12 czerwca 2013

Wyzwanie 2013 - Tydzień 1 Plus

Przygotowania do czternastego (a propos, zastanawiałem się ostatnio, czy przyjdzie mi biegać parzyste edycje maratonu w moim mieście) Maratonu Poznańskiego zaczynają nabierać rumieńców. Aczkolwiek powoli, bo na razie biegam (relatywnie) mało i wolno. Ale jak twierdzi Skarżyński, w bieganiu również obowiązuje Zasada Pareto, przy czym w tym wypadku przyjmuje ona tę formę, że praca na wynik w maratonie, to w osiemdziesięciu procentach powolne tłuczenie kilometrów. Nie jest to może to, co tygryski lubią najbardziej, ale skoro trener zaleca...
Foto: Jennoit
Za mną zatem pierwszy tydzień przygotowań, a właściwie tydzień pierwszy plus.A ten plus to dlatego, że (po pierwsze) zaczęliśmy (pisząc my, mam na myśli siebie i trenera) realizację planu od niedzieli (nie zdecydowałem się zatem zaklasyfikować tego jednego wyjścia jako tydzień treningowy, tym bardziej, że w tym konkretnym tygodniu faktycznie biegałem tylko raz), a także (po drugie) trening z kolejnej niedzieli, z uwagi na rozbudowaną agendę (takie modne słowo ostatnimi czasy) niedzielnego życia rodzinnego, na którą złożyły się warsztaty wiązania dzieci w chuście (Hanka po raz pierwszy wylądowała na plecach) oraz urodziny pewnego Franka (pierwsze urodziny dodajmy), musiałem przesunąć na następujący po niej poniedziałek. W największym skrócie realizacja planu przedstawiała się następująco.

W niedzielę (2 czerwca) wylegiwałem się w wyrze do piątej. Mało tego w domu byłem już o siódmej. Dawno nie biegałem w niedzielę tak krótko. Jedynie dziesięć kilometrów spokojnego biegu, które wykorzystałem na pierwsze rozeznanie terenu w temacie poszukiwania optymalnego podbiegu. We wtorek (4 czerwca) sytuacja podobna - spokojne dziesięć kilometrów i dalsze poszukiwania wzniesienia w terenie nizinnym. Jedna zasadnicza różnica była taka, że tym razem na koniec treningu czekało mnie dziesięć stumetrowych przebieżek z przerwami w truchcie na odcinku tej samej długości. W czwartek kolejna dycha - tym razem bez przebieżek, ale wciąż kluczyłem po okolicy rozglądając się sumiennie dookoła. Na tyle sumiennie, że w pewnym momencie wylądowałem na terenie ogródków działkowych i dobrą chwilę zajęło mi znalezienie nie zamkniętej (poznaniacy mawiają czasem nie zakluczonej) furtki, przez którą mogłem się z tychże ogródków wydostać (pocieszające jest to, że gdybym się nie wydostał, raczej nie umarłbym z głodu, chyba...). I dopiero w poniedziałek (10 czerwca) - który miał być niedzielą - kilometraż wzrósł do dwunastu kilometrów zakończonych pięcioma przebieżkami 100/100 m. Te dwanaście kilometrów sprawiło mi największą trudność w porównaniu z poprzednimi treningami - biegło mi się jakoś tak niekomfortowo. Ale tłumaczyłem sobie to tym, że ten jedyny raz w tym tygodniu wylądowałem na pętli zamiast biec gdzie nogi i oczy poniosą i z powrotem, żeby skończyć gdzieś blisko domu.
Reasumując tydzień zamknąłem z wynikiem czterdzieści pięć kilometrów na koncie (lub - jeśli ktoś się by te osiem dni rozbić jednak na dwa tygodnie - dziesięć i trzydzieści pięć), a zajęło mi to łącznie cztery godziny i trzydzieści siedem minut.

W przyszłym tygodniu czeka mnie dalsza rozbudowa kilometrażu i jedno istotne urozmaicenie w postaci debiutu w dyscyplinie znanej szerzej jako triatlon (względnie triathlon, jeśli kto woli). Ale o tym przy innej okazji.

4 komentarze:

  1. No to widzę że podobnie do mnie - też zacząłem od tego spokojnego tłuczenia i też tak około 11km na jedno wyjście... Powodzenia życzę w tym triathlonie, spróbuj płynąć do przodu a nie jak niektórzy co zawracają w połowie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No ciekawa jestem jak ci pójdą przygotowania wg nowego planu :) A znalazłeś w końcu ten podbieg?
    ps. powodzenia w TRI :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Leszek, spróbuję ;-) Pianki raczej na odwrót nie założę, bo płynę bez :-)
    @Ava, też jestem ciekaw... O podbiegach jeszcze będzie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przygotowywałem się wg Skarżyńskiego do zeszłorocznego Maratonu Warszawskiego. Chociaż plan jak dla mnie jest trochę monotonny, to muszę przyznać, że dał wymierne efekty - złamane 3:30. Powodzenia w triathlonie.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...