25 grudnia 2015

O kalendarzu innym niż wszystkie uwag kilka

To jakie macie plany? - zapytał wczoraj teść przy wigilijnym stole. Chciałbym skończyć doktorat (nie zarzekam się, że uda mi się to przez najbliższe dwanaście miesięcy, ale koniec widać coraz wyraźniej), odpowiedziałem. To dobrze. Ale to twoje plany. A jakie macie wspólne? - ciągnął teść. W kwietniu jedziemy do Rotterdamu, odparła MBŻ.

Tak, święta Bożego Narodzenia to dobry moment na snucie planów. Chociaż jeśli chodzi o te biegowe na rok dwa tysiące szesnasty, ja snuję już od jakiegoś czasu. Część jest już pewna od dawna. Inne wyklarowały się dopiero co. Jeszcze inne wciąż wiszą pod znakiem zapytania. Jedno co najważniejsze to to, że wiem już jak chcę, aby ten sezon z grubsza wyglądał (a będzie wyglądał nieco inaczej niż poprzednie). A skoro wiem to mogę się pochwalić.
Ostatnio listonosz przyniósł dwie pozycje przydatne w planowaniu i monitorowaniu poczynań biegacza.
Zima
Zima treningiem będzie stała. Zakładam (i nastawiam się), że ciężkim, ale tylko treningiem. Nie planuję żadnych startów. Odpuszczam nawet cykl City Trail. Opuściłem już trzy biegi (te tegoroczne z bieżącego cyklu), z uwagi na drugie zdanie niniejszego posta. Odbywałem podówczas trening siłowy w hali politechniki (tak tak, w moim przypadku doktorat to w dużej mierze ciężka praca fizyczna - piasek, cement, betoniarka i takie tam) i gdy będą się odbywały kolejne trzy, ja również będę zapewne zajęty czymś innym. Ale na treningach... Na treningach nie ma zmiłuj. Bowiem po zimie jest wiosna, a wiosną...

Wiosna
Punkt kulminacyjny wiosny przypada 10 kwietnia. Wtedy to stanę na starcie NN Marathon Rotterdam. Cel jest prosty. Rozprawić się z barierą, z którą nie udało mi się uporać jesienią na własnym fyrtlu. Z trójką z przodu. Ale żeby cel był choć trochę ambitniejszy niż podczas mojego poznańskiego startu, postanowiłem podnieść poprzeczkę nieco wyżej. Zatem planuję pobiec w Rotterdamie szybciej niż pobiegł Krasus w Rotterdamie (dwa lata wcześniej).
Stały punkt programu to oczywiście Maniacka Dziesiątka (oczywiście, bowiem startuję w niej nieprzerwanie od 2010 roku). Ale jako że Maniacka jest w tym roku dosyć późno (19 marca), maraton dosyć wcześnie (10 kwietnia), a po drodze jest jeszcze Wielkanoc (27 marca), Maniacka będzie najprawdopodobniej jedynym startem kontrolnym przed królewskim dystansem. Prawdopodobnie, bo dopuszczam jeszcze jakiś start w okolicach Wielkanocy (myślałem nad Biegiem do Pustego Grobu w Nowej Soli, ale to jednak kawałek). Na pewno jednak przed wyjazdem do kraju tulipanów i wiatraków nie wystartuję już w półmaratonie.
Półmaraton widnieje w moim kalendarzu pod datą 17 kwietnia. Nie wiem jeszcze czy pokonam całą trasę Półmaratonu Poznańskiego (w końcu to ledwie tydzień po dwukrotnie dłuższym dystansie), ale na pewno się na niej (na tej trasie) pojawię. Szczególnie, że w tym (czyli przyszłym) roku przebiega niemal pod moimi oknami.
Kolejny punkt kulminacyjny wiosny, to start, który sam dla siebie określam jako ten o priorytecie A minus. A nastąpi nie w długi weekend majowy jak w latach ubiegłych, lecz 8 maja. Mowa rzecz jasna o Wings for Life. Czy będzie to mój pierwszy start na dystansie ultra? To się zobaczy. Jeśli uda mi się przez sto dziewięćdziesiąt dwie minuty (lub dłużej) utrzymać średnie tempo 4:27/km (lub szybsze), to pewnie tak.
Ostatni punkt (jak widać całkiem napiętego) programu wiosennego to nadrabianie zaległości z roku bieżącego. Choroba uniemożliwiła mi debiut w Półmaratonie Weteranów. W tym roku zamierzam to nadrobić.

Lato
Najgorętsza część roku ma wyglądać zupełnie inaczej niż zwykle. Dlatego liczę po cichu, że nie będzie aż taka gorąca tym razem. Bowiem jak słowo się już jakiś czas temu rzekło, w sierpniu wybieram się na maraton do Trójmiasta. Biorę oczywiście pod uwagę, że raczej trudno liczyć na warunki idealne do bicia życiówek, ale po prostu chcę w tym maratonie pobiec. I pobiegnę, najlepiej jak tego dnia będę potrafił. Tym razem tzw. personal best najważniejszy na świecie nie będzie.

Jesień
Długo zastanawiałem się, czy w związku z podjętymi już planami na lato, zakładać kolejny start w maratonie jesienią. I postanowiłem, że jesień tym razem będzie bez maratonu. Zamierzam za to pobiec mocną połówkę w październiku (najpewniej w Szamotułach). Ale taką naprawdę mocną. W końcu nie będzie to start kontrolny, a ten o priorytecie A (na jesień). Kontrolna to będzie zapewne jakaś dyszka, gdzieś we wrześniu (ale jeszcze nie wiem gdzie dokładnie).

Tak to właśnie wygląda. Kalendarz jeszcze ciepły, a już pełen startów. To oczywiście tylko plany i jak będzie wyglądać ich realizacja okaże się za jakieś dwanaście miesięcy. Niemniej są. A jak tam Wasze plany?

3 komentarze:

  1. Dobre, ambitne plany, powodzenia! Trzymam kciuki szczególnie za Rotterdam! A skoro pytasz to ja bym chciała poprawić życiówkę w półmaratonie i zadebiutować w Runmageddonie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, szacun za tak obfity kalendarz ;) Poznański półmaraton PKO dasz radę. Masz moje błogosławieństwo Poznaniaka ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę powodzenia na ten sezon. Zaczynam podobnie jak ty kiedyś, cel na ten rok ukończenie maratonu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...