4 listopada 2011

Strategia na Kościan - korekta

Na początek będzie filozoficznie. Dziwne czasy przyszły. Mam ponad sto trzydzieści znajomych na "fejsie". Niektórych spośród nich nie miałem jeszcze okazji poznać w tzw. realu. O dziwo, czasem właśnie na nich można naprawdę liczyć - jak na prawdziwych przyjaciół, którzy złapią cię "za szmaty", gdy chcesz zrobić głupstwo, a czasem delikatnie pchną do przodu. Wprawdzie to tylko dlatego, że za bardzo się tutaj uzewnętrzniam...

Ale do rzeczy! Komentarze Wojtka i Hanki (że o Tete nie wspomnę) popchnęły mnie do ponownego przemyślenia strategii na finał sezonu, czyli na Półmaraton Kościański. Postanowiłem nieco poszperać (grzebałem, jak by powiedziała Antygona z klasycznego skeczu Kabaretu Potem) i trafiłem na artykuł o strategii wykorzystującej, czy też odwołującej się do zjawiska Runners High. Pomyślałem, brzmi to dobrze - warto spróbować.
Założenia zatem są następujące. Cel minimum (czyli nie wolniej niż) to minimalne poprawienie życiówki z Grodziska (1:45:20), tj. średnie tempo 4:59/km. Cel może nie "maksimum", bo w sumie sam do końca nie wiem na co mnie stać, ale taki, który określiłbym jako bardzo zadowalający (lecz, przynajmniej z założenia nie szybciej niż) to wynik określony na podstawie tabeli Race Prediction z książki  Run Less, Run Faster, bazując na najlepszym wyniku na 10 km, czyli 1:41:12, co z kolei przekłada się na średnie tempo 4:48/km. Uśredniając dwa średnie tempa dochodzimy do najlepszego oszacowania, czyli tempa 4:53/km, które powinno dać wynik w okolicach 1:43:10, choć zamierzam (i zgodnie z założeniami powinienem) nim biec jedynie przez (mniej więcej) jedną trzecią dystansu.
Pierwszy kilometr relatywnie wolno, bo o trzy procent (9 s/km) wolniej niż tempo średnie, choć może się okazać, iż z powodu tłoku na starcie (na liście startowej znajduje się blisko dwanaście tuzinów nazwisk) będzie jeszcze wolniej. Kolejne dwa kilometry (miejmy nadzieję, że na pierwszym już się nieco przetrze) biegniemy szybciej o jeden procent (3 s/km) w tempie 4:59/km i na następnych dwóch ujmujemy jeszcze jeden procent. Po pięciu kilometrach "rozgrzewki" osiągamy tempo 4:53/km, które staramy się utrzymać przez kolejne 7 km. Natomiast po minięciu tabliczki z napisem "12 km" przyspieszamy o jeszcze trzy sekundy na kilometrze i takie tempo staramy się utrzymać aż do mety. Ale jeśli stanie sił i ambicji, na samym finiszu (zobaczymy czy i na jak długim) można podjąć próbę wycisnąć jeszcze trochę soku z tej cytryny...
I jeszcze jedna ważna nauka z poprzednich dwóch połówek - zabrać swój własny prowiant, aby czasem nie zabrakło zasilania niczym tramwajom we Wrocławiu. A co z tego wszystkiego wyjdzie w tzw. praniu? Przekonamy się już w niedzielę. A warunki do podkręcania życiówek zapowiadają się wyśmienite...

4 komentarze:

  1. trzymam kciuki :)powodzenia:)dasz radę :)pozdrowaśki;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja do Ostrowa w tym czasie jadę, więc się nie spotkamy. Trzymam kciuki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia w biciu życiówki :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...