2 sierpnia 2011

Suchy prowiant i mokre picie

Kilka (tak naprawdę już kilkanaście) dni temu na blogu Hanki, przy okazji tematu skrzywień biegacza, zawiązała się mała dyskusja na temat zabierania ze sobą prowiantu na dłuższe wybiegania. Dobrze się złożyło, bo już od jakiegoś czasu zamierzałem poruszać tutaj ten temat. W moim przypadku zaczął on dotyczyć już nie tylko dłuższych treningów, ale również zawodów.

Prawie od zawsze, odkąd wychodzę na treningi dwugodzinne i dłuższe, zabieram ze sobą izotonik i żele energetyczne (w przypadku "standardowych" treningów trwających ok. godziny, żeli nie używam wcale, a izotonik czeka na mnie w domu). Od początku problem stanowiło jednak dla mnie, "jak" to ze sobą zabierać. Długo szukałem optymalnego rozwiązania i w końcu jakiś rok temu zdecydowałem się na pas z czterema małymi bidonami - jeden duży do mnie nie przemawiał, a plecaka kupować nie chciałem, z obawy przed nadmiernym poceniem się pleców.

Pas generalnie sprawdził się, nawet przy dużych mrozach, gdy schowany pod bluzą wciąż nosił w sobie płyn, który dawało się wypić. Notoryczny problem stanowiło jednak przenoszenie innych drobiazgów - kieszonka jest na tyle mała, że "upchanie" więcej niż pięciu tubek żelu energetycznego stanowi niemały problem, nie mówiąc już o komórce, czy kluczach. Pozostawał też odwieczny problem, co z dokumentami, które trzeba zabrać ze sobą, gdy np. wybieram się pobiegać gdzieś, gdzie muszę dotrzeć samochodem.
Można dokupić coś w rodzaju torebek, które można do takiego pasa przymocować, ale takie rozwiązanie nie jest ani wygodne, ani funkcjonalne.

Dlatego też, zachęcony pozytywną recenzją jednego z moich biegowych znajomych, zdecydowałem się ostatecznie kilka tygodni temu na zakup plecaka do biegania Kalenji, który wydaje się rozwiązywać wszystkie powyższe problemy.
Po pierwszych trzech wyjściach muszę przyznać, że jestem zadowolony z zakupu (a cena przystępna). "Pomęczę" go jednak jeszcze trochę i wówczas spróbuję napisać szerszą recenzję.

Ostatnio "męczyła" mnie również kwestia transportu własnych odżywek na zawodach. Niestety w większości przypadków organizatorzy nie przewidują możliwości pozostawienia własnych specyfików w punktach odżywiania (szczerze mówiąc, trudno im się dziwić). Było by jednak optymalnie, gdybym na samych zawodach stosował to samo rozwiązanie, co podczas długich treningów, czyli żele energetyczne. Stąd mój kolejny zakup ostatnich dni - pas na numer startowy (tej samej marki, co plecak).
Mój zakup nie był jednak podyktowany potrzebą związaną z podstawowym zastosowaniem tego elementu wyposażenia biegacza - chodziło mi właśnie o możliwość wygodnego przenoszenia tubek z żelem. Jak to wyjdzie w praktyce - przekonam(y) się wkrótce, o czym oczywiście nie omieszkam donieść.

A na sam koniec zagadka!
Jak myślicie, jakie zastosowanie plecaka przedstawia powyższa fotografia?

6 komentarzy:

  1. Domyślam się, że ten magiczny przyrząd to gwizdek Jakich żelów używasz do takich malutkich szlufek ?

    OdpowiedzUsuń
  2. To się żuje, kiedy już zabraknie nabojów żelowych za paskiem? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak zaopatrzony pewnie myślisz o jakiejś "setce" Rzeźniku lub innej ultra imprezie biegowej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Mauser, bingo! Tylko na co ten gwizdek - na dzikie zwierzęta? A używam dokładnie tych żeli, które widać na zdjęciu (Aptonia).

    @Hania, to też jakiś pomysł..;)

    @Tete, a wiesz, że Rzeźnik zaczyna mi po głowie chodzić...

    OdpowiedzUsuń
  5. Gwizdek może do wezwania pomocy, gdyby coś Ci się stało. A tak liczyłam, że to jakaś odżywka Ostatniej Pomocy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,

    Ja mam plecak Quechua ale gwizdek identyczny. Z tym gwizdkiem wiąże się zabawna historia bo kupując plecak o gwizdku nie wiedziałem. Dopiero jakiś czas po kupnie przeczytałem na stronach Decathlonu że ten plecak ma gwizdek. A dopiero po następnych kilku dniach odkryłem że ten pomarańczowy zatrzask jest owym gwizdkiem:) A już myślałem że mnie ktoś w błąd wprowadza...

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...