16 lipca 2013

Wyzwanie 2013 - Tydzień 5

Się dzieje się (sic!). Tyle się dzieje, że dzień za dniem zdaję sobie sprawę, że znowu nic tutaj nie napisałem, choć tak bardzo przecież chciałbym. Ale nic to – trzeba będzie po prostu zaległości ponarabiać. Jak się prowadzi bloga o bieganiu, zawsze lepiej nadrabiać zaległości w pisaniu, niż w bieganiu. Przed Szanownym Czytelnikiem zamierzchłe czasy przygotowań do kolejnego maratonu, czyli pierwszy tydzień lipca (a propos, jak zobaczyłem rozpiskę na lipiec rozbolały mnie zęby – nogi na pewno jeszcze boleć będą).

Wtorek Środa: OWB1 10 km + Podbiegi 12x100 m + Przebieżki 5x100 + OWB1 2 km
Z czym wam się kojarzy syndrom bostoński? Moje pierwsze skojarzenie to zamach na maratonie. Na szczęście chodzi o coś mniej groźnego, ale nie pozostające bez wpływu na bieganie, przynajmniej moje. Syndrom, czy też choroba bostońska dopadła moje córki niestety. Noc z niedzieli na poniedziałek mieliśmy pobudki co pół godziny. Z poniedziałku na wtorek było trochę lepiej, jednak nie chciałem ryzykować. W myśl prawa Murphy’ego jeśli wyszedłbym rano pobiegać, dziewczyny by się pobudziły i musiałbym wracać. Zostałem zatem w domu. Dzieci odwdzięczyły mi się tym… że spały do dziewiątej. Po szybkiej konsultacji esemesowej z Trenejro zapadła szybka decyzja – podbiegi robimy w środę, a dalej wg rozpiski.
Sam trening bardzo podobny do tego sprzed tygodnia. Tyle tylko, że podbiegów miało być więcej. I było, Ale wciąż nie tyle ile powinno. Drugi raz z rzędu (dygresja: ostatnio w bajce, która oglądało moje dziecko, usłyszałem trzeci raz pod rząd – nie ma to jak wpajać dzieciom błędy językowe) coś mi się pomieszało i wpisałem do Gremlina o dwa podbiegi za mało. Oczywiście odkryłem to dopiero w domu. Także zamiast dwunastu było dziesięć. A cały trening zamknąłem z 15,65 km na liczniku.

Czwartek: OWB1 3 km+ Przebieżki 3x100 + OWB2 10 km przerwa 6-8' + Przebieżki 5x200/200 + trucht 1 km (Tempo: OWB2 5:00/km, "dwusetki" 44-45”) Zaczyna się jazda, pomyślałem sobie. Drugi zakres. I od razu dycha. Według zaleceń trenera miałem pilnować przede wszystkim tempa, a tętno obserwować. Na miejsce biegania wybrałem sobie Las Marceliński – wbrew zaleceniom, że drugi zakres powinno się biegać po twardym. Nie to, żeby podłoże się zemściło, ale w pewnym momencie (a było nawet kilka takich momentów) Gremlin w lesie zgubił sygnał i zaczął pokazywać cuda związane z tempem, przy czym cuda należy tu rozumieć w sensie pejoratywnym niestety. I tak tempo niemal na pewno wyszło za szybkie, tętno też za wysokie (pod koniec zacząłem przekraczać prób mleczanowy). Z dwusetkami też oczywiście przesadziłem – miały być po 44-45 sekund, a wyszły odpowiednio po 39(!), 41, 42, 44 i 43.

Piątek: OWB1 18 km + pompki + brzuszki
W piątek dla odmiany bieganie wieczorne – pierwszy raz biegałem trzy dni z rzędu, postanowiłem zatem wydłużyć nieco okres regeneracji. Chociaż sam bieg też był regeneracyjny, że tak pozwolę sobie zażartować. Wyłącznie pierwszy zakres i tylko osiemnaście kilometrów (kiedyś traktowałbym to jako długie wybieganie). Postanowiłem sprawdzić ile kilometrów biegiem będzie ode mnie nad Maltę. Okazało się, że dokładnie połowę założonego dystansu – gdy przebiegłem kładkę łączące centrum handlowe z jeziorem o tej samej nazwie, Gremlin wskazał dziewięć kilometrów informując mnie, ze trzeba zawrócić. Na koniec, już w domu, zrobiłem jeszcze zestaw młodego Spartanina. Z osiemnastoma kilometrami w nogach rzecz jasna rekordu szybkości nie pobiłem.

Niedziela: OWB1 22 km Po raz kolejny postanowiłem trening wykorzystać jako bieg rozpoznawczy. Tym razem postanowiłem sprawdzić, jak najłatwiej dotrzeć do zachodniej obwodnicy Poznania. Nie jest to wymarzona okolica do biegania, ale serwisówka biegnąca wzdłuż ekspresów ki to świetne miejsce na ewentualne szybkie pedałowanie. Ale trzeba tam jakoś dotrzeć. I to właśnie chciałem sprawdzić. Dobiegłem zatem do Cmentarza Junikowskiego, dalej przez Plewiska, w których skręciłem w ulicę Szkolną, minąłem stadion Gromu Plewiska, aż wreszcie dotarłem do wiaduktu nad drogą S 11. Przebiegłem przez wiadukt i wbiegłem na zachodnią serwisówkę (wschodnia jest na tym odcinku ślepą drogą). Nią dotarłem do węzła Dąbrówka, znowu wiaduktem górą i w stronę Skórzewa. Po minięciu znajomego już kościoła, prostą acz krętą ścieżką do domu. I wiecie co? Wyszło (a właściwie wybiegało) dokładnie (oczywiście nie od progu do progu, ale prawie) dwadzieścia dwa kilometry. A wniosek z rozpoznania – dojazd do serwisówki przez Plewiska jest bardzo dobry. Jak już się kiedyś dorobię szosówki, będę wiedział gdzie łapać wmordewind.
To tak a propos obwodnicy - w końcu Premier też biega ;-) Źródło: rokietnica24.pl

I jeszcze bardzo krótkie podsumowanie tygodnia – cztery treningi i prawie siedemdziesiąt siedem kilometrów (Gremlin zarejestrował dokładnie 76,81). Moja Lepsza Połowa uważa, że to już nałóg.
Relacji z minionego tygodnia – tej mniej zaległej – oczekujcie tradycyjnie tak w okolicach weekendu. Przyjemności!

3 komentarze:

  1. OMG!!! Dłuższą chwilę mnie u Ciebie nie było. Też chroniczny brak czasu.
    Dystans tygodniowy imponujący! Ja ledwie dobijam do połowy jak żaden trening mi nie ucieknie... Niby tez mam biec na 3:30, ale ciężko będzie rywalizować przy tak dużej objętości.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja nie chwaląc się w tym tygodniu mam przebieg prawie identyczny (78km ale w 6 wyjściach), myślę że to da nawet poniżej 3:30 :)
    Nieźle Ci idzie łączenie obowiązków z hobby, wiem jakie to ciężkie - sam mam zaległy raport do napisania bo wiadomo że lepiej biegać niż pisać jak już trzeba wybierać

    OdpowiedzUsuń
  3. @Mauser, a te 3:30 to jednak w Poznaniu planujesz złamać?

    @Leszek, Work Life Balance to ważna rzecz :-) Młodzi rodzice wiedzą o tym najlepiej. Dla mnie cztery wyjścia w tygodniu to i tak duże wyzwania, dlatego trener mi kumuluje kilometraż ;-) Bardzo liczę na to "poniżej", ale ciiii...

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...