29 stycznia 2013

Co tu (roz)począć?

Plany są po to, aby je... Zmieniać? Cytując ojca Scotta Jurka (czy też jak pisze Hanka, z kota Jurka), Czasem po prostu trzeba. Bo przecież snując plany na sezon nikt nie wpisuje w grafik choroby. A te, jak i inne nieszczęścia mogące krzyżować nam plany, po prostu się zdarzają. A jak już się przytrafią, trzeba zrobić korektę kursu.

Zasadniczo są trzy szkoły - no może trochę więcej. Mógłbym wrócić do treningów w miejscu, które właśnie przewiduje rozpiska. Stracone treningi po prostu uznałbym jako niebyłe i trenował dalej. Oczywiście można sobie na to pozwolić, jeśli przerwa nie była zbyt długa. Bo gdyby była, trzeba przecież wziąć pod uwagę spadek formy.
Inne podejście to powrót do treningu, w miejscu w którym zastała mnie choroba. Względnie cofnięcie się o tydzień lub dwa. Lub nawet więcej niż dwa. Tutaj również należy wziąć pod uwagę ewentualny spadek formy. To podejście wymagałoby jednak korekty planów startowych, a ze świeczką szukać biegacza, który ot tak zrezygnuje z już zaplanowanych startów. Przynajmniej ja do nich nie należę.
W sieci znaleźć można tzw. plany powrotu do formy. Wracając do treningu po przerwie, rozkręcałbym się powoli (oczywiście jak zawsze wszystko zależy od tego jak długo trwała przerwa w treningach), aż do momentu wskoczenia z powrotem do wcześniej realizowanego planu.

Najlepiej w takiej sytuacji mają zapewne osoby, które mogą pozwolić sobie na indywidualną opiekę trenerską. Opiekun po prostu rozpisze treningi (powiedzmy) od nowa, a zawodnik po prostu biega. Tylko, że nie każdy może, a niektórzy nie chcą, pozwolić sobie na opiekę trenerską. Do takich osób zaliczam się i ja. A zatem muszę radzić sobie sam. I jak myślicie, które rozwiązanie z wymienionych powyżej wybiorę? Otóż żadne...
Długo zastanawiałem się co począć z moim planem dalszych przygotowań do maratonu - miałem w końcu nieco czasu na przemyślenia (gdy nie biegałem). Rozważałem kilka scenariuszy a od początku byłem pewien tylko jednego. Na pewno nie będę się porywał na nadrabianie, czy upychanie straconych treningów. Jak to mówią, straty być muszą - w ludziach lub w sprzęcie.
Ostatecznie zdecydowałem się wrócić do biegania w miejscu, w którym przerwałem, z małą modyfikacją planów tygodniowych. Na ten pierwszy tydzień zamiast dwóch mocnych treningów, zaplanowałem dwa swobodne, godzinne biegi, by w weekend wykonać długie wybieganie i tym samym, choć z małym opóźnieniem, zrealizować pierwszy z rocznych celów treningowych. Kolejny tydzień zaplanowałem jako czas odpoczynku i regeneracji. W ten sposób po dwóch tygodniach pauzy będę miał dwa luźniejsze, z jednym kluczowym treningiem. Z początkiem kolejnego tygodnia przejdę już do pierwszego z dwóch cyklów Rozbudowy. No dobrze, ale gdzie te dwa stracone tygodnie? Straty postanowiłem zrekompensować na etapie Rozbudowy właśnie. Po prostu oba okresy skróciłem z czterech do trzech tygodni. I wcale nie uważam, że musi się to negatywnie odbić na moim występie na maratonie w mieście Łodzi (czy się odbije, przekonamy się rzecz jasna w kwietniu).

Zakładam oczywiście optymistycznie, że więcej dziur w planie nie będzie.

4 komentarze:

  1. powodzenia i już bez żadnych dziur:)Bartek będzie dobrze:)"Nigdy nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" pozdrowaśki;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa tygodnie to jeszcze nie tragedia, też myślę że będzie dobrze. Ja bym zignorował stracone treningi przez chorobę i trenował dalej wg planu tylko w pierwszym tygodniu zrobiłem spokojniejsze treningi niż te zaplanowane. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po chorobie trzeba wziąć poprawkę na to, że forma jest słabsza.
    Powodzenia w dalszych przygotowaniach do występu w Łodzi :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym zrobiła jak Leszek, tylko z poprawką na to, że pierwsze dwa treningi poświęciłabym na zbadanie formy. Zdrowia!

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...