15 sierpnia 2010

Święta, święta... i po urlopie

No to wróciłem. Na razie do domu - jutro wracam do pracy. Ostatnie osie dni, razem z Moimi Dziewczynami spędziliśmy w Trzebiatowie, gdzie gościliśmy u krewnych. Rodzina ugościła nas jak zawsze (ciekawe ile przytyłem), a gdy rodzina szła do pracy, to my w Polskę, czyli w najbliższe okolice Trzebiatowa, głownie te w bezpośredniej bliskości Bałtyku. Spacery po plaży, przeciskanie się między straganami wypełnionymi tandetą maści wszelakiej, kawka, gofry, lody - raz nawet na rybkę się skusiliśmy. Jeśli kto ciekawy zapraszam na fotorelację przygotowaną przez moją Lepszą Połowę.

W każdym bądź razie od biegania urlopu nie było - musiałem się zrywać o piątej, ale udało się trzy razy wyjść, w tym raz wykonać bieg po plaży. A wyglądało to mniej więcej tak:

Przyjechaliśmy w sobotę, więc liczyłem, że w niedzielę wstanę na dłuższe wybieganie. Ale w sobotę wieczorem tak lało, że nawet budzika nie nastawiałem. Na szczęście w poniedziałek się nieco poprawiło. Zerwałem się zatem bladym świtem i ruszyłem nie do końca suchą szosą przed siebie, zostawiając Trzebiatów za plecami. Po około jedenastu kilometrach, a wypadło to na miejscowość o wdzięcznej nazwie Cerkwica, zawróciłem - a konkretnie wbiegłem na wzgórze, na którym znajduję się miejscowy kościół, obiegłem świątynie (element turystyczny) i wróciłem na szosę -  i ruszyłem do Trzebiatowa. Łącznie dało mi to 24 km w czasie 2:26:20.
W czwartek, za małą namową Małżonki, postanowiłem pobiegać po plaży. Wybrałem się zatem do Mrzeżyna z zamiarem wykonania 60 minut biegu, również metodą "w tą i z powrotem". Udało mi się dobiec do Dźwirzyna (do wyjścia z portu), gdzie wykonałem zwrot o kąt półpełny. W ciągu rzeczonej godziny biegu, który dodatkowo okazał się dobrym ćwiczeniem siłowym na nogi (bieganie po piasku wcale do łatwych nie należy) udało mi się przemierzyć 10,4 km.
W ostatnim dniu pobytu przyszła kolej na trening w tempie maratonu. Na początek 10 minut spokojnie a potem 50 minut TM w klimatycznym (stare kamienne schody, itp.) parku na obrzeżach Trzebiatowa (w skrócie POT). Łącznie10,8 km.
Za to po powrocie czekała na mnie spodziewana niespodzianka - nowa para Reeboków Premier SF Ultra KFS VII, przesłana przez Ewę z eTrampki.pl.
Od producenta tego modelu można się dowiedzieć co następuje:
Reebok Premier SF Ultra KFS VII to niezwykle komfortowy but do biegania z wielokrotnie nagradzanej prestiżowymi nagrodami magazynu Runner's World serii Reebok Premier Running.

Użyty w bucie system KineticFit zapewnia wygodę, podparcie i elastyczność w najważniejszych miejscach stopy. Wkładka z pianki EVA na całej długości buta zapewnia uczucie komfortu, natomiast pianka DMX gwarantuje idealną amortyzację.

Do tego, most Transition Bridge zapewnia łagodne przejście od pięty do palców.
Jak to wygląda w rzeczywistości zacznę się przekonywać osobiście od wtorku, gdy wyruszę na pierwszy z reetreningów i reebiegów.

A propos, ponieważ urlop wcale nie był łatwym okresem dla moich nóg, oraz z uwagi na fakt, iż w najbliższą sobotę zamierzam przebiec w Lesznie swój drugi półmaraton, postanowiłem nieco "poluzować". I tak nie za bardzo wiem, gdzie miałbym wcisnąć jeszcze jedno długie wybieganie. W sumie powinienem je chyba biec teraz... Ale w końcu trening dla biegacza, czy biegacz dla treningu (że tak sparafrazuję słowa Jezusa z Nazaretu)?

3 komentarze:

  1. Witaj po urlopie :) świetne fotki :) Mała jest rewelacyjna :)Powodzenia w Lesznie. Tomek

    OdpowiedzUsuń
  2. Półmaraton to jest właśnie dłuższe wybieganie, tylko w trochę innym tempie :)
    Buty wyglądają kosmicznie, zwłaszcza to coś pod piętą...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładny urobek wakacyjny :) A mała jest fantastyczna - na każdym zdjęciu uśmiech od ucha do ucha albo szelmowska mina! Powodzenia na półmaratonie.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...