25 czerwca 2012

Niezadrukowane kartki

Patrzę, i co widzę? Niezadrukowana kartka! - to jeden z (wielu) moich ulubionych cytatów z mojego ulubionego kabaretu.* A ja tak patrzę na bloga i widzę, że ostatnio prawie nie piszę (dobrze, że chociaż z samym bieganiem nie jest jeszcze najgorzej). To ostatnio to oczywiście od pojawienia się Hanki. Zastanawiam się tylko, gdzie tkwi problem - będę się oczywiście upierał przy tym, że to brak zorganizowania (chociaż Euro też nie pomaga...). Wniosek może być jednak tylko jeden: trzeba się brać za siebie. Tym bardziej, że do maratonu w Berlinie pozostało już mniej niż sto dni...

A propos stu dni - przy okazji tej (już nie tak) okrągłej liczby postanowiłem spojrzeć trochę wstecz (czyli zrobić małe podsumowanie wiosny - czyli od narodzin Hanki do połówki w Śremie) ale też spojrzeć do przodu (czyli na to, jak zamierzam się przygotować do startu w Berlinie).

Jak zapewne pamiętacie, po tym jak pojawiła się kolejna kobieta w moim życiu, zrobiłem sobie małe rozbieganie (w tym czasie przebiegłem tylko 5 kilometrów w jednym z biegów III Grand Prix Poznania). Kolejne tygodnie biegowo wyglądały już nieco lepiej, chociaż moje treningi polegały głownie na próbach rozgryzienia miCoacha, a bardziej rozgryzania siebie czyli ustalenia jak powinienem realizować wygenerowany plan, aby ta realizacja przynosiła efekty w postaci poprawy formy. Wygląda na to, że mi się to udało i wszystko zaczyna mieć tzw. ręce i nogi (niemniej o szczegółach owego rozgryzienia napiszę jednak innym razem). W tym czasie udało mi się też dwa razy wystartować (ale o tym już pisałem).
A żeby miłośnicy statystycy poczuli się usatysfakcjonowani pragnę donieść, iż w okresie 23 kwietnia do 9 czerwca przebiegłem 161,5 km co daje ok. 23 km tygodniowo - szału nie ma (że tak pozwolę sobie na mały kolokwializm), ale tragicznie chyba też nie jest.

No dobrze, teraz trzeba brać się do pracy (czyli może być już tylko lepiej) - plan treningowy do królewskiego dystansu już w realizacji. Zakłada on (plan) cztery treningi w tygodniu (można oczywiście wybrać taki z sześcioma). Zazwyczaj dwa z nich to więcej lub mniej, krótszych lub dłuższych interwałów - czasem raz w tygodniu trafia się dłuższy odcinek w okolicach progu mleczanowego. Trening niedzielny to dłuższy bieg nieco powyżej progu tlenowego - niekiedy zawiera elementy tempa docelowego lub krótki odcinek w okolicy progu mleczanowego. Ostatnia jednostka, to coś co ja nazywam treningiem podtrzymującym - zwykle przewiduje około godziny spokojnego biegu (w przeddzień najdłuższego biegu w tygodniu). I szczerze przyznam, że ten trening traktuję jako obligatoryjny fakultatywny - w jego miejsce zamierzam wprowadzać inne formy aktywności (np, rower lub pływanie).
Dalsze szczegóły poznacie oczywiście wkrótce (jestem dziś niezwykle tajemniczy...).

No cóż - całe lato przed nami. To dobry czas by przygotować się na jesienne wyzwania. Czyż nie?

*Nie, nie zdradzę Wam z którego skeczu - musicie poszperać...

4 komentarze:

  1. Nie pomyliłem się z tym treningiem podtrzymującym? Piszesz że ma być obligatoryjny a jednocześnie chcesz go zamieniać na rower albo basen... pogubiłem się w tym.
    A z tą kartką to przypomniało mi się coś z dzisiejszej porannej audycji w Trójce - odnośnie tego że znowu na pierwszym miejscu listy znalazły się "Glanki i pacyfki" Artura Andrusa. Prowadzący stwierdził że koło Andrusa to strach czystą kartkę zostawić - od razu jakiś wiersz, skecz czy piosenkę napisze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Leszek, oczywiście miało być "fakultatywny" - dzięki za czujność ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cytat ze skeczu "Kuszenie geniusza" :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...