22 sierpnia 2010

Pół pierwszego

Jak się wcześniej napisało, wczoraj gościłem w Lesznie, gdzie odbywał się I Koleżeński Maraton Leszno oraz Sporting Półmaraton (i jeszcze trzy inne "eventy"). Moje nogi (jak i cała reszta ciała i umysłu) zmierzyły się z dystansem 21,097 km. Na początku muszę przyznać, że jestem pod sporym wrażeniem poziomu organizacji. Rzecz jasna, nie obyło się bez kilku "wpadek", ale tego uniknąć na prawdę bardzo trudno, zwłaszcza gdy się coś robi po raz pierwszy. Generalnie naprawdę świetna impreza - piękna trasa i przystępna cena (w przypadku półmaratonu 30 zł), a w tym pamiątkowa koszulka (techniczna), medal, posiłek a nawet piwo (dla chętnych rzecz jasna - dla "niechętnych" woda, herbata lub cola). Pogoda również dopisała, powiedziałbym nawet, że za bardzo - gdyby nie to, że spora część trasy przebiegała przez miejsca przyjemnie zacienione, bieganie w tych warunkach do przyjemnych by na pewno nie należało. Ja ze swojej strony zmieniłbym dwie tzw. drobnostki - rozsunąłbym nieco stoliki na punktach odżywiania (co pozwala na swobodniejsze korzystanie z umieszczonych na nich dóbr wszelakich) oraz zostawił nieco więcej miejsca na hamowanie po finiszu (gdy zobaczyłem gdzie stoją dziewczęta wręczające medale, hamowanie rozpocząłem kilka metrów przed metą, a i tak z rozpędu pierwszą z nich minąłem). 
Nie zostałem niestety na dekoracji, bo zaplanowana była po godzinie 16-tej, więc nie wiem nawet czy w jej trakcie miało miejsce tradycyjne losowanie "fantów", ale w zamian za zwrócenie chipa, można było pozyskać los w loterii fantowej właśnie. W moim przypadku niestety zaszła jakaś pomyłka, bo trafił mi się pusty los (a przecież prosiłem o ten z samochodem), ale koledze, z którym przyjechałem do Leszna, trafił się na ten przykład gadżet w postaci piórnika.
A teraz najwyższa pora pochwalić się własnymi poczynaniami. Jako cel założyłem sobie złamanie "godziny pięćdziesiąt" i od początku udawało mi się utrzymywać założone tempo. Udało mi się przede wszystkim nie zacząć zbyt mocno, jak to miało miejsce np. w Kazimierzu Biskupim, dzięki czemu przez zdecydowaną większość trasy biegło mi się z prawdziwą przyjemnością. Już na drugiej pętli rozpocząłem pogawędkę z biegaczem z Wrocławia (o ile dobrze zakodowałem), który (jak się dowiedziałem) przygotowuje się właśnie do biegu wokół masywu Mont Blanc (pełen szacunek). W towarzystwie i gawędząc biega się naprawdę przyjemnie, niestety trochę mnie to rozproszyło i okazało się, że znacznie zwolniłem. Postanowiłem zatem pożegnać (przynajmniej na razie) Towarzysza i nieco przyspieszyć (do mety brakowało już jedynie ok. 4 km). I tu zaczęły się moje kłopoty - nie wiem, czy przyspieszyłem zbyt gwałtownie, czy ogólne zasoby energii zaczęły się wyczerpywać, ale bieg przestał mi sprawiać przyjemność a zaczął przynosić doznania wręcz przeciwne. Byłem bliski tego by przejść do marszu. Na szczęście wystarczyło samozaparcia by wolniej ale biec dalej. Na współbiegaczy na szczęście zawsze można liczyć. Jakieś pół kilometra przed metą dwóch młodzian, którzy mieli do pokonania jeszcze dwie pętle, dało mi tzw. mentalnego kopa, dzięki któremu udało się na tych kilkuset metrach jeszcze przyspieszyć.
Niestety po minięciu mety zapomniałem zatrzymać stoper, ale na podstawie analizy wykresu tempa (po wczytaniu danych z mojego "Gremlina") udało mi się ustalić uzyskany czas netto: 1:48:54. Czas brutto, na podstawie nieoficjalnych jeszcze wyników, które ukazały się już w serwisie Maratończyk.pl, wyniósł z kolei 1:49:03, co pozwoliło mi uzyskać pięćdziesiątą drugą pozycję na 168 startujących w "połówcę" osób. Co ciekawe, tuż z mną przybiegła najszybsza na przedmiotowym dystansie z przedstawicielek płci pięknej.

Uzyskany wynik cieszy (rekord życiowy poprawiony o prawie osiem minut), ale widać też, że jest jeszcze w tej maszynie pewien potencjał i jest nad czym pracować. Wydaję mi się, że jedna z lekcji jaka dla mnie płynie z tego (choć nie tylko) startu jest taka, że muszę baczną uwagę zwracać na to by w miarę możliwości utrzymywać stałe tempo na całej trasie. No może oprócz finiszu.

5 komentarzy:

  1. No to gratulacje. Przeskok o 8 minut to niezły progres albo jak to powiedział Kikut po dzisiejszym meczu Lecha "progres rosnący" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję, fajny wynik, no i świadczy o tym, że umiesz dobrze rozplanować bieg i prawidłowo oceniasz swoje możliwości - to bardzo ważne na miesiąc przed maratonem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję wyniku. Masz w Warszawie szanse na złamanie 4h :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratki :) w Wa-wie będą też nasi ;) Zabiegani :)pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...