26 września 2014

O triatlonie od a do eee uwag kilka

Moje podejście do książki Marka Kleanthousa Triatlon od A do Z – Treningi do wszystkich dystansów przypomina(ło) moje podejście do triatlonu w ogóle. Jakoś się zebrać i zabrać nie mogłem. Najpierw nie mogłem się wciągnąć w czytanie. Raz przeczytałem kilka stron, potem książka leżała i czekała na mnie i moje zainteresowanie. Gdy znów po nią sięgnąłem i przebrnąłem przez kolejne stron kila, następował kolejny okres leżakowania. Dopiero podczas sierpniowego urlopu wczytałem się na dobre. Tyle, że od tamtej pory nie mogę się zebrać, by podzielić się swoimi z lektury wrażeniami. Zbieram się w końcu zatem.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Septem
Przede wszystkim na uwagę zasługuje układ książki. Tytuł może nieco mylić – nie jest to bowiem leksykon, a przynajmniej w zdecydowanej większości nie jest – niemniej struktura jest raczej nietypowa. Treść została podzielona na sekcje. 
Sekcja 1, czyli Pierwsze kroki wprowadza czytelnika w tajniki sportu multidyscyplinarnego, jakim jest triatlon. Nazwa sekcji jest dosyć sugestywna, głównym adresatem są bowiem osoby, które zaczynają lub planują swoją przygodę z triatlonem, względnie dopiero o tym myślą. Autor wprowadza czytelnika w tri-świat omawiając niezbędny sprzęt, zwraca uwagę na potrzebę zdrowego i odpowiedniego (wbrew pozorom nie zawsze idzie to w parze) odżywiania oraz opisuje proces przygotowań do pierwszych zawodów. Jednocześnie zachęca, aby decyzję o poważniejszym zaangażowaniu się w trening (w tym zakupienie drogiego sprzętu) podjąć dopiero po pierwszym starcie, najlepiej na dystansie krótszym niż olimpijski. A propos owych krótszych dystansów – jak można dowiedzieć się z treści, wiele krótkich tri-zawodów w USA, na etapie pływackim rozgrywane jest na basenie. O ile mnie pamięć nie myli, raz jeden natknąłem się na taką formę zawodów w naszym kraju.
Sekcja 2 nosi tytuł Poważny trening i jak nie trudno się domyślić podpowiada jak na poważniej zaangażować się w przygodę z triatlonem oraz przygotować się do startu na dystansie olimpijskim (przypomnę, 1500 m pływania, 40 km na rowerze i 10 km biegu). Tu pojawiają się już poważnie brzmiące elementy takie jak teoria treningu, opis poszczególnych rodzajów bodźców treningowych, a nawet (a może przede wszystkim) przygotowanie, które określiłbym jako pozatreningowe, czyli te od strony mentalnej, odpowiedniej regeneracji, czy zarządzania czasem. A propos, żeby na poważnie (choć amatorsko) bawić się w triatlon, trzeba być albo singlem, albo mieć bardzo (ale to bardzo) wyrozumiałego partnera życiowego – względnie partnera współpasjonata.
Sekcja 3 opisuje Przygotowanie do zawodów (i taki tez nosi tytuł), ze szczególnym uwzględnieniem okresu, który bezpośrednio poprzedza moment startu, ale również sam dzień startu, ale również to, co się dzieje i co należy zrobić po przekroczeniu linii mety. Dodajmy że opisuje bardzo szczegółowo.
Sekcja 4 (ostatnia numerowana) dotyczy już jazdy bez trzymanki (oczywiście nie dosłownie), czyli przygotowań do startu na dystansie Ironman i (o połowę krótszym, czyli) Half-Ironman (nie muszę dodawać, że w odwrotnej kolejności?).
Książkę zamykają Sekcja encyklopedyczna, czyli tytułowy w zasadzie Triatlon od A do Z oraz, już chyba tradycyjne w tego typu publikacjach, Dodatki. W dodatkach nie zabrakło oczywiście tabel tempa, jakie należ(ałob)y utrzymywać, aby ukończyć poszczególne etapy w założonym czasie.

