29 maja 2014

Halo Panie Jacku: O Biegowych Prawach Murphy'ego uwag kilka

Halo Panie Jacku!

Pański ostatni felieton dotyczący czterech biegowych praw (do których oczywiście mógłbym się odnieść i odniosę, lecz dopiero pod sam koniec moich wywodów) natchnął mnie. Podobnie jak Pan, zbierając doświadczenia z treningowych ścieżek oraz tras biegów ulicznych (tych przełajowych też) zauważam pewne prawidłowości, które nawet czasem przeleję na papier (tak brzmi o wiele ładniej, chociaż w obecnych czasach takie rzeczy publikuje się na tzw. twarzaku). Po lekturze ostatniego numeru RW postanowiłem co najmniej część z nich zredagować i stworzyć (a właściwie otworzyć, bo jestem pewien, że niczym kosmos, będzie się rozszerzać) listę Biegowych Praw Murphy’ego.
Źródło: www.someecards.com
Jak dług trwa minuta, zależy od tego jak daleko mamy do mety ma minutę przed złamaniem magicznej bariery.
Tutaj należałoby zacząć od wyjaśnienia terminu magiczna bariera. Moja koleżanka Emilia zastanawiała się już kiedyś nad fenomenem tego, że wszyscy chcą łamać akurat trójkę względnie trzy piętnaście, a nikt jakoś nie pali się do łamania bariery 3:24. Co tu dużo mówić (względnie pisać) - coś w tym jest. Doskonale pamiętam (w końcu całkiem niedawno to było) swój jesienny maraton A.D. 2013. Życiówkę poprawiłem o dziesięć minut z wąsem (jak zwykli mawiać co poniektórzy redaktorzy radiowej Trójki), a jednak bardzo mi było żal tych trzydziestu sekund, których zabrakło do przekroczenia owego magicznego 3:20.

Nikt nigdy nie przygotował się do zawodów dokładnie według planu.
Względnie, jak to zwykłem powtarzać (choć to nie moje słowa, ale nie pamiętam już gdzie je przeczytałem), najgorszy plan treningowy to ten zrealizowany w stu procentach. W książce, którą aktualnie czytam (Biegać mądrze) Amby Burfoot (czyli w sumie Pana kolega z pracy) ujął to w formę Zasady 80=99. Czyli plan zrealizowany w osiemdziesięciu procentach daje dziewięćdziesiąt dziewięć procent powodzenia na zawodach. A ten jeden procent to rzeczy, na które nie mamy wpływu, na przykład pogoda. Kolejna (pod)zasada, którą należałoby tu przywołać (a którą bardzo lubię) głosi, że nieudany trening to ten, który się nie odbył. W skrócie to wszystko ujmując, nie unikniemy korekt w planie treningowym (czasem są wręcz wymagane), trzeba się zatem nauczyć szeroko rozumianej elastyczności.

Jeżeli trasa zawodów prowadzi po tzw. agrafce, pierwsza część biegu będzie prowadzić po wiatr, który zmieni kierunek chwilę po tym, gdy miniemy półmetek.
Ewentualnie może zdarzyć się jeszcze tak, że pierwsza część trasy będzie z wiatrem, lecz nie będziemy mieć tego świadomości i na nawrotce, pełni nadziei na dobry wynik, dostaniemy coś, co potocznie określane jest (jak się ostatnio dowiedziałem, termin pochodzi z nomenklatury żeglarskiej) wmordewind.

Nie ma czasu w maratonie, którego nie da się złamać, dla kogoś, kto nigdy maratonu nie przebiegł.
Podobno wszystko jest trudne, dopóki nie stanie się łatwe. Wszyscy znamy jednak osoby, które z łatwością nabiegałyby dowolny wynik na królewskim dystansie (choć najczęściej nie do końca wiedzą ile kilometrów w ogóle ma ten maraton), gdyby tylko im się zachciało pobiec. To mi jako żywo przypomina anegdotę o najlepszym piłkarzu przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku. W Polsce i innych krajach bloku wschodniego był nim oczywiście Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, czyli Wujek Stalin. W piłkę wprawdzie nie grał, ale gdyby tylko zechciał…

Jeżeli udoskonalasz coś dostatecznie długo, to na pewno to zepsujesz.
To jedyne z praw, którego nie wymagało nawet adaptacji na potrzeby realiów biegowych. Jest niczym innym jak odmiennym ujęciem starego biegowego porzekadła, że na tydzień (względnie dwa czy trzy – w zależności od planowanego do pokonania dystansu) przed zawodami nic już się nie da poprawić; ale bardzo łatwo coś popsuć.

Na sam koniec pozwolę sobie (zgodnie z obietnicą) pokrótce odnieść się do praw sformułowanych w Pańskim felietonie. Co do równości i trawiastości ścieżek zgadzam się całkowicie i w pełnej rozciągłości. Analogia dotyczy nie tylko jazdy w korku ale i oczekiwania w kolejce do kasy w markecie, okienka w urzędzie, i tak dalej, itepe. Zjawisko potęgowane jest szczególnie wtedy, gdy nam się z jakiś względów śpieszy. Co do sznurówek, również się zgadzam, choć już nie do końca. Moje zmagania z nimi skończyły się w momencie, gdy nauczyłem się wiązać je na podwójną kokardę (gorzej jeśli podczas biegu do buta dostanie się kamyk, ale to na szczęście przytrafia się relatywnie rzadko). Co do psów, to się nie wypowiadam, bo osobiście nie mam przykrych doświadczeń, choć zapewne ma Pan rację. Z kolei w przypadku prawa numer cztery, to muszę jeszcze nieco poczekać by je zweryfikować.

Łączę tradycyjne pozdrowienia od CMcMH
Bartek M.

4 komentarze:

  1. Świetnie sformułowane. Dodałbym do tego zasadę, że jeżeli przez kilka kolejnych dni przed zawodami mamy dobrą (pod względem biegowym) pogodę, to w dniu startu na pewno się zepsuje (deszcz, wiatr, lub upał).

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne uzupełnienie felietonu Pana Jacka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie napisane i w pełni się zgadzam! Ten Murphy to powinien kilka nagród Nobla dostać.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda. Murphy to geniusz :) A z tym wiatrem to faktycznie... Sama to gdzieś niedawno pisałam, że czasem w którąkolwiek stronę bym nie pobiegła, to zawsze wieje mi w twarz.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...