21 marca 2013

Ja jako archeolog

Dzięki (ewentualnie z winy) Audeo przyzwyczaiłem się na dobre do biegania ze słuchawkami na uszach . Choć czasem zdarza się, że chcę pobyć sam na sam ze sobą i słuchawki zostają w domu. Gdy po 7 nawykach skutecznego działania oraz Trzech mądrych małpach zastanawiałem się (tak naprawdę nie zastanawiałem się za bardzo - wiedziałem to już wcześniej) jaki kolejny audiobook wybrać na towarzysza swoich treningów, zdecydowałem się na współbiegacza (a nawet w pewnym sensie współblogacza) w osobie autora i lektora zarazem, czyli pana Jacka Fedorowicza i jego ostatnią (ostatnią w sensie najnowszą, choć najnowszą w ogóle tu nie pasuje) książkę Ja jako wykopalisko.
Źródło: Audeo.pl
Czuję się w swego rodzaju obowiązku napisać tutaj kilka słów o swoich wrażeniach, lecz - muszę przyznać się szczerze - nie wiem jak się do tego zabrać. Wyczuwam swego rodzaju oczekiwanie (być może nawet sam od siebie tego oczekuję), by pojawił tu się rodzaj oceny, a nawet recenzja. Ale w takiej sytuacji sam od siebie oczekiwałbym obiektywizmu, a wiem, że w tym wypadku o obiektywizm będzie mi wyjątkowo trudno. Nie ma co czarować - zbyt dużym sentymentem darzę osobę pana Jacka.
Będąc nieopierzonym nastolatkiem co tydzień zasiadałem przed telewizorem by oglądać, by później przedyskutowywać z kolegami w drodze do szkoły i samej szkole, kolejne wydanie Dziennika Telewizyjnego. Film Nie ma róży bez ognia kształtował (dosłownie) nasze (moje i moich kolegów) słownictwo. Pan Jacek jest też przecież związany z moją ukochaną Trójką. A odkąd wciągnąłem się w bieganie każdy nowy numer Runner's World zaczynam od felietonu pana Jacka - dopiero po nim czytam wstępniaka. Dwa razy nawet spotkałem pana Jacka, ale przypadkowo - raz widziałem go przechodzącego ulicą, gdy pod koniec obchodów własnej rocznicy śluby, zasiedliśmy w pewnym fast foodzie naprzeciwko poznańskiego okrąglaka; drugi raz, gdy minąłem go na warszawskich Polach Mokotowskich w trakcie wieczornego treningu (pan Jacek też akurat biegał).
Ale nic to, spróbuję. Ot spróbuję wydobyć z siebie garść refleksji, względnie spostrzeżeń, względnie tego co mi palce na klawiaturę przyniosą (niepotrzebne skreślić), czyli tego co mi w głowie zostało po wysłuchaniu (już kilkukrotnym i nie mogę przestać) Wykopaliska.