Książka zawiera oczywiście gotowe (albo prawie gotowe) plany treningowe. Jak można wywnioskować z tytułu publikacji, plany mające przygotować czytelnika do startu na wszystkich (oczywiście nie na raz i najlepiej po kolei) dystansach. Palny rozpisane są na poszczególne tygodnie, a do każdego tygodnia przypisane są po trzy kluczowe sesje dla każdej z dyscyplin. Jest to forma planu, który określiłbym jako pośrednią między gotowymi rozpiskami, jakich mnóstwo można znaleźć w Internecie, czy wydawnictwach drukowanych, a formą, jaką w swoich książkach proponuje na przykład Joe Friel. Moim zdaniem mocno mylące jest określenie kluczowe sesje. Osobiście, jako kluczowe postrzegam to, co przede wszystkim należy zrobić. Ale kto znajdzie czas na dziewięć (trzy dyscypliny po trzy sesje, nie chce wyjść inaczej) treningów w tygodniu?

Natomiast, nawet jeśli nie zdecydujemy się na skorzystanie z przedstawionych planów, na uwagę (nie tylko triatlonistów – z powodzeniem można zastosować to tylko biegając) zasługuje opracowany przez autora książki sposób oceny swojego poziomu obciążenia treningowego (w skrócie POT). Ów sposób składa się z trzech etapów. W pierwszym należy określić podstawowy POT. Uzależniony jest on przede wszystkim od wieku (dla mnie, jako trzydziestopięciolatka, podstawowy POT wynosi 155 punktów) Oddzielne kategorie stanowią zawodowi triatloniści oraz amatorzy zwyciężający w swojej kategorii. W drugim etapie należy swój POT spersonalizować. Należy zatem uwzględnić negatywne czynniki, takie jak stres, choroba czy brak snu (a nawet fakt oddania krwi), które uszczuplają naszą pulę (uwaga młodzi rodzice: bezsenna noc z powodu dziecka kosztuje dwukrotnie więcej niż normalna noc bez snu, bo aż dziesięć punktów). Pozytywne czynniki to przede wszystkim staż w sporcie, odpowiednia regeneracja oraz dobre nawyki. W ostatnim etapie wydajemy zgromadzone punkty, czyli… trenujemy. Ilość punktów, jakie wydamy uzależnione są od rodzaju, czasu trwania oraz intensywności danego treningu. W ogólnym zaś rozrachunku chodzi o to, by zachować płynność treningową, czyli nie wydawać więcej niż się posiada (można czasem coś odłożyć, względnie zrobić mały debet), co mogłoby prostą droga doprowadzić do przetrenowania.

Podsumowując całość, moim skromnym zdaniem książka napisana jest nieco zbyt chaotycznie. Wynika to poniekąd z koncepcji stopniowego zagłębiania się w świat triatlonu. Również z tego powodu pojawia się dosyć sporo (przynajmniej ja miałem takie odczucie) powtórzeń. Momentami jest aż nazbyt szczegółowa i trudno jest przebrnąć przez opisy poszczególnych, rozpisanych z minutową dokładnością, czynności, nie mówiąc już o ich spamiętaniu. No cóż, może niektórym taki układ i struktura odpowiada – mnie nie za bardzo.
Natomiast, co jeszcze raz podkreślę, naprawdę warto pochylić się nad sposobem oceny obciążenia treningowego. Jeśli tylko stanie mi zapału, w myśl biblijnej zasady Wszystko badajcie, a co szlachetne -  zachowujcie (1 Tes 5:21), postaram się taki nawyk wdrożyć u siebie.

A jeśli chcielibyście sami przekonać się na ile wartościową pozycją jest Triatlon od A do Z, przygotowałem dla Was mały konkurs, w którym mam do rozdania dwa egzemplarze książki. Co należy zrobić? W komentarzu do niniejszego posta należy spróbować mnie przekonać, że warto rozpocząć przygodę z triatlonem (do czego mi się ostatnio nie pali). Konkurs trwa do momentu przekroczenia przeze mnie linii mety Silesia Maraton – czas start.

7 komentarzy:

  1. "Ale kto znajdzie czas na dziewięć (trzy dyscypliny po trzy sesje, nie chce wyjść inaczej) treningów w tygodniu?" Da się, i to jeszcze zachowując piątek wolny (odpoczywać trzeba) :D

    Ciekawie ten POT wygląda. Książka stoi na półce w szeregu z innymi, ale tym własnie jednym kawałkiem zainspirowałeś mnie do tego, by od niej sięgnąć, dzięki!

