24 czerwca 2014

O sensacjach XLPL Ekidena uwag kilka

Był czerwcowy poniedziałek. Podczas krótkiej służbowej wizyty warszawie dwie, z pozoru nie mające z nim nic wspólnego osoby, zagadnęły Bartka o ekidena. Jednakże obie miały na myśli tego warszawskiego - tego, podczas którego drużyna Blogaczy Szybkich rozmieniła (jak to się pieszczotliwie mówi) trzy godziny. W obu przypadkach Bartek powiedział jedno kluczowe zdanie:
- Wczoraj biegłem w Poznaniu.
Cofnijmy się zatem do wydarzeń niedzieli pietnastego czerwca.

Dla wydarzeń niedzielnego przedpołudnia kluczowe jednak okazało się to, co nastąpiło poprzedniego dnia wieczorem. Już wtedy Poznania, wraz z obstawą czterech mężczyzn (czyli małżonka oraz trójki latorośli) zawitała Warszawska Część sztafety, czyli Agnieszka. Niemal w tym samym momencie przyszła krótka wiadomość tekstowa (czyli popularny esemes) od Ali. Problemy zdrowotne z dzieckiem - Ala najprawdopodobniej nie zdoła dotrzeć do Poznania. Wzrok Bartka od razu pada na Tibora (męża Agnieszki):
- Masz buty?
- A wiesz, że wziąłem - pada odpowiedź.
Sobotni wieczór kończy się dosyć późno. Głownie za sprawą rozochoconych nowymi towarzyszami zabaw dzieci, które udaje się zagonić do łóżek dopiero w okolicach godziny dwudziestej trzeciej.
Drużyna Blgaczy na XLPL Ekiden w pełnym składzie plus jedno dziecko (zdjęcie: MONBŻ)
Niedzielny poranek to spore zamieszanie i pewna niedoorganizacja (żeby nie powiedzieć braki w organizacji). Bartek wpada do biura zawodów, odbiera pakiety oraz pałeczkę, którą natychmiast przekazuje (przypomnijmy, że bieg się jeszcze nie zaczął) Krzyśkowi oraz Marii (nazywanej również Marysią lub po prostu Mari, jak później ustalono) i wraca do domu po resztę ekipy - czyli Piątkę ze Stolycy (sic!), jak również Kobiety Jego Życia (ONBŻ+CS+CM). Wszyscy meldują się nad Maltą nie za pięć dwunasta (choż w sensie metaforycznym jak najbardziej), lecz za pięć dziesiąta, bowiem na dziesiątą właśnie zaplanowano start pierwszej zmiany. Zanim to nastąpiło, udało się jeszcze uświadomić Krzyśka, komu przekazuje pałeczkę. Gdy Krzysiek był już na trasie, na pobliskim placu zabaw założono obóz, do którego szczęśliwie dotarły wszyscy pozostali członkowie drużyny biegającej w niebieskich koszulkach, w tym nie wspomniana dotychczas Kasia.

