28 maja 2015

O rozbieganiu mimo woli uwag kilka

To nie tak, nie tak, nie tak dziewczyno, nie tak nam miało być! - jak śpiewali niegdyś artyści Komicznego Odcinka Cyklicznego. Znaczy się miało być tak, że po dyszce w Swarzędzu podszlifuję jeszcze formę i w czerwcu zadebiutuję w Mistrzostwach Polski Weteranów (bo mogę) w Półmaratonie. A tu (nagle czyli wtem) kaszel i ból gardła. Stare biegowe porzekadło mówi, że jeśli w odpowiednim momencie nie zrobisz sobie przerwy, organizm sam ją sobie zrobi. Mój najwyraźniej uznał, iż po całkiem udanej pierwszej części sezonu należy mu się odpoczynek.
#wolneręce są. #koszulkamocy jest. I tylko mocy brak...
Infekcja przyszła do mnie już w sobotę przed startem w Swarzędzu. Ale jak już się napisało, pobiegłem mimo to. Jaki wpływ miał ów start na dalszy infekcji przebieg nie wiem i gdybać nie będę. Raz, że (nomen omen) było by to jedynie gdybanie. A dwa, zbyt jestem zadowolony w mojej nowej trójki z przodu (dla kogoś, kto słucha Trzeciego Programu Polskiego radia od czasów, gdy na pierwszym miejscu Listy Przebojów była Bogurodzica, jest to wartość podwójna). Niemniej łudziłem się jeszcze przez dzień czy dwa, że bez przerwy w bieganiu się obędzie. We wtorek jednak odpuściłem, zakładając, że tydzień treningowy rozpocznę w środę (wmawiałem sobie, że dodatkowy dzień regeneracji po starcie dobrze mi zrobi). W środę również zostałem w domu. W czwartek zaś było apogeum - ledwo mówiłem i co trzy minuty wypluwałem płuca. Wtedy już wiedziałem, że tydzień jest stracony. Na domiar złego, niezwykle intensywny w pozabiegowej sferze życia grafik  wydarzeń (z weekendem włącznie) sprawił nie sprzyjał regeneracji, która przecież zdecydowania pomaga w zwalczaniu infekcji wszelkiej maści i typu. Tymczasem minął cały tydzień bez biegania. A kaszel nie. I tak powtarzałem sobie, że za dwa trzy dni na pewno będę już zdrów i pójdę biegać. I tak minęło kolejnych dni siedem. Bez biegania oczywiście. I wówczas pochylił się na de mną lekarz w osobie Mojej Ulubionej Szwagierki (w skrócie MUS), uświadamiając mi, że to, co wciąż mnie męczy (mimo, że męczy mocno), to tzw. kaszel poinfekcyjny, który może trwać nawet jeszcze kilka tygodni. I, jak to ładnie MUS ujęła, szkoda, żebyś się męczył nie biegając. Zatem po szybkiej korespondencyjnej konsultacji z Trenejro się postanowiło, że (mimo kaszlu) od kolejnego tygodnia (bieżącego czyli) wracamy do świata żywych, czyli na biegowe ścieżki. Tak oto zakończyłem zupełnie nieplanowane wiosenne rozbieganie.

A skoro rozbieganie zakończone, czas zdradzić plany na lato i jesień. Zwłaszcza na jesień. Kalendarz startów w szwach zasadniczo nie pęka. Powiedziałbym, że jest w nim niezbędne minimum, czyli trzy starty (start główny, czyli maraton, oraz dwa starty kontrolne, czyli dycha i połówka). Ale nie powiem, bo są cztery. Ale ten czwarty bez (że tak użyję biegowego slangu) spiny, czyli rekreacyjnie, łamane na treningowo, łamane na towarzysko. najmniej fajna (właściwie to zupełnie niefajna) wiadomość jest jednak taka, że zupełnie rezygnuję ze startu w Murowanej Goślinie. Nie jestem nawet pewien czy do tej pory pozbędę się zupełnie tego (tu proszę sobie wpisać odpowiednie epitety) kaszlu. Nic to - w mistrzostwach weteranów zadebiutuję za rok.

Moje plany startowe od dziś do października przedstawiają się następująco:
28 czerwca: III Bieg Piotr i Paweł - to właśnie ten bieg rekreacyjno-treningowo-towarzyski. Oprócz mnie pobiegnie MONBŻ, MUS, Biegające Małżeństwo Polsko-Holenderskie i pewnie jeszcze cała wuchta Krewnych i Znajomych Królika. Jak to treningowo i rekreacyjnie będzie wyglądać jeszcze nie wiadomo. Się zobaczy.
23 sierpnia: III Międzychodzka Dziesiątka z Pompą - na ten bieg byłem już zapisany w zeszłym roku. Przesunięcia w planach urlopowych spowodowały, że wówczas pobiegłem w Nowym Tomyślu. W tym roku zamierzam w prezencie imieninowym (których zasadniczo nie obchodzę, ale co mi tam) sprawić sobie nową, jeszcze fajniejszą życiówkę.
13 września: IV Półmaraton Zielonogórski - pierwotnie planowałem wszystkie biegi tej jesieni pobiec w Wielkopolsce. Ale do Zielonej jest zasadniczo bliżej, niż do kilku miejsc w moim województwie (dajmy na to do Piły), a że to miasto biegowo kojarzy mi się bardzo dobrze - tam przecież jest mój Ulubiony Sklep Biegowy - zamiast zrobić powtórkę sprzed dwóch lat w Zbąszyniu (który tak dobrze wspominam), postanowiłem pojechać kawałek dalej, czyli do stolicy Lubuskiego właśnie.
11 października - wiadomo - Maraton Poznański. Mój trzeci (trzeci poznański), a szesnasty w ogóle.

Czy cos jeszcze dojdzie do tej listy? Nie mówię nie. Może jakaś szybka piątka wiosną albo latem. Może jakiś Bieg Niepodległości. Może jakaś dodatkowa połówka na zamknięcie sezonu. Jak to mawiał mój przyjaciel z lat licealnych, czas pokaże.

Na zakończenia Ogłoszenia Bynajmniej Nie Parafialne.
Pierwsze: Powoli zbliżamy się do finału naszej akcji, co ma #wolneręce (kliku-klik). Walczymy już nie o tysiąc, nie o dwa, ani nawet o trzy (tyle, nawet z górką - wcale nie świńską - już mamy) ale o okrągłe 4219,50 zł (te pięćdziesiąt groszy niestety niewidoczne - system nie przyjmuje drobnych). Damy radę?
Drugie: W niedzielę ma finał inna akcja bliska sercom (nie tylko) blogaczy. Doroczny finał w postaci III Piątki Dla Bartka i II Wirtualna Piatka Dla Bartka. Tu też można pomóc i to pomóc chłopcu o najładniejszym imieniu na świecie (bo jest najładniejsze, prawda?). Także tego - damy radę!?

1 komentarz:

  1. Bartku, mówisz szybka piątka? To najlepiej Nocna Maniacka Piątka 10 lipca. Nie da się nie zrobić życiówki :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...