28 sierpnia 2014

Halo Panie Jacku: O skarpetożercach uwag kilka

Halo Panie Jacku!

Muszę się Panu przyznać, że nie mogę się pozbierać. Nie mogę się pozbierać po urlopie, mimo że ten skończył się już ponad tydzień temu. Moja niegdysiejsza koleżanka z pracy w pierwszym dniu po przerwie na wypoczynek ustawiała na biurku rysunek satyryczny (czyli, jak mniemam, rzecz niezwykle panu bliską), na którym jedna z postaci wygłasza kwestię Nie teraz! Nie widzisz, że odpoczywam po urlopie? A ja? Zamiast odpocząć, lub chociaż dać sobie szansę, tak zaplanowałem sobie szkolenia, że musiałem od razu rzucić się na głęboką wodę (chciałem napisać, że rzuciłem się w wir pracy, ale chyba lepiej by pasowało, że praca rzuciła się na mnie). I przez to wszystko najnowszy Pana felieton przeczytałem dopiero kilka dni temu. W poniedziałek konkretnie. A wcześniej, razem z pozostałą zawartością wiadomego miesięcznika, czekał na mnie samotnie w domu przez cały tydzień, bo ów miesięcznik listonosz przyniósł akurat jak ja, w towarzystwie moich wszystkich trzech dziewczyn, przebywałem na Pomorzu Zachodnim.

Ale w pewnym sensie dobrze się stało, że z treścią felietonu zapoznałem się tak późno. Bowiem o ile dla mnie, jako dla osoby o nieco (że tak to ujmę opisowo) niestandardowej stopie, poruszony temat jest od zawsze niezwykle żywotny, to wydarzenia, które miały miejsce w minioną niedzielę, sprawiły, ze czytałem pana słowa tak, jakby dotyczyły mnie osobiście. W pewnym sensie rzecz jasna.

Otóż jedną z rzeczy, którą Pan poruszył było zjawisko zjadania skarpetki przez but. Otóż to właśnie spotkało mnie na niedzielnym treningu. W nieco inny sposób, niż ten, który Pan opisał, ale jednak. Domniemam, że wszystko przez to, że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności natknąłem się w szufladzie na dawno nieużywaną parę białych skarpet do biegania okraszonych napisem (tak tak, taki mały zbieg okoliczności) DRI-FIT oraz literkami L - left oraz R - right. Postanowiłem je zabrać ze sobą na trening. A jak już je zabrałem, to trochę się zdziwiłem, że lewy but, albo lewa skarpeta, albo jedno i drugie obciera mi stopę. Stwierdziłem, że może skarpeta się sfałdowała, więc zatrzymałem się na chwilę, skarpetę poprawiłem i pobiegłem dalej. Dyskomfort zniknął. Albo tylko przestałem go rejestrować, bowiem po powrocie do domu i zdjęciu butów (a propos, przypomina mi się anegdota o kontroli na lotnisku, podczas której kontroler prosi o zdjęcie butów, a kontrolowany odpowiada, iż nie posiada zdjęcia butów) mym oczom ukazał się następujący widok:
Mówiąc wprost but lewy zjadł mi skarpetkę. Też lewą. Chociaż nie całą. Tylko kawałek. Ale przy okazji kawałek pięty też. I co teraz zrobić z taką zjedzoną skarpetą? Przecież krew najpewniej w praniu nie zejdzie. A dziura to już na pewno nie zejdzie w praniu. Takich proszków jeszcze nie wymyślili, choć zapewne najlepsi chemicy właśnie teraz, w tej chwili, akurat nad tym pracują.

A abstrahując nieco od wydarzeń niedzielnego poranka, nie mogę się z Panem nie zgodzić w temacie doboru tego, co między butem, a stopą. Chociaż muszę się też Panu pochwalić, że wypracowałem sobie pewien system. A tak konkretniej rzecz ujmując, mam jeden sprawdzony model, który zawsze kupuję i jak na razie mnie nie zawiódł. Miałem kiedyś takie ciągoty, aby biegać w skarpetach dobranych do butów. Dobranych pod tym względem, aby były tego samego producenta. Pierwszego zniechęcenia doświadczyłem wówczas, gdy chcąc kupić parę skarpet markowo kompatybilnych z butem, musiałbym za nią zapłacić ponad siedemdziesiąt złotych polskich. Z zakupu zrezygnowałem. Drugie zniechęcenie przyszło, gdy inne skarpety uznanej marki błyskawicznie poprzecierały mi się na palcach. Od tamtej pory kupuję jeden model skarpet marki całkiem wśród biegaczy popularnej. Charatkeryzuje ją bowiem bardzo dobry współczynnik ceny do jakości. A co ciekawe w butach tej marki nie biegałem nigdy.

Natomiast, jeśli chodzi o pęcherze (a pojawiają się u mnie zazwyczaj zaraz po tym jak pojawią się nowe buty), również biorę szpilkę lub igłę (choć biorę również spirytus salicylowy lub inny środek dezynfekujący) i przebijam. Jest więc nas co najmniej dwóch. A to już można zakwalifikować jako istotna próbkę statystyczną, jak sądzę.

Łącze tradycyjne pozdrowienia od CMcMH
Bartek M.

4 komentarze:

  1. Piękne! Jak zwykle celnie, dowcipnie i radośnie. Choć dziury i krew to mała radość.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a zdradzisz jakiej marki te skarpety, te tanie i dobre?

    OdpowiedzUsuń
  3. skarpetki jak skarpetki ale czy masz opinie na temat opasek kompresyjnych ze zdjęcia ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli są to skarpetki tej marki, o której myślę, to też używam i jestem bardzo zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...