6 marca 2015

O prawie rekordowym lutym uwag kilka

W Dniu świra Marka Koterskiego jest taka scena, w której główny bohater żali się, że gdyby chciał odpisać na korespondencję, musiałby napisać list do (o ile dobrze pamiętam) pizzerii. Ja na szczęście otrzymuję jeszcze korespondencję, na którą można, a czasem nawet trzeba, odpisać, ale w tym miesiącu miałem ochotę odpisać Endomondo. Endomondo napisało do mnie, że luty był dobrym miesiącem. I miałem ochotę odpisać, że ma rację!
Źródło: endomondo.com
Patrzę na swój plan treningowy na miniony już miesiąc oraz na jego realizację. I widzę trzy różnice. Tak trzy - dwie zmiany daty zaplanowanego treningu i jeden trening niezrealizowany w ogóle. To wszystko pozwoliło pokonać łącznie trzysta piętnaście kilometrów (liczbowo: 315 km). Zatem był to trzeci (po lipcach obu lat ubiegłych) najbardziej rozbiegany miesiąc w historii mojej przygody z tym pięknym amatorskim sportem. Ale jeśli uwzględnić długość miesiąca, to ustępuje już jedynie lipcowi roku czternastego, kiedy to dziennie pokonywałem średnio 11,48 km. W lutym owa średnia arytmetyczna wyniosła 11,25 km (dla pełni obrazu – dla lipca 2013 10,61 km).

Źródło: endomondo.com
Żeby nie było tak słodko, włóżmy łyżkę dziegciu w tę beczkę miodu. To wszystko, co napisałem powyżej, tyczy się treningów stricte biegowych. Nie tak różowo było w przypadku treningów uzupełniających. Pamiętacie moje założenie - co najmniej raz w tygodniu siłowy trening obwodowy i co najmniej dwa razy w tygodniu gimnastyka siłowa? Jako że luty liczy sobie (zazwyczaj) dokładnie dwadzieścia osiem dni, łatwo policzyć, że treningów obwodowych powinno być cztery, natomiast gimnastykę siłową powinienem uskutecznić osiem razy. W tym pierwszym przypadku osiągnąłem wynik trzy (siedemdziesiąt pięć procent planu - tragedii nie ma). Drugim niby więcej, bo cztery. Ale miało być dwa razy więcej. Przyczyna? Posiadam ugruntowane przypuszczenia graniczące z całkowitą niemal pewnością, że podłoże jest psychologiczne. Gimnastyka siłowa jest na samym końcu treningu i to już po powrocie do domu. Zwykle chce mi się wtedy jeść, pić (spać jeszcze nie, bo endorfiny wciąż buzują), a i wanna czule na mnie spogląda. I jak tu nie ulec takim pokusom, no jak?

W aspekcie realizowanych jednostek treningowych luty był bardzo podobny do drugiej połowy stycznia. We wtorek głownie podbiegi. W środę tzw. bieg spokojny, czyli tylko pierwszy zakres (nawet bez fajerwerków w postaci przebieżek), a w czwartek zabawa biegowa. W sobotę raz był kros i raz start w GP City Trail w wersji brutto. Z kolei w niedzielę bieg długi - trzy na cztery razy wynik z dwójką z przodu. Najciekawiej zrobiło się w ostatnim tygodniu, kiedy to pojawiła się nowinka. Wytrzymałość tempowa - w skrócie WT.
Wykonanie wspomnianej wyżej jednostki wygląda bardzo podobnie do podbiegów czy zabawy biegowej. Po rozgrzewającym truchcie i czterech dogrzewających kilometrach pierwszego zakresu na chwilę podkręcam temperaturę przy pomocy trzech przebieżek. Ale naprawdę gorąco robi się dopiero po zakończeniu gimnastyki rozciągającej, kiedy to przychodzi moment na klu programu. Na ten dzień miałem zaplanowane dziesięć odcinków po pół kilometra w czasie ok. 1:55 każdy (co odpowiada tempu 3:50/km) z dwiema minutami odpoczynku w truchcie pomiędzy nimi. Na koniec jeszcze dwa kilometry OWB1 i ostateczne schłodzenie organizmu w truchcie. Realizacja przyjętych założeń przebiegła niemal perfekcyjnie. Mój czas na pięciusetmetrowych odcinkach wahał się między 1:52 a 1:55 z setnymi sekundy. Na ostatnim dokręciłem śrubę i wycisnąłem z siebie czas poniżej 1:48. Zastanawiające jest jedynie to, że mimo dosyć intensywnej pracy, nie udało mi się rozpędzić serca bardziej niż do 88% tętna maksymalnego. Jak to interpretować?

Ale to wszystko to już historia. Całkiem świeża, ale zawsze. Teraz przede mną marzec, czyli relatywnie spokojne tygodnie i bardzo intensywne weekendy. Plany są napięte a cele ambitne. Będzie się działo. Oj, będzie się działo.

3 komentarze:

  1. Ciekawe jak każdy plan czy trener inaczej nazywa te same rzeczy albo różne rzeczy nazywa tak samo :) u mnie wytrzymałość tempowa to są odcinki 1600m do 4800m z przerwami od 400m do 1600m a tempo ma być 7sek/km szybsze od maratońskiego - no czyli zupełnie co innego niż 500m w tempie 3:50/km :)
    Ciekawy jestem ile wykręcisz z tego planu, poprzednie 3:15 robi wrażenie - powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha Bartku, ostatnio mój trener rozpisał niemal dokładnie taki sam trening WT: 8x2' (przerwa 2' truchtu) w tempie3:50/h. Widać, że w tym szaleństwie jest metoda ;)
    Pozdrowienia :)
    Łukasz (ten od praskiego zdjęcia)

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak Cię podziwiam, że w ogóle mobilizujesz się do ćwiczeń siłowych w domu. Jeśli nie wyjdę na siłownię albo trening na sali, na pewno skończę na kanapie ;)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...