2 czerwca 2012

Dusza samuraja czyli budowanie formy

Jeszcze mi dobrze emocje nie opadły po Ekidenie, a już mi się serducho cieszy (a gruczoły na nowo rozkręcają się z produkcją adrenaliny) przed połówką w Śremie, a dokładnie przed I Mistrzostwami Budowlanych i Architektów w Półmaratonie.

Ja wiedziałem, że ekiden to japońskie słowo, ale też nie wiedziałem, że Japończycy są tak "zakręceni" na tym punkcie. Wczoraj dotarł do mnie najnowszy, czerwcowy numer Biegania (dopiero wczoraj, bo zapomniałem odpowiednio wcześnie zapłacić za przedłużenie prenumeraty) a w nim znalazłem artykuł na temat biegania sztafetowego w Japonii, pod jakże intrygującym tytułem Starcie samurajów. Jak się okazuje, w Kraju Kwitnącej Wiśni ekiden (nie tylko na dystansie maratonu, ale na przykład z Tokio do Hakone i z powrotem - 217,9 km) to święto nie tylko biegowe, ale niemalże narodowe gromadzące nie tylko tłumy kibiców na trasie, ale również rzesze widzów przed telewizorami, niczym Super Bowl w Stanach Zjednoczonych. To by tłumaczyło, dlaczego tak lubię tę imprezę - od dawna przecież mam tzw. świra na punkcie wszystkiego co japońskie. Najpierw było judo (na studiach), potem pojawiła się fascynacja kulturą samurajów - książki, filmy Kurosawy, komiksy o Usagim i zamiłowanie do japońskiej broni białej (a propos, moja M. chce zrobić remont salonu i pozbyć się z niego pianina - a gdzie ja mój miecz postawię?), aż wreszcie... ekiden. Aż dziw, że dopiero od niedawna biegam w japońskich butach (zresztą nie z własnej inicjatywy). Tak, mam w sobie coś z samuraja i tego będę się trzymał. Zresztą teza, że etos samuraja i kodeks bushido (w zasadzie to są synonimy) można wykorzystywać w treningu biegacza długodystansowego, da się udowodnić.
Źródło: http://www.japanwindow.com/index.php?showimage=700
Tak przy okazji, przykuło moją uwagę to, że w Japonii uczestnicy sztafety nie przekazują sobie pałeczki, lecz szarfę (tasuki). Moim zdaniem to o wiele lepsze rozwiązanie niż pałeczka. Pałeczka świetnie sprawdza się na biegach krótkodystansowych (4 x 100 m czy 4 x 400 m na stadionie), ale na piątce czy na dyszce może jednak być uciążliwa, choćby na punkcie z wodą. Za pałeczką natomiast przemawia łatwość przekazywania następcy. Inne rozwiązania (o których wspomina np. Wojtek w swojej relacji z 24-godzinnej sztafety w Rawiczu) są raczej kontrowersyjne. Na pewno (przynajmniej moim zdaniem) jakiś "element fizyczny", przedmiot scalający drużynę musi być.

No dobrze, to tyle echa przeszłości, teraz o tym co przede mną (nami). Już za tydzień I BASF Śrem Półmaraton i przede wszystkim I Mistrzostwa BiA. Elektroniczne zapisy już zostały zamknięte (zapisać będzie się jeszcze można w dniu biegu) i wśród 430 osób, które wniosły opłatę startową, znalazło się 28 chcących dodatkowo uczestniczyć w zmaganiach branży budowlanej (wśród nich oczywiście ja), w tym cztery panie i (jak nie trudno policzyć) dwudziestu czterech przedstawicieli brzydszej płci. W pierwszej edycji mistrzostw nie przewidziano wprawdzie kategorii wiekowych, ale zdecydowanie dominują trzydziestolatkowie (17 panów, 3 panie). Zaokrąglona liczba trzydziestu uczestników (ktoś może oczywiście nie dotrzeć, ale ktoś jeszcze może się dopisać) jest jak na mój gust akurat - nie za mała, jak na organizowaną na szybko klasyfikację dodatkową i to w pierwszej edycji biegu, i nie za duża, żeby przy przecieraniu szlaków spokojnie to wszystko ogarnąć (w zeszłym roku, w pierwszej edycji MP BiA na 10 km w Częstochowie pobiegło 47 osób). A zatem z budowlańcami-długodystansowcami widzimy się w namiocie Drużyny Szpiku, gdzie będzie mieścić się punkt obsługi mistrzostw, na trasie (nie trudno będzie się rozpoznać, bo organizator przewidział dla nas specjalne oznakowania na numerach startowych) i oczywiście na mecie. Już za tydzień...

3 komentarze:

  1. Ach, witaj w klubie miłośników Japonii (japonofilów?)! Ja marzę o nauce japońskiego! Już kiedyś nawet miałam jedno podejście, ale przytłoczona bogactwem alfabetu odpuściłam po jednym semestrze :-/ No i - dawne dzieje - mam 4 kyu w karate tradycyjnym (najfajniejszy sport zaraz po bieganiu).

    Muszę przyznać, że na sztafecie tak się skupiłam na biegu, że w ogóle nie czułam pałeczki w ręku. Jakąkolwiek uwagę zwróciłam na nią dopiero przed strefą zmian zmian, kiedy widziałam już oczekującego Artura. Ale biegłam tylko 5 km, przy 10 km może być inaczej. I zgadzam się, czy to szarfa, czy pałeczka - taki przedmiot musi być, byle nie jak w Rawiczu.

    I powodzenia za tydzień z mistrzostwach, trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki i życzę MP BiA w półmaratonie! A w przyszłym roku podobnego tytułu na dychę u nas;)pozdrowaśki

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja też ładnych parę lat ćwiczyłem Shotokan :) ! Ale doszedłem tylko do zielonego pasa.
    Mi pałeczka przeszkadzała trochę - biegłem 10km więc te prawie 45 minut to trochę długo żeby ściskać w reku pałeczkę. Chyba szarfa byłaby rzeczywiście lepsza.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...