31 sierpnia 2014

O podobieństwach i różnicach uwag kilka

Tak się akurat atrakcyjnie złożyło, że na dwóch moich ostatnich startach na dystansie dziesięciu kilometrów, czyli wiosną na Maniackiej Dziesiątce i wczoraj na Chyżej Dziesiątce, za pomiar czasu odpowiedzialna była ta sama firma. Co w tym atrakcyjnego? Otóż to, że gdy dotarł do mnie esemes z wynikiem na ekranie telefonu pojawiło mi się (kto ma Twarzaka, ten już wie co) swego rodzaju zestawienie - wiosennej i jesiennej (astronomicznie i kalendarzowo to zimowej i letniej zasadniczo) życiówki. Postanowiłem zatem spojrzeć na wydarzenia dnia wczorajszego z perspektywy, czy też przez porównanie z wydarzeniami marcowymi.
Grunt do dobra rozgrzewka (zdjęcie: MONBŻ)
Zacznę od tego, co może powinienem zostawić na sam koniec - od cyferek, czyli tego co właściwie wyświetliło mi się w obu esemesach:

30.08.2014 Sob.
IV Chyża Dziesiątka, Bartłomiej Monczyński (860), wynik: 00:41:09, miejsce open: 72, miejsce M 30: 23

30.082014 Sob.
X Maniacka Dziesiątka, Bartłomiej Monczyński (802), wynik: 00:42:15, czas netto: 00:41:24, miejsce open: 455, miejsce M 30: 181

Pierwsze co się rzuca w oczy, to brak czasu netto (widzicie subtelną różnicę między określeniem wynik a czas?). Czyżby nie mierzyli czasu netto? Na szczęście szybkie sprawdzenie w Internecie daje negatywną odpowiedź na tak negatywnie zabarwione pytanie. Czas netto nabiegany w Nowym Tomyślu to 00:41:04. A to oznacza, że z życiówki udało się urwać kolejne dwadzieścia sekund. Dużo to czy mało? Lepiej by zapewne wyglądało gdyby z poziomu cztery jeden coś udało się zejść na cztery zero coś, ale te dwadzieścia sekund to jednak... no właśnie, coś. Coś co cieszy!

Różnica brutto-netto. Na Maniackiej pięćdziesiąt jeden sekund, na Chyżej pięć. Tylko co to nam/mnie mówi. Z jednej strony pokazuje skalę biegu, z drugiej mój sposób ustawienia się przed startem. Inna kwestia, że w Nowym Tomyślu nie było na przykład stref startowych.
A jeśli już mowa o ustawianiu się na starcie - ustawienie się w trzecim rzędzie biegacza z dziecięcym wózkiem (bez względu na to jak szybko z tym wózkiem biegł) uważam jednak za (delikatnie rzecz ujmując) brak ogłady ze strony tegoż biegacza.

Miejsce open. Niby rzecz drugorzędna dla biegacza amatora - chociaż do czasu. Niemniej niewiele mówi samo bez porównania go z ogólną osób, które ukończyły bieg. Inaczej rzecz ujmując, więcej mówi w ujęciu procentowym. A zatem pół roku dobiegłem jako czterysta pięćdziesiąta piąta osoba z ogółu trzech tysięcy stu pięćdziesięciu trzech, co daje wynik procentowy 14,4%. Wczoraj zaś zameldowałem się na mecie jako siedemdziesiąta druga z ośmiuset siedemdziesięciu trzech, co z kolei daje 8,2%. A zatem jest progres o 6,2 punktu procentowego.

Miejsce M30. Analogicznie jak w open. Miejsce sto osiemdziesiąte pierwsze na tysiąc pięćdziesiąt dwie osoby daje procent 17,2. Z kolei dwudzieste trzecie na dwieście sześćdziesiąt pięć skutkuje wynikiem 8,7%. A zatem progres jeszcze większy, bowiem o punktów procentowych 8,5.
Mętę widać, doping jest, więc jak tu nie przyspieszyć? (zdjęcie: MONBŻ)
Inne podobieństwa i różnice? Oba biegi były w sobotę. Jeden w południe, a drugi dwie godziny po południu - tyle, że jeden według czasu zimowego (czyli faktycznie w samo południe), a drugi według letniego (czyli tak jakby o trzynastej). Oba biegi miały przebiegały po jednej pętli, z tym że jeden prowadził z terenów bardziej zielonych do centrum miasta, drugi ze ścisłego centrum do okolicznych wiosek (bez względu na to skąd, oba wracały, bo jak wspomniałem, oba prowadziły po pętli). Jedne zapewnił pogodę zimową (mocny i chłodny wiatr oraz nie do końca kojarzący się z zimą grad) drugi późno-letnią. Na pewno jednak w obu przypadkach pogodę określił bym jako nieco zdradliwą. Pół roku temu ten grad, a wczoraj słońce, które postanowiło zacząć przygrzewać dopiero podczas samego biegu (tegoż biegu to nie ułatwiało). W Maniackiej wystartowało czworo Monczyńskich, w Chyżej jedna osoba nosząca to nazwisko. Ale za to trzy inne były w okolicy - MONBŻ z Córką Młodszą w okolicach trasy, zaś Córka Starsza w przedszkolu dla dzieci rodziców startujących (tu gorące podziękowanie dla orgów oraz słowa uznania za zorganizowanie takiegoż - cieszy, że takie potrzeba biegacza, przyjmująca postać konieczności zapewnienia opieki dla latorośli, jest coraz częściej dostrzegana).

I jeszcze sposób rozegrania przeze mnie biegu. Co ciekawe w obu przypadkach najwolniejszy był nie pierwszy, ale drugi kilometr. Najszybszy oczywiście (chociaż w sumie wcale takie oczywiste być to nie musi)
kilometr ostatni. Ale przed pół rokiem udało mi się znacząco przyspieszyć na ostatnich dwóch kilometrach = wczoraj dopiero na ostatnim.
Podobno jak rzygać, to z dobrym wynikiem. Tym razem obyło się bez. Tego pierwszego. Wyniki dobre. (zdjęcie: MONBŻ)
A na sam koniec - zamiast pointy - jedna oczywistość i jedna ciekawostka. Maniacka Dziesiątka miała miejsce w Poznaniu, Chyżą dziesiątka w Nowym Tomyślu (a przynajmniej start i metę). To oczywistość. A oto i ciekawostka: na drugi dzień po obu dychach miałem a planie dwanaście kilometrów w pierwszym zakresie. Obie przebiegłem w deszczu.

4 komentarze:

  1. Jak rzygać, to z dobrym wynikiem, KONIECZNIE muszę zapamiętać ;)
    A bardzo dobrego wyniku oczywiście gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta pani na zdjęciu trzyma pojemnik na "bulenti" :) - a tak spoko trudno porównywać dwa biegi jednej i tej samej osoby, każdego dnia mamy inne "ustawienia"

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję świetnego wyniku!
    Ja swój nowotomyski bieg mogę porównywać z Wolsztyńską Dziesiątką 01.06, różnica w wynikach to dwie sekundy (niestety regres). Za to wrażenia zupełnie różne, tam było OK, tu źle (ostrzej niż planowo) zacząłem, a wiadomo, jak to się kończy... Ale cóż, taktyki i jej realizacji też się trzeba nauczyć...
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratki, wynik robi wrażenie! Ciekawe czy ja dam radę w sobotę pobić swoją życiówkę która ma ponad rok :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...