29 października 2011

(Nie) Daj się wyeliminować

Po trzynastu dniach obijania się po maratonie, kiedy to moje buty do biegania leżały bezczynnie w piwnicy, wróciłem dziś na "miejsce zbrodni", czyli nad Maltę. Powodem był nowy punkt w kalendarzu poznańskich imprez biegowych, czyli I Bieg Eliminator. Bieg o ciekawej formule (trzy tury eliminacyjne oraz finał, do którego kwalifikowało się po sześć najszybszych osób z każdej kategorii wiekowej) i ciekawej trasie (trochę asfaltu ale w zdecydowanej większości przełaj oraz kilka naprawdę stromych podbiegów i zbiegów).

Na liście startowej znalazłem tylko dwa znane mi nazwiska (w sensie, należące do moich znajomych), lecz na miejscu spotkałem tylko Wojtka. Mieliśmy tyle szczęścia, że przydzielono nas do tej samej, drugiej tury i jak się okazało, obaj zamierzaliśmy pobiec, żeby dobiec (co oczywiście oznacza zgoła odmienne wyniki). Przed startem zażartowałem jeszcze, że możemy pobiec "na plecach" Małgorzaty Sobańskiej, która również biegła w naszej grupie.
Gdy wystartowaliśmy i przebiegliśmy już kilkaset metrów, a Wojtek oczywiście pognał do przodu, zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście biegnę tuż za panią Małgorzatą. Postanowiłem zatem rzeczywiście przyjąć taktykę, która wpadła mi do głowy jako żart. Nie było to komfortowe dla mnie tempo, ale pomyślałem sobie, "co mi tam". I tak biegliśmy sobie przez dwa i pół z trzech okrążeń i dopiero miedzy trzecim a czwartym kilometrem mój niczego nieświadomy zając (zajęczyca?) zaczął mi uciekać, a po czwartym kilometrze straciłem go w ogóle z oczu (pomijając dłuższe proste), choć na ostatecznie straciłem na mecie jedynie 25 sekund. Ostatecznie nabiegałem czas 22:43 i chyba mogę uznać to za bardzo dobry wynik, tym bardziej, że już po finiszu czułem, że dałem siebie prawie wszystko, na co mnie było dzisiaj stać.

Kiedy już się przebrałem w suche ubranie, odebrałem ciepłą herbatę i chłodną drożdżówkę, zamieniłem jeszcze kilka słów z Wojtkiem i jego Niebiegającą Dziewczyną, wywieszono wyniki drugiej tury i okazało się, że byłem trzeci w kategorii, a uwzględniając wyniki z obu rozegranych już biegów, miałem szósty czas w M30, a z kolei wśród zawodników przygotowujących się do ostatniej tury trudno było znaleźć tych z takim samym napisem na plecach (zawodnicy oprócz "klasycznego" numeru startowego mieli na plecach oznaczenia kategorii, w której biegną, właśnie). Nagle okazało się, że może się zdarzyć, iż zakwalifikuję się do finału... Szczerze mówiąc nie chciało mi się biegać drugi raz, tym bardziej, że za pierwszym naprawdę mocno się zmęczyłem, ale podświadomie marzył mi się ten finał i mój pierwszy mały sukces biegowy (pomijając walkę z samym sobą rzecz jasna). Niemniej jednak z trzech zawodników z mojej kategorii, którzy pobiegli w ostatniej rundzie, dwóch pokonało trasę szybciej ode mnie, więc ostatecznie zająłem zaszczytne ósme miejsce w kategorii (czterdzieste drugie w "generalce" i czterdzieste wśród mężczyzn) i w poczuciu dobrze spędzonego przedpołudnia mogłem wrócić do domu, by po południu "udzielać" się rodzinnie (głównie na zakupach).

Miło, że przybył nam w Poznaniu kolejny ciekawy bieg. Ja jednak wciąż czekam na piątkę na atestowanej trasie (mogą być okolice Poznania), bo gdzie my mamy robić "oficjalne" życiówki na tym dystansie? Ale to tak na marginesie...

3 komentarze:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...