20 kwietnia 2013

Alma Mater - Cześć 2: Traktor

Pakiet startowy odebrany. Myślę już o tym, aby udać się na spoczynek przed kolejnym maratonem. Tak naprawdę to sztafetą maratońską, a mnie czeka jedynie 7,195 km biegu. Ale to jutro - już jutro, a ja wciąż mam zaległości z poprzedniego maratonu, tego w całości, sprzed tygodnia. Zaległości kronikarskie oczywiście. Nadróbmy zatem co nieco.

Wyjechaliśmy z Poznania. Droga, pomijając dwudziestominutowe oczekiwanie w kolejce do kasy na stacji benzynowej - pikanterii być może doda fakt, że stacji marki zaangażowanej od niedawna maratońsko (proszę nie traktować tej uwagi, ani jako reklamę, ani jako antyreklamę - ot, ciekawostka) - bez rewelacji. Ale do czasu. Będąc już niemal na miejscu, na ostatnich kilometrach dosłownie, Bartek skręcił za wcześnie i nagle skończył się asfalt. Droga gruntowa, a tu dopiero co śniegi odtajały, a przypomnę, że śniegi mieliśmy tej zimy głębokie. Pierwsze ostrzeżenia żony Bartek wziął do serca i zawrócił. Ale nie do końca. Nie do końca zawrócił i nie do końca wziął do serca, bo - zamienił stryjek siekierkę na kijek - wkrótce znaleźliśmy się na innej drodze, która choć nadal gruntowa, przecież miała tym razem do celu zaprowadzić. Mówiąc wprost, Bartek zachował się jak typowy facet, i zamiast szybko wyciągnąć wnioski, brnął w swoje błędy. Samochód też brnął i pomijając fakt, że po efektach niedawnej wizyty w myjni (w końcu zmyliśmy zimę, bo jak wiemy jedną z oznak wiosny jest refleksja, że brudny to nie jest określenie na kolor samochodu) nie zostało ani śladu, po prostu ugrzązł w błocie, aż po progi. Kobiety i dzieci z pokładu ewakuowano a mocno niezadowolony z siebie kierujący podjął ostateczną próbę ratunku. Choć przez chwilę nadzieja błysła, niestety nieudaną - ot, zakopałem się pół metra dalej. Na szczęście odsiecz nadeszła, kobiety i dzieci przetransportowano na kwatery (tu należy nadmienić, że z całej załogi jedna Córka Starsza posiadała w wyposażeniu kalosze - na szczęście Córka Młodsza do transportu polowego mogła użyć Mamy), a męska część towarzystwa ruszyła na poszukiwanie posiłków by i strat w sprzęcie uniknąć. Szczęśliwie ludność okoliczność okazała się uczynna i nadesłano wsparcie w postaci pojazdu terenowego typu traktor. Z trzygodzinnym w stosunku do planowanego (z czego połowę można było od razu przyjąć jako pewnik, ale ja łudziłem się, że z dwójką dzieci uda nam się być na miejscu już około osiemnastej) czasu przybycia, udało nam się dotrzeć - jak to określili nasi Gospodarze, dotrzeć z przytupem.

Kluczowym elementem dnia kolejnego, czyli soboty, była wizyta w Atlas Arenie celem odebrania pakietów startowych i zwiedzenia przedmaratońskiego Expo. Zwiedzania to bardzo duże słowo, bo obejście wszystkich stoisk zajęło nam jakieś... pięć minut. Ale zanim do tego doszło, ja doszedłem do (niestety, z całym szacunkiem do wszystkich znanych mi osobiście architektów, powtarzanego przeze mnie zbyt często) postulatu zastrzelić architekta. Dotarcie na miejsce wymagało bowiem taszczenia po schodach (zewnętrznych i wewnętrznych) spacerówki z zawartością w postaci (jaka tam postać, skoro ona w tym wózku siedziała) Córki Młodszej. A dodać należy, że jeden z taszczących, czyli Wujek Wojtek dzierżył jednocześnie w swej dłoni inną dłoń, która należał do jego dwuletniego synka. I jak tu pałać miłością do architekta. Inna kwestia, że i inżynierowie się nie popisali, bo schody się (że tak użyję kolokwializmu) sypią.
Ale wracając do samego Expo. Małe bo małe (choć organizatorzy chcą uważać, że to już maraton światowej klasy, nie równać się jeszcze Łodzi z Warszawą i Poznaniem, że o Berlinie czy Paryżu nie wspomnę), to raptem jedno stoisko przykuło moją uwagę (inna rzecz, że wiele z obecnych tam stoisk, mogłem sobie obejrzeć raptem tydzień wcześniej w Poznaniu) - stoisko Akademii Triatlonu. Asekuracyjnie nie zaopatrywałem się wcześniej w większą ilość gotówki, by jej za dużo na Expo nie zostawić i tak całe trzydzieści złotych wydałem na książkę, której treść już znam. Ale dla bibliofila treść książki to jeszcze nie książka. A że książka z autografem, a jeszcze do tego udało się zdobyć dedykację, sfotografować z autorem i jeszcze dwa słowa zamienić, to pozostawionych wszystkich posiadanych na daną chwilę banknotów, w ilości trzech, o nominałach po dziesięć złotych polskich każdy, nie było mi żal.
W gronie triathlonistów - obecnych i przyszłych
A wspomnieć jeszcze należy o tym, że skoro było nas tam dwóch przemieszczających się razem przedstawicieli płci nie-pięknej i to przemieszczających się z towarzystwie dwójki małych dzieci (przedstawicielki płci zdecydowanie pięknej w towarzystwie dwójki pozostałych dzieci przebywały wówczas bliżej lub dalej, ale w innym miejscu), więc oczywiście wzięto nas za przedstawicieli orientacji wiadomej. Wszystko to oczywiście (że niby) w żartach, ale czy dwóch facetów z dziećmi to naprawdę tak nietypowy widok?

Na zupełne zakończenie warto jeszcze zauważyć, że tzw. pakiet startowy składał się głównie z leków. Ale co się dziwić - sponsorem tytularnym sieć aptek. Aż by się chciało wystartować w maratonie, którego sponsorem tytularnym będzie mennica państwowa.
Więcej rewelacji w sobotę nie stwierdzono. Pasta party odpuściliśmy na rzecz urządzonego kameralnie u naszych Gospodarzy. A o tym co się działo w niedzielę, zwłaszcza między godziną dziewiątą zero zero a dwunastą trzydzieści dwie, będzie można poczytać za dzień lub dwa. O ile mnie od internetów nie odetną.

3 komentarze:

  1. Człowieku, wydaj książkę ze swoimi biegowymi wspomnieniami! Nawet chyba nie wiesz, jak te Twoje relacje fajnie się czyta :) Ciekawa jestem czy pakiet na maraton i na dyszkę bardzo się różniły? U mnie też sporo leków, średnia koszulka techniczna i pseudo-buff.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Gohs, właśnie się oblałem rumieńcem. A tak poważnie, to czekam na propozycję z wydawnictwa :-) A tak już zupełnie poważnie, to dziękuję za miłe słowa.
    Pakiet maratoński porównałem z pakietem kolegi, który biegł dychę i różniły się jedynie koszulką. No chyba gąbki też nie było. A propos, gąbka fajna (cienka) - pewnikiem przyda się jeszcze w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...