2 marca 2015

O krosie idealnym uwag kilka

Bieg w terenie urozmaiconym, czyli kros (w niektórych kręgach znany jako cross) moich planach treningowych zagościł podówczas, gdy zaczął je przygotowywać Trenejro. Pod kilkoma względami jest to, nie da się ukryć, najbardziej problematyczny rodzaj treningu. Przynoszący wiele biegowej frajdy, a jednak problematyczny. Problem bowiem w tym, że jest to jedyna chyba jednostka treningowa, na którą muszę dojechać. W każdym innym przypadku ubieram się, wychodzę z domu i zaczynam biec. W przypadku krosu nie tylko zmuszony jestem upchnąć po kieszeniach jeszcze kluczyki od samochodu (a propos, czemu przyjęło się mówić kluczyki - przecież zazwyczaj są one większe od standardowych kluczy?) i dokumenty, ale jeszcze muszę wygospodarować dodatkowe pół godziny na dojazd. Ale kros ma to do siebie właśnie, że raczej trudno go biegać metodą gdzie nogi poniosą.

Od początku mojej (że tak to ujmę) przygody z krosem, realizowałem go w okolicach tzw. mekki poznańskich biegaczy, czyli Malty. Mając za sobą jedno bo jedno ale niezapomniane doświadczenie z Malta Trail Running, wiedziałem gdzie szukać terenów urozmaiconych. Na początku jednak dosyć mocno improwizowałem i eksperymentowałem z różnymi wariantami trasy. W tym roku postanowiłem zrobić z tym porządek i wytyczyć sobie porządną pętlę na cele krosu. Spędziłem kilka dłuższych chwil nad stronami internetowymi pomocnymi w wytyczaniu tras, zasięgnąłem języka u bardziej doświadczonych kolegów (właściwie to u jednego), a także wybrałem się na rekonesans. Potem jeszcze kilka poprawek i powstała wreszcie moja własna pętla krosowa. Choć być może ktoś już od dawna biega dokładnie po takiej samej, to ta jest moja i już. A znaleźć ją można, a jak ktoś zechce, to po lekturze niniejszego posta może wypróbować (aż tak moja nie jest - myta ani tantiemów nie pobieram), nieopodal Malty właśnie, a dokładnie między Stawem Olszak a poznańskim Nowym Zoo.
Wykres wysokości przy pięciu pętlach. Pomiar mógłby być bardziej dokładny, niemniej odcinek między drugim a czwartym kilometrem można by uznać za uśredniony.
Przy tyczeniu trasy kierowałem się głownie wskazówkami pana Jerzego Skarżyńskiego, jakie zawarł w jednej ze swoich książek i przyznać muszę, że wyszło mi dzieło niemal idealne. Posiada bowiem wszystko, a nawet więcej, co mistrz Skarżyński zaleca
  • Jej długość mieści się w granicach 1,5-3,0 km - a dokładniej rzecz ujmując ma tak ok dwóch kilometrów.
  • Jest pofałdowana (nawet mocno) a jej podłoże jest urozmaicone - może nie jakoś mocno urozmaicone, ale nie ma co narzekać. Są leśne ścieżki, ścieżki kamieniste, a nawet trochę kopnego piachu. Brak tylko kawałka nawierzchni utwardzonej dla urozmaicenia.
  • Zawiera łagodne podbiegi i zbiegi o długości 150-250 m - a może nawet nieco dłuższe.
  • Zawiera podbiegi i zbiegi krótkie, acz strome. Tu mistrz Skarżyński nie zaleca przesady stromościach, a ja znalazłem podbieg niczym mój pierwszy kilometr na maratonie w Pradze w zeszłym roku - na końcu stajesz i płaczesz. I za nic bym go nie usunął. Mało tego, niedaleko jest równie stromy zbieg - kiedyś pobiegnę w przeciwnym kierunku i stanie się podbiegiem.
  • Jest jedno siodło - choć znalazłem je (a w zasadzie przypomniałem sobie, że gdzieś tu powinno być), gdy myślałem, że pętla posiada już swój ostateczny kształt.
  • Są też lekko pofałdowane a nawet płaskie odcinki - jest gdzie odsapnąć.
  • Strumyka do przeskoczenia ani nisko zwisających drzew do schylania się pod nimi zabrakło niestety. Ale za to są dwa powalone drzewa - żeby było ciekawie oba na wspomnianym powyżej stromym zbiegu. Jest też jeszcze kilka sztucznych przeszkód terenowych w postaci skoczni wykonanych z grubych gałęzi oraz ziemi przez (najprawdopodobniej) amatorów jazdy na dwóch kółkach. A skocznie, jak sama nazwa wskazuje doskonale nadają się by je przeskakiwać, lub na nie wskakiwać.
Można by uznać, że na trening składają się z trzy pętle, w tym jedna właściwa.
Warto wspomnieć, że taki trening w terenie urozmaiconym nie składa się wyłącznie z kręcenia na wysokich obrotach po takiej pętli. Obudowa musi być - trochę truchtu, OWB1 oraz obowiązkowo gimnastyka rozciągająca. Dlatego zostawiam zazwyczaj samochód na ul. Arcybiskupa Dymka, by nad staw dotrzeć już biegiem, dokręcam jeszcze dwa kółka wokół stawu a potem już tylko 10-12 minut gimnastyki i wrzucam na wysokie obroty. No właśnie ciekawostka - choć daję z siebie zazwyczaj tak zwanego maksa, wykres tętna nie przypomina krzywej wznoszącej i nie zbliża się zbyt mocno do wartości tętna maksymalnego (momentami wchodzi zaledwie w trzeci zakres). Cecha osobnicza?
Do HRmax (u mnie ok. 185-186) wciąż jeszcze daleko...
W tym wszystkim żałuję tylko jednego. Że na jakiś czas przyjdzie mi się pożegnać z moją, z takim trudem wytyczoną pętlą. Przyszedł czas innych rodzajów akcentów.

2 komentarze:

  1. Dobry kros to podstawa porządnego treningu :)
    Ja mam w planie średnio raz w miesiącu i się delektuje tą jednostka treningową :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Daję "lajka" Marcinowi z komentarza powyżej. Uwielbiam krossy i też się delektuję, choć biegam je częściej, bo fajną pętelkę mam prawie za progiem (a mieszkam, o paradoksie, prawie w ścisłym centrum miasta)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...