13 czerwca 2010

Oj boli

Ja rozumiem, jakbym przeszarżował na treningu albo chociaż spadł ze schodów, ale nabawić się bólu pleców śpiąc we własnym łóżku, to już chyba lekka przesada... Szedłem wczoraj spać w pełnym zdrowiu, a wstałem cały "połamany". Wygląda na to, że w niewiadomy sposób (żona?) odnowiła mi się stara judocka kontuzja. Nie mogę wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, siadam jak ciężarna, wstaję gorzej niż ciężarna a o niedzielne wybieganie mogłem oczywiście między bajki włożyć.
Na szczęście mogę jeszcze pisać, więc najwyższy czas na podsumowanie tygodnia, albowiem przez ostatnie kilka dni byłem tak zabiegany (sic!), że nie udało mi się nic napisać o moich biegowych poczynaniach z ostatnich siedmiu dni.

W minioną niedzielę (a konkretnie w niedzielny wieczór) wciąż czułem w nogach VIII Bieg Europejski, a jeszcze bardziej czułem 45 minut bardzo spędzonych wczesnym popołudniem tego dnia z córką w basenie. Trzy kwadranse na tzw."kuckach" to naprawdę porządne ćwiczenie na siłę biegową - polecam biegającym rodzicom! Także z nieco obolałymi nogami wybrałem się do Lasu Marcelińskiego na spokojne wybieganie. Przez ponad półtorej godziny nabiegałem prawie piętnaście kilometrów, natomiast mój organizm udowodnił, że wciąż potrafi mnie zaskoczyć. Starałem się biec tak, aby tętno nie przekraczało 150 uderzeń na minutę. Przez pierwszą godzinę pozwalało mi to utrzymać bardzo spokojne, ale równe tempo. W końcowej fazie biegu, mimo że w moim odczuciu nie zwalniałem tempa, tętno zaczęło spadać. Ot zagadka (przynajmniej dla mnie, bo zapewne mądrzejsi i bardziej doświadczeni ode mnie szybko tą "zagadkę" rozwikłają)! Czyżby moje "czucie" tempa również słabło w wyniku zmęczenia?

Trzy dni później przyszedł czas na ostatni bieg z cyklu I Grand Prix w biegach przełajowych. Jak zawsze pogoda "dopisała". Za każdym razem była ekstremalna - a to wichura, a to ulewa - a tym razem skwar. Blisko trzydzieści stopni i ciężkie parne powietrze. I jeszcze korki... Oficjalnie biuro zawodów powinni zamknąć o 17:30, ja dotarłem tam o dziesięć minut później. Udało mi się jeszcze odebrać numer startowy i rozgrzewkę wykonywałem zmierzając z biura na linię startu.
Tym razem postanowiłem zwrócić szczególną uwagę, by spokojnie zacząć. Udało się i nie żałowałem. O ile mnie pamięć nie myli, poza pierwszymi metrami, na całej długości trasy nikt mnie nie wyprzedził. Ja zaś pozostawiłem za sobą wielu, niektórych na ostatnich metrach. Mimo tego, że w panujących warunkach nie biegło się lekko, czułem z radością jak mnie nogi niosły. I tak mnie poniosły, że swój dotychczasowy rezultat na dystansie pięciu kilometrów poprawiłem o prawie pół minuty i obecnie wynosi on 0:22:29. Po biegu miałem odczucie, że mogłem wycisnąć z siebie jeszcze "odrobinę", a w bardziej sprzyjających warunkach zrobiłbym to na pewno (albo prawie na pewno).

W kolejnych dniach pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, ale w piątkowy wieczór udało mi się wykrzesać resztki samodyscypliny. Nie chciałem szarżować, zaplanowałem więc ok. 5 km w drugim zakresie wytrzymałości. W niecałe 27 minut udało mi się w ten sposób przebiec ok. 5,2 km, choć pulsometr wykazał, że powinienem był biec nieco wolniej. Ale jeśli czepiać się szczegółów to pętla w pobliskim Parku Raszyńskim, po której zazwyczaj się poruszam, nie za bardzo nadaję się do realizowania drugiego zakresu. Skarzyński podaje, że ścieżka do tego typu treningu powinna być w miarę płaska, a moja posiada po dwa dosyć wyraźne zbiegi i podbiegi, w tym jeden krótki acz dosyć stromy (podbieg lub zbieg, w zależności od tego, w którym kierunku danego dnia biegam). Może powinienem zatem pomyśleć o małej modyfikacji trasy na cele WB2?

Na zakończenie tygodnia treningowego zaplanowałem weekendowe spokojne wybieganie. Zaplanowałem na niedzielne popołudnie lub wieczór. No właśnie, zaplanowałem...

5 komentarzy:

  1. To chyba jakiś bunt materacowy - postanowiły wykończyć właścicieli. Dzisiaj wstałam bardziej połamana w plecach niż po którymkolwiek maratonie i nawet po najcięższym treningu na siłowni :(

    Ładny czas na 5! Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na VI biegu warunki, według mnie, były najbardziej sprzyjające ze wszystkich. Ten deszczyk po biegu to pewnie w nagrodę za twój czas ;-)

    Pytanko: jedziesz na tą dekorację zawodników w przyszłą środę w auli AWF? Niby jakieś losowania mają być, chyba(?), medale czy coś ;-)
    PS. Mały błąd się wdarł - biuro zamykali zwykle o 17:30 - nie o 18:30.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z 'wyspanymi plecami' tak bywa, ale to przeważnie mija po 1 dniu. Chyba że Cię jakoś przewiało, ale to chyba mało prawdopodobne przy tej aurze...

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłem dziś u lekarza... a potem zostawiłem sześć dych w aptece:( Tydzień zwolnienia i silne leki przeciwbólowe. Diagnoza: zapalenie nerwów najprawdopodobniej spowodowane przez nagłą zmianę temperatury (klimatyzacja?). Ech...

    Bob, na zakończenie się wybieram - muszę odebrać swój medal:) A jak jeszcze coś wylosuję, to już w ogóle będę cały szczęśliwy.
    Rzeczywiście wkradł się błąd - już koryguję...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wracaj szybko do zdrowia i na biegowe ścieżki pozdrowaśki ;)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...