26 stycznia 1919 żołnierze Armii Wielkopolskiej, wraz z gen. Dowborem-Muśnickim, złożyli uroczystą przysięgę na placu Wilhelmowskim, przemianowanym wówczas na plac Wolności w Poznaniu.* Tak, to już dziewięćdziesiąt siedem lat minęło od tego wydarzenia. A nie doszło by do tego, gdyby nie wydarzenia 27 grudnia roku 1918, kiedy to wybuchło jedno z nielicznych zwycięskich powstań zbrojnych naszego narodu - Powstanie Wielkopolskie. Dziewięćdziesiąt siedem lat później na ulicach ścisłego centrum Poznania, w wielu miejscach z Powstaniem związanych, odbył się Bieg Powstania Wielkopolskiego.
Pod wieloma względami dziwny był to bieg. A może nie - może nie dziwny. Lecz na pewno nietypowy. Po pierwsze pora. Zdecydowana większość biegów odbywa się w godzinach przedpołudniowych, a nawet porannych. Najczęściej w myśl zasady, im dłuższy bieg tym wcześniej start. Ale i tzw. piątki i dychy startują z reguły (od której, pamiętajmy, wyjątki występować muszą, by w ogóle reguła regułą była) nie później niż o jedenastej, dwunastej. A tu nie dość, że start ok. 16:40, to jeszcze (a właściwie już) nie za dnia, bowiem pod koniec grudnia to już ciemno. Ale przecież godzina startu nie wzięła się znikąd. 16:40 to domniemana godzina wybuchu powstańczych walk, a co za tym idzie samego Powstania.
Źródło: Fotografia Tomasz Szwajkowski |
Po drugie miejsce, a właściwie miejsca. Start i meta znajdowały się na Placu Wolności, tuż obok budynku Arkadii, czyli tam gdzie walki się rozpoczęły i gdzie poległ pierwszy powstaniec, Franciszek Ratajczak. Ale na trasie biegu znalazły się również ulica Święty Marcin, gdzie w początkowym etapie Powstania swoją siedzibę miało Dowództwo Główne. Była ulica Święty Wojciech, przy której znajduje się cmentarz zasłużonych Wielkopolan (nomen omen najstarszy istniejący cmentarz w Poznaniu), gdzie spoczywa pierwszy dowodzący Powstaniem, generał Stanisław Taczak. Była też sama ulica Powstańców Wielkopolskich.
Tu mała dygresja. Przez kilka lat mieszkałem na osiedlu Powstań Narodowych. Wielokrotnie korespondencja przychodziła zaadresowana na osiedle Powstańców Narodowych. Na szczęście dochodziła.
Po trzecie oprawa. Bieg wpisany był niejako w główne obchody rocznicy. W okolicach startu panował więc atmosfera nie do końca taka, jaka zazwyczaj biegom masowym towarzyszy. Dość, że oprócz przedstawicieli płci obojga odzianych w stroje sportowe, można było spotkać nie tylko tzw. zwykłych mieszkańców, ale i osoby w strojach historycznych. Biegowi towarzyszyły również odśpiewanie hymnu oraz minuta ciszy tuż przed startem.
Tu przemyślenie, którym przy tej okazji wręcz muszę się podzielić. Ja rozumiem (przynajmniej się staram) i szanuję (jak wyżej), że patriotyzm różnie może być rozumiany i różnie manifestowany (taka złota myśl mnie naszła, że patriotyzm nie polega na odpalaniu rac). Lecz braku szacunku dla hymnu i minuty ciszy zrozumieć i zaakceptować nie potrafię.
Źródło: Fotografia Tomasz Szwajkowski |
Po czwarte uczestnicy. Nie mam być może zbyt dużego doświadczenia w tym temacie (w startach w biegach z akcentem historyczno-patriotycznym w tle), ale odniosłem silne wrażenie, że mamy zdecydowanie szerszy przekrój startujących, co zaobserwować można było między innymi za sprawą strojów, jak i zachowania przed i tuż po starcie. Zdziwiła mnie na przykład ilość osób, które mnie wyprzedzały na pierwszych metrach biegu, a które na stałych bywalców biegów ulicznych nie wyglądały. Dla jasności - nie jest moim zamiarem deprecjonowanie kogokolwiek, dzielę się jedynie własnymi obserwacjami (to co się wydarzyło na kolejnych kilkuset metrach, zdaje się owe obserwacje potwierdzać). Cieszy mnie wręcz fakt, że ludzie, którzy (być może) na co dzień nie żyją bieganiem tak mocno jak ja i mnie podobni, postanowili uczcić ten dzień akurat w taki sposób.
Po piąte (przez dziesiąte - nie mogłem się powstrzymać) pogoda. Blisko dziesięć stopni w ostatnich dniach grudnia i strój startowy lżejszy niż na październikowym maratonie nie wymagają chyba szerszego komentarza (tydzień później biegałem już w trzech warstwach i soplach na buffie).
Źródło: endomondo.com |
A sam bieg (w sensie jak mi poszło)? Chciało by się rzec, rzecz drugorzędna. Trasa niełatwa (pagórkowato i sporo kostki brukowej - tej historycznej), a i formy nie było, więc i cudów się nie spodziewałem. A może trochę szkoda. Bo gdybym pobiegł w okolicach swojej życiówki, to mógłbym liczyć nawet na pierwsze w życiu pudło (ale nic, kiedyś się przecież doczekam). Tak czy owak, za rok pobiegnę znów.
PS1. Jeśli chcielibyście zrobić sobie powtórkę (no, ewentualnie lekcję) z historii, gorąco polecam Historię bez cenzury.
Z tym hymnem to też nie kumam:( Na BN u nas tak samo. Stoją w czapkach i nawet słuchawek z uszu nie wyjmą. Ale jest i druga strona. Nie brakuje ludzi, którzy czapkę zdejmują, przestają gadać i głośno, donośnie śpiewają. I tych jasnych stron wolę się trzymać:)
OdpowiedzUsuń