4 kwietnia 2015

O nienajgorszej realizacji planów uwag kilka

Gdy spoglądam w niezbyt odległą, ale jednak przeszłość – czyli na marzec – na moje (choć wyszły spod ręki Trenejro oczywiście) biegowe plany oraz ich realizację, to do głowy przychodzi mi analogia budowlana (to się zdaje nazywa zboczeniem zawodowym). Widzę ten miesiąc jako kawałek wznoszonego przeze mnie mozolnie muru, na który składają się duże kamienie oraz wypełniająca wolne przestrzenie, a zarazem spajająca całość, zaprawa. Ale, żeby nie było, zaprawa ma w sobie zarówno drobne, jak i grubsze kruszywo. Te większe elementy to oczywiście weekendowe starty, w które marzec był wyjątkowo obfity (dwa w trupa i jeden w ramach bardzo specyficznego treningu) oraz jeden trening, który samym zapisem w planie (ale nie wyprzedzajmy za bardzo faktów) wzbudza pewien respekt. Z uwagi na weekendowe obciążenia treningi w tygodniu nie przekraczały długości czternastu kilometrów, ale też nie były to wyłącznie spokojne rozbiegania. To wszystko pozwoliło mi przez te trzydzieści jeden dni przebiec dwieście osiemdziesiąt cztery kilometry. Niby sporo mniej niż w (było nie było) krótszym lutym, ale też więcej niż w styczniu. Jak i więcej niż w marcu zeszłego roku – o całe trzy kilometry, ale więcej.
Źródło: endomondo.com
Marzec zacząłem z tak zwanego wysokiego ce. Treningiem typowym dla przygotowań maratońskich. Tak tak – mowa o Trzydziestce (duża litera w pełni uzasadniona). Struktura niezbyt skomplikowana – dwadzieścia pięć kilometrów w pierwszym zakresie a kolejne pięć (bez zatrzymania) w tempie 4:45/km. Inną kwestią jest, że tego popołudnia Gremlin miał swój pomysł na siebie na owych pięciu kilometrach i wciąż dawał mi sygnały, że biegnę za szybko*. Ale tym razem zapamiętałem ile mam biec, więc sam pilnowałem sobie tempa. To co w realizacji tegoż treningu cieszy najbardziej, to fakt, że tempo nie okazało się zbyt wymagające, o czym świadczą nie tylko odczucia własne, ale i wyniki pomiaru tętna.
Tętno podczas Trzydziestki...
A propos wysyłającego sygnały o rzekomej sprzeczności realizacji z założeniami Gremlina, w ostatni weekend, czyli już po zakończeniu weekendowego trio Rusałka-Malta-Ostrów, miałem do zrobienia trening tempowy (zwany przez niektórych drugim zakresem), czyli dziesięć kilometrów po 4:35/km opakowane zakresem pierwszym (cztery kaemy przed i dwa po) oraz przebieżkami na sam koniec. Programując Gremlinowi ów trening, wpisałem ćwiczenia rozciągające po pierwszym odcinku OWB1. Gdy potem dopytałem Trenejro, ten zalecił rozciąganie przed przebieżkami, ale... zapomniałem to zmienić. I gdy ja już biegłem tempo (którego znów sam, bez podpowiedzi, musiałem pilnować), Gremlin myślał, że się rozciągam (na szczęście wówczas nie wszczynał alarmów). Gdy wróciłem do pierwszego zakresu, sądził, że biegnę tempo (i krzyczał, że mu za wolno). Gdy się rozciągałem on oczekiwał tętna z pierwszego zakresu (dalej krzyczał). I uspokoił się dopiero na przebieżkach.
tempówki...
Do innych ciekawostek treningowych miesiąca występującego w kalendarzu gdzieś między lutym a kwietniem zaliczyć trzeba jednostkę, którą również można by sklasyfikować, jako tempo. Z tym, że w wydaniu interwałowym, czyli dziesięć odcinków po dwieście metrów po (mniej więcej) czterdzieści dwie sekundy każdy (jak łatwo policzyć daje to 3:30/km) i tyleż samo metrów odpoczynku w truchcie. Wcześniej jednak pięć kilometrów jedynki i porcja rozciągania. A po interwałach jeszcze dwa tysiące metrów, również w pierwszym zakresie. I aż dwukrotnie przyszło mi taki trening zrealizować – w czwartek przed City Trail oraz w środę przed Maniacką. Pozostałe (niewymienione wcześniej) treningi to już sam pierwszy zakres, ewentualnie okraszony kilkoma (zazwyczaj pięcioma) stumetrowymi przebieżkami.
oraz dwusetek
Przeczytałem gdzieś kiedyś, że najgorszy plan to taki, który został zrealizowany w stu procentach. Mało brakowało, a marzec takim by właśnie był, bo aż do minionej soboty, realizacja nakreślonych przez Trenejro założeń przebiegała bez zakłóceń. Uratowały mnie urodziny Córki Młodszej i zamieszanie związane z kinder party, przez które odpuściłem sobotnie bieganie. To wydarzenie stało się początkiem złej passy w wersji mini, bo później wypadł mi z kalendarza trening siłowy, wtorkowe podbiegi robiłem w środę, a i w czwartek zostałem w domu. Ale to już zaczyna być temat na podsumowanie kwietnia, który, jak już widać najgorszy planowo nie będzie.
Źródło: endomondo.com
Warto na koniec nadmienić, że w kwietniu mam w planach dwa starty. Przy czym jeden ze strategią stricte treningową (bez walki o życiówkę, ale i bez pełnego luzu). Za to ten drugi to bieg o priorytecie Ą-Ę. A może nawet OWM.

*PS1. Edytując trening pod kolejną trzydziestkę zorientowałem się, że definiując tempo szybszego odcinka zamiast czwórki na początku wpisałem piątkę.
PS2. Wesołych Świąt!

1 komentarz:

  1. Duuuużo biegasz ;-)

    à propos wykresów ze sporttracks. Mógłbyś nakładać krzywą tempa z osią z prawej strony. Można by było Cię śledzić wnikliwiej ^^

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...