23 czerwca 2015

O Tour de Posnania uwag kilka

Poza tym, że na swoje główne (te o priorytetach A i B) starty staram się wybierać biegi z atestem, sama trasa nie stanowi dla mnie głównego kryterium wyboru. Pewnie, lubię jak jest ciekawa i urozmaicona. A jeszcze bardziej lubię, gdy jest szybka i płaska. Nie lubię natomiast, gdy na informację o przebiegu trasy trzeba czekać do ostatniej chwili. Inaczej rzecz ujmując, podoba mi się, gdy z przebiegiem trasy można zapoznać się odpowiednio wcześniej. Tylko co to znaczy odpowiednio wcześniej?

Do Poznańskiego Maratonu pozostały niecałe cztery miesiące (biorąc pod uwagę, że w cztery miesiące można się przygotować do maratonu niemal od zera, a niektórzy to nawet zostają ministrami na cztery miesiące właśnie, to wydaje się być odpowiednio wcześnie) i właśnie (konkretnie to w zeszłym tygodniu) poznaliśmy jego trasę. Mało tego. Orgowie zafundowali nam thriller w odcinkach, po kawałku uchylając coraz większy rąbek tajemnicy.
Trasa w kształcie - no właśnie, czego? (źródło: marathon.poznan.pl)
Pierwsza część trasy wygląda całkiem znajomo. A jednak różni się od zeszłorocznej. Start – bez zaskoczenia – z ulicy Grunwaldzkiej na wysokości hotelu Sheraton. Pierwsze trzy kilometry to właśnie ulica Grunwaldzka w kierunku (nomen omen) Grunwaldu. Na skrzyżowaniu z ulicami Bułgarską i Jugosłowiańską nie skręcamy, jak przed rokiem (ja to w sumie nie skręcałem, ale to taki małe uogulnienie), w kierunku stadionu tylko w lewo – na mój fyrtel – w ulicę Jugosłowiańską właśnie. Dalej trasa wiedzie dobrze już znanymi ulicami – Taczanowskiego, Ściegiennego, Arciszewskiego i Hetmańską. W miejscu, w którym wysadziłem w zeszłym roku Damiana, a później dopingowałem biegaczy, stojąc między radiowozem a lawetą z moim samochodem, wypadnie mniej więcej szósty kilometr (w zeszłym roku był dziesiąty). Po trzech kilometrach Hetmańskiej zbiegamy w Dolną Wildę, dalej w ulicę Żelazka (Mariana - nie may w Poznaniu ulicy na cześć AGD) i wreszcie w Drogę Dębińską, na której tym razem nie będzie agrafki. Ciąg dalszy dobrze znany – przez Las Dębiński do (po raz kolejny) Dolnej Wildy (z tym, że innej jej części) i powrót na Hetmańską. Dobiegając do Warty i mostu Przemysła, będziemy mieć w nogach jakieś czternaście kilometrów.

Druga część to miejsce, gdzie spotkać można prawdopodobnie najlepszych kibiców w Polsce, a na pewno najlepszych w Poznaniu. Rataje. Pobiegniemy ulicami Zamenhofa, Piłsudskiego, Inflancką i Kurlandzką. W okolicach wiaduktu nad tzw. Trasą Katowicką miniemy półmetek. Potem ulice Piaśnicka, Chartowo i dobiegamy do dobrze znanej wszystkim poznańskim biegaczom ulicy abpa Baraniaka (a dokładnie zbiegu Baraniaka i Dymka – również arcybiskupa). I skręcamy…

Otóż nie skręcamy, tak jak w latach ubiegłych, w prawo, lecz w kierunku Matki Politechniki. Po czym szybko skręcamy w prawo w miejsce gdzie finiszuje Maniacka Dziesiątka, Półmaraton Poznański i przez lata finiszował również sam maraton – nad Maltę. To pierwsza z dużych tegorocznych nowości i niespodzianek zarazem. Z nad Jeziora Maltańskiego ulicą Krańcową dotrzemy do kolejnego maratońskiego klasyka – ulicy Warszawskiej. I tu nastąpi naprawdę długa prosta. Przez Rondo Śródka, Ostrów Tumski (gdzie rodziła się polska państwowość), Garbary i ulicę Solną. To część trasy dobrze znana tym maratończykom, którzy pamiętają jeszcze dwupętlową trasę królewskiego dystansu. Później jednak następuje nowość. Ulica Nowowiejskiego i aleja Wielkopolska. A jeszcze dalej…

Ostatnia, czwarta część (na której zaczyna się prawdziwy maraton i prawdziwa walka) to w dużej mierze największa niespodzianka. Sołacz. Dalej, ulicami Niestachowską i Świętego Wawrzyńca przebiegniemy (choć raczej go nie zobaczymy) obok jeziora Rusałka. A potem ulica Polska i Bułgarska. Zdajecie sobie sprawę, co to oznacza? Stadion aktualnego Mistrza Polski w piłce nożnej. Będziemy mogli na tzw. legalu zrobić coś, za co normalnie grozi całkiem wysoka kara grzywny – przebiec się po murawie boiska. Zapewne odpowiednio zabezpieczonej, ale zawsze. Ostatnie cztery kilometry do już dobrze znana część. Grunwaldzka w stronę Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie będziemy finiszować. Chyba nie muszę dodawać, że mocno?
Niemiecka autostrada to to nie jest, ale nie ma co narzekać (źródło: marathon.poznan.pl)
Co mi się najbardziej podoba w tej trasie. Oczywiście wszystkie nowości. Jak najbardziej to, że nie będzie podbiegów na Serbskiej i Roosvelta (warto dodać, że jakaś super płaska ta trasa tez nie jest, ale też nie ma na co narzekać). Ale najbardziej to, że moi osobiści kibice, będą mogli mnie wspierać dwukrotnie, nie oddalając się za bardzo od domu. Jak to stwierdziła MONBŻ – raz pod domem, raz pod pracą.

A tak zupełnie z innej beczki – co Wam przypomina obrys trasy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...