8 maja 2014

O tym, że kwiecień nie zawsze przeplata, uwag kilka

Fakt, że długi weekend dobiegł końca, o czym wspomniałem w pierwszym zdaniu poprzedniego posta, świadczy dobitnie o jeszcze jednym. Że kwiecień mam(y) już za sobą. Może więc odrobinę biegowej buchalterii?
Muszę przyznać, że kwiecień był dla mnie pod względem biegowym bardzo udanym. Oczywiście, nie idealnym, ale to się akurat rzadko zdarza (a poza tym podobno najgorszy z planów treningowych to ten zrealizowany w stu procentach).
Po pierwsze w jedynym w tym miesiącu starcie udało się poprawić życiówkę, tym razem na tym dystansie, który z maratonem nie ma za wiele wspólnego (tak, ewidentnie i z nutą ironii w głosie po raz kolejny nawiązuję do niesławnego felietonu pana z redakcji na RZ). Po drugie, z planu wypadły mi (tzn. nie zrealizowałem ich) tylko dwa treningi: tzw. piątkowy rozruch przed startem w poznańskiej połówce (przez chwilę łudziłem się, że uda mi się go, w skróconej formie, zrobić w sobotę, ale również nie dałem rady) oraz zaplanowane na poświąteczny wtorek 10K z przebieżkami (głownie przez to, że świąteczne 32K zrobiłem w poniedziałek). I wreszcie po trzecie zrealizowałem cele treningowe na maj – przypomnę:
Primo: Nie pozwolić sobie na ani jedną ponad dwudniową oraz nie więcej niż dwie dwudniowe przerwy między dwoma kolejnymi treningami biegowymi. Secundo: Reanimować trening ogólnorozwojowy – może by tak jednak pĄpki i brzÓszki?
Ad Primo: Dwa razy między kolejnym aktywnościami biegowymi występował więcej niż jeden dzień. Przy czym w tym drugim wypadku w jednym z nich zrobiłem trening ogólnorozwojowy, co poczytuję sobie za okoliczność łagodzącą. No dobra była jeszcze jedna dwudniowa przerwa: 31 marca i 1 kwietnia, ale to było na przełomie miesięcy oraz jeszcze przed tym, jak sprecyzowałem cele na kwiecień, więc się nie liczy, prawda?

Ad Secundo: Cześć treningów biegowych udało mi się zakończyć treningiem ogólnorozwojowym, czy też (różne nazewnictwo się tu stosuje, ale jak zwał tak zwał) gimnastyką siłową. A dwa razy udało mi się nawet taki trening zrobić w dni bez biegania. Niestety musiałem zaprzestać, gdyż Trenejro zakazał przed samym maratonem takowych aktywności. Co dalej (a coś być musi) z tą częścią mojego sportowego życia, pozostaje aktualnie przedmiotem moich dogłębnych przemyśleń, owoce których przedstawię w terminie późniejszym.

Buchalteria nie była by buchalterią, gdyby nie zawierała danych liczbowych. A zatem. W kwietniu trenowałem siedemnaście (z trzydziestu) dni, z czego piętnaście dni zawierało w sobie bieganie (czyli biegałem średnio co drugi dzień, taka ciekawostka). Mimo, że to właśnie w minionym miesiącu miały miejsce najdłuższe w tej części sezonu (mam tu na myśli części między maratonami) treningi, łącznie przebiegłem blisko dwadzieścia kilometrów mniej niż w lutym (ale co się dziwić, miesiąc poprzedzający maratoński ma zawsze nieco mniejszą objętość), a konkretnie 262 km (słownie dwieście sześćdziesiąt dwa), co daje średnią 61,1 km na tydzień oraz 17,5 km na trening.

Cele treningowe na maj? Brak! Maj będzie miesiącem startowym. No może jeden: nie opuszczać zaplanowanych treningów. Czego i Tobie Drogi Czytelniku życzę

2 komentarze:

  1. Powodzenia u sąsiadów, oby wyszło lepiej niż prace domowe sąsiadów Pata i Mata :D!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję realizacji celów kwietniowych i życzę powodzenia w startach w maju !

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...