7 czerwca 2013

Podbiegi Głupcze

Muszę się do czegoś przyznać. Do czegoś, co (o dziwo) sam sobie dopiero niedawno uświadomiłem. Otóż nigdy na treningu nie robiłem podbiegów. Zaskakujące? Nie to, że bym w ogóle nigdy ich nie biegał - moja standardowa trasa opodal domu posiada jeden nawet całkiem spory, a biegając w różnych miejscach w kraju i za granicą (będę się lansował na światowca, a co?) nie raz przyszło mi się wspinać po podbiegu. Ale w moim planie treningowym pozycja podbiegi nie znalazła się jak dotychczas nigdy. Szczerze mówiąc nie mam tzw. bladego pojęcia jak to się stało. Niemniej stało się. Na szczęście wkrótce się zmieni, bo w moim planie na następne tygodnie talka pozycja pojawia się (wreszcie).

A przecież od lat wiadomo, że podbiegi mają bardzo pozytywny wpływ na poprawę siły wytrzymałości i szybkości u biegaczy, jak czytam w portalu bieganie.pl. Dzięki bieganiu pod górę aktywowanych jest - jak czytam dalej - od dwóch do trzech razy więcej włókien mięśniowych, niż w biegu po płaskim terenie. Podbiegi wpływają również na stabilizację stopy, a także siłę odbicia od podłoża. Bieg pod górę zwiększa też tolerancję twojego organizmu na poziom kwasu mlekowego we krwi.
Jeden z kandydatów na realizację treningów - góra saneczkowa w Lesie Marcelińskim (Źródło: Wikipedia)
Pytanie tylko jak te podbiegi i gdzie? Zacznę od łatwiejszego (łatwiejszego oczywiście do momentu, kiedy przyjdzie mi to wykonać w praktyce), czyli od jak. Nad szybkością i długością rozwodził się nie będzie, bo tu akurat szczególnie dobrze pasuje uniwersalna odpowiedź na dowolne zadane pytanie - to zależy. Natomiast jeśli chodzi o gdzie, to trzeba pogłębić pytanie i ustalić jaki ów podbieg być powinien. Guru polskiej szkoły treningowej, czyli Jerzy Skarżyński radzi, aby podbieg znajdował się nie dalej niż 2-3 kilometry od odmu, najlepiej w lesie (a przynajmniej by nawierzchnia była nieutwardzona) i miał 150 do 200 m długości. I jeszcze kwestia nachylenia. Pan Jerzy zaleca nachylenie (niewielkie, wydawałoby się) rzędu 2-3% (czyli niewiele większe - przepraszam, zboczenie zawodowe - niż na dobrze wykonanym tarasie), co oznacza mniej więcej tyle, że na odcinku stu metrów (z tym, że mierzonym "po płaskim" powinniśmy mieć przewyższenie 2-3 metrów.
Z drugiej strony w internetach częstokroć wyczytać można, że podbieg powinien mieć nachylenie 5 do 15 stopni. A to już zdecydowanie więcej niż razi pan Jurek, bo odpowiada 9 do 27%! I bądź tu mądry i pisz wiersze...

Niemniej abstrahując już od nachylenia - blisko, długi i po miękkim. Wiśta wio, łatwo powiedzieć! Przypomina mi się od razu Trójkąt Studenta: wysypianie się, dobre stopnie, bogate życie towarzyskie - możesz wybrać dwa z trzech. Jak znajdę dobry podbieg po miękkim, to jest za krótki. Jak jest odpowiednio długi, to po asfalcie (względnie po kostce). A te i długie i miękkie za daleko.
Ale nic to. Jak nie znajdę nic nowego, wybiorę z tego co jest - w myśl zasady, jak się nie ma co się lubi. Ale póki co, czeka mnie jeszcze tydzień spokojnego biegania.

7 komentarzy:

  1. Szukanie fajnych podbiegów na nizinach to rozrywka sama w sobie :)
    Sam mam 3 km do 400-metrowego, nie bardzo stromego odcinka w lesie. Wadą jest bardzo nierówne podłoże i mrowie komarów wiosną i latem.
    Nie mam za to w okolicy żadnej sensownej pętli krosowej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Większość swoich podbiegów tłukę po asfalcie, czyli na Agrykoli, bo podbiegi z miękką nawierzchnią znajdują się znacznie dalej od mojego domu i wymagałyby każdorazowej wyprawy. Mam nadzieję, że spodobają Ci się podbiegi - to jedna z moich najulubieńszych jednostek treningowych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech Ci się podbiega na zdrowie! Ja odkryłam nową górkę, ale wbiegnięcie zajmuje mi tylko 30 sekund, inna, znacznie bardziej stroma to ok. 40 sekund. Niełatwo znaleźć sensowne wzgórze na płaskim terenie.
    P.S. Nie jestem zwolenniczką zapraszania na swojego bloga u kogoś w komentarzach, ale robię wyjątek ze względu na ciekawe uwagi pod moim tekstem o podbiegach (głównie chodzi o dwie pierwsze wypowiedzi, podniosły mnie na duchu):
    http://przyjemnoscbiegania.blogspot.com/2012/12/podbiegi.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam również problem ze znalezieniem optymalnej górki do podbiegów - w końcu znalazłam jakąś w miarę sensowną, 150m na asfalcie, z szeroką publicznością w postaci przechodniów i przejezdnych aut. Niestety znalezienie optymalnej górki na obszarze nizinnym, na morenie dennej i to jeszcze blisko domu graniczy z cudem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Adam, 400 m to kawał podbiegu - szczęściarz z Ciebie :-) W Poznaniu fajnym miejscem do biegania krosów są okolice Malty. Na nieszczęście mieszkam dokładnie z drugiej strony Poznania.
    @Hania, też mam taką nadzieję ;-)
    @Emilia, dzięki, że przypomniałaś mi ten wpis - komentarze faktycznie podnoszą na duchu.
    @Maria, faktycznie należy postrzegać to w kategoriach cudu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też trochę boleję że tak prawie całkowicie zapomniałem o podbiegach. Szukam ale na razie najbliższy sensowny to jakieś 9-10km od domu...
    A jak szybko na tym podbiegu powinno się biegać? Szybciej niż po płaskim, tak samo, wolniej czy "to zależy" :) ?

    OdpowiedzUsuń
  7. @Leszek, Wojtek Staszewski pisał gdzieś na blogu, że umiarkowanie długie podbiegi (chyba do 400 m) i niezbyt strome robił z prędkością startową na 10km, w porywach nawet na 5km.
    @Drproctor, niby szczęściarz, ale mnie się górki marzą :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...