22 października 2013

Mądry i mądrzejszy

Właściwie to chciałem napisać posta o planach na nowy sezon biegowy (który w pewnym sensie już się zaczął), ale sprowokowany przez kolegę Leszka (choć nie tylko przez niego), postanowiłem skrobnąć zdania dwa na temat pewnego aspektu planowania sezonu i planowania w ogóle. Ten aspekt to wyznaczanie celów. Nie odkryję wprawdzie Ameryki, bo osobiście wyznaczam swoje cele według starej i sprawdzonej metody, jednak zauważam, iż (wbrew temu, co sam sądziłem) kryteria tejże metody nie są wcale takie oczywiste.

Na początku wspomnę jeszcze jednak, czym cel nie jest. Spotkałem się z podejściem, że gdy była mowa o wyznaczaniu celów rozmowa schodziła na temat tego, kto gdzie i kiedy chce wystartować. Ja tego tak nie postrzegam – to, że na wiosnę planuję pobiec maraton w Pradze jest moim planem, nie celem. Choć jeśli ktoś na przykład przygotowuje się do pierwszego startu na dystansie maratońskim, start w konkretnym maratonie będzie jak najbardziej celem, niemniej również w takim wypadku gorąco zachęcam do konkretyzowania, np Ukończę swój pierwszy maraton w czasie krótszym niż X:XX.

Przejdźmy zatem do meritum i na przykładzie jednego z celów, a konkretnie celu, jaki stawiam sobie w związku ze wspomnianym wyżej czeskim filmem maratonem, napiszmy (my Bartek), jak poprawnie wyznaczać sobie cele. Otóż pomocna okazuje się zasada SMART (a nawet SMARTER), czyli cel powinien być:
  • Prosty (ang. Simple) – nie warto przekombinowywać. Można by zaplanować oczekiwany wynik co do sekundy, albo rozpisać od razu całą strategię (strategia oczywiście rzecz ważna, ale nie warto mieszać jej z celem na etapie ustalania tegoż), rozpisać tempo każdego kilometra z uwzględnieniem profilu trasy, zaplanować tętno i kadencję, a potem całkowicie się pogubić. A ja zapiszę sobie po prostu: Zejdę poniżej wyniku 3:15.
  • Mierzalny (ang. Measurabble) – nie stawiam sobie za cel świetnie się bawić na trasie w Pradze, choć zapewne i tak będę. Bo jak to zmierzyć? Pewnie, zawsze mogę się upierać przy swoim, ale jednak wspomniany powyżej wynik to konkret – albo pobiegnę szybciej niż 3:15, albo nie. Nawet samego siebie nie uda mi się oszukać.
  • Osiągalny (ang. Archievable) – mógłbym (jak niektórzy mi podszeptują życzliwie) rzucić się od razu na łamanie trójki. Ale szczerze mówiąc nie wierzę, że w ciągu kolejnych kilku miesięcy będę w stanie poczynić aż takie postępy. Poza tym chyba lepiej niedoszacować niż przeszacować. No chyba, że stosujemy podejście niejakiego Karola Buncha, który stwierdził: Mierzy się ponad cel, by trafić do celu.
  • Istotny (ang. Relevant) – inaczej mówiąc musi przewidywać progres. Nie sądzę by dobrym celem byłoby pobiec tak samo dobrze jak w Poznaniu. Przecież ni chodzi o to by stać w miejscu – jedną z moich dewiz życiowych jest ta, która mówi, że nawet papier toaletowy wie, że aby być użyteczny, musi się rozwijać.
  • Określony w czasie (ang. Timely defined) – jak wiadomo nic tak nie motywuje jak wiszący nad nami deadline. W moim przypadku sprawa jest prosta – maraton startuje 11 maja 2014 roku o godzinie 9:00.
Ale może także być:
  • Ekscytujący (ang. Exciting) – wydawać by się mogło, ze to trochę zaprzeczenie podpunktu A, ale popadanie w skrajności nigdy nie jest dobre. Jak dla mnie urwanie kolejnych pięciu minut całkiem nieźle przywołuje ciarki na plecy.
  • Zapisany (ang. Recorded) – post opublikowany, już się nie wyłgam. Można oczywiście zapisać w swoim prywatnym kalendarzu, ale ogłoszenie czegoś publicznie, daję dodatkową (i to konkretną) dawkę motywacji. De facto z takich pobudek kilka lat temu powstał ten blog!
Do powyższej wyliczanki dodam jeszcze dwa aspekty, na które także natknąłem się w czytanych książkach i innych internetach. Po pierwsze dobrze gdy cel jest pozytywnie sformułowany (np. schudnę, zamiast nie będę się objadał). A po drugie, powinien być (przynajmniej w znacznej części) zależny od nas. W bieganiu jest to szczególnie istotne: trudno jest zaplanować miejsce na mecie, gdy nie wiemy kto jeszcze pobiegnie w danych zawodach, czas na mecie już dużo łatwiej.