    W konkursie brać udziału nie chcę, bo książkę mam, ale powiem Ci dlaczego watro:
    - bo trzy dyscypliny znacznie lepiej rozwijają niż jedna (równomierny rozwój mięśniowy, lepsze rozciągnięcie itd - to nawet opinia fizjoterapeutów);
    - bo satysfakcja i wysiłek (ja naprawdę lubię się zmęczyć) są nieporównywalne do żadnego biegowego wyzwania;
    - bo można mniej biegać, a i tak robić postępy biegowe;
    - bo triathlon uczy organizacji czasu i życia (rzeczone 9-10 treningów);
    - bo fajnie jest umieć pływać (bez tri nie zmotywowałbym się do nauczenia);
    - bo od regularnego pływania zajebiście wygląda się bez koszulki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. dlaczego warto? żeby iść do przodu, rozwijać się, podejmować nowe wyzwania, a nie stać w miejscu. czasami nawet warto trochę na siłę zmusić się, chociażby po to, żeby się przekonać, że warto było.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie umiem pływać, nie mam roweru, buty do biegania mi się rozleciały... Czy to dobry moment aby rozpocząć przygodę z triatlonem ;)

    Łukasz Nowak

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym zaczął tylko po to aby się przekonać czy faktycznie Pan T. Karolak z TV startuje w takich konkurencjach i mieć z nim fotkę po zawodach

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie będę przekonywał bo sam nie jestem przekonany - jest wiele plusów, to o czym pisze Krasus. Z minusów ja widzę dwa: potrzeba na to OGROMNEJ ilości czasu, a ja nie żyję dla trenowania tylko dla mojej rodziny. Po drugie jazda rowerem po drogach z otwartych ruchem samochodów (czyli wszystkie właściwie treningi) jest bardzo niebezpieczna.
    Ale mam jeden argument żeby przekonać - ja chcę w przyszłym roku dać triathlonowi drugą szansę i chcę znowu wystartować. Więc możemy się pościgać wirtualnie na 1/2 IM jak się zdecydujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Żeby kiedyś nie żałować, że się nie spróbowało i żeby po starcie z większą świadomością móc podjąć decyzję, jaki sport sprawia największą radość - może zawody biegowe, może wycieczki biegowe, a może właśnie triathlon.

    Mateusz Piechota

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję mały dysonans, gdy mam przekonać kogoś do TRI, gdy ten ktoś nie do końca tego chce :)

    Ale napiszę Ci tak:

    - jeżeli chcesz pływać, albo lepiej pływać kraulem, przy okazji treningu aerobowego ładnie wyrzeźbić sobie górne partie ciała - warto zabrać się za TRI,

    - jeżeli chcesz poczuć dziką radość z pędzenia na dwóch kółkach, i zobaczyć jak to fajnie jest, gdy zadyszka nie uniemożliwia Ci śpiewania na głos podczas treningu - warto zabrać się za TRI,

    - jeżeli chcesz przy okazji kolejnego treningu do maratonu stwierdzić, że masz pełno czasu, bo trenujesz 'tylko jedną dyscyplinę' - warto zabrać się za TRI,

    - jeżeli chcesz poczuć jak szybko potrafi minąć 5/6 godzin, bo ciągle się coś dzieje - warto zabrać się za TRI i wystartować na dystansie 1/2IM ;),

    - jeżeli chcesz poczuć satysfakcję na mecie jakiej nigdy nie czułeś, nie że 'bolą nóżki' jak po bieganiu, tylko masz wrażenie, że całe ciało jest wyplute i rozjechane wałkiem - warto zabrać się za TRI,

    - jeżeli chcesz usłyszeć od swojego fizjoterapeuty, że od czasu gdy trenujesz TRI masz bardzo ładnie wykształcone i rozluźnione mięśnie, natomiast gdy tylko biegałeś miałeś wszystkie pospinane - warto zabrać się za TRI.

    To chyba by było na tyle :)

    A, i całą sobą podpisuję się pod tym, co napisał Krasus: "bo trzy dyscypliny znacznie lepiej rozwijają niż jedna" - mocno poprawiłam życiówki w bieganiu, od czasu gdy zaczęłam trenować trzy dyscypliny (i mam nadzieję, że za tydzień poprawię kolejną...).

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...