18 października 2010

Treningi udane i nie

Temat gadżetów powraca. Nie da się ukryć, że pulsometr, który czuwa nad prawidłowym przebiegiem treningu to duże ułatwienie. Gorzej gdy zaczynamy polegać na nim za bardzo. Głupio się przyznać, ale wczoraj przydarzyło się to właśnie mnie. W planie (czyli w m.in. w Gremlinie) miałem godzinę i czterdzieści pięć minut - dziesięć minut w pierwszym zakresie na początek, pięć na zakończenie i półtorej godziny w drugim zakresie w środku. Na początku szło dobrze, choć niedzielny poranek do najcieplejszych nie należał. W ciągu pierwszych dziesięciu minut dotarłem do Lasku Marcelińskiego i "wkroczyłem" na pięciokilometrową pętlę. Pokonałem pierwszą, uzupełniłem płyny, potem drugą, znowu uzupełniłem płyny... i gdy odkładałem butelkę, nacisnąłem nieopatrznie przycisk "lap". Mój Gremlin uznał zatem, że zakończyłem drugi etap treningu a ja trochę zgłupiałem. Mogłem przecież pobiec dalej, a zacząłem się zastanawiać: zwalniać czy nie. No bez sensu, zupełnie bez sensu. Stanęło na tym, że te ostatnie pięć minut przebiegłem ignorując bezczelnie alerty pulsometru, że niby biegnę za szybko. A ponieważ w przypadku zdefiniowanych wcześniej treningów stoper sam się zatrzymuje, to, gdy już do tego doszło, wyzerowałem go i pobiegłem dalej, choć teraz już nieco wolniej. Z tego wszystkiego zamiast 10 + 90 + 5 wyszło 10 + 52 + 7.
Nauczka na przyszłość? Dwie: po pierwsze uważać na przyciski (podwójna, bo na maratonie w Warszawie też, sam nie wiem jak i kiedy, "udało" mi się spauzować stoper), po drugie Gremlin ma mi pomagać, a nie mną kierować (i będę to sobie powtarzał do znudzenia).

Na szczęście w środę (minioną oczywiście) plan treningowy udało się zrealizować w stu procentach. Zakłócał mi go jedynie miejscowy klub seniora (nie obrażając większości seniorów), który wybrał nie na spacer ze swoimi pieskami, zajmując całą ścieżkę, a pieski trzymając na krótkiej smyczy - tak (na przysłowiowe oko) ze trzy metry, dzięki czemu, podczas pierwszego z czterech sześciominutowych odcinków w trzecim zakresie, miałem bliższe (na szczęście nie za bliskie) spotkanie z owczarkiem szkockim długowłosym.

3 komentarze:

  1. Wiesz, jakbyś po wciśnięciu lapu skończył trening albo nie wychodził biegać, kiedy bateria padła, to by był powód do niepokoju - a tak to można uznać, że kontrolujesz sytuację ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To i tak cudownie, że klub seniora trzymał pieski na smyczy. Po krótkiej przerwie, do Lasu Kabackiego wróciła moda na wolne wybiegania, fartleki i sprinty czworonogów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cytując z pamięci: "Spokojnie, on nie gryzie". Dla kogoś brzmi znajomo? ;)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...