Krzysiek dystans pierwszej zmiany, czyli cztery tysiące trzysta dziewięćdziesiąt pięć metrów, pokonuje w dwadzieścia dwie minuty i cztery sekundy. Gdy po przekazaniu pałeczki Agnieszcze dotarł do obozu, tam toczyła się już w najlepsze zabawa (piątka dzieci, co się dziwić) oraz rozmowy okołodzieciowe (trzy matki - nalezy dodać wszystkie biegające - co się dziwić). Był też czas na kibicowanie, szczególnie, gdy obok przebiegali poszczególni Blogacze. Od razu, co wspólnie zaobserwowali Bartek i Krzysiek, dało się odczuć subtelną różnice atmosfery, w porównaniu do tej, którą zapamiętali z warszawskich sztafet maratońskich. Choć nad Maltą nie brakowało miejsca i biegacze bez problemu dzielili ścieżkę z rowerzystami, rolkarzami czy spacerowiczami, skutkowało to tym, ze i atmosfera biegowego święta rozkładała się na większej powierzchni, przez co była również mniej odczuwalna.
Tymczasem Agnieszka miała już do pokonania dwa pełne okrążenia wokół poznańskiego sztucznego akwenu znanego jako Malta, czyli dziesięć tysięcy osiemset metrów. Po pięćdziesięciu dwóch minutach i pięćdziesięciu dwóch sekundach (przypadek?) dotarła po raz drugi do strefy zmian by na kolejne dwa okrążenia mogła wyruszyć Maria. Ona z kolei dystans dziesięciu koma okiem kilometrów pokonała w pięćdziesiąt cztery minuty i trzydzieści jeden sekund, ba na trasię po raz kolejny mogła pokazać się ta sama niebieska koszulka. Startujący w zastępstwie Ale Tibor, postanowił bowiem dzielnie reprezentować barwy bloga prowadzonego przez matke jego trojga dzieci i pobiec w koszulce żony. Oprócz adresu uerel bloga na plecach niósł również (co zrozumiałe) imię jego autorki. Start z tzw. biegu okazał się bogosławiony w skutkach - Tibor boeiem pobiegł najszybciej z całego składu sztafety, pokonując dystans pięciu tysięcy czterystu metrów (czyli jednego okrążenia jeziora) w zaledwie dwadzieścia jeden minut i czterdzieści jeden sekund, ustanawiając tym samym nieoficjalną życiówkę na pięć kilometrów. Tego samego, czyli poprawienia rekordu życiowego, dokonała Kasia, która z kolei na jedno okrążenie potrzebowała minut dwudziestu ośmiu i sekund szesnastu. Z bojowym okrzykiem przekazała pałeczkę Bartkowi, który wyruszył na ostatnią już, również długości pięciu koma czterech kilometrów, zmianę.
Zabawa w przerwach od kibicowania i kreatywne wykorzystanie zawartości pakietu startowego (zdjęcie: MONBŻ)
Bartek, choć poprzedniego wieczora otrzymał mejlem od Trenejro całkiem ambitne założenia na bieg, nie zamierzał trzymać się ich kurczowo. Od początku nastawiał się na miłe spędzenie czasu ze zmajomymi. To, że biegł jako ostatni oraz niezbyt przyjazna dla biegaczy (za to dla kibiców jak najbardziej) pogoda również nie mogło byc kwalifikowane jako elementy motywujące. Biegło mu się jednak dobrze - pozwolił wyprzedzić się tylko jednej osobie. Żałował jedynie, że mógł tylko raz przebiec obok swoich. Na metę, która w Poznaniu była bardzo szeroka, co wykorzystało wiele sztafet (Blogacze wpadli na ten sam pomysł, niestety poniewczasie) finiszując pełnym składem, dotarł po dwudziestu dwóch minutach i trzydziestu pięciu sekundach co pozoliło całej sztafecie na pokonanie dystansu czterdziestu dwóch tysięcy stu dziewięćdziesięciu pięciu metrów w czasie trzech godzin i dwudziestu dwóch minut, co z kolei przełożyło się na osiemdziesiąte ósme miejsce na dwieście pięć sztafet, które dotarły do mety.
Medali niby sześć, a jednak jeden (zdjęcie: MONBŻ)
Po zakończeniu biegania pozostał już tylko czas na kilka wspólnych zdjęć (zjawisko to ostatnio znane jest jako gruppenfoto) oraz wykorzystanie kuponów na posiłek regeneracyjny i wszyscy rozjechali się do blizej lub dalej umiejscowionych domów, obiecując sobie jednocześnie (jak to w tego typu opowieściach zawsze ma miejsce), że spotkają się za rok.

Czytał dla Państwa Bogusław Wołoszański*.

*Autor bloga wyrażą cichą nadzieję, że tytuł posta oraz sposób narracji (zdając sobie jednocześnie sprawę, że jest to jedynie nieudolna próba naśladowania Mistrza) sprawiły, że w swej głowie czytelnik słyszał właśnie charakterystyczny głos pana Bogusława.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...