30 sierpnia 2013

Wyzwanie 2013 – Tydzień 9 do 12

Wrzesień idzie - nie ma rady na to. A skoro to już tuż tuż, to myślę, że mogę się wreszcie szerszemu gronu pochwalić: od pierwszego września dzieci jak co roku do szkoły, a ja do nowej pracy. Także zmiany, zmiany, zmiany... A skoro zmiany, to (chciał nie chciał) pewne zamieszanie, które w ostatnim miesiącu osiągnęło swoje apogeum, co chyba można było zaobserwować odwiedzając bloga.
Ponieważ jednak cechuje mnie tzw. kronikarska dokładność, postanowiłem że jednak napiszę choć kilka słów, co biegowego się w kończącym się właśnie miesiącu działo.

Półmetek treningu w takim miejscu (czerwona wieżyczka) - czemu nie? Źródło: www.mrzezyno.net.pl

Tydzień 9 - przedstartowy
Skoro przedstartowy to nieco luźniejszy. We wtorek (jeszcze lipcowy) były podbiegi w apogeum swojej podbiegowości - piętnaście razy po 150 m, a do tego jeszcze przebieżki i 12 km w pierwszym zakresie. Pod koniec tygodnia zaczęło już mocno brakować czasu, więc były da treningi instant. W czwartek sześć kilometrów plus dziesięć dwusetek i kilometr truchtu na koniec. W piątek pięć kilometrów i tyleż samo przebieżek po sto metrów. A instant, bo z braku czasu zrobiłem je praktycznie bez rozgrzewki, a w czwartek to nawet bez rozciągania. W niedzielę Bieg Opalińskich. Razem 48 km.

Tydzień 10 - postartowy
Trenejro dał mi trochę odpocząć po łamaniu życiówki. Chociaż na pierwszym (wtorkowym) treningu nie do końca było to widać. Podbiegi były - miało być piętnaście po 100 m, ale ja (jak to przy podbiegach) coś pokręciłem i było dziesięć po 150 m. W czwartek luz - tylko pierwszy zakres i tylko 18 km (zrobiłem sobie nocne Tour de Poznań). W sobotę dwie dychy plus przebieżki, a w niedzielę drugi zakres: 15 km w tempie 4:55-5:00/km, poprzedzone 3 km w pierwszym zakresie i trzema przebieżkami. Kolejny tydzień z kilometrażem >80 (dokładnie 81,2 km).

Tydzień 11 - urlopowy
Caluśki tydzień nad morzem. Laba - ale nie od biegania. Ja wstawałem razem z późnym sierpniowym słonkiem i ruszałem przed siebie. We wtorek, skoro nad morzem, zamiast podbiegów był bieg po plaży. Samiuśkim brzegiem morza. Miało być 12 km, wyszło o pół więcej. W czwartek drugi zakres, więc wróciłem na szosę - dwa razy po pięć kilometrów po 4:45-4:50/km i trzy razy po jednym kilometrze w tempie 4:30-4:35. W piątek zaspałem więc dwie dychy plus przebieżki były w sobotę - dobiegłem z Trzebiatowa do wyjścia z portu w Mrzeżynie (bunkrów nie było) i z powrotem. Natomiast na niedzielę zaplanowałem przy pomocy internetów pętlę o długości ok 31 km, aby wystarczyło na 30 km wraz z rozgrzewką. I wystarczyło. A osiem z tych trzydziestu kilometrów było w narastającym tempie - od 4:55 do 4:40. I tylko stu metrów zabrakło by tygodniowy kilometraż przekroczył 90 km - aż miałem ochotę wyjść w niedzielę wieczorem i się dwieście metrów przebiec...

Tydzień 12 - z podwójnym bólem
Zaczęło się normalnie - podbiegami (15 x 100 m) we wtorek. W środę było coś spoza planu, czyli crossfit w deszczu. Od czwartku były zakwasy. I jeszcze przestawianie Córki Młodszej na spanie bez przerw na posiłki (czytaj: tata wstaje w nocy). Zaplanowanych na czwartek 16 km w drugim zakresie nie dałem rady zrobić ani w czwartek, ani nawet w piątek. Dopiero w sobotę spróbowałem biegać bez Gremlina (na szczęście pomógł miCoach Adidasa, bo tak zupełnie bez niczego chyba nie dałbym rady) i wyszedłem na w miarę spokojne (wciąż wszystko bolało) 21 km (przebieżki już odpuściłem). Ale w niedzielę nie było już wybacz - 25 km, z czego osiem (od siedemnastego do dwudziestego czwartego) w tempie narastającym od 5:05 do 4:30. Bolało, ale dałem radę i ten tydzień nacechowany skrajnymi emocjami zamknąłem z nieco (to nieco to 1800 m) ponad siedemdziesięcioma kilometrami na wirtualnym liczniku.

Tymczasem przygotowania do maratonu oczywiście trwają. Maraton coraz bliżej (jakby mógł być coraz dalej), a już w niedzielę kolejny sprawdzian formy w biegu na 10 km. To tak na zakończenie wakacji. I pewnego etapu w życiu w sumie. Dam znać jak poszło. Miłego.

4 komentarze:

  1. Rzeczywiście mocny ten trening ci zaaplikował pan trener. Zupełnie jak u Ewy było. Oby się nic tam nie przeciążyło tfu tfu to w maratonie będzie wynik moim zdaniem z wyższej półki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek "możesz więcej niż myślisz" :)Dasz radę! Wszyscy mamy raz z górki to znowu pod górę;) i tak w koło Macieju:) Powodzenia w niedzielę i pozdrowaśki;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No ładnie ciśniesz :))) I jeszcze z tym wstawaniem w nocy, ciekawe jak szybko się córa odzwyczai. Fajna chyba może być ta dycha po lotnisku - trzymam kciuki za twoj start i czekam na relację :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Ava, Młodsza już trzecią noc przespała w całości :-)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...