A dla tych, co niechaj narodowie wżdy postronne znają, istnieje też spolszczona wersja SMART-a:
Źródło: mapymysliblog.pl
No dobrze – pozostaje mi zatem zaplanować jeszcze ze dwa inne cele startowe i kilka treningowych. Powtórzę zatem pytanie, które zadałem wczoraj na fanpejdżu: Jakieś sugestie?

8 komentarzy:

  1. Bartek, świetny wpis:) Mam takie samo podejście jak Ty - celem musi być konkret. Ale ciekawostką jest moja obserwacja z tego roku. Po zrealizowaniu celu nr 1 (maraton w 3:20) i nr 2 (dobry debiut w triathlonie na dystansie 1/2 IM - tu mierzalność jest dużo trudniejsza ze względu na różnice w trasie) poczułem się lekko, hmmm, jakby wypalony. Może lepsze określenie to "zrealizowany". Po zrealizowaniu tych celów, na które się tak nakręcałem, żyłem nimi każdego dnia, zupełnie ze mnie uszło powietrze. Potrzebowałem miesiąca-dwóch by się trochę ogarnąć i nabrać ochoty do dalszej ciężkiej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to mi się dostało :)
    Ja w sumie też zrobiłem sobie takie cele (nie plany!) bo miało być 20:00/5km 40:00/10km 1:30/półmaraton i 3:20/maraton. No i udało się tylko 5km z tego i na Biegu Niepodległości mam ostatnią szansę na drugi z celów. W moich celach zabrakło osiągalności bo choć te wyniki ładnie wyglądają to są z różnych półek.
    Ja bym ci proponował cele które bedą dla ciebie interesujące. Jak bieganie to wyniki na krótszych dystansach, jak tri to wynik w 1/4 albo 1/2 IM. Jak po górach to zamieszczenie się w limicie jakiegoś Wawrzyńca.
    A i tak obstanę przy swoim że najważniejszym celem jest biegać zdrowo i mieć z tego przyjemność. Wiem że niemierzalne, ale nie samym szkiełkiem człowiek żyje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Leszek, czyżbyśmy się widzieli w przyszłym roku na trasie w górach? :)
    Moje cele są także smart :) To jest efekt, że coraz częściej w życiu codziennym i zawodowym myślimy "projektowo" i zadaniowo :)
    W tych wszystkich celach, planach i smartach pamiętajmy o najważniejszym celu z biegania. Niech to nam sprawia frajdę i przyjemność. Wychodźmy w śniegu i deszcze na trening nie dla realizacji celu ale dla frajdy i radości - wiem, nie jest to łatwe:)
    @Bartek, ja polecam Tobie cel - przebiec zawody górskie w 2014 na określonym dystansie i czasie. Fajne urozmaicenie treningu i coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ambitne cele podsycają płomień pasji :) To może atak na 1:30 w półmaratonie na jesieni? Np. w Szamotułach żebyś nie musiał daleko jeździć? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie to rozłożyłeś na czynniki pierwsze. Bo właśnie - cele muszą być konkretne, osadzone w czasie i w zasięgu naszych możliwości. A jak się człowiek jeszcze zdeklaruje publicznie na blogu, to nie ma zmiłuj, trzeba tyrać, bo się nie wyłgasz ;) Przysiądę do takiej analizy na początku grudnia, bo teraz jestem na etapie rozważania, co jest w zasięgu moich możliwości (nie tylko fizycznych, ale tych zwłaszcza). Póki co pomysłów jest kilka ;) A półmaraton w Szamotułach na jesieni polecam - trasa jest zdaniem wielu szybka i "życiówkodajna" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się ten post, podoba mi się bo jest to wszystko elegancko rozpisane. I jest bardzo ważne, żeby umieć z głową planować i wyznaczać sobie cele nie tylko biegowe, ale i wszystkie inne w życiu (bo dobra strategia na każdym polu jest tak samo ważna). Jeśli nie wiemy co chcemy osiągnąć, to będziemy gonić, gonić, a i tak de facto zostaniemy w tym samym miejscu:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też stosuje podobną metodę. U mnie jednym z przymiotników opisujących cel jest "ekologiczny", Ekologia oznacza tu zgodność tego, co chcemy osiągnąć w jednym aspekcie, z innymi dziedzinami życia oraz wpływ naszych celów na związane z nami osoby lub otoczenie.

