11 maja 2015

O zabetonowanym kwietniu uwag kilka

Nie zgadniecie, co mi się dzisiaj śniło! Otóż śniła mi się moja piękna nowa życiówka. I w tym śnie byłem tak zapalony do przekraczania kolejnych granic, że zaraz po minięciu mety chciałem biec tę dychę jeszcze raz. Ale zanim napiszę słów kilka o tym, co się wczoraj działo w podpoznańskim Swarzędzu, muszę chcę dochować tzw. kronikarskiego obowiązku i pochylić się nad miesiącem minionym, popularnie zwanym kwietniem.
Źródło: endomondo.com
Nie da się ukryć, że najważniejszym wydarzeniem kwietnia było to z niedzieli dwudziestego szóstego. Był tez półmaraton, ale towarzysko (łamane na) treningowo. Z innych kamieni milowych, była też tzw. Trzydziestka (z opakowaniem to wyszło nawet 32K) w wielkanocny poniedziałek. I było jeszcze trzysta dwadzieścia przebiegniętych kilometrów – ponad trzydzieści więcej niż w marcu i o niemal sześćdziesiąt więcej niż w kwietniu (kwietniu bez maratonu) roku ubiegłego.
Źródło: endomondo.com
Wszystko to wygląda – było nie było – całkiem imponująco, choć miesiąc zaczął się tak trochę, jakbym miał zaciągnięty hamulec ręczny. Jego (miesiąca, nie hamulca) pierwszy dzień to było nadrabianie zaległości z marca, czyli zaplanowane pierwotnie na wtorek podbiegi. Zmodyfikowany na prędce plan posypał się już drugiego dnia miesiąca, gdy znowu znany każdemu biegaczowi ciąg niefortunnych zdarzeń sprawił, że buty pozostały tego dnia bezrobotne. Za to przez kolejne pięć dni pracowały na pełnych obrotach. Między innymi w piątkowy wieczór, kiedy to po całym dniu poszczenia wybrałem się na osiemnastokilometrowe rozbieganie. Niezapomniane przeżycie – szczególnie na ostatnich kilometrach! Powoli tradycją staje się też Trzydziestka, która (drugi rok z rzędu) ląduje z wielkanocnej niedzieli na lany poniedziałek. A przez to, oraz przez zaplanowane (i – tym razem – wykonane) 25K, drugi tydzień kwietnia łamie ustawę kominową, przewyższając, ze swoimi dziewięćdziesięcioma pięcioma kilometrami, tygodnie sąsiadujące o co najmniej dwadzieścia kilometrów.
Jak widać pierwsza połowa miesiąca dosyć burzliwa. Druga na szczęście bez zakłóceń.

Oprócz wspomnianej trzydziestki oraz treningu w ramach Półmaratonu Poznańskiego w planie znalazły się również dwusetki (raz na tydzień przez pierwsze trzy tygodnie), dziesięć kilometrów tempa na dziewięć (czy tylko ja zauważam tu pewną niespójność) dni przed maratonem oraz wytrzymałość tempową (5 x 1K) w przedmaratoński wtorek. Oraz oczywiście zaprawa spajająca to wszystko (a propos – tłumaczyłem ostatnio panu Jerzemu Skarżyńskiemu czym się różni beton od zaprawy), czyli pierwszy zakres okraszony czasami kilkoma (zazwyczaj pięcioma) przebieżkami.
Ostatnie akcenty przed maratonem: 10K tempa (cały czas w pierwszym zakresie)
Oraz 5 x 1K WT (również zadziwiająco niskie tętno)
Ostatni tydzień, a właściwie ostatnie kilka (konkretnie cztery) dni starego oraz pierwsze kilka (dokładnie trzy) nowego miesiąca to już, że tak użyję języka młodzieży (oczywiście achtejdzisiejszej) luz pełen. Ale co się dziwić!

2 komentarze:

  1. Miesiąc na prawdę bardzo ładnie przepracowany! Dodatkowo zwiększyła się ilość km a więc samu plusy!! Naprawdę gratuluje!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wynik! Gratuluję i życzę dalszego rozwoju :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...