5 czerwca 2014

O tym co w maju, przed i po, uwag kilka

I jak tu podsumować miesiąc niedawno miniony, pytam sam siebie. I od razu (sam) sobie odpowiadam: krótko. A jak jeszcze uda się to zrobić zgrabnie, sukces będzie pełen.
Najbardziej cieszy ten znaczek pod jedenstką
Pierwsze dwa tygodnie przebiegły zgodnie z planem. Ostatnie szlify przed głównym startem wiosny, aż wreszcie wyjazd do Pragi i start w maratonie na czeskiej ziemi. A po maratonie? Po raz pierwszy od dawna, a właściwe to w ogóle pierwszy raz, w tygodniu pomaratońskim nie planowałem nie biegać. Ale to oczywiście była zasługa Trenejro, który pierwsze bieganie zaplanował mi już na wtorek. Nie udało się, chociaż wcale nie dlatego, żeby mi jakoś szczególnie doskwierały skutki niedzielnego bicia życiówki (stopa wciąż dawała do zrozumienia, że jeszcze pamięta wielokrotne lądowanie na praskim bruku). Ot, organizacyjnie nie wszystko się zgrało.
Tak w ogóle to na weekend w dwa tygodnie po Pradze (czyli na weekend Polska Biega) Trenejro zaplanował start na tzw. maratońskim rozpędzie. Tutaj dopiero organizacyjnie się nie zgrało. Ostatecznie cały weekend byłem sam z dziewczynkami, więc plany startowe trzeba było odłożyć na inne okazje.
W sumie z sześciu zaplanowanych na te czternaście pomaratońskich dni treningów udało mi się zrealizować całe pięćdziesiąt procent (prawda, że brzmi to lepiej niż banalne trzy). Uznałem więc, a wraz ze mną Trenejro, że okres roztrenowania wiosennego zaczął się samoistnie, tylko nieco wcześniej niż to było w planie. W ostatnim tygodniu maja wyszedłem biegać (ale pomachałem też nieco żeglarstwem jak również kończynami w basenie) już tylko raz - bez planu i tzw. spiny. Po prostu w sobotni poranek pobiegłem przed siebie.

W całym minionym miesiącu udało mi się pokonać biegiem 170 km. Co ciekawe to raptem trzy mniej niż w lutym, kiedy przygotowania do maratonu nabierały tempa, ale również miałem nieco organizacyjno-logistycznych zawirowań.
A teraz powoli zabieramy się za przygotowania do maratonu jesiennego, na który się już zapisałem i opłaciłem startowe nawet. W czerwcu będzie jeszcze na spokojnie. Pomijając dwa starty - w grodziskiej Połówce Słowaka oraz w wielkopolskim ekidenie - bardzo spokojnie. Ale za to w lipcu...

Acha, cel treningowy na lipiec jest nieco... nietypowy. Wstawać wcześnie, by przestawić się znowu (i ostatecznie) na bieganie przed pracą. Jest tez jeszcze wyzwanie żywieniowe, ale o tym to już pół fejsbuka wie.

2 komentarze:

  1. A na moim Endomondo są bardziej urozmaicone ikonki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. przestawienie się na bieganie przed pracą to karkołomne wyzwanie:) jak możesz, to lepiej dobrze się wyśpij przez czerwiec:) heh, u mnie czerwiec też spokojny na odpoczynek, a dobrze wyszło, bo to jakoś taki szalony miesiąc, że... chyba musiałabym organizacyjnie stać na rzęskach żeby wyszło niespokojnie biegowo:)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...