    Z celów mogę zasugerować, podobnie jak Marcin coś w górach i do tego np. wyjazd na jakiś biegowy obóz albo regularne treningi w grupie z trenerem, żeby popracować nad techniką.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Krasus, jednym z moich celów na miniony właśnie sezon było właśnie "ukończyć triatlon". Wprawdzie na nieco krótszym, niż Ty dystansie ale zawsze. A jeśli chodzi o poczucie "zrealizowania", to mnie trudno dojść do takiego stanu, bo zwykle w kolejce czekają już kolejne cele :-)
    @Leszek, od razu tam dostało ;-) Ja już jakiś czas temu nauczyłem się, żeby nie stawiać sobie zbyt wielu celów na sezon - podobno nie powinno ich być więcej niż trzy. Wbrew pozorom lepiej się nastawić na jeden dystans i na nim się skupić (w sensie pracy nad nim, bo bieganie kilkunastu maratonów w roku raczej nie bywa życiókotwórcze).
    @Marcin, w góry mnie jakoś nie ciągnie (nie ty pierwszy mnie namawiasz). Między innymi dlatego, że byłoby to zbyt duże wyzwanie logistyczne.
    @Błażej, a wiesz, że planuję start w Szamotułach i nawet wpisałem sobie priorytet "A". Ale z drugiej strony, to będzie dwa tygodnie po maratonie, więc nie wiem czy się zdążę zregenerować - czytałem też gdzieś, że na tydzień, dwa po maratonie można pobiec mocną dychę, albo piątkę, ale połówka to już trochę za dużo.
    @Maria, jak napisałem powyżej, planuję się w przyszłym roku przebiec po Szamonix ;-)
    @olaobieganiu, ktoś mądry kiedyś powiedział, że jeśli nie realizujesz swoich planów, będziesz realizował plany innych. I coś w tym jest.
    @Adam, to co Ty nazywasz ekologią, ja nazywam WLB (Work Life Balance) - chociaż w tym aspekcie to powinno być RLB (Running Life Balance) ;-) Nad techniką planuję popracować, ale treningi w grupie raczej nie wchodzą w grę - właśnie z uwagi na WLB. De facto zacząłem biegać właśnie dlatego, że (z uwagi na charakter wykonywanej pracy) nie byłem w stanie regularnie uczestniczyć w zajęciach odbywających się w określonych dniach i godzinach.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...