9 kwietnia 2015

O tolerancji uwag kilka

W niedzielę w Poznaniu wystartuje półmaraton. Już po raz ósmy z resztą. Mimo że Poznań jest niemal dwukrotnie (jeśli wziąć pod uwagę zajmowaną powierzchnię) mniejszy od Warszawy (a w ogóle pod tym względem dopiero ósmym miastem w Polsce), a zamieszkuje go ponad trzykrotnie mniej ludzi (piąte miejsce w kraju) niż stolicę, to właśnie Półmaraton Poznański jest drugim co do wielkości biegiem na dystansie 21097,5 m w naszym kraju. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że mógłby z powodzeniem starać się o palmę pierwszeństwa, gdyby nie ustalony limit zgłoszeń, który zresztą wyczerpał się wiele tygodni temu (przez co prze kolejne tygodnie w interenetach kwitł handel pakietami startowymi – i wciąż kwitnie, choć obecnie już nielegalnie). Tak czy owak, za trzy dni na ulice Poznania wybiegnie blisko siedem tysięcy biegaczy. No właśnie – na ulice.

Nie bez kozery przywołałem stosunek wielkości Poznania do Warszawy, bo miasto, w którym mieszkam to jednak nie aglomeracja tego rzędu, co miasto stołeczne (w Warszawie wszystko jest 3D podobno) i w poniedziałek nie spodziewam się w ogólnopolskich mediach fali oburzenia na biegaczy, którzy to po raz kolejny (samolubnie i złośliwie dodajmy z przekąsem) zablokowali miasto. Niemniej fakt jest faktem – na kilka godzin zajmiemy całkowicie część poznańskich ulic, a na wielu innych zdezorganizujemy ruch samochodów. I na pewno wielu kierowców będzie co najmniej niezadowolonych, że nie mogą w niedzielę dojechać tam gdzie dojechać by chcieli. A niech to będzie nawet ta okropna galeria handlowa. I ja ich rozumiem. Ale w niedzielnym biegu jednak pobiegnę (celowo nie używam słowa startuję, ale o tym kiedy indziej) – wcale nie na przekór i wcale nie złośliwie.
Źródło: facebook.com/PoznanMaraton
Zwykle, gdy wybucha dyskusja na temat blokowania miasta przez biegaczy, podświadomie zajmuję stronę po jednej ze stron barykady. Nie da się jednak ukryć, że zarówno pod kątem spędzonego czasu, jak i pokonanych kilometrów bardziej jestem kierowcą niż biegaczem. Dlatego mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że rozumiem innych kierowców. Gdzie zatem leży problem (a właściwie jego rozwiązanie)? Moim skromnym zdaniem w dwóch aspektach. Organizacji i zrozumieniu właśnie.

Zacznę od tego drugiego. Choć zdaję sobie sprawę, że szanse na to, że te słowa czyta ktoś, kto nie przepada za bieganiem (i biegaczami), są raczej nikłe, napisze to i tak. My naprawdę nie robimy tego złośliwie. Nie robimy tego dlatego, że uważamy, iż wspomniane galerie handlowe są z gruntu złe i należy uniemożliwić dodarcie do nich ich potencjalnym niedzielnym użytkownikom. Nie robimy tego, by napsuć krwi kierowcom. My po prostu robimy to, co kochamy. Tat tak, moglibyśmy robić to w lasach, gdzie nikomu nie będziemy przeszkadzać (a tak z innej beczki – osiem tysięcy biegaczy w lesie; na pewno nie będzie to nikomu przeszkadzać?), ale cała frajda polega na tym, że raz na jakiś czas mamy szansę pobiegać po mieście. Z jednej strony cieszymy się, że możemy w ten sposób zamanifestować swój tryb życia i nieopisaną wręcz radość sprawia nam, gdy ktoś choćby przyjdzie na to popatrzeć życzliwym okiem. A gdy jeszcze otrzymamy dawkę mentalnego i werbalnego wsparcia, stajemy się niemal wniebowzięci (choć twardo - mimo amortyzacji w naszych butach - dotykamy ziemi). Kochamy kibiców! Z drugiej miasto, nawet to poznane już na wylot, oglądane od tej strony wygląda zupełnie inaczej. Żeby się przekonać, wystarczy spróbować.

Istotne jest jednak także i to, aby te nasze wybryki były na tyle mało uciążliwe dla innych użytkowników miasta, na ile to tylko możliwe. Poczynając od informacji. W Poznaniu nie jest z tym na szczęście najgorzej. Już na kilka dni przed biegiem pojawiają się duże żółte tablice informujące o takim czy innym biegu (pomijam fakt, że bez względu na dystans informują o biegu maratońskim) oraz o zalecanych objazdach. W innych miastach, z tego co wiem, bywa różnie, ale też często nie gorzej niż na moim podwórku. Długo zapewne pamiętać będę kartki wywieszona na bramach katowickiego Nikiszowca z informacją o przebiegu trasy, o wynikających z tego utrudnieniach oraz... z zachętą do kibicowania uczestnikom biegu. I faktycznie poziom wsparcia ze strony mieszkańców Nikiszowca należał do najwyższych na trasie Silesia Marathon.
Informacja to rzecz jedna i trzeba mieć na uwadze, że mimo największych starań, nie do wszystkich może dotrzeć. Jak istotna jest idąca za informacją organizacja ruchu towarzysząca imprezie masowej, sam miałem się niegdyś okazję przekonać, gdy zostałem zablokowany przez marsz studentów podczas poznańskich Juwenaliów. I choć oczywiście szanuję chęć oraz prawo studentów do zabawy oraz manifestowania swojej radości, byłem niemiłosiernie zdenerwowany tym, że zostałem najnormalniej w świecie unieruchomiony. Gdybym musiał jechać dłuższą drogą lub jechać wolniej, wziąłbym to na przysłowiową klatę. Ale ja musiałem stanąć i czekać bez możliwości manewru. Dlatego z pełnym zrozumieniem przyjąłem informację o przygodzie znajomego księdza, który na okoliczność Maniackiej Dziesiątki na godzinę utknął w samochodzie, bo raz, że nie wiedział, że akurat odbywa się bieg, a dwa, że umożliwiono mu wjazd w ulicę, która akurat była całkowicie nieprzejezdna.

I na koniec napiszę o tym, co mi się marzy. Marzy mi się, żebyśmy nawet na takie drażliwe tematy jak blokowanie miasta potrafili po prostu ze sobą rozmawiać. Tak normalnie, bez nadęcia i bez okopywania się na swoich pozycjach. W myśl zasady by starać się najpierw zrozumieć, a potem być zrozumianym. Bo demokracja nie polega na tym, aby większość narzucała swoją wizję świata większości (jak sugerował jeden z anty-biegowych publicystów - już nie pamiętam który), ale na tym, żeby - jak słusznie zauważył Adaś Miauczyński w Dniu Świra - każdy se nawet w pojedynkę mógł pójść. Albo pobiec. To jest właśnie tolerancja.

2 komentarze:

  1. O tak, podpisuję się z całego serca pod tym żeby nasza racja nie była zawsze "bardziej mojsza niż twojsza" i "najmojsza";)
    Nawiasem mówiąc w Poznaniu to i tak jest idylla, bo w sumie półmaraton korkuje małą część miasta, na dodatek bez centrum. W Warszawie dwa tygodnie temu to było konkretne zblokowanie kilku kluczowych ulic i placów. Ale samo umiejscowienie miejsca startu, mety i sam przebieg trasy ge nial ne. Brakuje mi tego w naszych poznańskich mistrzostwach "Rataj i Hetmańskiej".

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...