i dwa maratony chciałbym zadedykować właśnie Piotrkowi i podjąć próbę zebrania 10 000 zł na poczet kosztów rehabilitacji Piotrka. Pomożecie?

PS. Zbiórka na rzecz Piotrka ruszy po weekendzie w serwisie SiePomaga.pl.

6 lipca 2011

Podsumowanie tygodnia - 16tdMP*

Przyszła tzw. "najwyższa pora" do podsumowania pierwszego z 16 tygodni przygotowań do Maratonu Autochtona, czyli pierwszego maratonu na własnym podwórku.

Poniedziałek: Trening siłowy
W temacie treningu siłowego tak naprawdę wciąż próbuję. Tym razem przerobiłem sobie ogólnorozwojowy zestaw ćwiczeń z hantlami (choć niektóre są bez) sprawdzając, jakie obciążenia powinienem podnosić. Wyszły tego dwa cykle po 15-20 powtórzeń każdego ćwiczenia i łącznie godzina machania ciężarami, wliczając rozgrzewkę.

Wtorek: 20 minute warm-up, 3 x 1600 m (1 min. RI). 10 minute cool-down
Na sam początek planu "tysiącsześćsetki". Powinienem je, zgodnie z założeniami, biegać w tempie 4:20-4:30/km. Było odpowiednio 4:29, 4:30 oraz 4:26/km, czyli prawie idealnie. Ostatnia z wywieszonym jęzorem, co świadczy chyba o tym, że tempa dobrane są odpowiednio do moich aktualnych możliwości.

Czwartek: 9K run: 3K easy, 3K @ST pace, 3K easy
Szybkie tempo powinno się zawierać między 4:40 a 4:50/km. Mnie na tych trzech "kilo" wyszło średnio 4:37 (trochę za szybko). Również w tym wypadku pod koniec tej najszybszej części treningu biegłem "na oparach".

Niedziela: 21K @ MP + 19 sec/km
Z uwagi na sobotnie uczestnictwo w przeprowadzce i ciągłe ulewy, na długie wybieganie do Lasu Marcelińskiego udało mi się wyjść dopiero w niedzielne południe. Niestety popełniłem błąd obliczeniowy w stylu "promocja w Tesco" i średnie tempo wyszło mi o 10 sek./km szybsze od zakładanego, czyli 5:25. Ale dałem radę...

Reasumując, 39,7 km w trzech wyjściach daje na początek pełną realizację założeń biegowych. Niestety, głownie z uwagi na prace "przeprowadzkowe" udało się zrealizować tylko jeden trening nie-biegowy. Pomocy przy rzeczonej przeprowadzce nie da się też zaklasyfikować jako trening siłowy, bowiem sprowadzała się ona głownie do wsparcia przy wieszaniu półek, a noszone kartony były tak lekkie, że zabierałem po dwa, by w ogóle czuć, że coś niosę.

*16 tygodni do Maratonu Poznańskiego

4 lipca 2011

Adidas Response Stability (Cz. I)

Test męskich butów do biegania Adidas Response Stability

Przedmiot i charakter testu

  • Model: Adidas Response Stability, męskie
  • Przebieg: ok. 124 km, w tym Accreo Ekiden (zmiana 10 km) oraz V Grodziski Półmaraton Słowaka
  • Gdzie testowane: nawierzchnie utwardzone (asfalt, beton, kostka brukowa), a także drogi leśne i parkowe
  • Warunki pogodowe podczas testu: buty testowane w okresie wiosenno-letnim (maj-lipiec), w zakresie temperatury od +15 do +25°C, zarówno w warunkach suchych, jak i wilgotnych

Wrażenie ogólne

Na pierwszy rzut oka buty prezentują się dość... „typowo”. Design nie odbiega zbytnio od innych modeli butów do biegania, ale bynajmniej nie można powiedzieć , że są brzydkie. Połączenie kolorów szarego z czerwonym, wraz ze srebrnymi (odblaskowymi) elementami tworzy całkiem ciekawą kompozycję. Uwagę przykuwa dosyć gruba (zwłaszcza w tylnej części buta) podeszwa.
Od pierwszego włożenia odczuwa towarzyszy odczucie pełnego komfortu – noga w bucie nie jest ani luźna, ani zbytnio opięta.
Fot.: Michał Wyszomierski
Cechy biomechaniczne

Amortyzacja
Za zapewnienie komfortu oraz sprężystości w okolicach pięty, jak również dynamicznej sprężystości w przedniej części stopy odpowiadać ma zastosowany system adiPRENE®. I trzeba przyznać, że spełnia swoje zadanie. Pod tym względem buty doskonale sprawdzają się zarówno na twardych nawierzchniach, jak i tych nieutwardzonych. Dopiero na nasączonym po obfitych opadach leśnym podłożu powstaje coś, co ja nazywam „efektem biegania po gąbce” (lub też „nachalną amortyzacją”), ale na takim podłożu efekt taki odczuwalny byłby nawet przy bieganiu boso.

Stabilizacja
Buty, jako przeznaczone dla osób z nadmierną pronacją stopy, posiadają lepsze podparcie w środkowej części stopy – uzyskane dzięki rozwiązaniom TORSION® SYSTEM oraz Pro-Moderator.
Koniec treningu, Tata - ściągaj te buty...

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...