15 kwietnia 2011

Czwórkołamacz czyli sześćdziesiąt halerzy - cz. 1

Od maratonu minęło pięć dni, a tu ciiisza... Zaniepokojonych uspokajam, ta cisza nie wynika bynajmniej z tego, że Dębno wycisnęło ze mnie wszystkie soki. Wręcz przeciwnie - czuję się świetnie. Ale tzw. seria niefortunnych zdarzeń (m.in. problemy z komputerem) sprawiły, że jakoś się nie złożyło by do komputera usiąść. Ale czas już nadrobić zaległości i "wyspowiadać" się z trzeciego maratonu. Na początek trzeba zamknąć temat tego, co było przed maratonem.

Podsumowanie tygodnia - 1tdMD

Ostatni tydzień przygotowań to tylko jeden z dwóch zaplanowanych treningów.

Środa
6 x 400 m (400 m RI)

Tego dnia nocowałem w Warszawie, więc wybrałem się na sprawdzoną wcześniej pętlę w Lesie Bródnowskim. Ale tego dnia tzw. los postanowił mi podokuczać. Najpierw okazało się, że nie zabrałem kabla do Gremlina i trening musiałem ustawiać bezpośrednio w pulsometrze. Potem okazało się, że nie zabrałem też skarpetek do biegania. Na szczęście miałem w walizce zwykłe skarpetki frote (zapomniałem już jak się w czymś takim biega). Jak już zacząłem biegać zaczęły mi dokuczać paznokcie u nóg (po prostu zapomniałem je w odpowiednim momencie obciąć - z drugiej strony dobrze, że to wyszło na treningu, a nie na maratonie). Do tego doszło jeszcze omyłkowe wyłączenie Gremlina podczas treningu i mało przyjemna mżawka...
Ponieważ by Gremlin mnie nie pilnował, więc czterystametrówki wyszły oczywiście dużo za szybko. Powinienem je biegać w tempie 4:30-4:45/min a biegałem odpowiednio 3:24, 3:53, 4:04, 3:55, 4:25 oraz 4:10 km. Z jednej strony mocniejszy trening dobrze robi w tygodniu poprzedzającym start, z drugiej jednak zastanawiam się czy to, że udało mi się takie tempo "wykręcić" nie oznacza aby, że założenia tempowe nie były dla mnie za niskie. Ale o tym jeszcze za chwilę.

W piątek planowałem jeszcze 5 km w tempie maratonu, ale młodsza z Moich Dziewczyn opierała mi się tak długo przy zasypianiu (jak zawsze wspólnym), że gdy wreszcie "padła" (a żona mnie obudziła), było już stanowczo za późno na bieganie - uznałem, ze priorytetem będzie wyspać się w przedostatnią noc przed startem.

Podsumowanie okresu przygotowawczego

O tym czy udało się pobić życiówkę na maratonie jeszcze napiszę (choć nie zdradzę żadnej tajemnicy gdy napiszę, że pewna trójka na początku się pojawiła) a to przecież wynik końcowy decyduje, czy przygotowania się udały, czy nie. A co jeszcze się udało. Udało się wykonać plan treningowy w 76,4% (w przeliczeniu na przebiegnięte kilometry: 437 z 572), czyli trochę dyscypliny zabrakło, bo "wypadł" praktycznie co czarty trening. Ale zapewne duży wpływ miał na to tydzień pod znakiem grypy żołądkowej, przed którym realizacja planu wynosiła 86,8%. Rożnie to zresztą po drodze wyglądało - niektóre tygodnie się "przedłużały" i nachodziły na kolejne. Gdyby jednak potraktować poszczególne tygodnie "na sztywno" i uznać, że każdy zaczyna się w poniedziałek i kończy w niedzielę, realizacja tygodniowych założeń prezentowałaby się mniej więcej tak:
Co by nie powiedzieć, nie przypomina to ideału czyli linii poziomej. Ale i tak jestem zadowolony z realizacji planu oraz z samego planu w ogóle. Będzie co poprawiać przed jesiennymi startami.
A co mi się nie udało - całkowitą porażką zakończyła się próba regularnych treningów uzupełniających, czyli pływania i treningu siłowego. Nad tym także trzeba będzie popracować.
Z poprzednich zdań łatwo wywnioskować, że do kolejnego startu na królewskim dystansie również zamierzam przygotowywać się wg założeń programu FIRST.

CDN(astąpił)...

1 komentarz:

  1. Gratuluję Bartek :) ciekawe jak Ci się podobało Dębno ? w mojej klasyfikacji maratonów polskich nr 2 zaraz za Poznaniem ;)Brawo, czekam na c.d. pozdrowaśki

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...