Gdy po raz pierwszy zabrałem ze sobą Wykopalisko na trening, zanim jeszcze zdążyłem się porządnie rozgrzać, naszła mnie myśl, że to chyba nie był do końca mądry pomysł. Ot, facet biegnący po parku, wybuchający ni z tego ni z owego gromkim śmiechem, wygląda co najmniej dziwnie. Jeżeli nie głupio. Ale przełamałem się i w sumie to udawało mi się powstrzymywać od śmiechu w trakcie biegu. A propos biegu - książka o bieganiu wprawdzie nie traktuje, ale jest w niej fragment biegania dotyczący. Zresztą nie trzeba nawet do książki (tudzież audiobooka) sięgać, by większą cześć owego fragmentu przeczytać - odsyłam zatem od razu do jednego z felietonów Kolegi Blogacza (tak, piję tu do kultowej postaci Kolegi Kierownika).
Źródło: www.runners-world.pl
No dobrze, ale o czym jest Ja jako wykopalisko? To wspomnienia pana Jacka widziane z dwóch perspektyw - roku 1972 oraz czasów współczesnych. Albo inaczej - wspomnienia spisane w roku 1972 (wówczas nie opublikowane) z komentarzem współczesnym. A to, że w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych (był on wówczas niewiele starszy niż ja obecnie) pisał wspomnienia i, mało tego, naprawdę miał co wspominać, dosyć mocno świadczy o osobie autora. W pewnym sensie można też powiedzieć, że jest to książka o smutnych czasach komunizmu i osobiście muszę przyznać, że pod wpływem lektury (czy w przypadku audiobooka można mówić o lekturze? może raczej o wysłuchaniu?) naprawdę nabrałem innego spojrzenia na ten okres naszej historii. Bo wprawdzie, gdy poprzedni ustrój upadał, ja liczyłem sobie ledwie lat dziesięć, to pamiętam jeszcze mięso na kartki, puste półki w sklepach. Ale też wydawało mi się, że te czterdzieści lat to okres w miarę jednorodny. Oczywiście wiem z historii, że były okresy zwane odwilżami, i że zupełnie inaczej żyło się w Polsce stalinowskiej, a inaczej za Gierka, ale też nie pomyślałbym o tym, że można na tyle otwarcie (w moim mniemaniu) pisać o pierwszej połowie lat pięćdziesiątych zaledwie w dwadzieścia lat później. A pan Jacek nie pisał wówczas do szuflady.

To co jeszcze zauważyłem słuchając Wykopaliska, to - i tu wykazuję się cechą, do której i sam autor otwarcie się przyznaje, czyli miłością własną - że kilka rzeczy łączy mnie z panem Jackiem (małych bo małych, ale cieszą). Ja również mogę mawiać Moja Hanka - choć ja o córce, a pan Jacek o żonie. I ja w szkole byłem niemal prymusem, mówię o tym otwarcie (przyznaję się czyli) i Einsteinem też nie zostałem. I co najważniejsze - nie będę się już raczej zastanawiał, czy powinienem się przejmować swoją tendencją do ciągłych wtrąceń, dygresji i dygresji pomniejszych, podczas pisania (nie tylko niniejszego bloga).
Źródło: www.runners-world.pl
I jeszcze coś - książka natchnęła mnie do sięgnięcia do dzieł, z którymi (przynajmniej częściowo) zetknąłem się we wcześniejszym lub późniejszym dzieciństwie, ale było to tak dawno, że tak naprawdę niewiele pamiętam. Nabyłem już drogą kupna na aukcji internetowej płytę DVD z filmem Do widzenia, do jutra, a w kolejce czekają Popiół i diament oraz Zezowate szczęście.

I to chyba tyle. Przelałem na klawiaturę co mi w duszy grało. A przelewając obiecałem sobie, że zanim kliknę Opublikuj, nie będę sprawdzał co napisałem do tej pory. Żeby nie było jak w tym barejowym osiemnastym dublu - żeby się dowiedzieć o co chodzi odsyłam już do książki. Mam nadzieję, że uda(ło) mi się (choćby w ten sposób) zachęcić do sięgnięcia po Wykopalisko.

Acha, jeszcze jedno na sam koniec. Autor i lektor w jednej osobie to genialne rozwiązanie - brawurowe odczytanie, a przecież o interpretacji nie może być mowy. To trochę tak, jakby siedzieć w głowie autora. Dla mnie bomba!

1 komentarz:

  1. Dla mnie pan Jacek to też szczególna osoba, muszę tą książkę przeczytać. Miałem raz przyjemność zamienić parę słów - przebieraliśmy się w jednej szatni przed półmaratonem w Tarczynie w zeszłym roku. Pożartowaliśmy o tym co wkurza biegaczy (pisał o tym w ostatnim RW przed tym biegiem), potem było mi miło jak na agrafce ja wracałem a on jeszcze biegł na wcześniejszym odcinku trasy i zostałem rozpoznany i pozdrowiony. Taka mała rzecz a cieszy.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...