25 sierpnia 2012

Jak nie zima, to klima

A może wirus, bo Ślubna cały zeszły tydzień kaszlała. W każdym bądź razie w tym tygodniu ja kaszlę, chrypię i chrypiąc narzekam na ból gardła. A przez to wszystko miniony już pięć dni temu tydzień luzowania przeszedł (jak na razie) w tydzień bez biegania (wciąż mam nadzieję na niedzielne wybieganie). Ale nie ma siły, jeden taki tydzień w przygotowaniach zawsze się trafi, no zawsze...
Ale skoro tydzień oficjalnego schodzenia z kilometrażu mamy już za sobą, oznacza to ni mniej ni więcej tylko tyle, że winny jestem mały raport taktyczny. Do dzieła zatem.

Tydzień ósmy planu (30 lipca - 5 sierpnia) zaczął się niestety w piątek - wtorkowy trening nie wypalił, a nie chciałem go robić w środę, gdyż zależało mi aby być wypoczętym na czwartkowe przedpołudnie kiedy to zrobiłem sobie kolejną próbę wysiłkową (wyniki pozytywnie zaskakujące). A  w piątkowy wieczór rytmy na granicy progu mleczanowego - pięć razy po siedem minut i trzy minuty odpoczynku w strefie niebieskiej. Razem z wstępem i zakończeniem 12,4 km. W niedzielę długas, czyli 2:40 z czego 2:20 w strefie zielonej - dało to prawie trzydzieści kilometrów. Prawie bo 29,58 km. Łącznie tydzień zamknięty z 41,98 km na liczniku (nie licząc próby wysiłkowej).

Tydzień dziewiąty (6-12 sierpnia), jak już wspominałem, zaczął się wraz z moim urlopem w czwartek, a zakończył w poniedziałek. Ale (o tym też pisałem) plan zrealizowany w całości. Na początek urlopu długi bieg w środku tygodnia, czyli godzina pięćdziesiąt, z czego półtorej na zielono. Dystans - połóweczka z górką, czyli 21,82 km. W sobotni wieczór test - tym razem wpisany w plan treningowy: interwały Yasso. Dziesięć minut na rozgrzewkę w niebieskiej strefie, tyleż samo na schłodzenie. A pomiędzy? Dziesięć razy po 3:30 w strefie żółtej i za każdym razem tyle samo odpoczynku w niebieskiej. Poszczególne 3:30 miały wystarczyć na przebiegnięcie 800 m. Niestety nie udało mi się tego treningu zrobić na stadionie, ale test przebiegł pomyślnie - najwolniej było za siódmym razem (807 m), pozostałe z większym zapasem. Łącznie 17,87 km w godzinę trzydzieści. Na koniec (czyli na początek) tygodnia pobudka w poniedziałkowy poranek i dwie godziny pięćdziesiąt minut hasania po lesie. Marcelińskim Lesie. Tak się wyhasałem, ze aż mi bateria w Gremlinie padła. Ale dzięki porównaniu zgromadzonych uprzednio danych z tymi z miCoacha mogłem w dzienniku zapisać przebieg 33,80 km. Czyli bilans tygodniowy daje rekordowy dystans łączny, tj. 75,5 km bez stu metrów.

A reszta drugiego (jedynego pełnego) tygodnia urlopu (13-19 sierpnia) to luzowanie (przynajmniej z założenia). W środę krótko (40 minut), ale mocno - piętnaście interwałów po minucie w żółtej strefie. Odpoczynek w strefie niebieskiej tak samo długi. Oraz oczywiście rozgrzewka i schłodzenie - łącznie 8,30 km. W piątek zamiast zaplanowanego treningu zrobiłem sobie kolejny test - tym razem test Conconiego (na bieżni mechanicznej). wyniki wyszły mi niezwykle trudne do zinterpretowania, ale chyba potwierdzają uzyskane dwa tygodnie wcześniej dane (czyli próg przemian beztlenowych w okolicy 168 uderzeń na minutę). Nabiegałem na tej bieżni (o ile można jej wierzyć) równe 4 km. W niedzielę znowu pobudka przed świtem (tak tak - to powoli sobie od nas idzie) i tzw. fast finish long run. Ciekawie było, nie powiem. Najpierw dziesięć minut na rozruszanie tłoków, potem pięćdziesiąt minut w strefie zielonej. Z założenia przynajmniej, albowiem (nie wiem czy to przez rześki poranek) serce tego dnia nie chciało łomotać i dobre pół godziny nie mogłem przekroczyć bariery 155 uderzeń na minutę (tzn. mógłbym, ale musiałbym podkręcić tempo, a tego nie chciałem robić). Gdy Gremlin zaczął pokazywać jedynkę na początku przyszła kolej na pół godziny w docelowym tempie maratonu (4:58/km) - poszło nadzwyczaj gładko i równo. Na koniec dziesięć minut w strefie żółtej i tyle samo na ochłodę w niebieskiej. Razem 22,09 km i 33,49 km łącznie od środy.

W tym tygodniu powinienem na nowo nabijać kilometraż bo w planie najpierw była godzina pięćdziesiąt, potem godzina dwadzieścia, a na razie nabijam puste miejsca w kalendarzu. Ale to już zupełnie inna historia...

4 komentarze:

  1. Ano zawsze się taki tydzień musi przytrafić. Wracaj do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na ból gardła polecam płukanie starym, poczciwym Gargarinem. I ciepłą wodę z imbirem do picia. Zdrowiej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, co to są te interwały Yasso??? :) Michał też to ma, chyba coś przegapiłam :)
    A nasz organizm to taki złośliwiec, często przed ważnym wydarzeniem robi numery, szczegolnie jeśli komuś zależy żeby numeru nie zrobił. Ale czas jeszcze masz, zdrówko wróci i akurat na szturm Berlina będziesz w formie

    OdpowiedzUsuń
  4. Z gardłem już lepiej. Nawet zaległego "długasa" dzisiaj zrobiłem :-)
    @Ava, nie łam się - ja się dowiedziałem co to Yasso, jak już to pobiegłem. Więcej możesz poczytać tutaj: http://treningbiegacza.pl/trening/plany-treningowe/item/9-yasso-800s

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...