1 lutego 2011

Podsumowanie tygodnia - 13tdMD

Czyli nadrabiam(y) zaległości - część 1

Odnoszę wrażenie, że zbyt często zdarzają mi się krótsze lub dłuższe okresy, w których narzekam na permanentny brak czasu, który nierzadko odbija się na moich biegowych poczynaniach, a najczęściej na mojej aktywności na niniejszym blogu. Nie na wszystko w moim życiu mam bezpośredni wpływ, ale chyba jednak powinienem zdecydowanie bardziej przyłożyć się do czegoś co ładnie określa się jako zarządzanie sobą w czasie. Ale nie o tym miałem pisać - miałem "zabrać się" za nadrabianie zaległości. Do dzieła zatem! Czwarty tydzień (10-16.01) moich przygotowań do maratonu prezentował się następująco:

Wtorek
5 x 1K (400 m RI)
"Kilometrówki" powinienem biegać w tempie ok. 5 min/km. Ale w tzw. ferworze walki nie utrwaliłem sobie tej wiedzy przed wyjściem, a ustawienia treningu w Gremlinie zaszwankowały, więc biegłem na wyczucie. w rezultacie wyszło 4:22, 4:26, 4:35, 4:29 oraz 4:27/km, a zatem znacznie mocniejszy trening, niż być powinien.

Środa
Trening siłowy - 29:50

Sobota
11 km run: 2 km easy, 7 km @ MT pace, 2  km easy
 Trening zaplanowany na czwartkowy wieczór; dwukrotnie przesuwany. Ostatecznie zrealizowany w sobotni wieczór, do tego nie w całości. Trzeci etap został skrócony o połowę z uwagi na... dolegliwości okołogastyczne. Mówiąc (pisząc) krótko, po zwolnieniu do spokojnego tempa, układ pokarmowy dał mi do zrozumienia gdzie konkretnie mam się w szybkich krokach skierować i z ostatnich dwóch kilometrów zrobił się jeden. I tak cieszę się, że udało mi się ten "problem" rozwiązać w cywilizowanych warunkach.

Niedziela
Trening siłowy - 45:36. Tym razem wg programu Siłownia bez siłowni zamieszczonego w książce Biegaj z nami.

Poniedziałek
17 km @MP + 32 sec/km
Długie wybieganie przeniesione z niedzieli na poniedziałek, czyli tydzień treningowy wydłużony o tydzień. Trening męczący o tyle, że realizowany na niespełna kilometrowej pętli.

Podsumowując - po rozciągnięciu planu na początek kolejnego tygodnia udało mi się zrealizować prawie cały (bez tysiąca metrów) zaplanowany kilometraż, co cieszy. Martwi, że po raz kolejny nie udało mi się wybrać na basen - ale (uprzedzając nieco fakty) nie udało mi się to niestety ani razu w styczniu.

3 komentarze:

  1. Ojej, 17 okrążeń w ramach długiego wybiegania? Podziwiam, że wytrzymałeś to mentalnie. No i trzymam kciuki za dalsze przygotowania i za skuteczne zarządzanie sobą w czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie strasznie trzeba manewrować czasem, żeby udało się wpasować i jakoś sensownie rozdzielić treningi. Mam to samo. Mam też to samo czyli problemy na ok. 11-12 km - ostatnio przed bieganiem zjadłam klajster czyli ryż z bananem i chyba było lepiej niż po serku z otrębami :)
    Ups, przepraszam Cię ale co do tego 17km biegania po pętli to mam skojarzenia z chomiczkiem zasuwającym wewnątrz małego kółka :-) Też podziwiam że tyle wytrzymałeś.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Ava, o chomiczku już pisałem;) Ale z drugiej strony wyobraźcie sobie ultramaraton na bieżni lekkoatletycznej (czytałem gdzieś o takich imprezach). Po czymś takim podobno zna się na pamięć każdy skrawek tartanu...

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...