14 sierpnia 2012

Wstawanie o świcie

Jeśli w poniedziałek wstajesz o czwartej, to być może właśnie masz urlop... Tak właśnie jest w moim przypadku. Od czwartku odpoczywam od pracy zawodowej - śmieje się sam siebie, że wziąłem trzy razy po dwa dni wolnego, bo do pracy wracam w poniedziałek, a jutro przecież dzień wolny ustawowo. Nie czuję jednak abym miał jakoś więcej czasu. Częściowo winę ponosi za to kończący się (na szczęście) remont (wspominałem już, że moja Ślubna postanowiła pozbyć się z kilku ścian z mieszkania?), a częściowo to, że jestem tzw. młodym rodzicem, więc jeśli nie ma akurat nic ważnego do zrobienia związanego z remontem, poświęcam czas co najmniej jednej z moich Pociech. A bieganie? Po staremu, czyli jak reszta rodziny już lub jeszcze śpi. Tak było w sobotni wieczór, gdy do domu wróciłem przed północą. Tak było też wczoraj, gdy wstałem o czwartej by zrobić prawie trzygodzinne długie wybieganie. Tylko dlaczego wybieganie w poniedziałek? Powiedziałbym, że prawo urlopu właśnie. Takie biegowe prawu Murphy'ego: jeśli w poniedziałek nie idziesz do pracy, na pewno nie uda ci się zrobić niedzielnego wybiegania zgodnie z planem.
A urlop, przez to, że zaczął się właśnie w czwartek, całkowicie zdemolował mi plany biegowe na miniony tydzień. Wszyscy wiemy jak wyglądają ostatnie dni w pracy przed (nawet tak krótkim) urlopem, że o ostatnim dniu nie wspomnę. Tak było i tym razem - środa była masakryczna. Niby miałem zaplanowaną jedną istotną rzecz na cały dzień (tzw. powierzchnię próbną, jeśli ktoś jest szczególnie zainteresowany), wszystkie inne sprawy zasadniczo podomykane. I cisza przed burzą: powierzchnia poszła nadspodziewanie gładko - skończyliśmy przed południem i nawet przeszło mi przez myśl, że wyjdę o czasie (znacie bajkę o Łodzi?). I o dwunastej rozdzwoniły się telefony od najrozmaitszych przełożonych, z których każdy miał jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki, a wymagającą bezwzględnie mojego zaangażowania. Także wychodząc dwie do domu po dziesięciu godzinach w firmie, byłem szczęśliwy, że to już. Wieczorem stanąłem więc przed dylematem: wychodzić na długi (plan przewidywał godziną i pięćdziesiąt minut) trening w stanie bliskim wyczerpania, czy jednak najpierw się wyspać. Wynik był taki, że tydzień treningowy zaczął się w czwartkowy poranek. Po stronie sukcesów należy jednak zapisać to (choć nie tylko), że plan tygodniowy udało się zrealizować w całości (oczywiście tylko dzięki wolnemu poniedziałkowi).

A z wydarzeń minionego weekendu muszę wspomnieć o dwóch (tych biegowych). O niedzielnym starcie Henryka Szosta rozpisywał się nie będę, bo jeśli ktoś nie widział, na pewno już się naczytał tu i ówdzie. Chociaż oglądać łatwo nie było, bo wymagało to ode mnie nieustannego zmieniania kanałów między Dwójką (czekałem się czy Przemek Babiarz znowu powie coś takiego, że pozostali maratończycy będą zastanawiać się co podmiot liryczny miał na myśli?) a Eurosportem. A i tak nie udało się obejrzeć w całości. Cieszmy się jednak, że w ogóle jakakolwiek stacja chce emitować relację z czegoś tak nudnego jak bieg maratoński.
Drugim wydarzeniem weekendu było otwarcie kilkaset metrów od mojego domu (na sąsiedniej ulicy) Sklepu Biegacza. Cieszę się bo po pierwsze blisko. Po drugie (choć to sklep sieciowy) przełamana została nieco inwencja nazewnicza - do tej pory mieliśmy w stolicy Wielkopolski dwa specjalistyczne sklepy dla biegaczy, jeden nazywa się Runnersworld, a drugi... Świat Biegacza. Być może poziom konkurencji wpłynie też na poziom usług, bo jak na razie poznańskie sklepy nie zbierają zbyt pochlebnych opinii... A tak poza tym czekam teraz na sklep dla pływaków w najbliższej okolicy. Tuż pod nosem mamy już świetny (mimo, że mały) sklep rowerowy, więc gdyby było też coś związanego z pływaniem, mielibyśmy dzielnicę triatlonową... A wracając jeszcze do otwarcia nowego sklepu, szampana wprawdzie nie było, ale dzięki zdjęciu z niedzielnego spaceru (widocznemu powyżej) zostałem (a właściwie zostaliśmy) obdarowani czapeczką do biegania.
I powiedzcie, kto ma teraz bliżej do sklepu (biegowego oczywiście) bliżej ode mnie?

4 komentarze:

  1. To już lepiej odpuścić trening, albo go przełożyć, niż wykonywać przy naprawdę silnym wyczerpaniu, Jak się przeprowadzałam w zeszłym roku, odpuściłam treningi w dni przenoszenia licznych bagaży i rozpakowywania ich, bo to by było za wiele.

    Warszawskie Centrum Biegowe Ergo otwiera filię na Ursynowie, też będę miała kilkaset metrów, a kto bliżej to już każdy musi się przebiec do swojego sklepu i porównamy trasy :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż tak blisko nie mam ;) No i podziwiam za wstawanie o czwartej w celach treningowych!

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę miał bliżej ;) Sklep biegacza otwierają mi po drugiej stornie ulicy. I nowe Centrum Biegowe ERGO jakieś 1,5 km dalej (to samo co Emilia). W promieniu mili mam jeszcze napieraj.pl. Czyli urodzaj pełną gębą :D
    Dodam, że nie mieszkam w centrum.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chcę jakiś sklep dla biegaczy w pobliżu;)masz niezła Bartek zamiąchę, ale jak wyjdziesz na prostą to same życiówki Cię czekają:) pozdrówka

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...