21 lipca 2015

O dwóch historiach z przeszłości uwag kilka

Dawno, dawno temu, gdy po kolejnej nieudanej próbie reaktywacji siebie jako judoki, postanowiłem podjąć się innej, zarazem, jak się mawia, najprostszej, a co za tym idzie i co najważniejsze, dającej się pogodzić z moim niezwykle nieregularnym, zarówno pod kątem czasu, jak i miejsca, w którym ją świadczę, charakterem pracy, aktywności fizycznej (nie muszę dodawać, że chodzi o bieganie?), wpadł mi w ręce pierwszy (zdaje się, że podówczas było to wydanie specjalne Men's Healh) numer czasopisma dla biegaczy o jakże swojskim tytule Runner's World. Kolejny (z tym, że nie dosłownie - zdaje się, że był to numer dwa lub trzy) trafił do mnie w moim pierwszym pakiecie startowym. I tak zostałem stałym czytelnikiem, którym pozostaję do dziś i choć nie czytam już (jak to się drzewiej przytrafiało) od deski do deski, kupuję chociażby z uwagi na pewien felieton i pewnego felietonistę.

Jeszcze bardziej dawno, dawno temu, czyli gdzieś na początku liceum, trafiła w moje ręce pewna płyta CD. Nie posiadałem podówczas odtwarzacza płyt CD (dorobiłem się go dopiero po studiach, wraz z pierwszym pecetem) i musiałem poprosić kolegę, by mi ją przegrał na kasetę magnetofonową. Od tej płyty zaczęła się moja fascynacja zespołem The Doors (ona akurat nie przetrwała próby czasu). Była to jednakże fascynacja stricte muzyczna, bowiem tekstów rozumieć po prostu nie mogłem. Jedynymi językami obcymi, z jakimi miałem styczność - a przypomnę, że wychowałem się na tzw. prowincji - były niemiecki i rosyjski (nazywaliśmy je wówczas nieco inaczej, nawiązując do dwóch systemów totalitarnych wywodzących się z tych samych części Europy co owe języki). Nawet tytuł widniejący na okładce musiałem tłumaczyć przy pomocy słownika. A brzmiał on The best of...
Widać już pierwsze ślady użytkowania...
Co łączy te dwie historie? Pewne wydawnictwo, które mógłbym, z uwagi na niewielki format oraz kolor okładki określić czerwoną książeczką. Ale wolę określić jako The Best of Runner's World. Choć tak naprawdę nosi tytuł Runner's Wold Extra.

Na niemal stu osiemdziesięciu stronach (w zasadzie jest ich dokładnie sto osiemdziesiąt, ale wliczając cztery strony okładki), w ośmiu działach tematycznych zgromadzono sporą dawkę biegowej wiedzy. Poczynając od pierwszych kroków, zasad treningu oraz diety po informację, po które sięgamy zazwyczaj w tzw. poniewczasie, czyli na temat zdrowia i kontuzji. Jest też coś o treningu uzupełniającym (podobno nie samym bieganiem człowiek biegacz żyje), zrzucaniu wagi (u mnie zawsze temat na czasie), a nawet kobiece sprawy (wygląda na to, że stworzyli ten dział nieco na siłę - poprawność polityczna, czy co? - bo są w nim dwa artykuły: Zdrowie kobiety i ... 21 tematów do rozmów). Na koniec oczywiście rozdział o wszystko mówiącym tytule Twoje starty, a w nim między innymi plany treningowe (do jednego z nich właśnie przekonuję szwagierkę).

Niby nic wielkiego, zebrać kilkadziesiąt już gotowych artykułów i raz jeszcze wydrukować. Jest to jednak spora dawka przydatnej często wiedzy zebrana w jednym miejscu. Dla mnie za tą czerwoną okładką kryję się też pewna dawka sentymentu - z wieloma tymi artykułami uczyłem się biegać. Może więc warto wydać (ja akurat miałem to szczęście, że trafił mi się darmowy egzemplarz i nie musiałem) te dziewiętnaściedziewięćdziesiątdziewięć (sic!) by mieć ją na półce i po ręką? Polecam, mając na względzie wymieniony powyżej sentyment, szczególnie początkującym.
Swego czasu studiowałem ten artykuł bardzo intensywnie
Byłbym zapomniał, brakuje mi tylko jednego. Zestawienia najciekawszych ścieżek biegowych w różnych miejscach naszego pięknego kraju. I wciąż czekam na zbiorcze, piękne wydanie felietonów pana Jacka Fedorowicza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...