31 października 2015

O przepracowaniu rozbiegania uwag kilka

Od maratonu minęło dwadzieścia dni. Dwadzieścia dni. Niemal trzy tygodnie. A ja przez ten czas nie biegałem ani razu. Szok i niedowierzanie. Podobno nie samym bieganiem biegacz żyje - w ostatnich dniach odczułem to na sobie niczym skutki efektu cieplarnianego (który de facto w ostatnich dniach bardziej zaprząta mój umysł niż wszelkie kwestie okołobiegowe). Bowiem po maratonie w padłem w natłok pracy (istna kumulacja tzw. spraw). I czasu na bieganie po prostu nie stawało.
Niemniej widać już światełko w tunelu. Niedługo znów włożę przykurzone nieco buty. I już snuję plany na kolejny sezon. Ale zanim je w całości zdradzę (cześć już wyciekła, choć są to wycieki w pełni kontrolowane), pomyślałem, że warto by jakoś zgrabnie podsumować to co już za mną. W tym celu sięgnąłem do posta z grudnia z zeszłego roku. I o to co mi wyszło.
A jak wygooglałem swoją aktualną życiówkę w maratonie, to mi Wujek pokazał suwmiarkę (źródło: wikimedia.org)
Część I - Starty

Niemal pewne są starty w dwóch maratonach (czyli biegach o priorytecie A) – Orlen Warsaw Marathon na wiosnę oraz Maraton Poznański jesienią.
Tak właśnie było, tak też się stało.

Roił mi się jakiś czas temu taki pomysł, by oba maratony A.D. 2015 pobiec w stolicy, ale ostatecznie zawitam do Warszawy tylko w kwietniu.
A tutaj niespodzianka! Wprawdzie na trzeci maraton w sezonie się nie zdecydowałem, ale sztafetę udało się skompletować i spełnić marzenie o finiszu na Narodowym. Ale na ten temat i tak jestem winien osobny wpis.

Przed obu maratonami mam oczywiście w planach starty kontrolne, zwane również startami o priorytecie B. Tu jest, jak na razie, jeden pewniak – Maniacka Dziesiątka.
Pewniak nie zawiódł.

Wciąż waham się gdzie pobiec połówki. Wiosenną chciałbym pobiec jeszcze w marcu. W grę wchodzą Ostrów Wielkopolski (niestety, wciąż nieznana jest data kolejnej edycji), Pabianice oraz (ewentualnie) Warszawa.
Padło na Ostrów. Warszawa jednak trochę daleko. A Pabianice (właściwie termin Pabianic) kolidowały z urodzinami Córki Młodszej.
 
Jesienią biorę pod uwagę Zbąszyń i Piłę.
Ostatecznie padło na Zieloną Górę.


Co do jesiennej dychy, również pomysłów jeszcze brak.
Pomysł na szczęście się pojawił i nie tyle jesienią, co jeszcze latem (połówka też formalnie miała miejsce latem) pobiegłem z pompą (choć bez życiówki) w Międzychodzie.

Jest jeszcze jeden pewniak - Półmaraton Weteranów w Murowanej Goślinie. Bo mogę!
Tu nie tyle pewniak, co zdrowie zawiodło i do Murowanej pojechać nie pozwoliło. Odbiję sobie (mam nadzieję) w przyszłym roku.

Część II - Trening

Po pierwsze: objętość. Będę zmierzał do tego, by biegać pięć razy w tygodniu.
Tu w zasadzie mogę ogłosić sukces. Oczywiście, były tygodnie, gdzie nie wszystko szło zgodnie z planem, ale co do zasady na dobre przeszedłem na pięciodniowy tydzień treningowy.

Po drugie: siła. Co najmniej raz w tygodniu (wyłączając okres bezpośrednio poprzedzający start w biegu o priorytecie A) siłowy trening obwodowy i co najmniej dwa razy w tygodniu gimnastyka siłowa.
Tutaj w zasadzie postanowiłem opuścić zasłonę milczenia. Ten temat wciąż zalicza się do kategorii muszę coś z tym zrobić.

Po trzecie: masa. Masa ciała oczywiście. Jeszcze przed wiosennym maratonem chcę zredukować zawartość tkanki tłuszczowej poniżej poziomu 12,5%. A potem dalej iść tą drogą.
W tym wypadku też w zasadzie nie ma o czym pisać. No może przepisać. Jako cel na kolejny rok.

Część III - Cele

Wiosną chciałbym zejść poniżej czterdziestu minut na dychę i godziny trzydzieści w połówce.
Tu się udało. Zszedłem do 0:39:14 i 1:28:49.

Jesienią planuję urwać kolejne półtorej minuty na 10K, natomiast dystans 21,095 km pokonać w godzinę i minut dwadzieścia pięć lub szybciej.
A tu nie. Nawet wiosennych życiówek nie poprawiłem.

A jeśli chodzi o to, co najważniejsze, w Warszawie chciałbym zrobić co najmniej to, czego nie udało mi się dokonać w Katowicach. Zejść poniżej trzy dziesięć.
W tym wypadku udało się nawet z okładem. Bowiem zszedłem (choć biegłem) o trzy minuty i dziesięć sekund poniżej. I o siedem minut i pięćdziesiąt siedem sekund poniżej poprzedniej życiówki. Do poziomu 3:06:50.

Zaś jesienią, już po przekroczeniu linii mety na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, chcę zobaczyć taki obrazek: (2:59:59)
Spóźniłem się o minutę z wąsem. Niemniej nowa życiówka - 3:01:05 - cieszy niezmiernie.

A teraz idę spać. Bo jutro intensywny dzień, a zamierzam (tak, tak) pobiegać.

5 komentarzy:

  1. Zaraz zaraz, czyli biegając 10 km w 39 minut i połówkę w 1:28 przebiegłeś maraton w 3:01?! Coś tu proporcje się nie zgadzają.

    OdpowiedzUsuń
  2. @lej-down, tutaj są dwie kwestie. Po pierwsze tabelki nie biegają ;-) A po wtóre, od ustanowienia życiówek na dychę i połówkę do jesiennego maratonu minęło jakieś pół roku, przez które ciężko trenowałem. Brak życiówek na 10 i 21,1K jesienią (a raczej latem) to nie wynik braku formy, a raczej niesprzyjających warunków. Czego najlepszym dowodem jest wynik na maratonie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tylko tabelki nie biegają, ale i ludzie miewają predyspozycje do osiągania lepszych wyników na niektórych dystansach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bartku, to święta prawda, tutaj dochodzi jeszcze tzw. specyficzny talent do maratonu. Ty ewidentnie go masz. Wspominałem Ci chyba, że mój trenejro Nagór dzieli biegaczy na wytrzymałościowców i szybkościowców. Jego zdaniem to się prawie zawsze sprawdza. Na moje jesteś wzorcowym przykładem typu numer jeden.
    Ja za to ten drugi :)
    Łukasz

    OdpowiedzUsuń
  5. @Hankaskakanka, @Łukasz, to też prawda. W Poznaniu zostawiłem za plecami dwóch albo trzech kolegów, których zyciówki na krótszych dystansach pozostają póki co w mojej sferze marzeń.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...